Jaki laptop jest idealny dla twórcy? Odpowiedź na to pytanie nigdy nie jest jednoznaczna – właściwie co osoba to inne preferencje. Są jednak elementy, które pozostają niezmienne, takie jak możliwie najlepszy wyświetlacz, wydajne podzespoły oraz dodatki konstrukcyjne, które mogą ułatwić pracę w najpopularniejszych programach. Muszę przyznać, że Asus ProArt Studiobook 16 OLED pod każdym z tych aspektów pozytywnie zaskakuje. Dziś kilka słów na jego temat.
Asusowa seria urządzeń ProArt przeznaczona jest do profesjonalistów, którzy żyją z tworzenia – grafiki, zdjęć, wideo. Sama należę do grona twórców, ale treści – dziennie spod moich palców wychodzi naprawdę dużo literek, niezależnie czy mowa tu o tekstach na Tabletowo / oiot, czy mejlach. Przez dłuższy czas zastanawiałam się czy ProArt Studiobook 16 OLED sprawdzi się w rękach graficznego amatora, jakim jestem. Szybko jednak okazało się, że moje wątpliwości były na wyrost – to po prostu uniwersalny sprzęt… właściwie dla każdego, a zastosowane w nim rozwiązania mogą uzależnić.
Mam na myśli głównie Asus Dial oraz touchpad ze scrollem (dokładnie jak w myszce!).
Asus Dial to mistrzostwo świata
Kojarzycie Microsoft Surface Dial? To takie fizyczne pokrętełko, które jest kompatybilne z wybranymi urządzeniami Microsoftu, przeznaczonymi głównie dla grafików. Asus poszedł o krok dalej – zaimplementował podobne rozwiązanie bezpośrednio w laptopie. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką konstrukcją i byłam dość sceptycznie nastawiona. Zupełnie niepotrzebnie. Gdy tylko dostrzegłam, że Asus Dial można wykorzystać nie tylko w programach do obróbki foto i wideo, ale również w codziennym użytkowaniu sprzętu, szybko stało się to moim ulubionym narzędziem.
Wszystko za sprawą tego, że Asus Dial pozwala zmienić jasność ekranu czy głośność głośników bez potrzeby sięgania do konkretnych przycisków na klawiaturze czy też do ustawień. Ale to pikuś, bo pozwala też przewijać strony, przełączać się pomiędzy kartami w przeglądarce czy otwartymi programami na komputerze. To jest tak proste, a zarazem genialne rozwiązanie, że bardzo szybko się z nim polubiłam. Znajduje się tuż pod lewym kciukiem, przez co zawsze jest w zasięgu.
Możliwość korzystania z Asus Dial z pewnością docenią osoby używające aplikacji pakietu Adobe – Photoshopa, Premiere Pro czy Lightrooma. W każdej z nich dostępne opcje można dowolnie edytować, dzięki czemu rozwiązanie staje się dostosowane pod indywidualne potrzeby użytkownika. Raz jeszcze powtórzę: świetna sprawa!
Ale to ja tu Wam będę się rozpisywać, skoro nic lepiej tego nie przekaże od wideo. Zerknijcie tylko, w jak zaawansowany sposób można wykorzystać to sprytne pokrętełko:
Pokrętełko pokrętełkiem, ale cierpi na tym klawiatura
Początkowo w ogóle nie mogłam przyzwyczaić się do klawiatury Asusa ProArt. Wszystko dlatego, że w stosunku do innych laptopów, tutaj klawiatura jest wysunięta nieco dalej od użytkownika, przez co krawędź laptopa wręcz wrzyna się w wewnętrzną stronę nadgarstków. Strasznie to dla mnie niewygodne – odnoszę wrażenie, że, choć klawiatura sama w sobie jest bardzo dobra, to jest tu wyłącznie dodatkiem do reszty – w końcu grafik czy twórca treści wideo wcale dużo pisać nie musi.
Zwłaszcza, że takie wysunięcie klawiatury jest nie bez powodu – inżynierowie Asusa doszli do wniosku, że w standardowym miejscu dolnych rzędów klawiszy, optymalnie będzie umieścić Asus Dial. I niewątpliwie był to strzał w dziesiątkę – jest w idealnym miejscu, tuż pod kciukiem, ale cierpi na tym ergonomia pisania.
Co więcej, spacja jest dość krótka, co początkowo sprawiało mi spore problemy. Zamiast Alt, non stop wciskałam, chcąc użyć znaków diakrytycznych, klawisz znajdujący się pomiędzy Alt a Ctrl, który domyślnie służy uruchamianiu Creator Huba… Musicie mi uwierzyć na słowo, jak bardzo było to upierdliwe.
Pod względem umieszczenia klawiatury i rozmieszczenia klawiszy Asus ProArt Studiobook 16 OLED zdecydowanie nie jest moim ulubionym laptopem. Paradoksalnie ma bardzo wygodną klawiaturę, jak to zresztą w większości urządzeń tego producenta bywa. Cieszy też fakt, że nie zapomniano o klawiaturze numerycznej, która dość często mi się przydaje. Fajny jest też smaczek w postaci chropowatej powierzchni strzałek.
Na klawiaturze są dwa klawisze, którym można przypisać dowolne funkcje z poziomu ProArt Creator Hub – mowa o klawiszu Windows i tym między Alt a Ctrl, który (jak już wiecie) spędzał mi sen z powiek.
Klawiatura jest oczywiście podświetlana – w tym przypadku na biało. Podświetlenie ma trzy stopnie jasności, a licząc też wyłączone, to nawet cztery.
Touchpad ze scrollem
Pod klawiaturą umieszczony został pokaźnych rozmiarów touchpad, co akurat uważam za sporą zaletę tego sprzętu. Czy czymś się wyróżnia? Zdecydowanie tak! Zamiast lewego i prawego przycisku myszy ma też… środkowy! Scroll w większości myszek domyślnie służy nie tylko do płynnego przewijania pionowego, ale także otwieraniu linków w nowej karcie i nie inaczej jest w przypadku. Naprawdę świetne rozwiązanie, które można docenić zwłaszcza, gdy jesteśmy zmuszeni korzystać z laptopa bez myszki.
Sam touchpad jest responsywny i nie mam do jego działania żadnych zastrzeżeń. Obsługuje też gesty wielodotykowe (multitouch), które również funkcjonują bez problemu.
Co jednak chyba najciekawsze z punktu widzenia grafików czy architektów, touchpada można używać nie tylko standardowo, czyli palcami, ale również dużo bardziej precyzyjnie – z użyciem rysika (wspiera 1024 poziomy nacisku!). Niestety, stosowny stylus nie jest dołączony do zestawu sprzedażowego, a S Pen z Galaxy Taba S8 Ultra okazał się niekompatybilny – nie dane mi było sprawdzić, jak to rozwiązanie działa w praktyce.
Pozostając w temacie klawiatury, w jej prawym górnym rogu, na wysokości i właściwie przedłużeniu głośników, znajduje się jedyny wklęsły przycisk – to włącznik, zintegrowany z czytnikiem linii papilarnych. Do jego działania nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Wystarczy przyłożyć do niego palec, by system poprawnie rozpoznał naszą tożsamość.
Wyświetlacz to najwyższa półka
Asus ProArt Studiobook 16 OLED nie jest małym, mobilnym sprzęcikiem – to potężna stacja robocza, która mimo wszystko została zamknięta w eleganckiej i dość minimalistycznej obudowie. Nie ma tu mowy o agresywnym wzornictwie, jak ma to miejsce w maszynach gamingowych, co osobiście akurat przypadło mi do gustu, choć niektórzy stwierdzą, że jest po prostu nudny. Jakość wykonania w żaden sposób nie rozczarowuje – jest dokładnie tak, jak być powinno w sprzęcie tej klasy.
Jedyne co, to trochę gryzie mi się ramka pod ekranem, która jest szerokości większej niż ramka lewa, górna i prawa razem wzięte, ale rozumiem też, że logo producenta musi być odpowiednio duże ;) Dla zainteresowanych – stosunek screen to body wynosi 85%.
A skoro już o wyświetlaczu mowa, mamy tu do czynienia z matrycą OLED o przekątnej 16”, rozdzielczości 3840×2400 pikseli, proporcjach 16:10, 100% pokryciem DCI-P3, kontrastem 1000000:1 i czasem reakcji 0,2 ms. Oczywiście nie zabrakło wsparcia dla HDR. Czy czegoś może brakować? Chyba jedynie wyższej częstotliwości odświeżania – bo ta jest jedynie standardowa i wynosi 60 Hz.
Ekran jest błyszczący i niedotykowy. Pod względem zakresu jasności pokazał się z bardzo dobrej strony – jest w stanie pracować w naprawdę niskich rejestrach, gdy zachodzi taka potrzeba, ale jednocześnie jasność maksymalna jest na tyle wysoka (według Asusa 550 nitów), by zapewnić odpowiedni komfort pracy w ciągu dnia. Nie wiem czy w pełnym słońcu, ale na pewno w pomieszczeniach.
Co najważniejsze z punktu widzenia osób pracujących z obrazem, czyli głównie fotografów i grafików, w programie ProArt Creator Hub możemy skalibrować ekran pod własne preferencje z wykorzystaniem kalibratora i1Display.
Wspomniałam, że pod ekranem mamy sporej wielkości logo, ale nie przytoczyłam jeszcze tego, co znajduje się nad wyświetlaczem. A tutaj mamy kamerkę z fizyczną zaślepką, która pełni funkcję prywatyzującą – w każdej chwili możemy ją odsunąć, gdy tylko potrzebujemy skorzystać z kamery. Tyczy się to również oczywiście chęci skorzystania z Windows Hello, z którym owa kamera jest kompatybilna.
Działanie
Za działanie Asusa ProArt Studiobook 16 OLED odpowiada w tej konkretnej konfiguracji procesor Ryzen 9 5900HX, GeForce RTX 3070, 32 GB pamięci DDR4 i system operacyjny Windows 11 Pro (podczas testów dostał aktualizację z dziesiątki). Do dyspozycji jest dwuterabajtowy dysk M.2 NVMe, którego szybkie zapełnienie, zwłaszcza w przypadku osób trudniących się montażem wideo, nie będzie wcale trudnym zadaniem.
W mojej codziennej pracy, zmęczenie ProArta Studiobook 16 OLED było nie lada wyczynem. Laptop podczas pracy biurowej nie okazuje żadnych, nawet najmniejszych oznak wykorzystywania – pracuje bezgłośnie (jedyne, co słychać, to moje stukanie w klawiaturę), a kultura pracy jest wręcz wzorowa – jest wydajnie i szybko.
Trudno jednak, by było inaczej – w końcu mamy do czynienia ze sprzętem, który ma sobie poradzić z dużo bardziej wymagającymi zadaniami, jak obróbka zdjęć, montaż wideo czy projektowanie wnętrz w zaawansowanych programach 3D. Nie bez powodu zresztą jest częścią platformy NVIDIA Studio.
Największy pazur Asus ProArt Studiobook 16 OLED pokazuje przede wszystkim w aplikacjach Adobe, takich jak Photoshop czy Premiere Pro, ale też programach typu Blender – zwłaszcza ustawiając pokrętło Asus Dial maksymalnie pod swoje preferencje i narzędzia, które faktycznie potrzebujemy mieć pod ręką najczęściej. Genialna sprawa, której trudno nie docenić.
Co prawda trudno jest mi wejść w skórę profesjonalnego montażysty czy fotografa, ale w swojej pracy też wykorzystuję sprzęt do takich celów, czego nie omieszkałam również zrobić z testowym sprzętem. Praca w Sony Vegas była czystą przyjemnością, a z odpaleniem kilkudziesięciu zdjęć w Gimpie i ich późniejszą obróbką, laptop nie miał najmniejszych problemów.
W dodatku na trybie standardowym radził sobie bezgłośnie, ale z nieco większymi temperaturami. Rozwiązaniem jest przełączenie się w tryb wydajności, w którym chłodzenie jest wydajniejsze, ale kosztem wyraźnie słyszalnego szumu wentylatorów.
Nie bez znaczenia jest też zaplecze portów i złączy, które tutaj jest nad wyraz bogate – dla Asusa należą się brawa, bo właściwie chyba nie ma się tutaj do czego przyczepić. Na lewej krawędzi znajdziemy Kensington Lock, USB A, port ładowanie DC, wyjście HDMI 2.1 oraz dwa USB typu C.
Na prawej krawędzi z kolei umieszczony został port Ethernet, USB A, 3.5 mm jack audio oraz pełnowymiarowy czytnik kart SD Express 7.0 (ma osiągać prędkości do 985 MB/s, ale nie mam nawet takiej karty, by móc to zweryfikować).
Do tego oczywiście nie zabrakło WiFi 5 i Bluetooth 5.2. Oba moduły działają bezproblemowo. Trochę szkoda, że nie ma opcji z LTE, ale laptopy z modułem sieci komórkowej to wciąż rzadkość.
Po pracy czas w coś pograć
Po pracy nadszedł czas na odrobinę rozrywki – w końcu nie samą pracą człowiek żyje. Poprosiłam Kubę, by przetestował kilka tytułów na tym sprzęcie i sprawdził, czy nadaje się także do gier. Jasne, laptop jest wydajny, ale czy również w grach?
Skoro w moje ręce trafił ProArt, nie mogłem odmówić sobie testów w grach – wiadomo, laptop przeznaczony dla profesjonalistów… ale i profesjonalista musi czasem zagrać ;)
Od razu zaznaczę, że matryca 4K jest troszkę overkillerem do grania, dlatego też prawie wszystkie tytuły ogrywane były w 2560×1600 na maksymalnych nastawach graficznych – w końcu w laptopie znajdziemy 90W RTX 3070, więc mocy nie brakowało.
Counter-Strike Global Offensive
Dziadek naszego zestawienia, ale wciąż ogrywany przez miliony – tutaj jesteśmy w stanie wygenerować od 90 do 120 FPS (niestety, nie ma danych odnośnie temperatur – Afterburner odmówił pracy z tym tytułem).
LEGO Gwiezdne Wojny Saga Skywalkerów
Nie mogło zabraknąć ostatniego hitu – tutaj podobnie, jak w CS-sie, od 90 do 130 FPS.
PUBG BATTLEGROUNDS
Stabilnie – od 80 do 110 klatek obrazowych na sekundę. Ale zwróćcie uwagę na temperaturę CPU – praktycznie cały czas 90 stopni Celsjusza… uwierzcie, że to czuć.
Wiedźmin 3: Dziki Gon
Od 60 do 70 FPS, ale all Uber + Hairworks Max. Mimo tego, że gra ma już parę lat na karku… dalej wygląda obłędnie.
World War 3
I tutaj musimy zatrzymać się na dłużej. Niestety, gra ma jeszcze kilka błędów, między innymi to, że nie byłem w stanie zmienić rozdzielczości, więc ogrywałem tytuł w 4K. I muszę powiedzieć, że jest naprawdę nieźle, bo średni FPS to okolice 60 klatek (+/-), ale tytuł na laptopie jak najbardziej grywalny…
Jako że za naszą wschodnią granicą dzieją się rzeczy, jakie się dzieją, to dodaję więcej screenów z tego tytułu, bo mnie, jako osobę mieszkającą w Warszawie, uderzył pewien realizm tego tytułu. Scenariusz konfliktu, jaki przedstawiony jest w tej grze, jest niestety bardzo prawdopodobny, a miejsca, które widzę na ekranie swojego komputera, odwiedzam często osobiście… Farm51 – mam nadzieję, że postawicie tą grę na nogi do końca, bo to, jaką robotę tutaj zrobiliście, to jest coś niesamowitego! Jest to pierwszy tytuł od dawna, który wywołał u mnie gęsią skórkę!
A do wszystkich osób zainteresowanych – naprawdę polecam World War 3, ta gra jest totalnie warta uwagi, szczególnie po ostatnich patchach, które stawiają tytuł na nowo!
Asus ProArt Studiobook 16 OLED jak najbardziej nadaje się do grania w wolnej chwili. Powinien udźwignąć praktycznie każdy tytuł, jaki jest dostępny na rynku, a jeżeli pojawią się drobne problemy z płynnością, wystarczy zejść z rozdzielczości bądź ustawień gry – jak najbardziej spoko.
Głośniki
Głośniki są największą wadą tego laptopa. Co prawda grają głośno i donośnie, jednak borykamy się tutaj z całkowitym brakiem niskich tonów. Do montażu filmowego, pracy na urządzeniu – wystarczy, ale jeżeli ktoś zajmuje się muzyką, obrabianiem audio, to powinien się zaopatrzyć w dobre słuchawki lub zestaw głośników zewnętrznych. Tragedii nie ma, ale można dużo, dużo lepiej.
Czas pracy
Asus ProArt Studiobook 16 OLED został wyposażony w akumulator 90 WHr. Podczas bardziej pracy, z ekranem ustawionym na 30% jasności, laptop działa przez ok. 4,5-5 godzin. Relaksując się przy Netfliksie, z jasnością w połowie skali, bateria wystarcza na 6 godzin, natomiast rozjaśniając ekran do 100% – 5,5 godziny.
W zestawie z laptopem otrzymujemy 200-Watową ładowarkę, która jest typową ładowarką laptopową – spora i ciężka. Ładowanie jest bardzo szybkie – trwa nieco ponad 1,5 godziny.
Zanim przejdę do podsumowania, podrzucam Wam jeszcze pełną specyfikację Asusa ProArt Studiobook 16 OLED:
- wyświetlacz 16” 4K, 16:10, certyfikat PANTONE, VESA i TÜV Rheinland,
- procesor Ryzen 9 5900HX,
- AMD Radeon Vega 7, NVIDIA GeForce RTX3070,
- Windows 11 Pro,
- 32 GB RAM (16 GB DDR4 SO-DIMM x 2),
- 2 TB M.2 NVMe RAID0 SSD,
- 2x USB A 3.2 Gen 2,
- 2x USB C 3.2 Gen 2,
- HDMI 2.1,
- 3.5 mm Combo Audio Jack,
- RJ45 Gigabit Ethernet,
- SD Express 7.0,
- kamera HD z podczerwienią i wsparciem Windows Hello,
- Wi-Fi 5 (802.11ac),
- Bluetooth 5.0,
- akumulator o pojemności 90 WHr,
- wymiary: 36,2 x 26,4 x 1,99 ~ 2,14 cm,
- waga: 2,40 kg,
- MIL-STD 810H.
Cena Asusa ProArt Studiobook 16 OLED w dniu publikacji recenzji: 12999 złotych
Podsumowanie
Asus ProArt Studiobook 16 OLED jest laptopem, który bez wątpienia docenią twórcy. Jest to sprzęt, który potrafi uzależnić użytkownika od pokrętła i trzech przycisków funkcyjnych pod touchpadem. Jednocześnie jest wydajny i ma przepiękny, rewelacyjny wręcz wyświetlacz, na którym praca to czysta przyjemność.
Do tego powinien być odporny, bo jego konstrukcja spełnia militarną normę MIL-STD 810H. A przy tym jest całkiem elegancki, ale nie jakoś przesadnie – można się z nim pokazać w kawiarni, ale też na poważnym spotkaniu biznesowym. Jego matowa obudowa pokryta jest nanopowłoką, która ma zapobiegać znacznemu palcowaniu się powierzchni (z tym bym dyskutowała), jak również pozwalać swobodnie spływać cieszy przypadkowo wylanej na obudowę.
Swoje kosztuje, ale skoro jest to sprzęt będącym narzędziem pracy – taka inwestycja szybko się zwróci.