Długo zwlekałem z ukończeniem tej recenzji. I to wcale nie dlatego, że nie chciało mi się za nią zabrać, a dlatego, że – po pierwsze – chciałem być stuprocentowo pewny opinii o najmocniejszym smartfonie w ofercie Apple. Po drugie zaś… do samego końca liczyłem, że jednak przekonam się do korzystania przycisku aparatu. Bo to właśnie on jest jedną z kluczowych i zarazem niewielu nowości tego modelu względem poprzednika. Jaki zatem jest iPhone 16 Pro Max? Zapraszam do lektury.
Specyfikacja techniczna iPhone’a 16 Pro Max:
- wyświetlacz Super Retina XDR OLED o przekątnej 6,9 cala, rozdzielczości 2868 x 1320 pikseli, częstotliwości odświeżania do 120 Hz ProMotion, jasności szczytowej do 2000 nitów (typowa do 1000 nitów, HDR do 1600 nitów), minimalnej 1 nit, HDR Dolby Vision,
- sześciordzeniowy procesor Apple A18 Pro (2 rdzenie wydajne, 4 energooszczędne), 6-rdzeniowe GPU, 16-rdzeniowy Neural Engine,
- 8 GB RAM,
- 1 TB pamięci wewnętrznej NVMe,
- system iOS 18,
- WiFi 7 (802.11a/b/g/n/ac/ax/be), 2.4 + 5 + 6 GHz, 2×2 MIMO,
- 5G (sub-6 GHz), 4G LTE-A, 3G, 2G, VoLTE, VoWiFi, 4×4 MIMO,
- eSIM, dualSIM (nanoSIM + eSIM),
- Bluetooth 5.3,
- NFC,
- GPS, GLONASS, Galileo, QZSS, BeiDou, NavIC,
- rozpoznawanie twarzy Face ID z wykrywaniem głębi TrueDepth,
- głośniki stereo, Dolby Atmos,
- aparat główny 48 Mpix (24 mm, f/1.78, OIS) + ultraszeroki kąt 48 Mpix (13 mm, f/2.2, 120°, makro) + teleobiektyw 12 Mpix (120 mm, 5x zoom optyczny, f/2.8, OIS, tetrapryzmat),
- nagrywanie wideo 4K do 120 klatek na sekundę, obsługa Dolby Vision HDR, Apple ProRes i Log, wideo przestrzenne, obsługa zewnętrznych pamięci USB-C do nagrywania,
- aparat do selfie 12 Mpix (f/1.9),
- akumulator o pojemności 4685 mAh, ładowanie przewodowe 45 W + MagSafe 25 W + indukcyjne Qi2 15 W (Qi 7.5 W),
- wymiary: 163 x 77,6 x 8,25 mm,
- waga: 227 g,
- IP68, IEC 60529 (do 6 metrów do 30 minut).
Cena iPhone’a 16 Pro Max na dzień publikacji recenzji wynosi od 6299 złotych za podstawową konfigurację 256 GB. Testowana przeze mnie wersja 1 TB kosztuje 8299 złotych. Smartfon dostępny jest we wszystkich popularnych sieciach sklepów, u operatorów komórkowych, a także na stronie Apple.
iPhone 16 Pro Max
Tutaj muszę zaznaczyć, że w chwili obecnej zakup iPhone’ów 16 Pro i 16 Pro Max nie należy do łatwych. W zasadzie każdy sklep, w którym sprawdzałem, wykazywał brak dostępności obu tych modeli, niezależnie od pamięci i koloru. Na stronie Apple również czas oczekiwania jest wydłużony do minimum dwóch tygodni.
To raczej oczywista oczywistość, ale gwoli ścisłości wspomnę, że w pudełku, poza samym iPhonem, znalazł się tylko pleciony przewód USB-C 2.0 oraz skrócona dokumentacja. Ładowarki brak, naklejek również, choć te akurat i tak stanowiły według mnie zbędny dodatek do oklejenia swojego Golfa V (drodzy fani Apple, wybaczcie ;)).
Widać i czuć jakość premium
Wzornictwo ostatnich iPhone’ów można lubić lub nie, ale trudno odmówić, że iPhone 16 Pro Max to po prostu bardzo solidnie wykonany smartfon – od początku, do końca. Całość zbudowano z dwóch tafli szkła i tytanowej ramy. Front pokrywa tafla wzmocnionego Ceramic Shield nowej generacji, a na pleckach użyto zmatowionego szkła.
Ramki dookoła wyświetlacza zostały odchudzone i między innymi przez to udało się zwiększyć przekątną ekranu z 6,7″ w poprzedniku do 6,9″. Same rameczki, istotnie, są smukłe, a przy tym symetryczne, przez co, w ogólnym rozrachunku, front sprawia naprawdę bardzo dobre wrażenie.
Ponarzekać muszę natomiast na samo szkło na ekranie. W teorii mamy do czynienia ze wzmocnionym Ceramic Shield, które ma lepiej znosić upadki oraz zarysowania. I, o ile odporności na upadki (na szczęście) nie było dane mi sprawdzać, tak pomniejszych rys przez ten około miesiąc zdążyłem zgromadzić dość sporo i, w moim odczuciu, pojawiło się ich więcej, niż na telefonach np. z Gorilla Glass Victus 2.
Plecki – podobnie jak w kilku poprzednich generacjach iPhone’ów Pro – pokryto teksturowanym, matowym szkłem. Do testów przypadła mi wersja w kolorze tytanu czarnego i, w moim odczuciu, jest to jeden z najładniejszych dostępnych wariantów, choć ma jeden problem.
Plecki, mimo swej matowości, zbierają pokaźną ilość smug, co – o ile też nie nosicie etui tak, jak ja – potrafi nieco irytować. Sam wygląd tylnego panelu oraz wyspy jest identyczny jak w poprzedniku.
Zewnętrzna rama została wykonana z tytanu o zmatowionym wykończeniu. Niestety, tylko na pierwszy rzut oka jest ona matowa. Wystarczy krótki kontakt z telefonem, dosłownie chwila użytkowania, a ramka już pokrywa się niebagatelną ilością smug, odcisków palców, zabrudzeń i – dosłownie – wszystkiego, co tylko możliwe. Odnoszę jednak wrażenie, że nie będzie dotyczyć to innych, jaśniejszych wariantów kolorystycznych, a już na pewno nie w takim stopniu.
Na koniec, jak zawsze, szybki przegląd rozmieszczenia portów – górna krawędź jest pusta, na dolnej umieszczono złącze USB-C oraz jeden z głośników i mikrofony. Na lewym boku znalazł się znany z poprzednika przycisk czynności oraz klawisze regulacji głośności, a nieco niżej slot na kartę nanoSIM. Na prawym ulokowano klawisz wybudzania, zaś na drugim końcu nowy przycisk sterowania aparatu – do niego jednak pozwolę sobie wrócić nieco później.
Przycisk czynności, czyli Action Button
Po raz pierwszy Action Button pojawił się w zeszłorocznych iPhone’ach 15 Pro i iPhone’ach 15 Pro Max, a w tym roku zawitał także do podstawowych szesnastek. Nie mamy tu zatem do czynienia z żadną nowością, ale gwoli ścisłości warto o nim wspomnieć choć w paru słowach.
Przycisk czynności, po angielsku określany właśnie jako Action Button, zastąpił suwak wyciszania, zatem – jak już wspomniałem parę akapitów wcześniej – ulokowany jest na górze lewej krawędzi iPhone’a.
Na przestrzeni miesięcy, przycisk czynności zyskał parę dodatkowych czynności możliwych do wywołania. Sama aktywacja danej akcji odbywa się jednak wciąż tak samo – poprzez dłuższe przytrzymanie klawisza. Gdy naciśniemy go zbyt szybko, system sam podpowiada nam, że konieczne jest jego trzymanie, by wywołać daną interakcję.
Niestety, mimo dorzucenia dodatkowych opcji, wciąż nie ma tej, o którą ten przycisk aż się prosi – możliwości zmapowania więcej niż jednej funkcji pod np. dwukrotne czy trzykrotne szybkie naciśnięcie. Szkoda, bo to pozwoliłoby na jeszcze większe wykorzystanie potencjału Action Button.
Wyświetlacz
Śmiem twierdzić, że gdyby nie fakt, że ekrany nowych iPhone’ów 16 Pro urosły, pozostałyby z praktycznie identycznymi parametrami technicznymi względem poprzedniej generacji. W tym przypadku mówimy o wyświetlaczu Super Retina XDR mierzącym po przekątnej 6,9 cala.
Konkretniej jest to panel OLED LTPO, jego rozdzielczość wynosi 2868 x 1320 pikseli, a częstotliwość odświeżania to tzw. ProMotion, czyli adaptacyjna do 120 Hz. Szczytowa jasność ekranu wynosi do 2000 nitów, a minimalna schodzi do 1 nita (i to w zasadzie jedyna nowość w tej materii). Całość dopełnia oczywiście obsługa Dolby Vision.
I, choć nie wiem jak bardzo bym chciał, nie mogę się czepiać zastosowanego ekranu, bowiem pod tym względem iPhone 16 Pro Max naprawdę nie ma się czego wstydzić – w żadnym aspekcie. Wyświetlana kolorystyka jest odpowiednio nasycona i wygląda świetnie, a kąty widzenia i rozdzielczość również nie dają powodów do narzekania.
Jasność szczytowa, mimo że pozornie wydaje się być niższa niż u niektórych konkurentów, w praktyce i tak bardzo dobrze sprawdza się w słońcu i mocnym oświetleniu. Doceniam również bardzo niską jasność minimalną, która – mam wrażenie – schodzi jeszcze niżej niż w innych smartfonach i zapewnia bardzo komfortowe użytkowanie np. w nocy.
W ustawieniach – jak to u Apple – nie znajdziemy wielu możliwości personalizacji wyświetlacza. W zasadzie, poza jasnością, możemy włączyć True Tone, czyli dostosowywanie temperatury barwowej do otoczenia, a także Night Shift, będący po prostu ochroną wzroku przed światłem niebieskim.
Całość dopełnia obsługa Always On Display, które – poza datą i godziną – może prezentować także powiadomienia oraz tapetę ekranu blokady. Nie ma jednak opcji ustawienia harmonogramu – AoD wygasza się automatycznie po włączeniu trybu skupienia Sen.
Na koniec dla formalności dodam, że na środku górnej części ekranu znajduje się pastylka, pełnąca funkcję dynamicznej wyspy. Dynamic Island jest elementem interaktywnym i pozwala np. na szybkie przełączanie muzyki, minutnika, ale też wyświetlają się tu krótkie informacje z niektórych aplikacji.
Wydajność i kultura pracy
Za pracę iPhone’a 16 Pro Max odpowiada sześciordzeniowy układ Apple A18 Pro. Składa się na niego także sześć rdzeni układu graficznego i 16-rdzeniowy Neural Engine. Oprócz tego, zastosowano 8 GB RAM oraz – w przypadku testowej wersji – 1 TB pamięci wewnętrznej NVMe. Minimalny dostępny wariant to 256 GB.
Już wyniki testów syntetycznych jasno dają nam do zrozumienia, że mamy do czynienia z bardzo, bardzo wysoką wydajnością. Nie zaskakuje zatem, że i podczas użytkowania, iPhone 16 Pro Max przez zdecydowaną większość czasu działa po prostu nienagannie.
Otwieranie aplikacji następuje od strzała, bez cienia nadmiernej zwłoki, interfejs systemu pozostaje bardzo płynny i to w zasadzie niezależnie od tego, czy korzystamy z telefonu w – nazwijmy to – normalny sposób, czy dużo bardziej intensywnie przeskakując między apkami.
Sporadycznie zdarzają się krótkie zadławienia, pod postacią np. lekkiego przycięcia animacji czy spowolnienia podczas szybszego pisania na klawiaturze. Nie jest to jednak coś, co mógłbym uznać za problemy z wydajnością, a co najwyżej jednorazowe wybryki.
Znaczących problemów nie ma również z utrzymywaniem uruchomionych programów w pamięci RAM. Te z reguły potrafią się przez długi czas otwierać dokładnie w tym miejscu, w którym je zostawiliśmy… poza jednym wypadkiem.
Lata mijają, ilość RAM w iPhone’ach rośnie, a mimo to wciąż otwarcie aplikacji aparatu i zrobienie choćby jednego zdjęcia, potrafi spowodować wyrzucenie części apek z tła i tym samym wymusić na systemie konieczność ich przeładowania od początku.
Oczywiście, można powiedzieć, że to bardziej moje czepialstwo, aniżeli rażący problem, bo aplikacje i tak odpalają się szybko, ale odnotowuję, że coś takiego ma miejsce. I, jest to o tyle zaskakujące, że w wielu konkurencyjnych smartfonach, nierzadko z równie rozbudowanymi apkami aparatu (bo, jak mniemam, to jest problemem), takie rzeczy się nie dzieją.
Na koniec kwestia temperatury pracy. Gdyby ktoś spytałby mnie krótko – czy iPhone 16 Pro Max radzi sobie w tej kwestii lepiej od poprzednika, moja odpowiedź byłaby jednoznaczna: zdecydowanie tak.
To wciąż nie oznacza, że telefon cały czas pozostaje kompletnie chłodny i nie nagrzewa się wcale. Niemniej jednak, ma to miejsce rzadziej i nie dzieje się w losowych momentach, a dopiero, gdy faktycznie zaczynamy go obciążać. Wciąż też nie odczuwam, by nadmiernie parzył w dłonie i powodował tym dyskomfort, ale – istotnie – pod obciążeniem potrafi zrobić się gorący.
System, oprogramowanie
W momencie publikacji tej recenzji, iPhone 16 Pro Max pracuje pod kontrolą systemu iOS 18.1. Użytkownikom w USA dodaje ona funkcje związane z Apple Intelligence, my zaś, na Starym Kontynencie, musimy poczekać na nie do kwietnia 2025 roku.
Jak wygląda sam iOS 18 – każdy widzi. Zresztą, kilka miesięcy temu pokusiłem się o przygotowanie osobnego materiału opisującego poszczególne nowości wizualne oraz funkcjonalne zawarte w iOS 18.
Nie będziemy się więc skupiać na aspektach wizualnych, a pomówimy chwilę o stabilności systemu. Ku mojemu zaskoczeniu, od wyjęcia z pudełka nie natrafiłem na zatrważającą ilość błędów i problemów (co niestety często miewa miejsce). Bynajmniej nie oznacza to, że nie było ich wcale.
Kilkukrotnie miałem problem z czułością dotyku wyświetlacza, co zresztą było usterką zgłaszaną przez wielu użytkowników. Co jednak odnotowuję, po pierwszej aktualizacji iOS do wersji 18.0.1 faktycznie udało się to wyeliminować.
Raz też przydarzyło mi się, że aplikacja aparatu wysypała się do ekranu głównego podczas robienia zdjęć, a i sam telefon przy tym wyraźnie zamulił na chwilę. Pojedynczym wypadkiem było również zawieszenie się do tego stopnia, że telefon wymagał restartu.
Nie były to zatem sytuacje notoryczne i utrudniające całkowicie użytkowanie telefonu, ale mimo wszystko miały miejsce. Trudno mi więc jednoznacznie zganić stabilność systemu, bo uważam, że i tak jest pod tym względem lepiej niż w poprzednich latach.
Zabezpieczenia biometryczne
Smartfony z Androidem przyzwyczaiły nas do obecności dwóch form zabezpieczenia dostępu do telefonu, przy czym tą główną, najbardziej sugerowaną, jest czytnik linii papilarnych. Z kolei iPhone 16 Pro Max, tak jak inne ostatnie iPhone’y, oferuje nam rozpoznawanie twarzy Face ID, bazujące nie tylko na kamerze, ale i wykrywaniu głębi.
I, przyznam otwarcie, że z racji obcowania z dużą ilością innych smartfonów, dużo bardziej polubiłem skanery odcisków palców, a to za sprawą większej wszechstronności użycia ich w różnych scenariuszach. Zostawiając jednak z boku moje osobiste preferencje, Face ID jest wręcz bezbłędną metodą zabezpieczenia biometrycznego.
Niezależnie od tego, czy jest jasno, czy całkowity mrok – za sprawą dodatkowego skanowania przestrzennego poprzez podczerwień ilość światła w naszym otoczeniu nie robi dosłownie żadnej różnicy.
Weryfikacja twarzy odbywa się błyskawicznie po wybudzeniu ekranu, a samo wybudzenie następuje samoczynnie po podniesieniu telefonu, ale możemy zrobić to też dotknięciem ekranu. Wówczas musimy jeszcze przesunąć palcem od dołu wyświetlacza. Trochę szkoda, że Apple wciąż nie zdecydowało się na opcję przechodzenia do pulpitu od razu po odblokowaniu, co znacznie skróciło by cały proces.
Poza samym zabezpieczeniem dostępu do telefonu, możemy włączyć wymaganie weryfikacji Face ID przy otwieraniu konkretnych aplikacji (dosłownie każdej), a także do biometrycznego logowania w aplikacjach bankowych, mObywatelu i tym podobnych.
Głośniki i haptyka, czyli czarny koń iPhone’ów
Sięgając po każdą kolejną generację iPhone’a, zawsze jestem wręcz pewny, że będę miał do czynienia z wprost fantastycznymi głośnikami i równie świetnymi odpowiedziami haptycznymi. Bez zaskoczenia, iPhone 16 Pro Max także błyszczy w tej materii.
Głośniki brzmią kapitalnie i wcale nie jest to nazbyt górnolotne stwierdzenie. Są bardzo donośne, dźwięk rozkłada się proporcjonalnie w układzie 50:50 (górny i dolny grają na tym samym poziomie głośności) i jest czysty w całym zakresie.
Brzmienie jest pełne i nie brakuje mu ani całkiem pokaźnej – jak na głośniki smartfona – ilości dociążonego basu, który niekiedy wręcz rezonuje na obudowie telefonu, bliskich tonów średnich, ani też dobrze wyeksponowanych, śpiewnych sopranów. Całość dopełnia naprawdę świetne poczucie przestrzenności dźwięku, zwłaszcza przy odtwarzaniu treści Dolby Atmos, które iPhone 16 Pro Max oczywiście obsługuje.
No i na deser haptyka. Wibracje, generowane przez zastosowany silniczek, są bardzo wysokiej jakości, a odpowiedzi haptyczne są zaszyte w różnych miejscach systemu iOS i świetnie zróżnicowane w zależności od rodzaju komunikatu – delikatne puknięcia, dłuższe i krótsze wibracje.
Zaplecze komunikacyjne
iPhone 16 Pro Max, jak na flagowca przystało, oferuje dosłownie wszystkie istotne moduły łączności. Na pokładzie znalazło się trzypasmowe WiFi 7, Bluetooth 5.3, GPS, NFC, UWB oraz oczywiście 5G ze wsparciem dla połączeń VoLTE i VoWiFi, a także dual SIM, obsługiwane za pośrednictwem wirtualnych kart SIM i jednego slotu nanoSIM.
I, o ile mowa o WiFi i pozostałych elementach zaplecza komunikacyjnego, to te działają naprawdę bez zarzutów i w pełni stabilnie. WiFi osiąga świetne prędkości transmisji, nierzadko wręcz niemal stuprocentowo wykorzystując potencjał mojej domowej sieci. Narzekać nie mogę również na transfery po 5G.
Żeby jednak nie było zbyt idealnie, muszę wspomnieć, że iPhone 16 Pro Max, niestety, nie jest przesadnie czuły na sygnał sieci komórkowych. Objawia się to tym, że czasem w wielu miejscach, w których inne smartfony łapią 5G albo przynajmniej LTE, iPhone pokazuje, że łaczy się z 3G. Najczęściej ma to miejsce np. po wejściu do budynku sklepów, ale też nie jest to reguła za każdym razem.
Co też ciekawe, czasem zdarza się, że wystarczy krótkie włączenie i wyłączenie trybu samolotowego, by iPhone stwierdził, że jednak jest w stanie wykryć w tym miejscu więcej niż tylko zasięg 3G.
Sumarycznie, może i nie jest to coś, co wybitnie utrudnia korzystanie z telefonu i nie zdarza się dosłownie za każdym razem, ale pojawia się wystarczająco często, by to zauważyć. I chyba trochę nie tak to powinno wyglądać we flagowym smartfonie.
iPhone 16 Pro Max zdecydowanie potrafi w czas pracy
Poprzednie dwa modele iPhone’ów Pro, a zwłaszcza tych mniejszych wersji, nie mogły pochwalić się szalenie dobrymi wynikami czasy pracy na baterii. Tym, który najlepiej zapadł mi w pamięci w tej materii, był iPhone 13 Pro, który – mimo swoich gabarytów (i co za tym idzie małej baterii) – potrafił uzyskiwać wprost doskonałe czasy pracy.
Nowy iPhone 16 Pro Max ma w sobie pod tym względem ducha trzynastek Pro. Wewnątrz znalazł się akumulator 4685 mAh, co – teoretycznie – jak na smartfon o przekątnej 6,9″ może wydawać się nam raczej małą pojemnością. Pozory mylą.
W moich rękach, rozładowanie telefonu przed końcem dnia było praktycznie nierealne. Nawet po pełnym, mocno intensywnym dniu użytkowania od rana do wieczora, iPhone potrafił mieć często jeszcze około 30% baterii na następny dzień. A nawet jeśli nie, to i tak energii wciąż wystarczało mi na tyle, by podłączyć go do ładowania dopiero około 23:00-24:00.
iOS nie ułatwia liczenia czasu włączonego ekranu w cyklu, bowiem aby prezentowany wynik można było uznać za miarodajny, wykres w ustawieniach nie powinien zawierać krzywej ładowania, ani choćby fragmentu poprzedniego cyklu baterii.
Z reguły, iPhone 16 Pro Max pozwalał mi na uzyskanie uśrednionych wyników Screen on Time na poziomie 7-9 godzin, przy czym na WiFi było to około 9 h, w cyklu mieszanym 8-9 h, natomiast przy wykorzystaniu sieci 5G/LTE, SoT wynosił około 7 h. Uznaję to za naprawdę bardzo dobre, a wręcz świetne czasy pracy.
Apple raczej nie chwali się mocą ładowania telefonów. Wedle szczątkowych informacji, iPhone 16 Pro Max ma obsługiwać ładowanie przewodowe 45 W. W praktyce, wedle moich pomiarów, nawet startując od 1%, szczytowa moc wynosiła około 38-40 W, choć to i tak więcej niż w poprzednikach. Do uzyskania 50% potrzebujemy 30 minut, zaś pełne naładowanie to kwestia około półtorej godziny.
Oprócz tego, smartfon wspiera nowe-stare ładowanie MagSafe z mocą 25 W (pierwotnie było to 15 W), indukcyjne w nowym standardzie Qi2 do 15 W oraz starszym Qi do 7.5 W. Zwrotnego bezprzewodowego wciąż brak, ale iPhone jest w stanie dzielić się energią przewodowo.
Aparat – jakie zdjęcia robi iPhone 16 Pro Max?
Od strony technicznej, w nowych szesnastkach Pro zaszła jedna, dość istotna zmiana. Wciąż mamy trzy oczka – główne to ponownie sensor 48 Mpix z optyczną stablilizacją sensor-shift, ale ultraszeroki kąt zyskał nową matrycę 48 Mpix (12 Mpix w poprzedniku). Teleobiektyw z kolei nadal ma 12 Mpix, oferuje 5-krotny zoom optyczny i zastosowano w nim tetrapryzmat.
Zdjęcia wykonywane iPhonem 16 Pro Max wyglądają naprawdę bardzo, bardzo dobrze. Jednocześnie nie uważam, by prezentowały sobą cokolwiek na tyle odkrywczego i powodującego opad szczęki, by można było uznać, że iPhone 16 Pro Max deklasuje konkurencję pod kątem fotografii. Co to, to nie. Jest po prostu bardzo dobrze, ale nic więcej.
Całościowo, zdjęcia mają szeroki zakres tonalny, ich plastyka wypada świetnie, a spójność kolorystyczna wszystkich trzech obiektywów stoi z reguły na wręcz absolutnie rewelacyjnym poziomie, bez choćby minimalnych odchyłów na którymkolwiek z oczek.
Główny obiektyw to mocny element tej układanki. Za sprawą dużej, jasnej matrycy, uzyskujemy z niego bardzo szczegółowe i dobrze wyostrzone zdjęcia, choć to ostatnie akurat zależy od kadru.
Ponarzekać muszę natomiast na to, że iPhone 16 Pro Max ma spore problemy z ostrzeniem z niewielkiej odległości lub na mniejsze obiekty. Wówczas łapanie focusa jest bardzo wolne i potrzebujemy morza cierpliwości, a czasem i tak kończy się to niepowodzeniem, a wówczas pozostaje nam tylko tryb makro. Jeśli już się uda, aparat odwdzięcza się fantastycznym, przyjemnym dla oka rozmyciem tła za obiektem i odpowiednią ostrością na samym obiekcie.
Ultraszeroki kąt, za sprawą nowego sensora o wyższej rozdzielczości, praktycznie w ogóle nie odstaje swoją szczegółowością od głównego obiektywu, co cieszy. Jest też wystarczająco jasny, a zdjęcia wychodzą wysoce spójne barwowo z pozostałymi oczkami. Brak też niepożądanych nieostrości na brzegach kadrów.
Za sprawą obecności autofocusa, mamy możliwość robienia zdjęć makro przy wykorzystaniu ultraszerokiego kąta. Ich jakość oceniam po prostu dobrze, ale nie przesadnie wybitnie.
Pewne zarzuty mam do teleobiektywu. Już w recenzji Pixela 9 Pro XL wspominałem, że telefoto z 5-krotnym zoomem optycznym nie są przesadnie dobrym rozwiązaniem. Bo, o ile korzystając właśnie z 5x, istotnie, uzyskujemy świetną jakość, tak przybliżając aż do 4,9x (co jest dużym zakresem), nadal używana jest główna matryca, co z kolei powoduje znacznie gorszą jakość.
Trudno też nie dostrzec, że fotki z telefoto oferują wyraźnie niższą ilość szczegółów względem pozostałych dwóch obiektywów. O ile patrząc na zdjęcie w całości, z ekranu telefonu, tego nie widzimy, tak problem pojawia się, gdy zaczynamy przybliżać lub oglądać fotkę na większym wyświetlaczu. Tu aż prosi się o obiektyw 48 Mpix.
Maksymalna wartość zbliżenia cyfrowego wynosi 25 razy i… całe szczęście, że tylko tyle. Każde przybliżenie powyżej około 10-krotnego zaczyna wyglądać coraz gorzej. Gdy ilość światła jest mniejsza, pojawia się zaszumienie i tym samym wypranie z detali. Jeśli jednak oświetlenie sprzyja, obrazek wygląda przyzwoicie.
Mimo wszystko jednak, według mnie, w tej materii, niemal każdy inny flagowiec jest w stanie wygrać pojedynek z iPhonem.
No i zdjęcia nocne. Do dyspozycji mamy tryb nocny, który włącza się samoistnie, gdy oprogramowanie uzna za stosowne konieczność wydłużenia naświetlania. Możemy go też wymusić ręcznie, ale musimy trochę się naszukać, bowiem jest on ukryty w dodatkowych ustawieniach wysuwanych górną strzałką.
A jak wyglądają same fotki? Z reguły naprawdę bardzo dobrze, choć dużo zależy od scenerii. W trudniejszych warunkach zdarza się czasem, że automatyczne naświetlanie jest zbyt krótkie, albo iPhone w ogóle stwierdza, że w tym miejscu jeszcze nie potrzebuje trybu nocnego, a rzeczywistość weryfikuje, że jest nieco inaczej.
Wówczas efekty są zadowalające, ale nieprzesadnie wybitne. W ogólnym rozrachunku jednak, trudno mi przesadnie czepiać się uzyskiwanych efektów.
W ramach punktu odniesienia, nie mogłem też nie zrobić odrobiny (choć to trochę złe słowo ;)) zdjęć porównawczych ze smartfonem, wciąż przez wielu uważanym za ścisłą czołówkę fotografii mobilnej, czyli Huawei Pura 70 Ultra. Na początek, trochę samego głównego obiektywu:
W kwestii oczka telefoto warto podkreślić, że o ile iPhone 16 Pro Max oferuje większy zoom optyczny, bo 5x (w Pura 70 Ultra jest to 3,5x), to ma on sporo niższą rozdzielczość (12 Mpix vs 50 Mpix). Maksymalny zoom cyfrowy w iPhonie wynosi do 25 razy, zaś Pura 70 Ultra jest w stanie przybliżać 100-krotnie, choć jakość takich zdjęć jest z reguły – delikatnie mówiąc – dyskusyjna.
No i jeszcze małe porównanie kadrów uchwyconych po zmroku:
Jeśli zaś chodzi o selfie, zastosowany w iPhonie 16 Pro Max przedni aparat 12 Mpix oferuje po prostu bardzo dobrą jakość zdjęć. Tendencja jest podobna, co w przypadku fotek z tylnego zestawu aparatów. Selfiaki są wystarczająco szczegółowe i dobrze oddają odcienie skóry.
Funkcje wideo
W swoich recenzjach z reguły kwestię nagrywania wideo spinam wraz z pozostałymi funkcjami i opisem możliwości aparatu, jednak iPhone 16 Pro Max po prostu aż prosi się o poświęcenie tej materii osobnego rozdziału. Zwłaszcza, że faktycznie jest tu o czym opowiadać.
Zacznijmy od kwestii technicznych. iPhone 16 Pro Max umożliwia nam kręcenie wideo w maksymalnej rozdzielczości 4K przy 120 klatkach na sekundę z Dolby Vision HDR. Jest także obsługa kodowania kolorów Log oraz formatu Apple ProRes, przy czym nagrywanie w ProRes jest możliwe tylko przy wykorzystaniu zewnętrznej pamięci podłączonej do USB-C.
No właśnie, bo jak w poprzednim roku, tak i tym razem, iPhone umożliwia (a w przypadku formatu ProRes wymusza) korzystanie z zewnętrznych pamięci masowych do bezpośredniego zapisu nagrywanego wideo.
To o tyle przydatne, że – po pierwsze – umożliwia szybsze przystąpienie do obróbki takiego materiału, a – po drugie – pliki wideo (zwłaszcza w 4K 120 kl./s) potrafią dużo ważyć, szczególnie w formacie ProRes – według Apple są one nawet 30 razy większe niż przy kodeku HEVC. Aby być obsługiwany, takowy dysk lub pendrive musi oferować szybkość zapisu wynoszącą minimum 440 MB/s.
No dobrze, ale jak wygląda efekt końcowy, czyli wideo nagrane iPhonem 16 Pro Max? Bez zaskoczenia, można by rzec, że co iPhone to iPhone, bo filmy nim nakręcone wyglądają po prostu rewelacyjnie i nadal, pod tym względem, Apple jest w zasadzie bezkonkurencyjne.
Skuteczna stabilizacja obrazu, szybki i celny autofocus, bezbłędna reakcja na zmiany ekspozycji, odpowiednio żywa kolorystyka i wysoka szczegółowość oraz płynność obrazka – to cechy idealnie opisujące wideo nagrywane tym modelem. Dosłownie wszystko wygląda tutaj tak jak powinno i z powodzeniem iPhone 16 Pro Max dobrze posłuży do półprofesjonalnego kręcenia filmów.
Muszę wspomnieć również o nowej funkcji Miks audio. Za sprawą nagrywania dźwięku przestrzennego i algorytmów, pozwala ona modyfikować to, jak brzmią głosy w nagranych filmach i np. wyciszyć niepożądane odgłosy w tle.
Dostępne są trzy tryby działania funkcji Miks audio – w kadrze (tylko głosy osób widocznych na ujęciu), studyjne (brzmienie jak ze studia nagrań z wygłuszeniem) oraz filmowe (głosy wysunięte na pierwszy plan, reszta dźwięków w tle).
Samo działanie Miksu audio oceniam dobrze, choć efekty nie zawsze są dokładnie takie, jak można by tego oczekiwać. Niemniej jednak, cieszy, że w ogóle zastosowano taką funkcję, bowiem nie jest to raczej coś często spotykanego.
Czy przycisk sterowania aparatem ma sens?
Jakby nie patrzeć, przycisk sterowania aparatem jest jedną z istotniejszych nowości nowych iPhone’ów 16, stanowiący przy tym element przekazu marketingowego budowanego wokół tych modeli. Tylko, czy aby na pewno jest on taki superfunkcjonalny? Mam pewne wątpliwości.
Zanim o wrażeniach, kilka słów o kwestiach stricte technicznych. Klawisz do sterowania aparatem umieszczono na prawej ramce – tak, aby (teoretycznie) intuicyjnie lądował na nim palec wskazujący podczas trzymania telefonu w poziomie. Pozwala on zarówno na fizyczne wciśnięcia, delikatne przytrzymania (na które dostajemy odpowiedź haptyczną) oraz przesunięcia w lewo i prawo.
Mocne, fizyczne naciśnięcie przycisku, powoduje spust migawki, tj. zrobienie zdjęcia, natomiast jednokrotne mocniejsze dotknięcie (ale jeszcze nie wciśnięcie) go otwiera tryb zoomowania. Przesuwając palec w lewo i prawo dokonujemy oddalenia i przybliżenia obrazu.
Gdy dokonamy dwukrotnego takiego dotknięcia, możemy przełączyć tryb zoomu na przeskakiwanie między ogniskowymi (czyli 0,5x, 1x, 2x, 5x), regulację głębi, ekspozycji, zmianę tonu oraz styli. Wybór potwierdzamy dotknięciem przycisku. Jeszcze w tym roku ma pojawić się też możliwość używania dwustopniowej migawki z blokadą ekspozycji i ostrości.
I, generalnie, ilość funkcji, jakie mamy do dyspozycji sprawia, że przycisk ten może dla wielu osób stanowić naprawdę przydatny element, ale… niestety, nie dla mnie. Przez miesiąc naprawdę próbowałem przekonać się do niego i wykorzystywać możliwie jak najczęściej.
Chyba największym problemem są dla mnie gabaryty iPhone’a 16 Pro Max, które powodują, że sięganie palcem do przycisku i operowanie nim zmniejsza trochę stabilność chwytu telefonu podczas robienia zdjęcia, co – umówmy się – może być ryzykowne.
Po drugie, z uwagi na to, że spust migawki wymaga mocnego naciśnięcia przycisku, za każdym razem powoduje to lekkie poruszenie telefonem w dłoniach, przez co zdjęcie może wyjść wykadrowane nie do końca tak, jak chcemy.
Nie neguję całkowicie praktyczności przycisku sterowania aparatem, ale śmiem twierdzić, że znacznie wygodniej może korzystać się z niego w mniejszych iPhone’ach 16 i iPhone’ach 16 Pro, aniżeli w tych z dopiskami Plus i Max.
Podsumowanie – jaki jest iPhone 16 Pro Max?
Powiedzmy to sobie otwarcie – iPhone 16 Pro Max nie oferuje ogromnego przeskoku względem swojego poprzednika. Jednocześnie jednak, mimo tej raczej małej ilości zmian, znalazły się i takie, które dla potencjalnych kupujących mogą okazać się istotne i przekonać do wyboru właśnie tego modelu.
Mimo obecności wydajniejszego procesora, udało się poprawić palącą kwestię kultury pracy, a i wyniki na baterii uległy mocno znaczącej poprawie. Dzięki temu, iPhone 16 Pro Max (nareszcie!) nie przegrzewa się aż nadto, a także pozwala na bezproblemową pracę co najmniej od wczesnego ranka do późnego wieczora.
Wiele aspektów wypada naprawdę bardzo dobrze. Świetny ekran, fantastyczne głośniki i równe rewelacyjna haptyka, wręcz nienaganna wydajność oraz wspomniana już przed chwilą bardzo dobra bateria. Aparat oferuje niemalże świetną jakość zdjęć, które plastycznie mogą się podobać, a – oprócz tego – smartfon wprost bryluje w kwestii nagrywania wideo, oferując bezkonkurencyjną jakość i ogromne możliwości.
Niemniej jednak, wciąż nie uważam, by aparat iPhone’a 16 Pro Max był idealny, a swego rodzaju problemem jest tutaj niższa – względem reszty oczek – rozdzielczość teleobiektywu. Może Apple chce to zostawić jako asa w rękawie na przyszły rok, by nie wystrzelać się od razu ze wszystkich nowości? ;)
Zostawiając jednak złośliwości z boku, oczywiście, nie obyło się bez innych, pomniejszych wad. Poza wspomnianym teleobiektywem, ponarzekać muszę na wciąż wolne ładowanie, paskudnie brudzącą się ramę telefonu oraz pomniejsze problemy wieku dziecięcego na początku użytkowania. Tych jednak i tak miałem relatywnie mało.
Czynnikiem, który może spowodować większe zainteresowanie kupujących tym modelem, jest cena, która – względem zeszłorocznych modeli – odczuwalnie spadła, co wciąż uważam za miłe zaskoczenie i nietypowe zagranie patrząc na innych producentów.
iPhone 16 Pro Max zdecydowanie nie jest złym wyborem – wprost przeciwnie, ale czy przeskakiwałbym na niego z iPhone’a 15 Pro Max? Niezbyt, ale już przesiadka z wcześniejszyc modeli może być bardzo sensowną propozycją.