Dziś swoją premierę miały dwa tanie smartfony realme – realme 7 5G, jeden z tańszych modeli z 5G, a także realme 7i, charakteryzujący się zastosowaniem akumulatora o pojemności aż 6000 mAh. Drugiego z nich mam w rękach już od jakiegoś czasu i muszę przyznać jedno: strasznie trudno jest go szybko rozładować.
Jeśli przespaliście to, co dzieje się ostatnio na rynku tańszych smartfonów, już podpowiadam: producenci skupili się na powiększaniu akumulatorów swoich telefonów, słusznie odstawiając na bok ich wagę i grubość. Zysk w postaci dłuższego czasu pracy na jednym ładowaniu jest według mnie (i, jak sądzę, nie tylko mnie) dużo korzystniejszy niż smukłość czy niska waga.
Akumulator gra tu pierwsze skrzypce
Dziś skupię się właśnie na tej jednej cesze realme 7i, bo to właśnie ona odgrywa pierwsze skrzypce w jego przypadku. Zresztą, jak się zaraz przekonacie – nie bez powodu.
Jak pewnie doskonale wiecie, nie zawsze to, co widoczne jest w parametrach technicznych urządzeń, przekłada się na rzeczywistość. Ale nie w tym przypadku. Duże ogniwo widoczne w papierowej specyfikacji realme 7i w rzeczywistości jest niewątpliwie jego najważniejszym atutem i rzeczą, obok której trudno przejść obojętnie.
Zanim jednak przejdę do konkretów, musicie wiedzieć, za działanie realme 7i odpowiada ośmiordzeniowy procesor MediaTek Helio G85 przy współpracy z 4 GB RAM i Androida 10. Do tego wszelkie treści wyświetlane są na 6,5-calowym ekranie o rozdzielczości 1600 x 720 pikseli o standardowym odświeżaniu 60 Hz.
Takie połączenie komponentów sprawia, że całość nie wykazuje się zbyt dużym apetytem na energię, co zdążyłam odczuć już w pierwszych dniach testów.
Podróż Warszawa – Opole – Warszawa to nie problem
Tak się złożyło, że w weekend musiałam pojechać w długą trasę. W naprawdę długą, bo do przejechania miałam jakieś 700 km. Przez cały czas w trasie realme 7i służył jako nawigacja (korzystając z Map Google) i narzędzie informujące o niebezpiecznych zdarzeniach na drodze (Yanosik). Telefon miał cały czas włączone dane mobilne, GPS, a ekran ustawiony był jadąc w jedną stronę na maksymalną jasność, wracając wieczorem – na minimalne wartości.
Gdy wróciłam do Warszawy, na ekranie telefonu było jeszcze 15%. Jeszcze trochę pokorzystałam z niego w domu, ostatecznie zamykając oczy podpinając ładowarkę do telefonu, gdy ten wskazywał 8% naładowania i czas działania na włączonym ekranie… na poziomie 12,5 godziny!
To naprawdę genialny wynik.
A na WiFi jest równie ciekawie (o ile nie lepiej…)
Gdy piszę ten tekst, mija druga doba korzystania z realme 7i – w większości na WiFi. Na ekranie telefonu widzę, że zostało jeszcze 66%, a czas pracy, który już jest za nim, to 4,5 godziny SoT. Gdy publikuję ten tekst dwa dni później, mamy już czwarty dzień działania, z czego przekroczyłam już 10,5 h SoT – coś czuję, że w tym tempie rozładuje się dopiero wieczorem. PO CZTERECH DNIACH!
Cóż, przyznajcie sami – pod względem czasu pracy realme 7i zapowiada się na solidnego zawodnika. Na temat reszty podzespołów nie chciałabym się póki co rozpisywać, bo jeszcze za mało poznałam ten sprzęt.
Warto jednak znać teorię i wiedzieć, że na jego pokładzie znajdziemy potrójny aparat (aparat 48 Mpix f/1.79, ultraszerokokątny 119° 8 Mpix f/2.25, macro 2 Mpix f/2.4), 64 GB pamięci wewnętrznej, Androida 10, USB typu C, 3.5 mm jacka audio oraz standardowy dual SIM (2x nanoSIM + microSD) – bez konieczności wybierania priorytetu druga karta vs rozszerzenie pamięci wewnętrznej.
Na koniec przypomnę tylko, że realme 7i trafia do sprzedaży w Polsce już dziś w cenie wynoszącej 699 złotych. Z kolei na łamach Tabletowo będziecie mogli przeczytać jego recenzję ok. 15.12., a zatem jeśli macie jakieś pytania, zapraszam do sekcji komentarzy.
Wpis powstał przy współpracy z realme