Czterordzeniowy procesor NVIDIA Tegra o taktowaniu 2 GHz, 32 GB pamięci wewnętrznej i 4 GB RAM… Nintendo Switch nie jest demonem prędkości, dobrze to wszyscy wiemy, ale i tak tę konsolę pokochały dosłownie miliony ludzi na całym świecie. Niestety, pewnych fizycznych barier w łatwy sposób przekroczyć się po prostu nie da i większość dużych multiplatformowych gier AAA omija konsole Nintendo. Czy w przyszłości może się to zmienić?
Control to jedna z najbardziej wymagających gier zeszłego roku, co jakoś mnie szczególnie nie dziwi, gdy spojrzymy na oprawę graficzną tego tytułu. Bo co jak co, ale ostatnia gra Remedy Entertainment wygląda wręcz fenomenalnie. Potwierdza to również działanie tej produkcji na konsolach stacjonarnych, które było dosyć mizerne, tym bardziej na samym początku, zanim do gry trafiło kilka aktualizacji.
Jednak nawet, gdyby twórcy stanęli na głowie i dzień i noc pracowali nad optymalizacją tego tytułu, wątpię, żeby udało im się odpalić Control na Nintendo Switch w zadowalającej jakości i płynności. Z pomocą przychodzi tu więc technologia gry w chmurze, która na pierwszy rzut oka wydaje się idealnym rozwiązaniem problemu niskiej (w porównaniu do konsol stacjonarnych i PC) wydajności konsoli Japończyków.
Krótka lekcja historii…
Zanim przejdziemy do króciutkiego testu gry Control na Nintendo Switch i mojej opinii o działaniu tytułu na tej platformie, przyjrzyjmy się nieco zjawisku grania w chmurze na konsoli Nintendo w przeszłości. Bo Control to nie pierwsza gra wykorzystująca technologię cloud gamingu na Switchu.
Pionierem było Resident Evil 7 Biohazard, które w maju 2018 roku doczekało się w Japonii specjalnej wersji, która pozwalała nam zagrać w grę Capcomu na przenośnej konsoli Nintendo.
I, jeśli pamięć mnie nie myli, początki były dość trudne. Pierwsi gracze narzekali na niezbyt płynną rozgrywkę, pomimo szybkich i stabilnych łącz. Resident Evil 7 Biohazard Cloud Edition nigdy więc poza Japonię nie trafiło i była to solidna lekcja pokory dla Nintendo, z której… dość szybko wyciągnięto wnioski.
Już w październiku 2018 roku, gra Assassin’s Creed Odyssey pojawiła się na PC, PlayStation 4, Xbox One, jak i na… Nintendo Switch, o czym niewiele osób wie. Powód jest prosty – ta gra również nie trafiła poza Japonię w wydaniu na Nintendo Switch, ale trzeba oddać twórcom, że strumieniowanie działo tu już znacznie lepiej niż w przypadku Resident Evil 7 Biohazard.
Ważną zmianą było również to, że Japończycy nie musieli kupować już kota w worku. Bo zanim ktokolwiek z tamtego regionu na zakup Assassin’s Creed Odyssey Cloud Edition się zdecydował, to osoba taka mogła całkowicie bezpłatnie zagrać w pierwszych kilkanaście minut rozgrywki. I nie chodzi tu o samo sprawdzenie tytułu Ubisoftu, a raczej o to, czy granie w chmurze jest w ogóle możliwe na naszej sieci.
Teraz pora więc, by granie przez chmurę na Nintendo Switch sprawdzono również poza granicami kraju Kwitnącej Wiśni.
Control na Nintendo Switch
Wybór Nintendo padł na grę Control, jeden z zeszłorocznych hitów, który – ze względów na swoje dość wysokie wymagania – ominął Switcha. Co zabawne, na obecną chwilę „Pstryczek” jest jedyną konsolą, na której zagramy w ostatnią grę Remedy Entertainment z włączonym ray tracingiem.
Choć nie ukrywam, że dla mnie, na małym ekranie konsoli, RTX jest praktycznie niewidoczny i prawdopodobnie nie byłbym w stanie rozróżnić w tych warunkach czy ustawienie to jest włączone, czy też nie.
Przed samą rozgrywką, gra stawia nas przed wyborem – czy chcemy zagrać w trybie nastawionym na wysoką wydajność (60 FPS) czy na wodotryski graficzne (30 FPS). Ja raczej polecam zagrać w wyższym klatkarzu, bo – jeśli się nie mylę – opcja z lepszą grafiką ogranicza się tylko do włączenia wspomnianego ray tracingu. Szkoda, bo liczyłem również na wyższą rozdzielczość.
Granie w chmurze na Nintendo Switch ogranicza się do zaledwie 720p, niezależnie od tego, w jakim trybie gramy. W przypadku przenośnego grania nie jest to problem, bo HD to natywny obraz ekranu konsoli, jednak na dużym telewizorze niska rozdzielczość jest już zauważalna. Szkoda więc, że tryb nastawiony na lepsze doznania graficzne nie pozwala w grę w 1080p na zewnętrznym monitorze czy telewizorze.
I tu mogę skończyć swoje drobne narzekania. Bo cała reszta jest zaskakująco solidna. Podczas mojego testu gra przez chmurę (na pierwszy ogień poszedł tryb 60 FPS) ani razu nie przerwała połączenia, pomimo tego, że sieć była dość mocno obciążona poprzez Netfliksa w drugim pokoju, pobieranie gry na PlayStation 4, jak i urządzenia innych domowników.
Mało tego, Control bez problemu działał w płynnych 60 klatkach na sekundę, a spadki w jakości obrazu były praktycznie niezauważalne. Choć może być to też kwestia tego, że zastosowano w grze filmowe ziarno.
Ogromnym zaskoczeniem było też dla mnie to, że opóźnienie w reakcji jest minimalne i nawet w dynamicznych walkach liczyć mogłem na wysoką responsywność.
Przełączyłem się więc na tryb 30 klatek na sekundę z włączonym RTX i włożyłem konsolę do docka. I tu również żadnych problemów ze zrywaniem połączenia czy z opóźnieniem nie napotkałem, ale nie ukrywam, że lepiej grało mi się w trybie wyższej wydajności.
Jak wspominałem, ray tracingu praktycznie w ogóle nie zauważyłem, a dwukrotnie niższą liczbę klatek już dość mocno odczułem – ale miło, że twórcy dali graczom wybór.
Największym sukcesem Control na Switchu jest to, że… kompletnie zapomniałem o tym, że gram w chmurze. Minimalne opóźnienie i brak jakichkolwiek spadków jakości obrazu, szybko sprawiły, że na małym ekranie konsoli złudzenie grania w „fizyczną” grę było praktycznie natychmiastowe.
Sprawdźcie sami, to nic nie kosztuje!
Jeśli nie wierzycie mi na słowo, to nic nie szkodzi na przeszkodzie, by Control na Switchu sprawdzić samemu, tak samo, jak w przypadku Assassin’s Creed Odyssey – nic to nas nie kosztuje. Wystarczy, że w eShopie znajdziecie bezpłatną aplikację Control Ultimate Edition – Cloud Version i pobierzecie ją na swoją konsolę; waga aplikacji to niespełna 100 MB.
Do waszej dyspozycji zostanie oddanych kilkanaście minut gry, co jest moim zdaniem wystarczającym czasem, by sprawdzić, jak tytuł ten działa na waszej sieci. Po tym czasie możecie zdecydować się na zakup pełnej wersji gry za 160 złotych. Jak widzicie na załączonych do tekstu zrzutach ekranu, Control na Switchu ma polską wersję językową.
Czy tak będzie wyglądać przyszłość Nintendo Switch?
Nie ukrywam, że Control na Nintendo Switch zrobił na mnie przeogromnie pozytywne wrażenie. Było to chyba najwygodniejsze spotkanie z cloud gamingiem, jakie przeżyłem do tej pory. I jest to spowodowane tym, że Nintendo Switch to nie smartfon – to pełnoprawna konsola, co ma swoje ogromne plusy.
Największa zaleta to oczywiście Joy-Cony – o tych kontrolerach można powiedzieć wiele złego, jednak, co by nie mówić, korzystanie z nich jest o niebo wygodniejsze od grania na ekranie dotykowym. Również sam transport całej konsoli jest znacznie prostszy i wygodniejszy, niż zabieranie ze sobą smartfona i osobnego pada z dedykowanym „chwytakiem”.
Również brak jakiegokolwiek rejestrowania się i logowania do dodatkowych usług zaliczam na plus, bo wszystko robimy tu z poziomu eShopu. Niestety, jak to w życiu najczęściej bywa, nic nie jest idealne. W przypadku grania w chmurze na Nintendo Switch widzę przede wszystkim dwa problemy i oba tyczą się technicznych aspektów konsoli.
Pierwszy to brak wbudowanego portu Ethernet w dock konsoli, który mógłby być wykorzystywany w celu poprawienia stabilności i szybkości w przypadkuu słabszych sieci. Oczywiście możemy ratować się tu specjalną przejściówką, ale moim zdaniem taki port powinien być po prostu standardem.
Drugi problem to brak wejścia na kartę SIM w konsoli, by wygodnie grać przy pomocy chmury również poza domem. Wiem, że wiele osób by z tego nie skorzystało, ale byłaby to w pełni opcjonalna rzecz, która jakąś część graczy z pewnością by ucieszyła – w tym i mnie.
Przypomnę tylko, że taka PS Vita, miała specjalną wersję konsoli z modułem LTE, więc, kto wie, może wraz z rozwojem sieci 5G, Nintendo również przygotuje specjalny model Switcha.
Niemniej jednak ignorując te dwa czysto techniczne braki konsoli, Control na Switchu jest zaskakująco grywalny i wydaje mi się, że takie rozwiązanie problemu nieobecności dużych gier na konsoli Nintendo jest całkiem rozsądnym pomysłem. Choć nie ma co ukrywać, że xCloud z Xbox Game Pass Ultimate jest znacznie tańszym rozwiązaniem, ale na Switchu niestety korzystać z niego nie możemy.
Na dłuższe testy, również w innych produkcjach, mam nadzieję, przyjdzie jeszcze czas, bo Nintendo zapowiedziało także Hitmana III w wersji „Cloud”. Mnie, jako fana tej serii, bardzo to cieszy, bo może właśnie na Switchu przejdę kolejne przygody łysego zabójcy?
Kto wie, może właśnie na naszych oczach rozpoczyna się nowy rozdział w historii konsoli Nintendo Switch.
Zobacz też: