Wojna „na cyferki” pomiędzy producentami elektroniki trwa w najlepsze. Więcej rdzeni, większa rozdzielczość wyświetlacza i liczba megapikseli w aparacie czy wyższa cyferka w oznaczeniu wersji oprogramowania – to ma przekonać klienta do zakupu danego urządzenia. Strategia ta (niestety) działa doskonale, ale potem wszystkim odbija się czkawką. Czy w końcu ktoś zrozumie, że nie liczy się ilość, ale jakość?
Pierwszy krok w tę stronę poczynił po części Qualcomm, prezentując nowy procesor Snapdragon 820. Składa się on z „tylko” czterech rdzeni, które są jednak o wiele bardziej wydajne niż osiem obecnych w Snapdragonie 810, a przy tym o 30% mniej łase na energię z akumulatora.
Producent wyciągnął wnioski z porażki zeszłorocznego flagowego układu i (nareszcie) postanowił postawić na jakość rdzeni, a nie na ich ilość. Podczas gdy konkurencja nadal hołduje zasadzie im więcej, tym lepiej (czego najlepszym przykładem jest MediaTek i jego dziesięciordzeniowy Helio X20), Qualcomm zdecydował się „wycisnąć” z pojedynczego rdzenia jak najwięcej mocy – bowiem to nie od ich ilości zależy finalna wydajność urządzenia.
To jest ta lepsza strona medalu. Jednak niestety konkurencja jest na tyle zaciekła, a klientela – wybaczcie – na tyle niewyedukowana, że Amerykanie nie mogą całkowicie zrezygnować z ww. „wyścigu na cyferki”. Nadal więc będą produkować ośmio- (a może nawet i więcej) rdzeniowe procesory, które znajdą zastosowanie w średniopółkowych urządzeniach – tylko dlatego, że właśnie to przekonuje ogromną większość użytkowników do danego produktu. Trudno by było bowiem nagle od nowa zapewniać kilkaset milionów ludzi, że promowana przez lata potrzeba posiadania w smartfonie jak największej liczby rdzeni nie ma (i nigdy nie miała) żadnego znaczenia i oczekiwanego wpływu na wydajność urządzenia.
Źródło: phoneArena