Vivaldi to jedna z najładniejszych przeglądarek internetowych na rynku, a do tego jej twórcy mają prawdziwego hopla na punkcie zapewniania wysokiego poziomu prywatności. Właśnie zadebiutowała piąta duża dystrybucja tego programu. Co się zmienia?
Atak Vivaldi na niemal każdą platformę
Przeglądarka Vivaldi 5.0 jest już dostępna na systemy Android, Windows, macOS, a nawet na Linuksa. Wciąż nie ma edycji na iOS, ponieważ Apple nadal nie pozwala na instalację na iPhone’ach przeglądarek zbudowanych za pomocą innych narzędzi niż WebKit.
Najbardziej odkrywcza jest chyba nowa wersja Vivaldi na Androida. Wzorem swojej „dużej” edycji z desktopów, mobilna przeglądarka także zyskała dwupoziomowy pasek otwartych kart. To rzecz, która całkiem nieźle sprawdzała się na większym ekranie – czas więc przetestować, czy przestrzeń robocza w smartfonach podoła obsłudze takich dodatków. Oczywiście drugi stos kart można schować, więc nie będzie on zaśmiecał ekranu cały czas. Wszystko wydaje się być kwestią osobistych preferencji.
Vivaldi ma też spore możliwości personalizacji. Możemy zdecydować, czy pasek kart ma być wyświetlany na górze ekranu lub na dole. To coś, do czego nie „dorosło” nawet Google. Karty zmieniają teraz dynamicznie swoją szerokość, w zależności od tego, ile ich otworzymy – zupełnie jak w wersji komputerowej.
Jeśli jesteśmy z Vivaldi dłużej, to pewnie znamy funkcję dodawania notatek. Teraz będzie można tworzyć jeszcze większe opisy. I jeszcze coś, co na pewno spodoba się osobom przeglądającym sieć zwłaszcza w godzinach nocnych – możliwość włączenia ciemnego motywu witryny w określonych przypadkach.
Chromebooki, tablety i komputery – nikogo nie pomijamy
Vivaldi zmienia się także na Chromebookach i tabletach. Wersja 5.0 wnosi obsługę paneli. Pojawią się one po lewej stronie ekranu, by lepiej wykorzystać dostępną przestrzeń. Znajdziemy tam sekcję z zakładkami, historią przeglądania czy notatkami. Wszystko w zasięgu ręki.
Desktopowa edycja także się zmieniła. Vivaldi 5.0 to prawdopodobnie najładniejsza przeglądarka na komputery i sami możemy o to zadbać. Podczas gdy inne programy pokroju Chrome’a czy Microsoft Edge obsługują podstawowe, gotowe motywy wizualne, Vivaldi oddaje do dyspozycji użytkownika cały edytor. Mało tego, możemy teraz zaplanować zmianę tła i innych elementów interfejsu w zależności od pory dnia. Esteci będą zachwyceni!
Jednym z dodatków wartych wspomnienia jest też tłumacz, który pozwala szybko przełożyć „z cudzego na nasze” – i to nie tylko całe strony, ale także małe, wybrane przez nas fragmenty tekstu. Jeśli jest nam tak wygodniej, możemy zamiast wyświetlać tłumacza w bocznym panelu, oddzielić go od reszty w postaci osobnego okienka.
Vivaldi kusi nowymi opcjami tak mocno, jak nigdy wcześniej. Czyżby nadszedł czas przenosin z Chrome’a?