Silent Hill: Ascension to nowy projekt w znanym uniwersum horroru. Przygotowana przez Genvid Interactive produkcja pozwoli fanom nie tylko na aktywne uczestnictwo w fabule, ale również na wystąpienie ich awatarów w show. Jest jednak dość duże „ale” – ta gra-serial zawiera wiele niepokojących z punktu widzenia graczy elementów.
Nowy Silent Hill
Ostatnia gra z serii pojawiła się w 2012 roku i nosiła podtytuł Book of Memories. Zagrać w nią mogli co prawda jedynie posiadacze przenośnej konsoli PlayStation Vita, która to miała ekskluzywność na tę produkcję, niemniej chronologicznie wciąż jest to najnowszy Silent Hill. Nie licząc rzecz jasna tegorocznego remake Silent Hill 2 naszego rodzimego Bloober Team, który – mimo wszystko – nic nowego do fabuły nie wnosi.
Choć w przygotowaniu znajdują się ponoć dwie nowe części, głodnym wrażeń fanom postanowiono rzucić coś na pożarcie. Tym „czymś” jest Silent Hill: Ascension, a ja nie jestem w stanie określić, czy mamy do czynienia z ochłapami, które ktoś postanowił spieniężyć, perfidnie wykorzystując sentyment i siłę marki, czy faktycznie ciekawym projektem, który może stworzyć nową niszę w gamingu. Pozwólcie, że nieco to rozwinę.
Nowa nisza…
Idea interaktywnego serialu nie jest niczym nowym – Netflix zdążył już stworzyć kilka produkcji tego typu, a i gier w podobnym duchu się kilka znajdzie. Pierwszym z brzegu przykładem może być, chociażby, prześwietne Detroit: Become Human czy dowolna gra stworzona przez TellTale Games. W tego typu produkcjach jednak wybór nie jest wiążący. Jeśli coś nam się nie spodoba, nic nie stoi na przeszkodzie, aby wczytać zapis lub wrócić do momentu wyboru i dokonać innego.
To my jesteśmy w pełni odpowiedzialni za przebieg historii, bo w końcu nikt inny nie trzyma pilota czy myszki w dłoni. Dodatkowo tak naprawdę nie tyle uczestniczymy w akcji, ile „wcielamy się” we wcześniej przygotowaną postać i bierzemy udział w jej/jego/ich (zależnie od tekstu kultury) rozterkach. Silent Hill: Ascension idzie w zupełnie innym kierunku – wpływ na dalszą akcję ma cała społeczność, wybory są ostateczne i nie da się ich w żaden sposób cofnąć, a dodatkowo gracze (oglądacze?), mają możliwość wystąpienia we wspomnianym show.
Pierwsze dwa zdania mówią same za siebie i raczej nie trzeba poświęcać im więcej uwagi – o co jednak chodzi z tym występowaniem w show? Otóż po zarejestrowaniu się w Ascension, tworzona zostaje losowa postać, którą możemy spersonalizować. Jeżeli wygramy „konkurs na cameo”, to nasz awatar znajdzie się w serialu, albo jako swego rodzaju statysta, albo pełnoprawny bohater.
Warto także odnotować, że produkcja ta pozwala nam na branie udziału w różnych łamigłówkach, które mają (mieć) wpływ na to, co stanie się z konkretnym bohaterem. Problem jest taki, że tylko niektóre są darmowe, a inne wymagają wykupienia przepustki sezonowej. Zaraz, że czego?
…czy skok na kasę?
Przepustka sezonowa została wyceniona na 20 dolarów amerykańskich bez 1 centa. W Polsce, z jakiegoś powodu, oznacza to cenę na poziomie 99,99 złotych, choć przelicznik jasno mówi, iż 20 dolców przekłada się obecnie na niecałe 85 złotych. Chciwe Konami stosuje jednak własny kalkulator, podobnie zresztą jak Steam. Po zakupie frajerzy, dający się ogolić na kasę majętni gracze uzyskają dostęp do naklejek, które można wysyłać podczas streamów na żywo, ubrań dla swojego awatara oraz dodatkowych IP.
IP w tym przypadku oznacza Influence Points, czyli w wolnym tłumaczeniu Punkty Wpływu. To nic innego, jak waluta, którą płacimy za uczestnictwo we wspomnianym wcześniej „castingu” oraz za oddanie głosu. Im więcej IP włożymy w jakąś decyzję, tym większa szansa na to, że dojdzie do rozwiązania, które najbardziej nam odpowiada. Jeśli mamy mało Punktów Wpływu, to nie ma problemu! Kochani twórcy łaskawie pozwalają nam rozstać się z realną kasą, którą wierni fani mogą wymienić na więcej Punktów.
Ceny za pakiety wahają się od 24,99 złotych, do 99,99 złotych. Osobiście mam też dość mieszane odczucia, jeśli chodzi o jakość animacji, które zdają się zwyczajnie drewniane. Niewątpliwie byłyby cudowne jeszcze x lat temu, ale obecnie? CENZURA, bez jaj…
Nie wszystkim się to podoba
Historię można śledzić przez specjalnie przygotowaną stronę internetową lub pobrać aplikację na sprzęt z Androidem lub iOS. Danych z App Store niestety mi brakuje, niemniej w przypadku Google Play mogę stwierdzić wprost, że jest po prostu tragicznie. Nie pod kątem pobrań rzecz jasna – tych aplikacja sobie liczy na ten moment ponad 100 tysięcy, jednak średnia ocen wynosi obecnie 1.5!
Na smartfonach NIEMAL WSZYSTKIE, spośród 585 opinii, są jednogwiazdkowe, natomiast w przypadku tabletów opinie są bardziej podzielone (choć jest ich wielokrotnie mniej). Ta jednomyślność jest dla mnie wręcz porażająca i jasno wskazuje to, co o tym potworku myślą gracze. Zresztą już pierwsze komentarze zawierają słowa oburzenia (mój ulubiony cytat; „Godawful soulless cash grab and a buggy mess on top„).
Będę w tym uczestniczył
Bardzo ciekawi mnie to, jak Silent Hill: Ascension się rozwinie – twórcy mają wydawać codziennie jeden epizod, po którym następować będzie wybór. Na podjęcie decyzji gracze mają 24 godziny i, choć niektóre akcje można przeprowadzać jedynie podczas streamu na żywo, tak nic nie stoi na przeszkodzie, aby nadrobić zaległości już po nim i oddać wtedy swój głos. Biorąc poprawkę na fakt, że nowe odcinki pojawiać się będą w Polsce około 2:00, najbardziej zagorzali fani Silent Hill z naszego kraju mogą ten fakt docenić.
Przez następnych 16 tygodni trwać ma 1. sezon i, mam szczerą nadzieję, że fabuła lub późniejsze animacje w jakikolwiek sposób usprawiedliwią istnienie tego… czegoś.