Zawartość wyjątkowego zestawu będącego owocem współpracy realme i Coca-Coli nie stanowi już tajemnicy. Niestety, zakup tego urządzenia nie jest taki prosty, jak mogłoby się wydawać.
Gazowany telefon
Tożsamość smartfona sygnowanego logiem Coca-Cola od kilku dni krąży już po internecie. Teraz jesteśmy pewni, że chodzi o model realme 10 Pro 5G z układem mobilnym Snapdragon 695 5G na pokładzie, akumulatorem o pojemności 5000 mAh i szybkim ładowaniem o mocy 33 W.
Z tyłu znajduje się aparat główny o rozdzielczości 108 Mpix, wspierany 2 Mpix czujnikiem głębi. Na przodzie za wyświetlanie obrazu odpowiada 6,72-calowy ekran IPS o częstotliwości odświeżania 120 Hz i rozdzielczości Full HD+. Tajemnicą pozostawała kombinacja RAM + miejsce na dane. Teraz już wiemy, że postawiono na wariant pośredni z 8 GB RAM-u oraz 128 GB przestrzeni dyskowej.
A czym wyróżnia się realme 10 Pro 5G Coca-Cola Edition z zewnątrz? Urządzenie, oprócz umieszczenia na obudowie kultowej czerwieni, otrzymało przycięte logo, ekskluzywne przetłoczenie na ramce i kolorową obwódkę wokół obiektywów.
Wewnątrz urządzenia firma przygotowała natomiast specjalny motyw w realme UI 4.0 bazującym na Androidzie 13. Mamy więc unikalne tapety, nowe ikony, a nawet animację ładowania imitującą napełnianie szklanki gazowanym napojem czy dźwięki powiadomień i dzwonek z motywem Coca-Coli.
Co się tyczy natomiast dodatków znajdujących się w wyjątkowym, ozdobnym pudełku – realme oferuje wraz ze smartfonem szpikulec w formie kapsla, arkusze z naklejkami, kartę z unikalnym numerem oraz figurkę maskotki firmy, Realmeow.
realme Coca-Cola tylko dla wybranych
Całość wyceniono na 255 dolarów, co stanowi różnicę zaledwie kilkunastu dolarów względem podobnego, zwykłego wariantu. Firma przygotowała łącznie 1000 sztuk urządzenia.
Choć cena ~1140 złotych zapewne nie stanowiłaby dla Was problemu, realme 10 Pro 5G Coca-Cola Edition nie pojawił się w polskiej dystrybucji. Telefon trafi do sprzedaży w Tajlandii, Indonezji, Malezji i na Filipinach
Wątpię, by w Polsce istniał tak duży fan firmy, aby spróbował sprowadzić urządzenie na własną rękę. Z pewnością znaleźliby się chętni, gdyby choć część sztuk z limitowanej edycji trafiła także do naszego kraju. Szkoda!