W weekend Huawei oficjalnie potwierdził datę premiery smartfonów z serii Mate 30. Jak już wiemy, urządzenia zostaną pokazane światu 19 września w Monachium. To pozwala sugerować, że ich wprowadzenie na europejski rynek jest pewniakiem. Cóż, muszę Was zmartwić – sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana, niż się wydaje i może się okazać, że niestety będziemy musieli obejść się smakiem.
Stali Czytelnicy doskonale wiedzą, że jestem ostrożna w osądzaniu kogokolwiek zanim zapadnie oficjalny wyrok. Tak, jak nie wydaję ostatecznych opinii na temat produktu po zaledwie kilku chwilach z nim spędzonych, tak w przypadku Huawei nie stawiam na nim grubej kreski i nie ogłaszam zwijania się firmy z rynku, choć ostatnio jest jej bardzo pod górkę. W obliczu ostatnich wydarzeń trudno jednak nie odnieść wrażenia, że „coś tu nie gra”.
Swego czasu GSMArena podawała, że premiera serii Mate 30 ma się odbyć dużo wcześniej niż poprzednie iteracje, czyli nie w listopadzie czy październiku, a we wrześniu – konkretnie 6 września podczas konferencji na targach IFA 2019. Początkowo wydawało mi się to dziwne i nierozsądne, ale jeśli poskładacie ze sobą odpowiednie puzzle i do premiery nowych smartfonów dorzucicie przesunięte embargo od USA na kolejne 90 dni, wcześniejsza prezentacja modeli byłaby producentowi na rękę. Zresztą, jak wiemy, ostatecznie zaplanowano ją i tak na dość wczesny termin, czyli 19 września. Ale w obliczu ostatnich wydarzeń i to może okazać się niewystarczające.
W ostatnich dniach jak grom z jasnego nieba gruchnęła na nas wiadomość, że seria Mate 30 może zadebiutować z Androidem (toż to otwarte oprogramowanie), ale bez aplikacji Google na pokładzie, a więc bez Google Pay, pakietu Docs, lubianych map Google i całej reszty programów, bez których użytkownicy nie wyobrażają sobie korzystania z telefonu. Huawei jednak, mimo wszystko, podał oficjalną datę prezentacji do wiadomości, jakby ten fakt nikomu nie przeszkadzał. I jakby delikatnie chciał uśpić naszą czujność. Cóż, udało mu się to, ale na krótko.
Nie chcę być złą wróżką, ale patrząc na ostatnie wydarzenia i znając aktualną sytuację na linii USA (Trump) a Chiny (Huawei), seria Mate 30 może zostać faktycznie – i tu słowo klucz – pokazana – w Monachium, a wprowadzona wyłącznie na rynek chiński, gdzie korzystanie z usług Google i tak nie jest oficjalnie możliwe.
Taki scenariusz podają zresztą zagraniczne media. Sugerują, że dopóki Huawei nie będzie w stanie zaoferować Europejczykom pełnoprawnego urządzenia, nie będzie chciał go wprowadzać na ten rynek. I trudno nie zgodzić się z tą tezą, bo – jestem wręcz przekonana – że zaprzyjaźnienie użytkowników ze sklepem App Gallery zajmie dużo czasu.
Zresztą, wystarczy spojrzeć na ostatnie wyniki udziału w rynku poszczególnych marek smartfonowych w Polsce, by wysnuć jeden konkretny wniosek: kanały sprzedaży, jak i klienci końcowi, obawiają się daleko idących konsekwencji za tym, co dzieje się aktualnie wokół Huawei. Przypomnę, że firma zaliczyła spadek z 35,4% do 24,5% kwartał do kwartału. To nie jest sytuacja spotykana na co dzień. To zdarza się od wielkiego dzwona. Ba, nie przypominam sobie podobnego zdarzenia w ostatnich latach.
Całą sytuację podgrzewa fakt, że polski oddział Huawei milczy w sprawie premiery, jak również jakiegokolwiek spotkania prasowego związanego z nowymi urządzeniami z serii Mate 30. To pozwala mi wysnuć daleko idący wniosek, który pozwoliłam sobie wypunktować już w tytule tego wpisu, że premiera serii Huawei Mate 30 w Europie może być zagrożona. A na pewno stoi pod znakiem zapytania.
Obym się myliła.