Przez ostatnich kilka dni miałem przyjemność przedpremierowo korzystać z Google Stadia, która – w końcu – po sporym opóźnieniu względem innych krajów, debiutuje w Polsce. Czy Google zdołało rok po starcie swojej usługi grania w chmurze, naprawić wszystkie znaczące błędy? I czy warto jeszcze zainteresować się Stadią? Sprawdźmy!
Na wstępie od razu zaznaczę, że nie traktujcie tego tekstu jako obszernej recenzji – to zwykła opinia bardziej skupiająca się na ogólnym działaniu usługi i moich subiektywnych wrażeniach niż na suchych cyferkach. Taki „test w warunkach domowych” sprawdzający, czy Stadia byłaby w stanie zastąpić mi konsolę czy PC i stać się główną platformą do grania. Ale po kolei.
Na czym grałem?
Google Stadia miałem okazję sprawdzić na trzech urządzeniach – stacjonarnym komputerze z Windowsem 10, do którego dostęp do internetu dostarczany jest po kablu i na MacBooku 12, gdzie z siecią łączę się już poprzez WiFi 5 GHz, a także na smartfonie Xiaomi Mi 9 SE – również poprzez WiFi 5 GHz.
Sieć udostępnia mi lokalny dostawca internetu (pobieranie 150 Mbit/s; wysyłanie 150 Mbit/s), korzystam z routera Razer Portal Gaming – tak więc na prędkość internetu nieszczególnie narzekam; wręcz przeciwnie, nawet sobie chwalę.
Niestety, nie wypożyczono mi specjalnego pada Stadii, która oferuje wiele ciekawych funkcji, jak chociażby bezpośrednie łączenie się przez sieć z serwerami Google, by ograniczyć opóźnienie pomiędzy wyświetlanym obrazem a padem – może kiedyś uda mi się to sprawdzić.
Wracając do PC – grałem zarówno na myszce i klawiaturze, jak i na padzie, postawiłem na kontroler od Xboksa Series S. W przypadku MacBooka, grałem tylko na klawiaturze i gładziku, ponieważ system nie chciał się połączyć ani z DualShockiem 4, ani ze wspomnianym padem od Xboksa. A ponoć takie te Maki bezproblemowe…
Jak już przy problemach jesteśmy, to od razu zaznaczę, że test Stadii przeprowadzałem w rozdzielczości 1080p – nie z wyboru, a z przymusu, bo Google stale się upierało, że moje urządzenie nie obsługuje tej rozdzielczości.
Jak się okazuje, kilkuletni i5, 16 GB RAM-u i RX 570 w wersji 8 GB nie jest w stanie obsłużyć takich luksusów jak 4K. Oczywiście tylko droczę się, bo wina tak naprawdę jest po stronie mojego internetu – do gry w 4K jest potrzebne minimum 35 Mbit/s, a ja mam jedynie wspomniane 150 Mbit/s. Chwila… co?
Przeprowadziłem parę speedtestów na specjalnej stronie Stadii, z których wynika, że…
…moja sieć ma jednak prędkość pobierania ok. 30 Mbps. Już miałem ubrać buty, aby biec do mojego dostawcy internetu z reklamacją, ale przypomniałem sobie, że na Xboksie czy PC gry pobierają mi się jak z bicza strzelił, na Netfliksie 4K hula bez żadnego zająknięcia, a nawet sam YouTube (o zgrozo!) też nie widzi problemu w płynnym pobieraniu i odtwarzaniu materiałów 4K, bez praktycznie żadnego oczekiwania – więc coś jest tu chyba nie tak.
Przeprowadziłem speedtesty na innych stronach i, jak się okazuje, mój dostawca wywiązuje się ze swojej części umowy i dostarcza te upragnione 150 Mbit/s, zarówno przy pobieraniu, jak i wysyłaniu treści.
Oczywiście tego typu testy nie zawsze odzwierciedlają realną prędkość sieci, bo ta zależna jest od wielu czynników – ale mam silne przeczucie, że z 4K mój internet raczej by sobie poradził, więc wydaje mi się, że jest tu problem po stronie Google i jego serwerów. Liczę, że po oficjalnej premierze w Polsce już takich problemów nie będzie – już i tak czekaliśmy na Stadię rok dłużej od innych krajów, więc głupio by było czekać kolejny rok na 4K.
Pierwsze zgryźliwości za nami, pora na coś bardziej pozytywnego.
W co możemy zagrać?
Biblioteka Stadii liczy obecnie około 150 tytułów. Czy to dużo, czy mało – oceńcie sami. Ja tylko dodam, że na liście znajdują się takie hity, jak Assassin’s Creed Valhalla, Borderlands 3, Destiny 2, Doom Eternal, Far Cry New Dawn, Hitman 1 i 2, Marvel’s Avengers, seria Metro, Red Dead Redemption 2 czy Sekiro: Shadows Die Twice. A w drodze jest nawet Cyberpunk 2077, więc przyznać trzeba, że jest w czym wybierać.
Dodatkowo listę uzupełniają całkiem niezłe gry indie, choć w większości z nich nie widzę sensu obecności Stadii – takie Celeste odpalimy już nawet na opiekaczu do chleba ;)
Ja skupiłem się głównie na Hitmanie 2, Sniper Elite 4, Into the Breach i Superhot: Mind Control Delete – z racji tego, że gry te dobrze znam z innych platform (dzięki czemu mogłem je sensownie porównać), a także dlatego, że produkcje te są obecnie w rotacji abonamentu Stadia Pro. No właśnie, każdą dostępną grę ze Stadii możemy kupić w specjalnym sklepie, a gdy to zrobimy, to dany tytuł przypisze się do naszego konta Google i… możemy już grać w zakupiony produkt bez żadnych dodatkowych opłat.
Możemy również zdecydować się na wykupienie abonamentu Stadia Pro, który kosztuje 39 złotych miesięcznie i oferuje nam comiesięczne gry, które możemy przypisać do swojego konta i grać w nie tak długo, jak długo wykupiony mamy abonament. Dodatkowo dostajemy dostęp do rozdzielczości 4K i HDR – pod warunkiem, że będzie Wam działać.
Na Stadii znajdziemy takie funkcje, jak osiągnięcia, możliwość wykonywania zrzutów ekranów i nagrań czy transmitowanie całej rozgrywki na YouTube. Menu usługi jest całkiem ładne i dobrze zaprojektowane, choć sterowanie na padzie jest nieco niewygodne.
W sklepie znajdziemy też co jakiś czas promocje na gry (+ specjalne promocje dla posiadaczy Stadii Pro), a w takie Destiny 2 zagramy nawet za darmo – co niby jest oczywiste, bo gra jakiś czas temu przeszła na model biznesowy free-to-play, ale jednak w przypadku streamingu, spodziewałbym się jakichś dodatkowych opłat za korzystanie z serwera. Google zdecydowało się jednak udostępnić grę w pełni za darmo – miłe zaskoczenie!
Co bardzo ważne, wszystko powyższe w przypadku PC i MacOS robimy poprzez przeglądarkę Google Chrome, gdzie nie musimy instalować żadnych dodatkowych aplikacji, za co też spory plusik. Szkoda, że nie działa to również w taki sposób na iPadach, iPhone’ach i Androidzie, gdzie zainstalować musimy dedykowaną aplikację.
Jak działa Google Stadia?
Płynność i czas reakcji jest na piątkę z plusem. Wszystkie tytuły, w które grałem, działały w super stałych 60 klatkach na sekundę, a i czas reakcji „na oko” jest bardzo zadowalający, nawet lepszy niż w przypadku GeForce Now. Wiadomo, latencja jest tu większa niż w przypadku grania na konsoli, ale dopóki nie gramy w gry rywalizacyjne, gdzie każda milisekunda ma znacznie, to raczej tego nie zauważymy.
Nie będę tu silił się na żadne podawanie liczb, bo jeśli posiadacie wolniejszą lub szybszą sieć, to Wasze odczucia mogą być kompletnie inne. U mnie pod względem płynności i stabilności było wręcz perfekcyjnie, zarówno na PC, jak i MacBooku czy smartfonie, co było dla mnie zaskoczeniem. Spodziewałem się że po przez sieć WiFi mogą wystąpić jakieś problemy – nic takiego się nie wydarzyło.
Gorzej jest już z samą jakością obrazu i nie chodzi tu o brak rozdzielczości 4K (w moim pechowym wypadku), choć ta pewnie oferowałaby nieco lepsze doznania. Bitrate wyświetlanego tu obrazu jest na tak niskim poziomie, że czułem się tu niekiedy jak podczas oglądania treści na YouTubie w rozdzielczości 720p. Niestety, kompresja jest bardzo agresywna, przez co obrazowi daleko do tego, co znamy z natywnego grania.
Wiem, że będę tu cały czas rzucać porównaniami do GeForce Now, ale w usłudze NVIDII bardzo często zapominałem o tym, że gram przez sieć, a nie na fizycznym urządzeniu obok mnie – przeszedłem w ten sposób połowę Metro Exodus i przyznam, że po kilku godzinach nie zwracałem już praktycznie żadnej uwagi na opóźnienia czy spadki jakości obrazu, bo były one tak delikatne.
A przy Google Stadia cały czas myślałem o tym, że jest to gra w chmurze, bo na każdym kroku jakość obrazu mi o tym brutalnie przypominała. Nie uważam, żeby jakiś ogrywany przeze mnie tytuł był niegrywalny, ba, myślę nawet, że mniej wymagający gracze nie zwrócą na to uwagi, ale ja, mając porównanie z konkurencyjnymi usługami, widzę tu ogromną przepaść pomiędzy Stadią a takim xCloudem czy GeForce Now.
Rozczarowuje też nieco sama szczegółowość gier. W ustawieniach nie możemy zmienić opcji graficznych. Taki Hitman 2 czy Sniper Elite 4 wyglądały jak na ustawieniach średnich-wysokich (głównie zdradzały to niewyraźne tekstury). Pozytywnie zaskakuje za to czas ładowania samych gier, te odpalają się prawie natychmiastowo – w przypadku xClouda i GeForce Now musimy jednak poczekać chwilę na przygotowanie się usługi i wczytanie danej gry.
I to chyba największa „magia” Stadii i całego grania w chmurze, kupujemy grę (lub abonament) klikamy „Play” i… gramy. Zero instalacji, pobierania patchy i trzymania nerwowo kciuków w niepewności „czy pójdzie w 60 klatkach”. Oprócz tego do gier mamy natychmiastowy dostęp na wielu urządzeniach.
Pod tym względem ta technologia się sprawdza – choć nie jest ona idealna i Google nadal ma przed sobą sporo pracy, ale widzę tu ogromny potencjał. Kto wie, może nawet na lidera tej gałęzi gamingu?
Tak więc podsumowując tę część, muszę zwrócić uwagę, że Stadia pod względem wizualnym ostaje od swoich konkurentów – w niektórych aspektach nawet znacznie, ale zadbano za to o bardzo dobrą płynność i niski czas reakcji. Wydaje mi się, że niedzielni gracze powinni być zadowoleni, a to raczej do nich skierowana jest Stadia – ci bardziej „hardkorowi” gracze pewnie i tak wybiorą którąś konsolę lub drogie PC.
Co ze smartfonem?
Lwią część swoich doświadczeń ze Stadią zebrałem na PC i Macbooku, ale skorzystałem też kilka razy z testowanej tu usługi Google na smartfonie z Androidem. Nie ukrywam, że średnio lubię grać w „poważne i duże gry” na smartfonie czy tablecie, ale wiadomym jest, że bez takiej funkcji Stadia nie byłaby kompletna.
Fakt, zdarza mi się czasem zagrać na swoim Xiaomi w Minecraft Dungeon w drodze do pracy przez xClouda, ale to dlatego, że gra ta została specjalnie przygotowana pod ekrany dotykowe. W Stadii takich funkcji nie znajdziemy w żadnej grze, więc zalecaną opcją jest podłączenie kontrolera do swojego smartfona i granie w ten właśnie sposób. Dla mnie zabieranie ze sobą pada jest jednak po prostu niewygodne – wolę wziąć Switcha niż podpinać specjalny chwytak do telefonu i kontroler.
Tak, wiem – są również specjalne kontrolery dedykowane smartfonom, które są znacznie wygodniejsze w transporcie, ale niestety kosztują też na tyle dużo, że nie opłaca mi się inwestować w taki sprzęt. Przynajmniej tak jest w moim wypadku, bo u mnie granie w chmurze na smartfonie to bardziej wyjątek niż reguła.
Wracając jednak do tematu – jest też opcjonalnie możliwość włączenia wirtualnego pada, ale ten nie sprawdza się najlepiej w – nazwijmy to – „dużych grach”. Sniper Elite 4 jest kompletnie w takiej formie niegrywalny, Hitman sprawdza się już nieco lepiej, a komfortowo można grać dopiero w proste gry, takie jak Into the Breach – choć tu i tak sprawdziłoby się lepiej „normalne” sterowanie dotykiem. Miło jednak, że Google udostępnia w ogóle taką opcję.
Menu Stadii na smartfonie lub tablecie jest bardzo dobrze zaprojektowane i to w tej formie najwygodniej i najszybciej korzysta się z tej usługi. Do pełni szczęścia brakuje mi tu tylko jakiejś sensownej integracji z rodziną urządzeń Chromecast. Jak na razie (z tego, co mi wiadomo) Stadia działa tylko z Chromecast Ultra i to tylko wtedy, kiedy posiadamy specjalny kontroler Google. Ma to sens, bo takie rozwiązanie zmniejsza szanse na ewentualne opóźnienia w grze, ale szkoda, że nie ma takie alternatywnej opcji, żeby grać na starszym lub tańszym Chromecaście przy pomocy smartfonu i innego pada.
Mam tu na myśli np. podłączenie kontrolera Xboksowego ze smartfonem, który przesyła obraz do Chromecasta 3 – teraz możemy to zrobić przy pomocy funkcji „Prześlij ekran” w Google Home, ale ta opcja niestety nie dostosowuje rozdzielczości do ekranu telewizora (pojawiają się czarne pasy), a i opóźnienie i sama jakość pozostawiają wiele do życzenia.
Wydaje mi się, że gdyby Google stworzyło taką dedykowaną funkcję w Stadii, to mogliby zadbać o lepszą jakość takiego połączenia. Oczywiście mogę się mylić, ale Stadia wręcz się prosi o takie rozwiązanie – gramy na TV, przychodzi małżonka obejrzeć serial, a my zwalniamy TV i kończymy rozgrywkę na smartfonie lub innym ekranie. W przypadku Switcha taka funkcja świetnie się sprawdza ;). Teraz, teoretycznie też jest to możliwe, ale musimy inwestować w dość drogi sprzęt (najdroższa wersja Chromecasta + specjalny kontroler), więc z przyjemnością przyjąłbym jakieś alternatywne rozwiązanie.
Jakie wnioski?
GeForce Now, xCloud, Google Stadia – na rynku strumieniowania gier robi się coraz ciaśniej. A w przyszłości do Polski trafi również PlayStation Now, które dodatkowo zawalczy o swoje miejsce na rynku. I niby to dobrze, że mamy tak szeroki wybór, bo jak wszyscy dobrze wiemy, konkurencja wśród dużych firm w teorii sprzyja konsumentom.
Ktoś z Was mógłby więc zadać tu pytanie – „a która z tych usług jest najlepsza?” – a ja będąc w pełni przygotowanym, odpowiem stanowczo i jednoznacznie – „nie wiem, to zależy”.
No bo co jest lepsze? Intel czy AMD? Xbox czy PlayStation? Huawei czy Samsung? MacOS czy Windows? Pizza z ananasem czy bez? Nie licząc tego ostatniego pytania (no wiadomo, że z ananasem jest lepsza!), odpowiedzi na poszczególne pytania mogą być różne, w zależności od tego, kogo pytamy i jakie ta osoba ma preferencje.
Stadia Controller
Na całe szczęście, w przypadku grania w chmurze możemy się dość łatwo i tanio przekonać, która firma proponuje najbardziej pasujące nam rozwiązanie. Dostęp do każdej z trzech wymienionych wyżej usług jest albo darmowy (w wersji testowej w przypadku GeForce Now i Google Stadia), albo bardzo tani (pierwsze trzy miesiące Xbox Game Pass Ultimate z xCloudem możemy kupić już za zaledwie 4 złote).
Tak więc bardziej trafnym pytaniem, byłoby „która z tych usługa działa najlepiej?” i tu już Google Stadia wypada dosyć blado, w zestawieniu z chociażby GeForce Now. Choć tak na dobrą sprawę, na obecnym etapie rozwoju technologii streamingu gier ważniejsze jest raczej to, w jakiej formie dana usługa jest nam udostępniania – i ile musimy za nią zapłacić.
I tu każda z firm ma swoje indywidualne podejście do tego tematu:
- GeForce Now – płacimy za dostęp do „wirtualnej maszyny”, na której możemy ogrywać wybrane gry ze swojej biblioteki Steam lub innej kompatybilnej platformy. Liczba gier robi wrażenie (pełna lista tutaj), a NVIDIA ciągle dba o częste poszerzanie swojej biblioteki gier. Co najciekawsze, z GeForce Now możemy korzystać za darmo z pewnymi ograniczeniami. Najwygodniej jest jednak wykupić abonament FOUNDERS, który kosztuje obecnie 25 złotych miesięcznie (lub 125 złotych na 6 miesięcy).
- xCloud – usługa Microsoftu, połączona z abonamentem Xbox Game Pass Ultimate – tak więc dla wielu abonentów XGPU, dostęp do xClouda nie wiążę się z żadnymi dodatkowymi opłatami. Biblioteka gier jest nieco skromniejsza niż w przypadku GeForce Now, ale za żaden z tych tytułów nie musimy płacić – wszystko odbywa się w ramach wspomnianego abonamentu. Na razie xCloud dostępny jest tylko na smartfonach, ale w przyszłości pojawi się również na PC, konsolach, a nawet telewizorach.
- Google Stadia – tu mamy wspomniany wcześniej model hybrydowy, czyli możemy albo kupić grę na swoim koncie Stadia i grać w nią bez żadnego limitu, albo wykupić abonament Stadia Pro, która co miesiąc oferuje nam nowe tytuły (te możemy przypisywać do swojego konta i grać w nie dopóty, dopóki opłacamy abonament). Abonament kosztuje 39 złotych miesięcznie i dodatkowo oferuje grę w 4K i HDR.
Patrząc na tę trójkę, bez wątpienia najbliżej jest mi do xClouda, który oferuje najlepszą relację cena a jakość – z racji tego, że opłacam na stale Xbox Game Pass Ultimate. W przeszłości przez jakiś czas korzystałem również z GeForce Now, które dzięki implementacji biblioteki Steam również nie wiązał się z jakimiś dużymi kosztami użytkowania – przynajmniej w moim wypadku. A Stadia? Ta może być idealną propozycją dla kogoś, kto nie posiada gier na Steam i nie opłaca Xbox Game Pass Ultimate, czyli do nowych graczy – w teorii więc każda z usług powinna znaleźć swoją grupę odbiorców.
Obawy wobec Stadii
Niestety, ale muszę zauważyć, że kupowanie gier bezpośrednio na platformę Google wiążę się ze sporym ryzykiem. Google słynie z wielu projektów, które nagle zostały anulowane, więc łatwo domyślić się, co by się stało z naszymi zakupionymi grami po zamknięciu Stadii.
Dodatkowo na sporą niekorzyść Stadii w Polsce przemawia to, że usługa ta dopiero teraz zawitała do naszego kraju. GeForce Now i xCloud mają już dość ugruntowaną pozycję na rynku, co jest niewątpliwą przewagą nad Stadią, która dopiero będzie przekonywać do siebie polskich graczy. Czas też nie jest najlepszy, bo w zeszłym miesiącu do sklepów trafiły konsole nowej generacji, co też może zmniejszyć liczbę potencjalnych użytkowników usługi Google – „na co mi Stadia, jeśli mam nowiuteńkie PlayStation 5 lub Xbox Series S|X?”.
Nie ma więc co ukrywać, że Stadia będzie miała u nas dość ciężko. Nie życzę usłudze Google źle, ale niestety muszę to napisać wprost – ja nie będę ze Stadii korzystał. Nie dlatego, że jest to zła usługa – bo nie jest – ale dlatego, że mając Xboksa Series S, PlayStation 4, Nintendo Switch, dość niezłego PC i xClouda w telefonie, nie mam najmniejszej potrzeby, by korzystać jeszcze ze Stadii.
I tu widzę ogromne zagrożenie dla Google Stadia – bo takich graczy jak ja jest znacznie więcej, a to może sprawić, że usługa ta nie zdobędzie jakiegoś większego zainteresowania w Polsce i na świecie, przez co Google nie będzie skupiał się na rozwijaniu swojej platformy. Co w sumie już się dzieje, bo o Stadii słyszy się stosunkowo rzadko i raczej, jeśli już się mówi o jakiejś usłudze grania w chmurze, to o GeForce Now lub xCloudzie.
Na koniec zachęcam do sprawdzenia Stadii na własną rękę, tym bardziej, że pierwszy miesiąc abonamentu Stadia Pro jest całkowicie darmowy dla każdego posiadacza konta Google. Kto wie, może dla Was Google Stadia stanie się główną platformą do grania?
Zobacz też: