Też tak macie, że klawiatura i mysz to najrzadziej zmieniane komponenty komputera? Można trzy razy zmienić kartę graficzną, przynajmniej raz procesor z płytą główną, a może i kilka dysków dorzucić w tak zwanym międzyczasie, ale zestaw z klawiaturą zostaje ten sam. U mnie tak było przez wiele lat aż w końcu nadszedł „dzień sądu”. Na moje biurko trafił zestaw Dell KM717 i postanowiłem napisać co nieco o tym, jak sprawował się przez ostatnie dwa lata. I jak sprawuje się do teraz.
Przez jakieś osiem lat korzystałem cały czas z jednej i wcale nie tak strasznie wymęczonej klawiatury. Był to model Logitech Media Keyboard Elite. Dosyć charakterystyczna „klawa” z kilkoma klawiszami multimedialnymi, śliskimi i okrągłymi funkcyjnymi przyciskami do zoomu, które nigdy mi nie działały. Przetrwała ze mną sporo czasu i mimo tego, że była to typowa multimedialna membranówka, działała do końca, bez zarzutów i byłem z niej zadowolony.
Kilka razy ją czyściłem skrupulatnie wyjmując wszystkie klawisze, bo choć nie mam sposobności do jedzenia przy komputerze, to i tak udawało się wytrzepać z niej drugie śniadanie. Pewnie pracowałbym na niej dalej, ale przyszedł w końcu czas na zmiany. Na coś nowego.
Postrzeganie idealnej klawiatury zmienia się z czasem i… wiekiem
Zanim jednak o tytułowym zestawie od Della, jeszcze kilka słów na temat idealnej klawiatury. Każdy ma swoje upodobania, jedni lubią kolorowe LED-y, inni wręcz prostotę sprzed ery internetu. Ja kiedyś miałem tak, że chciałem mieć jak najbardziej rozbudowaną klawiaturę, z masą przycisków i opcji. Obowiązkowo z nachyleniem, podświetleniem i podpórką na nadgarstki. Wiecie, coś wybajerzonego po brzegi, bo klawiatura była zazwyczaj tym elementem, który od razu było widać na biurku. Dlatego też przez kupę czasu śliniłem się do czegoś pokroju Logitecha G15, na którego nigdy nie mogłem sobie pozwolić.
Jestem świetnym przykładem na to, że zdanie o sprzęcie można zmienić o 180 stopni. I, co najważniejsze, często przychodzi to z wiekiem, ale też z innymi przyzwyczajeniami czy postrzeganiem niektórych rzeczy. Teraz za żadne skarby nie kupiłbym takiego „kombajnu”, który zająłby mi pół biurka, był szerszy od monitora, podczas pisania nie dawałby innym spać i rozświetlałby cały pokój całą paletą RGB.
Teraz szanuję minimalizm i prostotę w najczystszej postaci. Prosta forma, zero kabli, zero dodatkowych przycisków. Nawet podkładka pod dłonie już nie jest tak potrzebna. Dlatego też przed ostateczną decyzją przeczytałem mnóstwo recenzji i na własnej skórze sprawdziłem Microsoft Surface Keyboard i Logitech Craft. Można jednak stwierdzić, że ostatecznie wygrała cena i w pewnym sensie opłacalność zestawu, jaki w tej cenie dostałem.
Tak też na moim biurku pojawił się bezprzewodowy Dell KM717. Jakoś w kwietniu 2018 roku. Kupiłem go za 369 złotych, co i tak, nawet na dzisiejsze czasy, można uznać za cenę bardzo atrakcyjną.
KM717 to zestaw składający się z bezprzewodowej klawiatury WK717 i myszy WM527, który można połączyć zarówno przez odbiornik 2,4 GHz, jak i Bluetooth 4.0. Było to dla mnie istotne, bo jeszcze wtedy myślałem sobie, że jednym zestawem będę mógł kontrolować peceta i smartfon. Od razu napiszę, że z tym smartfonem było tak pół na pół, bo o ile mysz działa z nim prawidłowo, tak klawiatura w ogóle nie reagowała. Ale do drugiego komputera jest jak znalazł, tym bardziej, że dzięki przełącznikowi na klawiaturze możemy przełączać się między nimi „w locie”.
A jak jest z myszką? Wiadomo – #TeamMXMaster
Jeszcze tego samego dnia po zakupie, urządzenia od razu wylądowały na moim biurku, ale tak naprawdę do dzisiaj przetrwała na nim tylko klawiatura. Spokojnie, z myszą nic złego się nie stało, działa do dzisiaj, ale przeszłość w moich rękach miała raczej trudną. Powód był prosty – przez kilka miesięcy przeleżała w pudełku, bo przesiadłem się na Logitech MX Master. Musicie zrozumieć, to mycha, na którą chorowałem od dłuższego czasu, więc kiedyś musiałem ją po prostu kupić. #TeamMXMaster, zgadzacie się?
Później myszka z zestawu od Della na tyle spodobała się mojej żonie, że używa jej do dzisiaj. I chyba jest zadowolona, skoro trwa to już tyle czasu. Ostatnio nawet przyjrzałem się jej z bliska (myszce, nie żonie) i muszę stwierdzić, że prezentuje się świetnie (mysz, ale żona też). Nie ma żadnych przetarć, ślizgacze są całe i jedyne, co mnie drażni, to trochę mało precyzyjny sensor. Pewnie zbyt mocno przyzwyczaiłem się do szalenie dokładnego Mastera.
Na klawiaturze z kolei piszę nawet ten tekst i złego słowa o niej nie mogę napisać. W sumie to nawet nie chcę. Zajmuje minimalną ilość miejsca na biurku i jest lekka, więc można ją łatwo przestawić, gdy akurat w danym momencie nie jest potrzebna. Ma chyba jeden z wygodniejszych i klasycznych układów klawiszy z wyraźnie wydzielonymi i pełnymi strzałkami, blokiem numerycznym i jednorzędowym Enterem. Dla wygody ma też dwa przyciski Fn do aktywacji kilku „niebieskich” funkcji, ale ja z przyzwyczajenia wybieram przeważnie ten po lewej stronie.
Klawiatura ma raczej niski profil, a klawisze mają odpowiedni skok i są w miarę ciche. Jak wyglądają po prawie dwóch latach „klepania”? Po takim czasie spokojnie można stwierdzić czy coś jest warte wydajnych pieniędzy i ja twierdzę, że klawiatura już na siebie zarobiła. Przy niemal codziennym używaniu mogę stwierdzić, że poziom „wyświechtania” jest znikomy. Klawisze zachowały swoją charakterystykę pracy, nie czuję, by się zużyły, a na ich powierzchni trudno jest zauważyć plamy od palców.
Jedyne, czego mi w niej brakuje, to podświetlenia klawiszy.
Niestety, za niecałe 400 złotych nie można mieć wszystkiego i klawiatura nie ma podświetlenia. Mogłaby mieć białe, chociaż jednopoziomowe, ale płakać z tego powodu nie będę. Kiedyś się nad tym upierałem, ale teraz już nie jest to aż takie ważne, bo trochę wspomaga mnie lampka na biurku, którą zazwyczaj mam włączoną, gdy pracuję przy komputerze. Tym bardziej, że taki Surface Keyboard podświetlenia też nie ma, a kosztuje więcej (i to sama klawiatura, bez myszy).
KM717 działa bezprzewodowo, a za zasilanie odpowiadają wymienne baterie – dwie AAA wchodzą do klawiatury, a dwa standardowe „paluszki” do myszy. Przyznam, że nigdy nie sprawdzałem ile pociągną na jednym komplecie baterii, ale w klawiaturze baterie wymieniałem jakieś 5-6 miesięcy temu, a w Windowsie pokazuje jeszcze 39%.
Aktualnie zestaw Dell KM717 można kupić za 399 złotych i nadal uważam, że jest warty swojej ceny. Co więcej, mimo ponad dwóch lat od premiery nie zauważyłem, by Dell wypuścił coś lepszego i nowszego. Wychodzi więc na to, że 717-tka to nadal najwyższy model, którego trudno jest zmienić, bo wciąż jest dobry. Ja póki co nie zamierzam go zmieniać, choć chciałbym zobaczyć jak wyglądałby następca.