Mówi się, że gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Pracownicy Microsoftu wykazali się jednak niezwykłą kreatywnością, aby… móc pić kawę lepszej jakości. Wystarczyła jedna kartka, żeby „potencjalnie niebezpieczny” sprzęt przestał stanowić „zagrożenie”.
Nie każdy wszędzie czuje się „jak w domu”
Swego czasu Microsoft wspólnie z IBM pracowali nad projektem, znanym jako OS/2 (ang. Operating System/2). Ostatnia wersja systemu została wydana ponad 20 lat temu, w grudniu 2001 roku, a jego sprzedaż zakończono w przeddzień Wigilii 2005 roku. Ze współpracą amerykańskich gigantów wiąże się jednak pewna ciekawa historia, którą postanowił się podzielić Raymond Chen, zaangażowany w rozwój Windowsa od ponad 25 lat.
Chen zdradził, że przez większość czasu nad OS/2 prace były prowadzone osobno – inżynierowie Microsoftu siedzieli w Redmond, a IBM w Boca Raton na Florydzie. Z Redmond wysłano jednak kilka osób na Florydę, żeby pełniły one rolę „łączników”. Okazuje się jednak, że łącznicy wykazywali się wyjątkową, konsekwentną niesubordynacją.
Nagminnie zdarzały się bowiem przypadki tłumnego przechodzenia przez zamknięte drzwi bez weryfikowania się plakietką (pracownicy powinni przechodzić pojedynczo i każdy miał obowiązek przesuwania swojego ID po czytniku), pozostawiania dokumentów na biurku czy noszenia krótkich spodenek do pracy (mimo że to ostatnie nie jest kwestią bezpieczeństwa). Po biurach krążyła legenda, że sześciokrotne przyłapanie na łamaniu zasad bezpieczeństwa skutkuje zwolnieniem z pracy (w innej wersji „limit” był większy i wynosił dziesięć naruszeń).
Wynikało to jednak z faktu, że wówczas Microsoft nie był znany z restrykcyjnej polityki korporacyjnej. Jeden z pracowników, wysłany do IBM, przyznał, że „łącznicy” z Redmond mieli trudności z przestrzeganiem sztywnych standardów, obowiązujących w Boca Raton. Jeden z nich przyznał nawet, że z premedytacją sześciokrotnie złamał zasady, ale nie został odesłany do Redmond.
Pracownicy Microsoftu oszukali system
Pracownicy z Redmond mieli problem nie tylko z dostosowaniem się do standardów w IBM, ale też z automatem do kawy, który wydawał – jak to ujął Chen – nienadający się do picia, brązowy płyn. Inżynierowie Microsoftu zrzucili się więc na tani ekspres do kawy i postawili go w swoich wspólnych biurach. IBM uznało jednak maszynę za „zagrożenie pożarowe i naruszenie bezpieczeństwa”.
W Umowie o Wspólnym Rozwoju (Joint Development Agreement) zawarto jednak klauzulę, że biura Microsoftu w siedzibie IBM są swego rodzaju „ambasadami” i wszystko, co zostanie oznaczone jako „materiał poufny Microsoftu”, nie może zostać dotknięte ani sprawdzone przez IBM. Co więc zrobili pracownicy z Redmond?
Ano wzięli kartonowe pudełko, napisali na nim „materiał poufny Microsoftu”, wycięli z boku panel wielkości filiżanki i nałożyli go na ekspres do kawy. Od tej pory pracownicy bezpieczeństwa IBM nie mogli dotykać maszyny, a inżynierowie z Redmond mogli pić lepszej jakości kawę, a przy okazji też – jak z przymrużeniem oka zauważa Chen – wyeliminowali zagrożenie pożarowe.