Dwa tygodnie temu mój redakcyjny kolega Sebastian opublikował na łamach Tabletowo.pl felieton, w którym proponował „wsadzenie posłów do tabletów„. Artykuł spotkał się, że tak dyplomatycznie napiszę, z gorącym odzewem czytelników. Przerażający jest jednak fakt, iż niektóre postulaty stawiane przez autora spełniły się w rzeczywistości już kilka dni po publikacji. Polski Sejm postanowił bowiem zakupić specjalną aplikację umożliwiającą posłom głosowanie za pomocą tabletów.
Jak donosi Mariusz Piekarski z RMF-u za wspomnianą aplikację przyjdzie (nam) zapłacić 360 tysięcy złotych. Przedstawiciele sejmu uspokajają jednak: rozwiązanie to będzie i tak tańsze niż wyposażanie kolejnych sal w specjalne czytniki do kart. Niestety, to właśnie słowa „kolejnych sal” budzą tutaj największe wątpliwości. Wbrew sugestiom z felietonu Sebastiana, system będzie zaprojektowany tak, by głosować można było tylko i wyłącznie w wybranych salach, a konkretniej w tych mniejszych i rzadziej używanych, w których do tej pory głosowało się przez podniesienie ręki (po wyjściu z danego pomieszczenia oddanie głosu nie będzie możliwe). Ponieważ koszty napisania aplikacji nie zależą od ilości osób, która będzie z niej korzystała (a przynajmniej taką mam nadzieję), wykorzystanie takiego systemu w dużych salach mogło by być korzystne. Plan dotyczy jednak sal, w których jednocześnie spotyka się tak mało osób, że liczenie przez podniesienie ręki nie powinno nikomu sprawić problemu. W tym świetle, zakup aplikacji zaczyna jawić się jako całkiem zbędna inwestycja, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę jak problematyczna bywa obsługa tabletu dla niektórych posłów.
Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że za te 360 tysięcy złotych posłowie przynajmniej otrzymają aplikację w wersji na wszystkie popularne systemy operacyjne i że w przyszłości będziemy mogli z czystym sumieniem mówić o informatyzacji, a nie „ugadżetowieniu”, naszego kraju.