Born Mobile, czyli urodzeni mobilni – termin ten od jakiegoś czasu używany jest do określenia pokolenia, które urodziło się pod koniec lat 90-tych i później. Pokolenia, które nie wyobraża sobie życia bez Internetu, Facebooka i urządzeń przenośnych. Niełatwo stwierdzić kto jako pierwszy ukuł ten termin, ale dobrze oddaje on zachowania i nastawienie wielu dzisiejszych nastolatków. Nikt nie ma wątpliwości, że Internet zmienił nasze życie.
Aż trudno uwierzyć, że usługa www została uruchomiona dopiero na początku lat 90-tych, Google zyskało dużą popularność dopiero po roku 2000, a Mark Zuckerberg założył Facebooka w 2004 roku. Jeśli czytasz ten tekst, istnieje duża szansa, że jesteś starszy niż Internet. Wiele osób pamięta czasy, kiedy telefony komórkowe nie były powszechnie dostępne, a chcąc się spotkać ze znajomymi, trzeba było umówić się na konkretną godzinę, w konkretnym miejscu, bez możliwości zmiany czasu i miejsca wizyty w trakcie przemieszczania się. Ciężko to sobie wyobrazić? A jednak świat tak funkcjonował od zawsze. Wielu z nas pewnie pamięta też czasy, kiedy do późna grało się w piłkę na podwórku albo przesiadywało na trzepaku i ciężko było kogokolwiek ściągnąć do domu przed zmrokiem. Dzisiaj nierzadko bywa tak, że trudno jest „wygonić” dzieci sprzed komputera czy zachęcić je do jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Jeszcze niedawno komputer był świętością – tylko jeden w całym domu, stacjonarny, włączany tylko gdy potrzebny. Dzisiaj coraz młodsze dzieciaki mają własnego laptopa, smartfona i tablet. A jeśli nie mają, to chcą mieć – bo tak „wypada”, w końcu wszyscy koledzy są wyposażeni w te urządzenia, a rodzice traktują je jak zabawki dla dzieci. Z jednej strony, ułatwiają one życie, a z drugiej… czy nie zmieniły i nie zmieniają go w niepokojącym kierunku?
Wpływ na nasze zachowanie
Będąc w kawiarni czy w knajpie, nieraz zdarzyło mi się być świadkiem sytuacji, w której grupka bardzo młodych osób siedziała razem przy jednym stole, ale każda z nich była zajęta własnymi sprawami gapiąc się w ekran laptopa, tabletu czy smartfonu. Nie jestem socjologiem, żeby wypowiadać się, czy jest to zjawisko szkodliwe dla więzi międzyludzkich, zdolności komunikowania się czy współegzystowania w społeczeństwie, ale na pewno mogę powiedzieć, że mnie takie zachowania bardzo niepokoją i każą się zastanowić jak technologia zmienia również moje życie. Złapałem się na tym, że gdy tylko mam kilkanaście sekund wolnego czasu, np. stojąc w kolejce czy czekając na coś, sięgam po smartfon i sprawdzam powiadomienia, Twittera czy pocztę. To takie chwilowe odcinanie się od świata zewnętrznego – od ludzi z komunikacji miejskiej, od hałasu. Zerkamy na ekran i zostajemy wciągnięci do wirtualnego świata. Nie jest to chyba nic strasznego, ale kiedy zdarzyło mi się zapomnieć zabrać ze sobą telefonu, dotkliwie poczułem, że czegoś mi brakuje. Miałem ochotę bezmyślnie zerkać na ekran w poszukiwaniu aktualizacji przeróżnych tablic serwisów społecznościowych czy nowych artykułów w mediach branży technologicznej. Dało mi to trochę do myślenia i kazało zastanowić się, czy urządzenia mobilne nie mają zbyt ważnej roli w moim życiu i czy nie wpływają niekorzystnie na moje zachowania społeczne.
Komunikatory (w tym komunikatory wideo) sprawiły, że mamy coraz mniejszą potrzebę spotykania się z naszymi znajomymi w prawdziwym świecie. Z jednej strony oszczędza to nasz czas na przemieszczanie się i pozwala na częstsze (choć wirtualne) kontakty, ale z drugiej, nie można chyba przecenić wartości spotkań twarzą w twarz i więzi jakie spotkania takie budują. Jeśli komunikatory są tylko dodatkiem do naszych codziennych spotkań i kontaktów z ludźmi – wykorzystujemy technikę w sposób, który ułatwia nasze życie. Jeśli jednak kontakt wirtualny w zupełności wyeliminował nam potrzebę do spotkań twarzą w twarz, być może warto zastanowić się, czy było to naszą intencją.
Born Mobile według Qualcomma
Do napisania tego felietonu skłoniła mnie między innymi konferencja Qualcomma, która odbyła się na początku ubiegłego roku na targach elektroniki użytkowej CES (ale refleks!). Oglądałem ją na żywo i nie wierzyłem własnym oczom. Było to jedno z najdziwniejszych i najbardziej żenujących przeżyć jakie doświadczyłem podczas oglądania czegokolwiek. Wideo z „najciekawszymi” fragmentami znajdziecie powyżej. Pokolenie BORN MOBILE! Tornado92? Boooom! Nie wiem kto odpowiada za marketing i przygotowanie konferencji w tej firmie, ale celem spektaklu raczej nie było przedstawienie młodych użytkowników technologii mobilnych jako zblazowanych oszołomów, którzy stracili kontakt z rzeczywistością. A właściwie taki był efekt końcowy.
Czy istnieje ktokolwiek, kto identyfikowałby się z przedstawionymi trzema postaciami z tej konferencji? Myślę, że nawet dzisiejsze nastolatki uznają to przedstawienie za żenujące. Czy spece od marketingu, którzy mają po 30-40 lat rzeczywiście widzą młode pokolenie w ten sposób? A może jest jednak w tym odrobina prawdy? Mimo wszystko mam nadzieję, że w tym karykaturalnym obrazie pokolenia Born Mobile jest dużo przesady. Z drugiej strony, patrząc na płytkie zainteresowania, „słit focie” i szeroko pojętą obecność młodych w Internecie, przyszłość nie napawa optymizmem. Czy to pokolenie będzie w stanie się usamodzielnić, tworzyć rodziny, zdrowe relację, mieć pozytywny wpływ na gospodarkę państwa w którym mieszkają czy w końcu dokładać się do mojej emerytury? Obawy wydają się zasadne, jednak podobno zawsze starsze pokolenia narzekają na te młodsze i wietrzą „koniec świata”. To prawda, jednak technologia i telekomunikacja nigdy w historii świata nie zmieniała się tak szybko, i dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek łatwo się w tym zagubić – szczególnie młodym, niedoświadczonym osobom.
Tablet jest mniej mobilny niż smartfon
To chyba nie podlega dyskusji. Zdecydowana większość tabletów nie mieści się w kieszeni i nie ma wbudowanego modemu. Nosimy je głównie w torbie czy plecaku, o ile w ogóle opuszczają nasz dom. Wszystko to sprawia, że tablet wyciągamy tylko wtedy gdy naprawdę potrzebujemy go użyć (i mamy dostęp do Internetu). Inaczej jest ze smartfonami. Mamy je zawsze przy sobie, najczęściej w kieszeni. Są stale podłączone do Internetu, a łatwa dostępność sprawia, że wiele osób wyciąga je co chwilę, żeby sprawdzić powiadomienia, aktualizacje statusów czy pocztę. Tak jak pisałem wcześniej, czasami nawet nie zdajemy sobie sprawę jak często to robimy i że wpływa to na nasze codzienne zachowanie. Szybki dostęp do Internetu, map czy poczty w niektórych sytuacjach bywa nieoceniony – to prawda. Trzeba jednak pamiętać, że jeszcze niedawno wystarczał nam klasyczny telefon do dzwonienia, a brak Internetu „w ręku” nie był zbyt uciążliwy – w ogóle nie myślało się w tych kategoriach. Powiedzenie mówi, że lepsze jest wrogiem dobrego i popularność urządzeń mobilnych pokazuje, że użytkownicy jednak chcą być ciągle on-line, mimo zmian nawyków i zagrożeń z tym związanych.
Przez pewien czas, kiedy mój smartfon był w naprawie, korzystałem ze służbowej starej Nokii (bez Internetu) i 7-calowego tabletu 3G w torbie. Zestaw ten zupełnie zmienił (na jakiś czas) moje nawyki korzystania z Internetu będąc poza domem. Telefon służył oczywiście do dzwonienia, a tablet do Internetu, ale zupełnie inaczej zaczęły kształtować się codzienne zwyczaje związane z używaniem tych urządzeń. Po tablet sięgałem do torby tylko wtedy, gdy rzeczywiście tego potrzebowałem – do odebrania poczty, załatwienia spraw przez komunikator czy skorzystania z map i nawigacji. I to zwykle tylko w sytuacjach gdy miałem więcej czasu – więcej niż kilkadziesiąt sekund. Takie korzystanie z urządzenia przenośnego było zupełnie inne niż to, do czego przywykłem, czyli częstego sprawdzania najróżniejszych powiadomień na smartfonie. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę jaką ilością bezwartościowych notyfikacji i wiadomości zarzucają nas przeróżne serwisy, w których jesteśmy zarejestrowani. Oczywiście korzystamy z nich dobrowolnie i świadomie, ale mimo to czasami nie potrafimy uciec od zalewu informacji, które one generują. Czy duet: prosty telefon i tablet jest lepszym rozwiązaniem niż smartfon, po którego sięgamy bardzo często? Oczywiście wszystko zależy od indywidualnych preferencji i potrzeb, ale choćby chwilowe zrezygnowanie ze smartfona pozwoli nam zorientować się jak bardzo jesteśmy uzależnieni od tego urządzenia.
Co dalej? Do czego zmierza technologia?
Tablety i smartfony nie są na skrajnej stronie całego spektrum urządzeń, które towarzyszą lub będą towarzyszyć nam na co dzień. Jeśli ktoś nosi zegarek, to pewnie zgodzi się, że jest to jeszcze bardziej „osobiste” urządzenie, na które zerkamy bardzo często. Podobnie jest z okularami. Jednak dotychczas były to bardzo proste przedmioty – bez łączności bezprzewodowej czy dodatkowych sensorów. Być może już wkrótce się to zmieni…
Inteligentne zegarki. O urządzeniach tego typu słyszy się od dawna, a pierwsze modele pojawiły się wiele lat temu. Dotąd jednak nie przyjęły się w powszechnej świadomości i (smartwatche) nie zdobyły oszałamiającej popularności. Wszystko może się zmienić za sprawą systemu operacyjnego Android Wear i urządzeń takich jak Moto 360. Sam OS wygląda obiecująco, a wzornictwo produktu od Motoroli pozwala wierzyć, że projektanci wreszcie poszli po rozum do głowy i zdecydowali się stworzyć urządzenie nie tylko praktyczne, ale i eleganckie. Powiadomienia na wyciągnięcie ręki – dzięki połączeniu ze smartfonem. Czy jednak rzeczywiście tego chcemy? Już smartfony powodują pewne uwiązanie i zalew informacji, a co dopiero urządzenie, które mamy przyczepione do nadgarstka przez większość dnia.
Okulary rozszerzonej rzeczywistości. O produktach tego typu zaczęło być głośno wraz z pojawieniem się Google Glass. Firma z Mountain View miała bardzo ciekawy pomysł, niezłe wykonanie, ale nie przewidziała jednego – reakcję ludzi postronnych. Okazało się, że urządzenie zakładane na głowę, posiadające kamerę, która może nagrywać otaczający świat bez wiedzy nagrywanego, nie zdobyło ogólnej aprobaty, a jego testerów zaczęto określać mianem „glassholes” (od ang. asshole – dupek). Pomimo bardzo interesującej technologii i potencjalnych zastosowań, opory społeczne mogą sprawić, że urządzenia tego typu będą spotykać się z dużym sprzeciwem.
Rzeczywistość wirtualna. Chyba cały świat obiegła już wiadomość, że Facebook za 2 miliardy dolarów wykupił Oculus VR, firmę odpowiedzialna za stworzenie gogli rzeczywistości wirtualnej Oculus Rift. Jak dotąd, projekt koncentrował się na grach, ale plany Facebooka są najprawdopodobniej dużo szersze. Na tym etapie jednak trudno powiedzieć w którą stronę zostanie skierowane całe to przedsięwzięcie. Osoby które spróbowały nowej wersji OR są zachwycone i twierdzą, że tak będzie wyglądać przyszłość gier. Najprawdopodobniej jednak nie tylko gier… Marzenia o rzeczywistości wirtualnej znanej tylko z książek s-f wydają się coraz bliższe.
Co z prywatnością?
To chyba największy problem związany z urządzeniami mobilnymi, bez względu na to, czy jest to laptop, tablet, smartfon, smartwatch czy inny produkt, który zbiera informacje o otaczającym nas świecie za pomocą kamer, czujników ruchu, GPS czy mikrofonu. Przerażające? W pewnym sensie tak. Jeśli uświadomimy sobie ile informacji o naszych zachowaniach, upodobaniach i życiu mogą zbierać, a co najważniejsze analizować, nasze urządzenia mobilne, możemy dojść do wniosku, że wkracza to zdecydowanie zbyt głęboko w nasze życia. Oczywiście są sposoby, żeby zminimalizować ten zakres, poprzez odpowiednie ustawienia prywatności, wyłączanie niektórych sensorów, etc, jednak większość użytkowników korzysta z ustawień standardowych, nie zdając sobie nawet sprawy jakie dane przekazują do chmury Google’a czy Facebooka. W przypadku urządzeń typu Google Glass czy Moto 360 problem ten narasta, bo mamy je nie tylko przy sobie, ale i NA SOBIE. I nawet jeśli wierzymy w dobre intencje dużych korporacji, afery z inwigilacją NSA czy wyciekiem danych spowodowanym atakami hakerskimi, musimy poważnie zastanowić się, czy wszystkie dane, które trafiają na serwery naszych usługodawców są na tyle neutralne, że godzimy się przekazywać komuś prawa do ich przetwarzania i wykorzystywania do własnych celów. Być może warto rozważyć zmianę swoich codziennych nawyków i sposobów korzystania z urządzeń mobilnych, żeby nie dać się zwariować nowym technologiom, chroniąc jednocześnie swoją prywatność.