Pojedynek trzech ekosystemów: Microsoft (1/3)

Na początek chcę wyjaśnić, że ów tekst będzie polemiką do innych podobnych. Podobnych tylko z tego względu, iż traktują one wyłącznie o systemach operacyjnych. Ja uważam to za niesprawiedliwe i błędne podejście – nie ma jednej spójnej metodologii, wedle której można by było klasyfikować OS-y jako lepsze lub gorsze. Dużo trafniejsze jest porównanie ekosystemów i wyciągnięcie z tego odpowiednich wniosków. Nie da się bowiem sprawiedliwe porównać systemów operacyjnych bez uwzględnienia tego, iż są one częścią pewnej całości, którą przyjęło się nazywać ekosystemem (mimo, że jest to brzydka kalka językowa). Na pierwszy rzut pójdzie oczywiście ekosystem Microsoftu, który jest mi najbliższy. Krótko po tym znajdzie się miejsce także i dla Androida oraz iOS.

Microsoft nadgonił

Historia pokazała, że kiedyś, wielki hegemon rynku technologicznego, dzisiaj musi gonić swoich konkurentów. Powodem, dla którego Microsoft znalazł się w tym miejscu jest zwyczajna gnuśność oraz niedocenianie pewnych trendów na rynku. Nie rozumiem, jak firma, w której znajduje się wiele „tęgich głów” przegapiła coś tak ważnego, jak rewolucja mobilna. Jak wielkim błędem było niedocenianie procesu „umobilniania się” technologii użytkowych można przekonać się nie tylko na przykładzie Microsoftu, ale i Nokii. Dwóch przegranych dzisiaj stanowi jedną siłę w odbudowaniu tego, co zostało utracone z powodu opóźnionego startu w wyścigu mobilnych zbrojeń.

Wszystko ma jednak swoje konsekwencje. Niektórzy mówią, że z powodu późnego wkroczenia do walki o miejsce w sektorze mobilnym sprawiło, że Windows stracił na znaczeniu. Oczywiście, że nie dlatego! Windows przestał być centralnym punktem, wokół którego skupiają się usługi, bo tego wymaga rewolucja mobilna. iOS i Androida nigdy nie uda się „zwalczyć” – zatem lepiej z nimi jakoś żyć, przemycają doń usługi znane z ekosystemu. W razie, gdyby nawet Windows umarł, przepadł, czy o tak po prostu zniknął (dobra bajka nie jest zła) – Microsoft się nie martwi, dalej zarabia na usługach i wszystko jest w porządku. Doskonałym przykładem nowego podejścia, niegdyś bardzo skupionego na sobie Microsoftu, jest fakt wydania dla iOS świetnego mobilnego Office, takiego, jakiego oczekuję ja dla swojego urządzenia z Windows 8.1.

Windows 8.1

Tabletowy i desktopowy Windows w jednym był tematem najbardziej kontrowersyjnych debat technologicznych ostatnich dwóch lat. Hybryda na hybrydy, tablety, laptopy i komputery stacjonarne. Hybryda udana, ale cierpiąca na dolegliwości, które są spowodowane bezpośrednio tym, co definiuje Windows 8.1 tym, czym jest.

Połączenie dwóch interfejsów – przystosowanego do obsługi dotykiem oraz tego, znanego z poprzednich wcieleń Windows okazało się być ogromnym wyzwaniem nie tylko dla Microsoftu, ale i dla nieco zdezorientowanych użytkowników. W pierwszej odsłonie „ósemki”, przenikanie się tych dwóch interfejsów następowało w tak dziwnych miejscach i było tak irytujące, że w komentarzach odnośnie tego OS-u wylewano tony żółci. I ja takich użytkowników po części rozumiem – każda rewolucja wymaga ofiar. Microsoft zapewne godził się na to, gdy wypuszczał Windows 8 na rynek. Modern UI to całkowita zmiana tego, co dotychczas definiowano jako Windows – aplikacje pełnoekranowe, które nie są opakowane w okna, które możemy dowolnie rozmieszczać na ekranie. Nie ikony na pulpicie, a kafelki na ekranie startowym, które nie tylko są odnośnikami do aplikacji, ale i reprezentują ich skrócony stan. Pomysł i wykonanie zaczerpnięte z Zune oraz urządzeń Kin. I rzeczywiście, idea interfejsu według Microsoftu sprawdza się – pod warunkiem, że działa na urządzeniu pozwalającym na obsługę dotykiem. W każdym innym przypadku Modern UI będzie irytować, bo prawda jest taka, że praktycznie wszystko na laptopie łatwiej jest zrobić w trybie pulpitu, natomiast na tablecie dużo lepiej korzysta się naturalnie z kafelków.

Sprzężony z Windows 8.1 Sklep w dalszym ciągu nie powala bogactwem wyboru aplikacji. Właściwie rzadko tam zaglądam, nawet by choćby poszperać sobie, jak robię to w Windows Phone. Dobieram się do niego tylko wtedy, gdy przeczytam gdzieś w Internecie, że pojawiło się coś ciekawego. Nigdy częściej. To źle rzutuje na zaplecze aplikacji dla bądź co bądź najważniejszego ośrodka spajającego cały ekosystem. Windows może i nie jest najważniejszy dla samego Microsoftu, ale dla całości ekosystemu już tak. Dlatego tak poważny mankament w „ósemce” nie może przejść niezauważony.

Poza tymi problemami – Windows 8.1 to udany system. Świetnie sprawdza się w rozwiązaniach hybrydowych, które powoli, lecz konsekwentnie zyskują sobie przychylność rynku, przestając być już tylko rozpaczliwym wołaniem Windows o uwagę. Propozycje atrakcyjne cenowo takie, jak chociażby Asus Transformer T100 przekonują do siebie rzeszę osób, które przede wszystkim chcą konsumować treści i wykonywać proste prace. Wartym odnotowania faktem jest to, że nadchodzący Threshold ma naprawić błędy poprzednika i postawić mocną kreskę między tym, co jest przeznaczone dla urządzeń dotykowych, a co dla rozwiązań opartych o klawiaturę i mysz.

Windows Phone

Z całego grona produktów oraz usług Microsoftu, komórkowa odsłona okienek wydaje się być najbardziej udana, zwłaszcza, jeżeli będziemy mówić o wersji 8.1. Windows Phone od początku był krytykowany za bezwzględne ograniczenia i zamknięcie. To wraz z kolejnymi poprawkami (7, 7.5, 7.8, 8, GDR 1, 2, 3 i 8.1) sukcesywnie się zmieniało. Dokładano nowe funkcje, poprawiano już obecne, czasami coś ujmowano (np. połączenie Wiadomości z czatem Facebooka) i dodawano w to miejsce coś innego. Wszystkie te modyfikacje sprawiają, że obecnie mamy do czynienia z naprawdę dojrzałym systemem mobilnym, który nie dość, że posiada już praktycznie wszystko, czego trzeba do naprawdę komfortowej pracy, to jeszcze może się poszczycić niemałą bazą aplikacji (chociaż to, co jest obecnie niektórym nie wystarczy…).

Idea interfejsu dokładnie ta sama, co w Windows 8.1. Kafelki będące punktem centralnym interfejsu dotykowego – reprezentują aplikacje, ale i wyświetlają ich skrócony stan. Wielką siła Microsoftu jest to, że stworzył solidną bazę ciekawych i przydatnych aplikacji wespół z Nokią. Aplikacje HERE to jedne z najlepszych tego typu na rynku i za każdym razem cieszę się, że wybrałem akurat ekosystem Microsoftu, gdy ich używam. Propozycje fotograficzne Nokii także wprowadzają nieco innowacji i mogą wciągnąć maniaków mobilnej fotografii.

Ten system, podobnie jak i desktopowe okienka, jest świetnie zintegrowany z usługami Microsoftu. Kontem centralnym jest oczywiście to w usłudze Live. Ono zaś kojarzy nas z Xbox Live, OneDrive, Office 365, OneNote, gdzie trzymamy nasze dokumenty, ustawienia telefonu, komputera, kontakty… wszystko dzięki temu składa się w jedną całość. I jest naprawdę przyjemnie. Jak zechcę wymienić tablet, to wystarczy, że zaloguję się na swoje konto w usłudze Live i zmianę odczuwam w minimalnym stopniu. To samo z telefonem komórkowym – dzisiaj wymiana Lumii na inny model nie wyglądałaby tak, jak kiedyś – kupno, migracja kontaktów, wprowadzenie ustawień, dostosowanie urządzenia, opcjonalnie jakieś aplikacje. Zalogowałbym się na konto Microsoftu i po chwili, dwóch miałbym w urządzeniu to samo, co przedtem. Podobnie z kontaktami.

Windows Phone ponadto jest powszechnie znany jako system bezproblemowy, jeśli chodzi o wydajność. Rzeczywiście tak jest, ale w owej mitycznej wysokiej wydajności jest mały trik ze strony Microsoftu. Animacje fruwających kafelków, nakładania się ekranu aplikacji sprawiają wrażenie płynnego przejścia i dają telefonowi czas na to, by przygotował dla nas żądaną operację. Mimo wszystko, to nie świadczy o tym, że Windows Phone oszukuje. Dalej jest to system świetnie zoptymalizowany, choćby ze względu na to, że Microsoft odgórnie ustala, na czym będzie działać system mobilny i jaki jest „próg wejścia” jeśli chodzi o podzespoły, by móc stworzyć takie urządzenie.

System ten nie jest jednak całkowicie bezproblemowy, jeśli chodzi o jakość aplikacji i stabilność działania. Niektóre aplikacje wręcz wołają o pomstę do nieba – do pewnego czasu oficjalna aplikacja Facebooka była nieużywalna. Dopiero ta w wersji BETA zaczęła sprawiać wrażenie przemyślanej i naprawdę przydatnej. Instagram to problem zupełnie innego rodzaju – bardzo długo jego aplikacja nie była dostępna dla Windows Phone, a dziś znajduje się w fazie bety, co niezbyt przeszkadza w jego używaniu. Dodatkowo, w wersji 8.1 Microsoft jak na złość zepsuł mi aplikację Muzyka, która z początku lubiła zaskakiwać – nie jakością dźwięku, nie wrażeniami, a ilością przekleństw, jakie sypały się z mojej strony pod jej adresem. Jeżeli już się łaskawie włączyła, to działała z prędkością żółwia-anemika.

Mimo wszystko, Windows Phone to najciekawszy produkt Microsoftu. Jak dla mnie, także najlepiej rokujący. Już wraz z premierą Threshold ma on jeszcze bardziej zyskać na znaczeniu, bowiem czeka go scalenie z Windows RT. To, co popchnęło Windows Phone do przodu, to nie tylko świetny system operacyjny, ale…

… także i urządzenia

Microsoft do niedawna był kojarzony z mniej udanymi urządzeniami takimi jak Zune, Kin, czy nawet tablety Surface, które aspirują by stanąć do walki z iPadem jak równy z równym. Jak jest – wiemy wszyscy. Surface sprzedaje się dość anemicznie, choć nie można powiedzieć, żeby był złym urządzeniem. Jest także bardzo udana seria konsol do gier Xbox – przy czym najnowsza generacja zaliczyła mocny falstart wizerunkowy. To nie przesądza o tym, że Xbox One jest zły – jest naprawdę świetny, ale nawet dzisiaj, mimo ugaszenia pożarów powstałych podczas premiery widać dystans, jaki dzieli go od Playstation 4 – choćby w liczbie sprzedanych egzemplarzy (tak, wiem na ilu rynkach jest dostępny nowy Xbox…).

Od niedawna, Microsoft to także i Nokia. Związek dwóch największych przegranych mobilnej rewolty jak na razie niczym szczególnym się nie objawia i nie uważam, by to się zmieniło. Po prostu – dział mobilny Nokii jest teraz w rękach bogatego Microsoftu, a podupadła nieco firma pozbyła się tego, co generowało straty.

Mimo obecności Windows Phone u innych producentów, takich jak HTC, Samsung, czy Huawei, to jednak Nokia Lumia jest najbardziej kojarzona z systemem Microsoftu – nie bez powodu. Charakterystyczny design urządzeń i ich mocna promocja wbiły nam do głowy, że Nokia = Windows Phone. Numeracja urządzeń jest dosyć spójna – zaczyna się od urządzeń z najniższej półki – 5XX, przez nieco bogatsze 6XX, 7XX aż pod middle-endowe 8XX i high-endowe 9XX. Lumia 1020 to przypadek szczególny – niby „dziewięćsetdwudziestka”, ale z ogromnym aparatem z tyłu. Nie byle jakim za to. 13XX i 15XX to przedstawiciele phabletów, przy czym pierwszy to średniak, a drugi to potwór. Zupełną anomalią, choć dosyć ładną jest Lumia 2520 – tablet Nokii oparty na systemie Windows RT.

Lumie to także urządzenia, które otrzymują również specjalny pakiet poprawek prosto od Nokii. Wraz z ostatnim wydaniem GDR dla Windows Phone 8, została wydana Lumia Black – usprawnień w kwestii obrazu, wyświetlania kolorów i innych. Wraz z Windows Phone 8.1 do telefonów trafi(ł) Cyan, kolejna paczka dodatków, tym razem bardziej skupiona na funkcjach fotograficznych słuchawki.

Urządzenia Nokii z Windows Phone odznaczają się także wysoką jakością wykonania – oczywiście odpowiednio wyższą w przypadku modeli najdroższych, jednak i te tańsze są bardzo solidne i z pewnością nie rozpadną nam się w rękach. Niektóre modele cierpią jednak z powodu fatalnych akumulatorów, które są zwyczajnie za mało pojemne. Ten problem to codzienność 820-ki mojgo taty, który zwykł wyklinać fakt, iż musi on codziennie dokarmiać swój telefon. W 1320 jest bardzo dobrze, czasami wytrzyma nawet 2 dni, a domyślacie się, że korzystam z niej bardzo aktywnie.

Usługi

Gdyby nie one, cały ekosystem Microsoftu wyglądałby jak rozrzucone bezładnie plamy na kartce. Musi być coś, co będzie te poszczególne centralne elementy scalać. Ważne jest także to, by były to takie rozwiązania, które zatrzymają użytkownika w ekosystemie na dłużej.

Wspomnianą usługą pocztową oraz identyfikacyjną w całym ekosystemie jest konto Microsoft, które możemy założyć za pomocą naszego istniejącego już konta e-mail, na przykład z Gmaila, lub wygenerować nowy adres w domenie live.com lub hotmail.com. Nim będziemy logować się do wszystkich usług skupionych wokół Microsoftu, będzie takim rdzeniem identyfikacyjnym we wszystkich naszych urządzeniach działających w ramach tego ekosystemu.


Webowa aplikacja Outlooka (do której zalogujemy się za pomocą adresów: hotmail.com, outlook,com oraz live.com) to niezwykle przejrzysta poczta elektroniczna, która przy Gmailu naprawdę nie ma się czego wstydzić. Niemal tak samo dobrze filtruje wiadomości, których nie chcielibyśmy otrzymać, chroniąc nas także przed różnymi zagrożeniami z Internetu. Oczywiście, świetnie się synchronizuje z urządzeniami opartymi na systemach Microsoftu – w Windows 8.1 i Windows Phone 8.1 po podłączeniu konta Microsoft, natychmiast mamy dostęp do wszystkich naszych wiadomości.

OneDrive to z kolei usługa, która posłuży nam nie tylko jako dysk w chmurze, ale nośnik, na którym przechowamy kopie zapasowe danych z naszego telefonu, tabletu bądź komputera. W przypadku migracji z jednego urządzenia z Windows Phone na drugie, nie musimy się obawiać o utratę newralgicznych danych (o ile robimy kopie zapasowe lub telefon pomyśli o tym za nas, a to także zależy od użytkownika). Po instalacji Windows Phone 8.1 PfD byłem zmuszony wykonać twardy reset urządzenia, co skutkuje wymazaniem wszystkich danych i sprowadzenie wszystkich ustawień do wartości fabrycznych. Przy szybkim połączeniu WiFi, doprowadzenie telefonu do stanu używalności zajęło mi niecałą godzinę. Z działaniem tej usługi nigdy nie miałem problemów, a moje pliki zawsze były gotowe do pracy. Najważniejsze dokumenty na uczelnię, czy do pracy trzymam zawsze w OneDrive – komputer to tylko urządzenie – może upaść lub najzwyczajniej w świecie… zepsuć się sam. Wierzę Microsoftowi na tyle, że to OneDrive powierzam najważniejsze dla mnie dane. Przekonałem się także, że warto być klientem Microsoftu – OneDrive ostatnio obniżył ceny dodatkowych pakietów miejsca, a z darmowych 7 GB zrobiło się 15. Dla subskrybentów usługi Office 365 przygotowano aż 1 TB miejsca, a pakiet lojalnościowy zakłada przydzielenie dodatkowych 5 GB za poleconą osobę.

Xbox Live to usługa szczególna, bo skupiona jest głównie w jednym typie urządzeń, a mianowicie na konsolach, choć niektóre funkcje są obecne także w innych elementach ekosystemu. W ramach identyfikacji wewnątrz Xbox Live, należy stworzyć gracza, który będzie ponadto identyfikowany niepowtarzalnym tagiem. Usługa na początek przydzieli nam automatycznie ową nazwę, którą będziemy mogli zmienić za darmo tylko raz. Każda kolejna zmiana tagu gracza będzie wymagała opłaty w wysokości około 40 złotych, warto więc wybrać mądrze. Xbox Live to także element społecznościowy ekosystemu, nastawiony jednak tylko na gry. Grając w najróżniejsze tytuły zbieramy osiągnięcia, które dodają nam do konta pewną ilość punktów Silver. Nie mają one żadnej „zdolności nabywczej”, są tylko raczej elementem „lansu”. W usłudze przechowują się także wszystkie zakupione przez nas gry, ich stany i ustawienia profilu, będziemy mogli użyć ich na przykład na konsoli naszego kolegi – wystarczy, że zalogujemy się do niej swoim kontem Xbox Live.

Konto Xbox Live samo w sobie jest darmowe. Natomiast już jego rozszerzona wersja, Gold to pewien wydatek, który opłacamy jako czasową subskrypcję. Wraz z nim otrzymujemy możliwość grania przez Internet, darmowe gry oraz zniżki na niektóre tytuły aż do 75%. Te korzyści płynące z subskrybowania konta Gold sprawiają, że roczny wydatek w wysokości 130 złotych wydaje się być niczym w stosunku do możliwości i wartości dodanej, która oferuje subskrypcja Xbox Live Gold.

Microsoft Office 365 to produkt, a zarazem usługa dość nowa, bo dotyczy ona nie tylko programu, ale i sposobu płatności za niego. W ramach korzystania z tego pakietu biurowego należy uiszczać abonament, którego wysokość zależy od wersji. Występuje w czterech pakietach i każdy z nich pozwala na to, by dzielić licencję na 2 lub więcej urządzeń. To pozwala na przykład na to, by podzielić się opłatą za Microsoft Office ze znajomymi, co pozwala na zaoszczędzenie paru groszy. Roczna licencja za 429,99 zł na pięć osób to dużo lepsza opcja niż licencja na jedno urządzenie za 299,99 zł. Wychodzi niecałe 86 złotych.

Jak wiadomo, pakiet Office jest właściwie bezkonkurencyjny i korzysta się głównie z niego. Pozwala on na zapis danych do chmury bezpośrednio z programu, a także i odczyt tychże. Zdecydowanie obowiązkowa pozycja dla każdego, kto pracuje z tekstem lub prowadzi domowe biuro.

Office występuje także w innych odmianach. O Office dla iPada opowiedziałem tutaj, natomiast w urządzeniach z Windows Phone występuje bardzo okrojona jego wersja. O niej między innymi pisałem w tym miejscu. Office Web Apps to oczywiście pakiet Office w przeglądarce, który potrafi uratować skórę w wypadku, gdy nie korzystamy z własnego komputera, ale z drugiej strony, nie oferuje już tak wszechstronnych opcji (co zresztą jest bardzo zrozumiałe).

Spójność ekosystemu

Nigdy nie miałem problemu z tym, aby użyć już wcześniej zapisanych w chmurze danych w innym urządzeniu. Kontakty zawsze miałem pod ręką, czy to w przeglądarkowej wersji poczty Outlook, czy to w innym urządzeniu z Windows 8.1 lub Windows Phone. Wszystko łączy się wręcz idealnie, a przywrócenie kopii zapasowej z chmury do telefonu przebiegło bez problemu. Taki sam został nawet układ kafelków – straty w czasie są wręcz znikome w sytuacjach awaryjnych.

Martwi mnie jednak to, że wraz z Windows 8, 8.1 nie pojawił się od razu mobilny Office dla tego systemu. Nawet iPad dostał już pakiet Office przystosowany dla urządzeń mobilnych. Działa świetnie i wygląda równie dobrze. Po pierwsze, nie gryzie się ze spłaszczonym już interfejsem iOS7, a z drugiej strony, dalej koresponduje z tym, co znamy z nowych odsłon Windows. Z jednej strony działa to na plus, z drugiej – denerwuje mnie to, że posiadacze sprzętu Apple mają coś lepszego – w postaci pakietu Office.

Eksternalizacja ekosystemu

Microsoft ostatnio zmienił nieco politykę wobec konkurencji i zaczął budować swoje usługi także w okopach rywali. To bardzo dobra taktyka, bowiem świadczy to o zapobiegliwości giganta. Redmond musi się liczyć z Mountain View oraz Cupertino, stąd nic dziwnego w tym, że w sklepach Play oraz App Store znajdują się klienci OneDrive, OneNote, czy wspomniany pakiet Office. Z drugiej strony, na przykład Google niechętnie udostępnia swoje usługi w ramach ekosystemu Microsoftu, ja do dzisiaj cierpię z powodu braku oficjalnej aplikacji YouTube i kulejącej synchronizacji Gmaila.

 

Ostatecznie, Microsoft stworzył naprawdę konkurencyjny ekosystem, który sprawia, że gigant nie jest już postrzegany jako poważny i nieprzystępny kolos. Od pewnego czasu nie jest niczym złym nazwanie go „firmą, która jest po prostu fajna”. Przystępna dla użytkownika, słuchająca klientów i podążająca za trendami. Ale nie jest to wyraz dobrej woli korporacji – raczej konieczność, aby nie zostać zgniecionym przez galopujących przed siebie rywali.

W następnym wpisie zajmę się ekosystemem Google, a na deser będzie jabłko. ;) 

Cykl: Pojedynek trzech ekosystemów

[button size=”large” text_size=”beta” newtab=”on”]Microsoft[/button][button link=”http://www.tabletowo.pl/?p=81398″ size=”large” text_size=”beta” newtab=”on”]Google[/button]

Exit mobile version