Tzw. podatek od smartfonów wywołuje ogromne emocje. I nic dziwnego, ponieważ uderzy w kieszenie konsumentów, bowiem producenci elektroniki raczej nie wezmą go na siebie, wbrew opinii co niektórych znanych person. Pojawiły się jednak informacje, że opłata reprograficzna nie obejmie smartfonów, ale mnóstwo innych urządzeń już (niestety) tak.
Opłata reprograficzna
Konsumenci w Polsce płacą ogromne ilości podatków, i to nie tylko tych, które rozliczają w corocznym zeznaniu podatkowym. Rządzący nie mają jednak oporów, aby sięgać do ich kieszeni jeszcze głębiej, a jedną z kolejnych danin ma być tzw. podatek od smartfonów, czyli oficjalnie zaktualizowana opłata reprograficzna. Wpływy z niej są przekazywane twórcom i artystom oraz producentom.
Opłata reprograficzna już obowiązuje, ale rządzący chcą rozszerzyć katalog urządzeń, od których ma być pobierana, ponieważ obecna lista jest dość przestarzała – znajdują się na niej m.in. kasety VHS, rzadko już używane płyty CD i DVD oraz… papier formatu A3 i A4. Opłata ta nakładana jest na różnego rodzaju nośniki, które służą do kopiowania (i potencjalnego rozpowszechniania) twórczości, czyli na przykład muzyki czy obrazów, przez co artyści tracą, bo nie wpływają do nich tantiemy.
W dobie powszechnego dostępu do internetu oraz serwisów streamingowych opłata reprograficzna może wydawać się daniną niedopasowaną do współczesnych realiów, bo już raczej niewiele osób ściąga muzykę czy filmy z sieci, ale nadal się to zdarza, dlatego twórcy i artyści (oraz inne osoby z branży) oczekują rekompensaty.
„Podatek od smartfonów” jednak nie dla smartfonów, ale dla innych urządzeń elektronicznych już tak
Jak donosi serwis Money.pl, W Rządowym Centrum Legislacji opublikowano projekt rozporządzenia do ustawy, która reguluje m.in. kwestię wysokości opłaty reprograficznej i wymienia urządzenia, jakie zostaną nią objęte. Przede wszystkim będą to różnego rodzaju produkty, które mają funkcję „nagrywania lub odtwarzania nośników zewnętrznych”, czyli m.in. płyty CD i DVD, karty pamięci i pendrive’y, ale też każdy sprzęt, do którego można podłączyć nośnik zewnętrzy, zatem na przykład radio samochodowe.
To jednak dopiero początek, ponieważ opłata reprograficzna zostanie doliczona także m.in. do komputerów stacjonarnych i przenośnych, tabletów, telewizorów, do których można podpiąć nośniki zewnętrzne, czytniki e-booków i cyfrowe aparaty fotograficzne z niewymienialnymi obiektywami.
W ostatnich dwóch przypadkach opłata reprograficzna ma wynosić 2%, natomiast we wszystkich pozostałych już 4% ceny produktu brutto.
Przyjęło się mówić, że opłata reprograficzna to „podatek od smartfonów”, ale wygląda na to, że nie będzie on doliczany do tego typu urządzeń, mimo że praktycznie do nich także można podpiąć zewnętrzny nośnik (na przykład za pomocą funkcji USB OTG). Ominie on też głośniki Bluetooth.
Jak wylicza serwis Money.pl, laptopy z przedziału od 2,5 tys. do 3 tys. złotych mogą zdrożeć o 100-120 złotych, natomiast telewizory do 5 tysięcy złotych nawet o 200 złotych. Należy się bowiem spodziewać, że „podatek od smartfonów” zapłacą nie producenci, tylko klienci. Kto myśli inaczej, mówiąc delikatnie – myli się.
Jeszcze nie wiadomo, od kiedy zacznie obowiązywać „podatek od smartfonów”, czyli opłata reprograficzna, ale można się spodziewać, że zostanie ona przyjęta w zaktualizowanej wersji jeszcze w 2021 roku.