Coraz częściej w środowisku gamingu wspomina się o PlayStation 5 Pro – ulepszonej wersji konsoli najnowszej generacji, analogicznej do modyfikacji, jaką otrzymało w 2016 roku PlayStation 4. Czy nowi nabywcy PS5 mają jakiekolwiek powody do obaw?
Generacja na pół
Cofnijmy się na chwilę do 2016 roku. PlayStation 4 Pro ukazało się na rynku dokładnie trzy lata po starcie najlepiej sprzedającej się konsoli Sony od czasów PS2. Nie zmieniło to jednak zbyt wiele dla posiadaczy oryginalnej peesczwórki. Do dzisiaj wszystkie gry, które ukazują się na PS4, muszą także działać na modelach z końcówki 2013 roku. Jedyne różnice, jakie dzielą prosiaka od klasycznej konsoli, to płynność animacji oraz rozdzielczość.
Weźmy na przykład jeden z ostatnich wielkich hitów na konsolach PlayStation, czyli Kena: Bridge of Spirits. Nieważne czy posiadacie PS4, czy też PS4 Pro – i tak zagracie w 30 kl/s. Tutaj zmienia się jedynie rozdzielczość. Podstawowe PS4 obsłuży klasyczne 1080p, podczas gdy prosiak już pochwali się nieco wyższym 1440p. Co jest jednak najciekawsze, ta sama gra działa na PlayStation 5 już w potężnym 2160p, równoznacznym z 4K. PS5 to również jedyna konsola, jaka obsłuży tę produkcję w 60 kl/s, lecz z nieco mniejszą rozdzielczością wyświetlania obrazu, około 1800p.
Piszę o tym, ponieważ nawet jeśli PlayStation 5 Pro ukaże się za dwa lata, nie odetnie ono w żaden sposób posiadaczy podstawowej konsoli. Kolejnym świetnym przykładem niech będzie tutaj Deathloop. Jeżeli na bazowym PS5 zechcemy odpalić tryb wyświetlania grafiki ze śledzeniem promieni, grę uruchomimy wyłącznie w 30 kl/s. Łatwo wyobrazić sobie scenariusz, w którym po premierze PS5 Pro, tytuł otrzymuje aktualizację, pozwalającą zwiększyć liczbę klatek animacji na sekundę z RT.
Pamiętam doskonale, jak sam przeskoczyłem z klasycznego PS4 na model Pro. Do przesiadki zachęciła mnie wyższa liczba klatek animacji w nadchodzącym wówczas GRID – fenomenalniej grze wyścigowej od Codemasters z 2019 roku. Szybko się okazało, że wiele starszych pozycji nie otrzymało od deweloperów łatek dodających wsparcie dla większej mocy PlayStation 4 Pro. Mało tego – sporo producentów nie decydowało się na dodatkowe benefity dla posiadaczy lepszych konsol, przez co takie Need for Speed: Heat – również tytuł z 2019 roku – dalej działa na PS4 Pro w 30 kl/s, nie wyglądając przy tym lepiej od takiego GRID-a.
PlayStation VR 2 – to jest przyszłość!
Dosłownie kilka dni temu, Sony ujawniło światu PlayStation VR2. Jak sama nazwa wskazuje, jest to już druga generacja technologii wirtualnej rzeczywistości, jaką konsekwentnie japoński producent rozwija w swoich laboratoriach. Pierwsze VR od PlayStation bardzo dobrze wyprowadzało rozrywkę w wirtualnej rzeczywistości poza małe grono pasjonatów. Sam pamiętam doskonale, jak po raz pierwszy zagrałem w Astro Bot: Rescue Mission. Słowo – ta gra platformowa swoją rewolucyjnością dorównuje Super Mario 64.
Od swojej premiery w 2016 roku, PlayStation VR znalazło już ponad 6 milionów nabywców. Wiedząc, jak wiele Sony potrafiło osiągnąć z tą technologią już na poprzedniej generacji konsol, model ogłoszony na CES 2022 tylko rozpala nadzieje na jeszcze więcej. Patrząc na fakt, że Jim Ryan skupi się w tym roku na promowaniu najnowszej zabawki Sony, trudno spodziewać się, że nagle ktoś wyskoczy z PlayStation 5 Pro. Wszelkie siły marketingowe muszą teraz być skupione na PSVR2 oraz nadchodzących grach od wewnętrznych studiów Sony. Nie ma mowy o promowaniu innego sprzętu, gdy jeszcze PS5 nie rozeszło się wystarczająco dobrze po rynku.
A dlaczego jeszcze się nie rozeszło? Ponieważ niezależnie od lokalizacji, zakup podstawowego zestawu PlayStation 5 (konsola + kontroler) w oryginalnej cenie 2399 złotych, graniczy wręcz z cudem. Kryzys dostępności półprzewodników w tajwańskich fabrykach odbija się także na graczach, przez co Sony nie nadąża z zaspokojeniem popytu na ich najnowszy sprzęt. W sytuacji nie pomagają też ludzie, którzy wykupują konsole za pomocą botów, chcąc drożej odsprzedać sprzęt na rynku wtórnym.
Gdyby tego było mało, międzynarodowe sieci sklepów również chcą zarobić na kryzysie. Tak jak wyżej wspomniałem, gołe konsole są niemalże niedostępne. Co innego zestawy – tych znajdziecie mnóstwo. Nie jest to jednak tania zabawa – za zestaw PlayStation 5 z napędem, kontrolerem Dual Sense, wybraną grą – najczęściej zalegającą na magazynach – oraz roczną subskrypcją PS Plus zapłacicie obecnie prawie 3000 złotych. Drogo, lecz inaczej się nie da.
PlayStation 5 Pro? Spokojnie, jeszcze nie teraz
Kiedy więc możemy się spodziewać PlayStation 5 Pro? Jeśli w ogóle, to raczej pod koniec 2023, ewentualnie 2024 roku. Moim zdaniem jednak, najwięcej zależy od dostępności półprzewodników, które napędzają produkcję konsol. Jeżeli Sony będzie w stanie nasycić rynek swoim sprzętem, wtedy będzie można zacząć jakiekolwiek rozmowy o aktualizacji. W obecnej chwili, jakiekolwiek ogłoszenia byłyby marketingowym strzałem w stopę.
Po pierwsze, rozmijałoby się to z głoszonym w 2020 roku hasłem „Wierzymy w generacje”. Był to slogan skierowany do najwierniejszych marce graczy oraz obietnica rewolucji w graniu, jaką miało ze sobą przynieść PlayStation 5. Potencjalne wypuszczenie PlayStation VR2 pod koniec tego roku może być świetną kontynuacją tej wizji. Pojawienie się następnego prosiaka całkowicie zaprzeczyłoby tej idei, sprowadzając PS5 do roli miernej aktualizacji z PS4 Pro – co w przypadku gier międzygeneracyjnych jest jak najbardziej prawdą.
Obecnie jednak, Sony czeka jeszcze inna rewolucja. Japońska korporacja musi jak najszybciej wyjść z kontrofertą dla Xbox Game Pass – subskrypcji, która przyczynia się do wzrostu popularności konsol Microsoftu. Jest to usługa, która stawia na głowie obecny model wydawniczy gier. Po co płacić za jedną produkcję ponad 300 złotych, skoro w ramach miesięcznego abonamentu, możemy mieć takich tytułów w bibliotece setki? To jest obecnie największy problem, z jakim Jim Ryan będzie musiał się zmierzyć. PlayStation 5 Pro? Na to przyjdzie jeszcze czas.