Tak, moi drodzy. PlayStation 4 zadebiutowało w Europie 29 listopada 2013 roku, więc minęło właśnie pięć lat od jej premiery. To były intensywne, niezłe lata, które przyniosły wiele znakomitych tytułów, ale też i ogrom przeciętniaków.
Obecna generacja chyli się jednak ku końcowi, a na horyzoncie niewinnie majaczą już następcy – PS5 oraz Xbox Scarlett. To także generacja, która przyniosła swoje mocniejsze odpowiedniki (PS4 Pro i Xbox One X) i zatrzymała nieco rozwój grafiki komputerowej. Generacja pełna sprzeczności, ale mająca swój urok.
Co się dzieje wśród konsol?
Nie jestem może wielkim fanem PlayStation 4 i Xboxa One, podobnie jak nie podoba mi się to, co aktualnie dzieje się na rynku gier konsolowych. Wszędobylskie remastery zalewają rynek pobudzając sentymentalnie wspomnienia z czasów młodości, pojawia się wiele produkcji niedopracowanych, które już na starcie straszą ogromnymi aktualizacjami (choćby ostatni, koszmarny Fallout 76), a producenci nie kwapią się, by realizować nowe pomysły i rozwiązania.
Ze świecą szukać tutaj gier faktycznie innowacyjnych, takich, które mogłyby zrobić zamieszanie w naszych głowach i na długie lata pozostać w pamięci. No nic się nie dzieje ciekawego i choćbym nie wiem jak bardzo chciał, to nie potrafię dziś np. odpuścić grania w GTA V, które… pierwotnie pojawiło się na PS3 i Xboxie 360. Taką to mamy generację.
Wspomnień czar, piękny czas
No ale zanim jeszcze nawiążę do tego mojego sceptycyzmu, to przejdźmy do rzeczy bardziej przyjemnych, czyli okolic premiery PlayStation 4. Pamiętam, jak ten sprzęt pojawił się na rynku w bardzo ograniczonych ilościach. Jego dostępność porównać mogę choćby do obecnej sytuacji z procesorami Intela. Nie szło tego nigdzie dostać.
Miałem dużo szczęścia, że zaraz po uruchomieniu przedsprzedaży, zamówiłem swój egzemplarz w popularnej sieci sklepów. Gdy tylko zamówienie było gotowe do odbioru, pędziłem ile sił w nogach, wziąłem swój egzemplarz z Battlefieldem 4 i Killzonem: Shadow Fall. Stanowisko w domu było już gotowe na przyjęcie nowego członka rodziny. Pachnąca konsola pięknie spoglądała na mnie z tego tandetnego kartonu. Wyjąłem wszystko, ustawiłem, podłączyłem i z językiem na wierzchu czekałem na niebieskie menu. Nie doczekałem się.
Konsola już na starcie była uszkodzona i powitał mnie, całkiem popularny wtedy, niebieski pasek śmierci (ang. blue light of death). Nic z tym nie mogłem zrobić, całość musiała wrócić na gwarancji do sklepu, a ja, mocno rozczarowany i wściekły, straciłem wszelką nadzieję, że gdzieś jeszcze dostanę dziś to upragnione PS4. Postanowiłem zaryzykować i zadzwonić do miejscowego, lokalnego sklepiku z grami, naiwnie wierząc w to, że będą tam konsole do kupienia.
Były! Ostatnie dwie sztuki! Chciałem jedną zarezerwować, ale uprzejmy Pan w telefonie dał mi znać, że rezerwacji nie ma, bo konsole schodzą na pniu i panuje zasada – kto pierwszy, ten lepszy. No to ja w samochód i gazu, jak po wodę, żebym tylko zdążył. Przyjechałem, wpadam, udało się! Jest ostatnia konsola. A za mną jeszcze, jak brałem, wpadło dwóch klientów z pytaniem o PS4.
Miałem dużo szczęścia i nieszczęścia. Potem, na nową konsolę z reklamacji czekałem aż do drugiej połowy stycznia. Pachnące PS4 były już nie do kupienia, a na normalną dostępność w sklepach czekaliśmy aż do końca lutego. Oczywiście, na aukcjach mogliśmy znaleźć te urządzenia w bardzo, bardzo zawyżonych cenach.
Postęp graficzny nie wprawił nikogo w osłupienie, a nowy Killzone, wtedy flagowy reprezentant PS4, to nie była produkcja sprzedająca kolejne konsole. Owszem, był bardzo ładny, ale brakowało opadu szczęki. Chociaż może to kwestia tego, że dysponowałem wtedy dobrym komputerem i grałem już w rozdzielczości wyższej niż 1080p.
Rewolucji pod tym względem nie przyniósł również The Order: 1886. Tam jednak bardzo duże znaczenie odgrywały filtry i niesamowity, filmowy klimat, ale pełen blokad korytarz i praktycznie zero możliwości interakcji z otoczeniem zaburzały cały odbiór oprawy graficznej. Gra przypadła mi do gustu ze względu na umiejscowienie akcji podczas epoki wiktoriańskiej i bardzo pomysłowych broni, ale fabuła, postacie czy sama rozgrywka nie były najwyższych lotów.
Ludzie kupowali PS4 nie dlatego, że było tam w co grać, a bardziej dlatego, że byli głodni nowej generacji, powiewu świeżości, czegoś innego – PS3 i Xbox 360 zdecydowanie za długo brylowały na rynku.
W zasadzie pierwsza produkcja, która rzeczywiście zachwyciła mnie pod względem oprawy, wydana została dopiero 10 maja 2016 roku. Jak możecie się spodziewać, było to Uncharted 4 od niezawodnych psiaków, czyli „Naughty Dog”. Gra pod wieloma względami bardzo dobra, lecz nie wybitna, swoją oprawą graficzną wprawiała w osłupienie. Szczególnie ostatni akt.
Aż kapcie mi spadły z wrażenia, jak widziałem to wszystko i długo później jeszcze grałem w trybie multiplayer. Szkoda, że wyraźnie brzydszym, ale w jakiś sposób deweloperzy musieli osiągnąć te 60 klatek na sekundę.
Rok wcześniej pojawił się Wiedźmin 3, ale w niego akurat grałem na dobrym PC, który oferował mi zauważalnie lepszą jakość grafiki. Tej gry nie mogę w żaden sposób pominąć, bo jej premiera miała duże znaczenie dla obecnej generacji. Na Wiedźminie wzorowały się potem wszystkie studia, z Ubisoftem na czele, który wprowadził do Assassin’s Creed: Odyssey kilka rozwiązań pochodzących z produkcji polskiego studia.
Poza tym, Wiedźmina 3 przeszedłem dwukrotnie na PC i raz na PS4, a mam ochotę przejść go raz jeszcze. Ale jestem zagorzałym fanem uniwersum wykreowanego przez Sapkowskiego.
Nigdy nie zapomnę targów E3 z 2015 roku, gdy Sony wytoczyło trzy bomby atomowe, w postaci trzech, legendarnych niemal tytułów. Wydarzenie było transmitowane nawet na telebimach Times Square w Nowym Jorku.
Najpierw ogłoszono zapomniane The Last Guardian, czym wprawiono całą publikę w zachwyt i osłupienie. Potem pojawił się remake Final Fantasy VII, wyciskający łzy u każdego fana serii, by na końcu dobić wszystkich absolutnym killerem – Shenmue 3, zapowiedzianego przez samego Ryu Suzukiego. Wszyscy gracze na całym świecie eksplodowali w przypływie euforii, na YouTube wrzucano dziesiątki filmów z wybuchowych reakcji, a wydarzenie szeroko komentowano we wszystkich mediach growych na całym świecie.
Sony zniszczyło konkurencję, zachwyciło świat i… do dziś czekamy na premierę dwóch ostatnich tytułów. Wyszedł za to The Last Guardian, ale nie był tak niezwykły, jak byśmy tego chcieli.
Pokaż Sony, co trzymasz w rękawie
Do tej pory pojawiło się jednak na PlayStation 4 wiele gier, które zdecydowanie warto wziąć pod uwagę, na czele z God of War. Ponadto mamy doskonałe przygody Spider-Mana, rewelacyjnie odświeżonego Crasha Bandicoota (dostępnego już na PC i Xbox One), dodatek do Uncharted 4, Knacka 2, Gran Turismo Sport, Horizon: Zero Dawn, Monster Hunter: World, Detroit: Become Human czy… no właśnie. Co więcej?
Pojawi się jeszcze, bardzo przeze mnie wyczekiwane, The Last of Us II. Widzieliście, jak ta gra się prezentuje? Przecież to jest absolutny majstersztyk pod względem immersji, klimatu, animacji, przedstawienia historii czy kreacji postaci. Graficznie też jest świetnie, chociaż to raczej zasługa odpowiedniej budowy sceny, zastosowanych filtrów i sztuczek programistycznych. Efekt końcowy jednak powala. A o to w tym wszystkim chodzi.
Ale czy było tutaj więcej gier, które zasługują na miano perfekcyjnych? Niestety, znacznie gorzej sytuacja wygląda w obozie Microsoftu. Spencer wielokrotnie próbował zawojować rynek, że wspomnę tylko o Scalebound, które ostatecznie zostało… zawieszone. Szkoda, bo to była jedna z tych gier, które zapowiadały się rzeczywiście bardzo smacznie.
Poza tym, co tam mamy? Ostatnie Gears of War było przeciętne, Forza Motorsport 7 także, ale Forza Horizon jest już absolutnie doskonała w swoim gatunku. To chyba taki ostatni bastion grywalności na zielonej platformie. Mocno trzymam kciuki za nowe Halo, ale możemy się go spodziewać najwcześniej, jak sądzę, na nowym Xboxie.
Szkoda, bo do końca tej generacji na Xboxie One zobaczymy same średniaki, bez większych opadów szczęki i nie jest to szczególnie zachwycające. Microsoft zyskuje tylko multiplatformami i tym, że na Xboxie One X mamy często zauważalnie wyższą rozdzielczość. Chociaż dla zdecydowanej większości osób nie robi większej różnicy.
Następna generacja bliżej, niż mogłoby się wydawać
A kiedy będą następcy? Plotki i przewidywania mówią o premierze w 2020 roku. Prezentację mielibyśmy zobaczyć jeszcze w przyszłym roku, ale teraz powstaje tutaj pytanie – w jakich okolicznościach? Sony nie będzie na przyszłorocznych targach E3. Na pewno zorganizują własną imprezę, co daje podstawy ku temu, by oczekiwać jakiegoś wielkiego wydarzenia. The Last of Us II będzie prawdopodobnie ostatnim wielkim tytułem studiów wewnętrznych Sony, tworzony z myślą o aktualnej generacji.
Mam wrażenie, że nic ciekawego już teraz nie zobaczymy. Pozostaje nam tylko czekać na kolejne wieści, plotki i informacje, które z całą pewnością zaleją strony internetowe w przyszłym roku. Są też pewne przecieki, że Microsoft zaprezentuje dwie wersje konsoli – jedną wyposażoną w napęd, drugą z kolei bez, nastawioną wyłącznie na dystrybucję cyfrową.
A Wy? Którą wersję wolicie? Kupujecie jeszcze gry w pudełkach? Co myślicie o aktualnej generacji? Tyle pytań, a tak niewiele odpowiedzi. Wszystkim i tak obecnie rządzi Fortnite.