Jeśli ktoś zastanawia się, dlaczego producent pieluch Pampers postanowił zlecić opracowanie aplikacji, która informowałaby opiekuna dziecka o tym, że w używanej pieluszce jest mokro, to wypadałoby chyba odpowiedzieć: bo najwyraźniej było na nią zapotrzebowanie. Trudno mi określić jakiś inny powód.
Zakres współpracy Procter&Gamble z innymi firmami w celu opracowania specjalnego systemu umożliwiającego zdalne określanie, czy w pieluszce dziecka jest sucho czy już nie, jest zadziwiający. By napisać program odczytujący dane z czujnika „aktywności” umieszczonego w (użyjmy tu potocznej, domyślnej nazwy) pampersie, musieli spotkać się przedstawiciele firmy Pampers, Logitech i Verily (od Alphabetu, czyli Google).
Czujnik aktywności nie tylko rejestruje wilgotność pieluchy, ale także śledzi sen dziecka i jego aktywność, by potem przesłać te dane bezprzewodowo do smartfona rodziców. W ten sposób pampers zadziała jak elektroniczna niania. Informacje te nie mają wychodzić poza smartfon opiekunów – nic nie będzie wysyłane do firmy Pampers ani w żaden inny sposób udostępniane w sieci.
Wychodzi więc na to, że Google będzie w pewien sposób obecne w życiu małego dziecka już od samego początku, co może być nieco niekomfortową myślą. System ma być testowany w Stanach Zjednoczonych. Nie podano ceny e-pampersa, ale należałoby się spodziewać, że nie będzie to zbyt tania rzecz.
Pojawia się pytanie, czy czujnik będzie „wędrował” od pieluchy do pieluchy w jakiejś przeznaczonej na to kieszonce. Chyba niezbyt ekonomiczne byłoby montowanie elektroniki w jednorazowych pampersach i wyrzucanie jej za każdym razem, kiedy… Ach, nieważne.
źródło: wirtualnemedia.pl