Szóstego września 2019 zadebiutowało Gears 5, czyli – patrząc subiektywnie – jedna z najlepszych gier, w które grałem w minionym roku. Jest to też tytuł, który znajduje się w moim prywatnym TOP 3 gier tej generacji konsol. A dlaczego? Już tłumaczę…
Xbox One nie miał łatwego startu. To wiemy chyba wszyscy – kiepski premierowy marketing, niepotrzebny Kinect, dość skromna biblioteka gier na wyłączność i opóźniona premiera w wielu krajach (w tym w Polsce), zapewniły konsoli Microsoftu naprawdę trudny początek życia.
Co jednak ważne, amerykańska firma nie poddała się i skrupulatnie zaczęła rozwiązywać wszystkie największe bolączki Xboksa One – wzbogacając go przy okazji o nowe funkcje, takie jak, chociażby, wsteczna kompatybilność z „trzysta sześćdziesiątką” czy nawet z oryginalnym Xboksem.
Również wprowadzony po latach Xbox Game Pass, czyli specjalny abonament dla graczy, okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę, który – co najlepsze – zapowiada się na jedną z najważniejszych kart przetargowych w zbliżającej się walce Xboksa Series X z PlayStation 5.
Czego by jednak nie mówić, Xbox One nawet kilka lat po premierze nie miał tego, co PlayStation 4 miało od samego początku, czyli wysokobudżetowych gier na wyłączność. Znaczy się miał, ale nie w tak dużej ilości, co Sony, bo na każdy dobry Xboksowy tytuł, taki jak chociażby Forza Horizon 4, przypadały trzy inne fenomenalne gry ze stajni PlayStation.
Tu po prostu Microsoft obudził się z ręką w nocniku – dostarczając dobre i duże gry na wyłączność stosunkowo niedawno, kiedy ósma generacja konsol tak naprawdę dobiega już powoli do końca. No ale jak kończyć to z przytupem!
Przyjrzyjmy się dokładniej Gears 5 – prawdopodobnie najlepszej ekskluzywnej grze na Xboksa One, której może pozazdrościć niejeden posiadacz PlayStation 4.
Po pierwsze – rozgrywka
Zacznijmy od tego że pierwotny pomysł na grę, zaprojektowany przez Epic Games w 2006 roku, z odsłony na odsłonę ewoluował, dzięki czemu seria Gears of War dość szybko została doszlifowana do perfekcji. Weźmy jednak pod uwagę, że w ciągu ostatnich 14 lat na rynek wydano aż 6 dużych gier z tego uniwersum (+jeden bardzo dobry remaster) – nieważne więc jak dobre by to tytuły nie były, podobna rozgrywka miała prawo w końcu się znudzić.
Potrzebna więc była zmiana – ale nie radykalna, bardziej chodziło o rozwinięcie i urozmaicenie obecnej formuły. Dużo w tym temacie, przyniosła paradoksalnie najmniej lubiana odsłona serii – Judgment, którą wyprodukowało polskie studio People Can Fly.
Z kolei Gears 4 było dość zaskakującym powrotem do korzeni. Wydaje mi się, że było to spowodowane tym, że Microsoft nie chciał zbytnio ryzykować na start nowej generacji. Za to już piąta część pochwalić się może chyba największą ilością zmian, zestawiając ją z całą serią.
Bo Gears 5 wprowadza naprawdę dużo nowości. Postawiono większy nacisk na wykorzystywanie robotów bojowych w walce i ich rozwój czy zaimplementowano największą zmianę od samego początku serii – otwarte etapy z zadaniami pobocznymi i specjalnym pojazdem.
I gdybym to ostatnie usłyszał w 2011 roku, chwilę po przejściu Gears of War 3, to pewnie… wybuchnąłbym śmiechem. Dlaczego? Ponieważ na pierwszy rzut oka otwarte etapy w serii Gears pasują jak pięść do nosa – ale już po przejściu samej gry ma się raczej w głowie „JAKIM CUDEM ONI DODALI TO DOPIERO TERAZ?!”. Choć oczywiście podkreślę, że korytarzowe etapy nadal są clou całej gry.
Zaraz obok nowości znalazło się i oczywiście zatrzęsienie mniejszych i większych usprawnień dotyczących mechanik z poprzednich gier. Bez wątpienia to wszystko sprawia, że Gears 5 jest najbardziej rozbudowaną i przemyślaną odsłoną w całej serii – a wierzcie mi, że poprzeczka była zawieszona naprawdę wysoko!
Po drugie – fabuła i świat
To, za co cenię Gears 4 i 5, to podejście do kwestii starej gwardii bohaterów, dla której znaleziono tu odpowiednie miejsce. Moja ukochana z pierwszej trylogii Delta-One, w „Piątce” nadal jest obecna, ale jest nieco w tle, dając miejsce nowym postaciom. Tych, nie ma co ukrywać, w poprzedniku zbytnio nie polubiłem, ale już w samym Gears 5 odkupili swoje winy – głównie Kait i Del. Historia naszej głównej bohaterki jest nieco bardziej kameralna niż wcześniej, ale i przez to moim zdaniem jest znacznie bardziej interesująca.
Jest to zasługa tego, że fabuła jest znacznie lepiej poprowadzona. Co chwila trafiamy do jakiegoś nowego miejsca, dowiadujemy się czegoś interesującego, nie tylko od postaci, ale też od otoczenia, które wręcz samo opowiada historię.
No właśnie, pozostała mi jeszcze kwestia wykreowanego świata. Jak tu jest kolorowo! Artyści z The Coalition naprawdę zaszaleli, dostarczając graczom nie tylko tradycyjne dla serii obszary miejskie i mroczne laboratoria, ale i mroźne obszary, dżungle czy pustynie. Trochę to brzmi jak niezdrowy misz-masz, ale wierzcie mi, że ta bogata różnorodność świetnie się tu sprawdza.
Po trzecie – technologia
Wspominając Gears 5 trudno też nie przypomnieć o skali tej gry i technologii za nią stojącej. Nieważne czy gracie na podstawowym Xboksie One w niższej rozdzielczości (która waha się od 792p do 1080p) czy na Xbox One X w wyższej (tu mamy do czynienia z maksymalnie nawet 2160p – i to nawet w 60 klatkach na sekundę) – na każdej konsoli gra ta wyglądała i działa fenomenalnie.
Na PC też twórcy zaszaleli, dostarczając rasie PC Master Race całego mnóstwa przeróżnych opcji graficznych w ustawieniach gry. Co ważne, nie zapomniano też o osobach ze słabszymi konfiguracjami – również tanie czy starsze komputery powinny pozwolić na komfortową grę w Gears 5. Choć jest to oczywiście okupione gorszą grafiką, co wiem z własnego doświadczenia, jak widzicie po załączonych zrzutach ekranu.
Wrażenie robią też otwarte i naprawdę duże tereny, wszystkie widoki zapierają dech w piersiach. Nie pominięto też kwestii mikroskali gry; postacie, budynki czy bronie usiane są całą masą detali. A przerywniki filmowe to już w ogóle klasa sama w sobie – najwyższa półka, choć liderem w kategorii animacji nadal pozostaje The Last of Us Part II.
Po czwarte – muzyka
O żadnej z części Gears of War nie mógłbym powiedzieć złego słowa, jeśli chodzi o muzykę. Jednak tak na dobrą sprawę nigdy ten aspekt gry jakoś szczególnie nie brylował w żadnej z dotychczasowych odsłon. Zmieniło się to przy okazji premiery Gears 5.
„Piątka” ma fenomenalny soundtrack, który potrafi zmotywować nie tylko do efekciarskiej walki czy eksploracji, ale powoduje też, że dramatyczne momenty potrafią wybrzmieć jeszcze mocniej. Jednak cały czas jest to tło wszystkich scen, a nie główne danie – wszystko jest tu wspaniale wyważone i przemyślane.
Nie jest to co prawda ten typ ścieżki dźwiękowej, do której wraca się i poza grą, ale i tak głównemu kompozytorowi należą się ogromne brawa za świetnie wykonaną pracę. Bo dla mnie przede wszystkim ważne jest to, żeby muzyka wybrzmiała przede wszystkim podczas samej gry – a tak właśnie jest w Gears 5.
Po piąte – tryb kooperacji
To, co od zawsze wyróżniało gry Gears of War od innych tytułów, to możliwość przejścia całej kampanii nie tylko w pojedynkę, ale i również wraz ze znajomym – zarówno przez internet, jak i lokalnie na jednej konsoli. I to nie lada gratka, bo dużych gier AAA z pełnoprawną kampanią kooperacyjną wcale nie jest aż tak dużo.
Ja niestety głównie Gears 5 przechodziłem samemu. Tylko kilka razy miałem okazję rozegrać jakiś fragment kampanii wraz ze znajomym i… jakie to jest dobre! Nadal kooperacja sprawia tyle samo radości, co w poprzednich odsłonach. Co ciekawe, w Gears 5 grać może aż trzech graczy jednocześnie, dwie osoby wcielają się w Gearów, a trzecia w robota. Bardzo fajny pomysł!
Pozostało mi teraz tylko poczekać na premierę Xbox Series X i tam, na nowej konsoli, zainstalować całą sagę Gears of War – i może w końcu przejść ją w całości w kanapowej kooperacji.
A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze…
…sentyment. Ale nie taki niezdrowy, przysłaniający nam niedoróbki, a taki, który stanowi zgrane tło dla dobrego produktu, a nawet i go dodatkowo uwypukla. Bo Gears 5 to nie tylko świetna gra sama w sobie – to również i bardzo dobry następca tej naprawdę długiej już serii, którą mam przyjemność śledzić tak właściwie od samych jej początków.
Gears 5 było i jest dla mnie nadal, spełnieniem gamingowych marzeń – to gra wręcz idealnie skrojona pod moje gusta.
Podkreślam – pod moje gusta. Jest więc szansa, że nie każdego Gears 5 przekona do siebie tak samo mocno, jak i mnie. Tym bardziej, jeśli nie graliście w poprzednie części serii. Jednak takie elementy, jak wspomniane w tekście zaplecze technologiczne gry, dopracowana w każdym detalu rozgrywka czy bezbłędna muzyka rozkocha w sobie chyba każdego.
Polecam sprawdzić – tym bardziej w Xbox Game Pass.