Istnieją zawody — i jest ich coraz więcej — które polegają na siedzeniu przed ekranem komputera długimi godzinami. Dziś raczej nikogo nie trzeba przekonywać, że nie jest to na dłuższą metę zdrowe dla organizmu. Zarabiać jednak trzeba. Zawody takie, jak mój wymagają często, aby popracować jeszcze kilka godzin poza etatem. Przesiaduję przy komputerze średnio 11 godzin dziennie. Każdego dnia, również w weekendy, choć wtedy krócej. Długo miałem problem z organizacją pracy. Zlecenia, które realizowałem po etacie, ciągnęły się w nieskończoność, ciężko było mi nie spać po pracy, sypiałem nieregularnie i często krótko. Kilka tygodni temu powiedziałem sobie „dość”. I każdy, kto ma problemy z wydajnością, skupieniem — ogólnie pojętą organizacją pracy — powinien postawić na zmiany.
Nie twierdzę, że każdy ma identyczne problemy, zapewne wielu z Was świetnie sobie radzi z taką pracą. Chcę dać Wam coś od siebie i podzielić się z Wami moimi sposobami na długą pracę z komputerem. Na pewno będziecie musieli te rady dopasować do siebie, niejednokrotnie trochę je poprawić, ale liczy się cel. A celem jest nieprzepalanie czasu, sprawniejsze realizowanie zadań i lepsze samopoczucie. W końcu więcej czasu dla siebie i bliskich.
Trochę historii
Jestem programistą — zarówno na etacie, jak i poza nim. Lubię swoją pracę, więc nie jest dla mnie problemem to, że muszę usiąść do komputera i przesiedzieć przed nim kilkanaście godzin. Mam 27 lat i łącznie — nie licząc pracy na etacie — około 10-letnie doświadczenie w zawodzie. Pracowałem długi czas jako freelancer, od kilku lat pracuję w software housie zajmującym się tworzeniem i rozwijaniem aplikacji webowych. Po godzinach pracy wykonuję przeróżne zlecenia.
Już będąc freelancerem zauważyłem, że mam problem z koncentracją na zadaniach, tym samym z terminowością, a co za tym idzie również, nie ukrywam, z pieniędzmi. Przesiadywałem przed ekranem komputera długie godziny, próbując zmotywować się do pracy. Z mizernym skutkiem. Nie raz mijały długie dni, aż udawało mi się zmusić do poświęcenia czasu na projekt. Częstokroć tylko dlatego, że za 3 dni miałem oddać zrealizowany projekt klientowi lub drastycznie kurczyła się zawartość portfela.
Rozpraszały mnie media społecznościowe, gry, hałas, szum samochodów za oknem — mnóstwo, naprawdę mnóstwo różnych rzeczy. Realnie mógłbym w ciągu miesiąca zrealizować od 3 do 4 zleceń. Realizowałem przy dobrych wiatrach jedno w miesiącu.
Od kilku lat pracując na etacie, realizuję zlecenia po godzinach. To znaczy do niedawna było to “po”, ale o tym później.
Nie tak dawno uświadomiłem sobie, że nie tędy droga. Że potrzebuję zmian. Brakowało mi czasu na dosłownie najbardziej bzdurne rzeczy. Zlecenia nie szły do przodu ani trochę lepiej, przesiadywałem przed ekranem masę godzin, nadal próbując wykrzesać z siebie siłę i koncentrację niezbędną do zajęcia się konkretnym projektem. Były to godziny spalone na graniu, przeglądaniu różnych stron. Kompletnie zmarnowany czas. Powiecie, że późno i będziecie mieć rację — ale ostatnio mnie olśniło. Uznałem, że nie można tak całe życie, bo to ani nie jest zdrowe, ani efektywne.
To nie będzie coś z cyklu „wyjdź ze swojej strefy komfortu”
Chociaż faktycznie trzeba będzie tę strefę komfortu opuścić. Każda zmiana się z tym wiąże. Nie bójcie się jednak — nie będę Was w żaden sposób sztucznie motywował hasłami, które są już dla Was oklepane i wychodzą Wam zapewne bokiem, nie chcecie ich nawet słuchać :) Też nie chcę. W wielu motywacyjnych gadkach wszystko wydaje się takie proste. Pstryk i zmiana gotowa! Życie obraca się o 180 stopni, stajemy się innymi ludźmi. Jak z reklam, z cyklu „Stefan zmienił swoje życie dzięki jednemu prostemu trikowi — zobacz jak!”.
Najważniejsze to zdać sobie sprawę z istnienia problemu. Masz wrażenie, że wypruwasz sobie żyły, poświęcasz pracy długie godziny (a przynajmniej tak Ci się wydaje), nie masz czasu na nic innego, tylko praca i praca. A efektów nie ma. To wyraźny sygnał, że czas coś zmienić. Pracy nie zmienisz, bo jesteś dobry w tym, co robisz i to lubisz. Trzeba zatem zmienić coś innego. Chcę przedstawić wskazówki, jak można dobrze zorganizować sobie czas pracy z komputerem. Jakie narzędzia i przyzwyczajenia mogą w tym pomóc. I jakie podjąć działania, aby poprawić efektywność pracy z komputerem.
Pamiętajcie — to tylko wskazówki
Nie liczcie na gotową receptę na udane pogodzenie życia osobistego, pracy i hobby. Każdy jest inny, każdy ma inny organizm i inaczej znosi zmiany. Każdy z nas inaczej sypia, inna liczba godzin jest dla niego optymalna dla wyspania się. Często również warunki snu dla nas najlepsze są różne. Każdy jest inny, ale pewne rzeczy są wspólne dla wszystkich.
Sen jest kluczowy
Żeby nie było tak jałowo, podzielę się już w pilotażowym wpisie wskazówkami, dotyczącymi snu. Tak, jak już pisałem — każdy z nas ma inny organizm i inaczej odczuwa skutki zbyt długiego lub zbyt krótkiego snu. W moim przypadku zbyt długi sen kończy się całodniowym otępieniem, bólem głowy często odpornym nawet na działanie leków, a co za tym idzie, dosłownie zerową produktywnością. Pomaga tylko przejście do kolejnego dnia. Z kolei zbyt krótki sen kończy się walką z samym sobą w okolicach godzin popołudniowych przed zaśnięciem na przykład w tramwaju ;)
Być może zdajecie sobie sprawę, jak długi sen jest dla Was najlepszy. Dla mnie okazało się, że 6 godzin jest wartością optymalną. Znanym faktem jest, że co mniej więcej 90 minut mózg znajduje się w fazie płytkiego snu. To najlepszy moment, aby się obudzić. Dlatego chcąc się wysypiać, powinniśmy przesypiać wielokrotność tej wartości. Czas mojego snu jest taką wielokrotnością. Kolejny krok to 7,5 godziny, następny to już 9 godzin. Naukowo udowodniono, że dorosłemu człowiekowi wystarczy od 6 do 7 godzin snu na dobę. Średnio każdy z nas potrzebuje około 15 minut, aby zasnąć. Tym samym, aby wybudzić się o 4 rano — tak, o tej godzinie wstaję — kładę się spać około 21:45.
Zmiany nie są łatwe. Początki bywały ciężkie. Organizm dawał znać, że coś mu nie pasuje o różnych porach dnia, lecz po kilku dniach regularnego chodzenia spać i wstawania o tej samej porze wszystko się uspokoiło. Nadal miewam gorsze chwile, w końcu organizm potrzebuje kilkudziesięciu dni, aby wyrobić nawyk, ale wszystko idzie w dobrym kierunku. Samozaparcie i walka z przyzwyczajonym organizmem dają efekty. Najważniejsze to nie dać się zwieść. Trochę silnej woli pozwoli przebić się przez okresy senności i dotrwać do właściwej godziny na sen — w moim przypadku wspomnianej godziny 21:45.
Mówi się, że półgodzinna drzemka w ciągu dnia potrafi zdziałać cuda. Proponuję na początku nie utrudniać sobie życia drzemkami. Po prostu twardo trwać do określonej godziny. W czasie, gdy organizm głupieje i ciągnie do łóżka o przeróżnych porach ogłupiony próbami zmiany nawyku, ryzykowanie drzemki nie jest najlepszym pomysłem. Z planowanych 30 minut mogą się – nie wiedzieć kiedy – zrobić trzy godziny. Drzemki mogą się okazać dobrym kolejnym krokiem, gdy już wyrobimy sobie nawyk regularnego chodzenia spać i wstawania. Kiedy organizm już się przyzwyczai — dodajmy mu kolejny gratis w nagrodę w ciągu dnia. Nie wszystko naraz. Zamiast zmieniać swoje życie o 180 stopni w jeden wieczór, zmieniajmy nawyki stopniowo. To daje znacznie lepsze efekty, choć rzeczywiście trwa to dłużej.
Długi sen nikomu nie służy. O ile nie mamy zalecenia lekarza, dłuższa niż optymalna dla nas długość snu to tylko marnowanie sobie czasu, w którym można by zrobić wiele przydatnych rzeczy. Ja godziny od 4:00 do 7:00 rano poświęcam na zlecenia, prasówkę, spokojne śniadanie oraz planowanie dnia. To świetny moment na tego typu sprawy. Jest cicho, spokojnie, nikt mi nie przeszkadza, nie atakują mnie wszechobecne powiadomienia. Dodatkowo motywuje wtedy sama świadomość tego, że gdy wrócę z pracy, będę miał cały dzień na inne zajęcia. Wcześniej, jak już pisałem, sypiałem nieregularnie. Chodziłem spać w godzinach od 23:00 do nawet 4:00 rano. To nie pomagało w niczym. Nieregularne godziny snu utrudniały funkcjonowanie w ciągu dnia, a po pracy często czułem się już zmęczony, jakbym co najmniej zasuwał 12 godzin na budowie. A tu jeszcze trzeba było popracować nad zleceniami, a co dopiero znaleźć czas na przyjemności.
W tej chwili rano mam nieco ponad 2 godziny na zlecenia i swoje sprawy, do których potrzebuję spokoju i skupienia. Może się wydawać niewiele, ale konsekwentnie każdego dnia coś w tych godzinach rzeczywiście robię. Dzięki świeżemu umysłowi niezanieczyszczonemu rewelacjami całego dnia mogę skupić się i wydajnie popracować, tym samym w ciągu tych dwóch godzin robiąc często więcej niż wcześniej, robiłem w 5 czy 6 godzin. Z kolei w tej już docelowej pracy, o godzinie ósmej jestem już rozbudzony i gotów do działania. Nie dobudzam się w pracy kawą i nie walczę z sennością przez pierwszą godzinę. Same zalety. Niekomfortowe jest jedynie przestawienie się na taki tryb dnia. Wymaga to samozaparcia i walki z własnym organizmem, który w pewnym sensie przyzwyczaił się do wariactw trwających przecież przez całe lata.
Zrozumienie swojego organizmu w tak ważnym i często zaniedbywanym aspekcie życia, jakim jest sen, to ważny krok do lepszej organizacji nie tylko pracy w ciągu dnia, ale w ogóle życia. Większość z nas nie potrzebuje spać po 10 godzin dziennie, bo często tak długi sen jest właśnie powodem naszego nie najlepszego samopoczucia w ciągu dnia. Nieregularność snu psuje cykl dobowy, ale spanie w nocy oraz co najważniejsze — regularny sen — są ważne również z innych powodów. Jesteście ciekawi jakich? Zainteresowani kolejnymi częściami? Dajcie znać, podzielcie się swoimi przemyśleniami w komentarzach!