Po raz pierwszy ujrzeliśmy go w styczniu podczas chińskiej premiery, a globalnie, w tym w Polsce, na rynek trafił jakiś czas później – 7 lutego. Miałem okazję obcować z najnowszym OnePlusem 11 jeszcze przed jego oficjalną premierą w naszym kraju. Minęły dwa tygodnie odkąd intensywnie go użytkuję, a to dobry czas, by podsumować, jak mi się z niego korzystało. Czy to wciąż zabójca flagowców, czy może już pełnoprawny flagowiec z krwi i kości? Sprawdźmy.
Specyfikacja techniczna OnePlusa 11:
- ekran Super Fluid AMOLED 6,7″ o rozdzielczości Quad HD+ (3216×1440 pikseli), częstotliwość odświeżania 1-120 Hz (LTPO 3.0), próbkowanie dotyku 1000 Hz, obsługa HDR10+ i Dolby Vision, jasność do 1300 nitów,
- ośmiordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 8 Gen 2 z Adreno 740 GPU,
- 16 GB pamięci RAM LPDDR5X,
- pamięć wewnętrzna: 256 GB UFS 4.0,
- system Android 13 z nakładką OxygenOS 13.0,
- WiFi 7, 802.11a/b/g/n/ac/ax/be, 2×2 MIMO, 2.4 i 5 GHz,
- 5G, LTE/LTE-A, 3G, GSM,
- dual SIM (2x nanoSIM), eSIM,
- Bluetooth 5.3, kodeki aptX/HD/Adaptive, AAC, SBC, LDAC, LHDC,
- NFC, Google Pay,
- GPS, GLONASS, Galileo, Beidou, A-GPS, QZSS,
- optyczny czytnik linii papilarnych w ekranie, rozpoznawanie twarzy,
- aparat główny 50 Mpix (f/1.8, 1/1.56″) OIS + ultraszerokokątny 48 Mpix 115° (f/2.2, 1/2″) + teleobiektyw 32 Mpix (f/2.0, 1/2.74″),
- przedni aparat 16 Mpix,
- akumulator 5000 mAh (2×2500 mAh), szybkie ładowanie SuperVOOC 100 W,
- USB typu C 2.0,
- wymiary: 163,1 x 74,1 x 8,53 mm,
- waga: 205 g,
- odporność na zachlapania IP64.
Cena w momencie publikacji recenzji wynosi od 4199 złotych.
Zawartość zestawu
Telefon przychodzi do nas w bardzo dużym, jak na obecne standardy, pudełku. Być może dlatego, że w zestawie znajduje się coś, czego inni producenci zaprzestali dodawać – ładowarka. I to nie byle jaka, bo jest to zasilacz SuperVOOC o mocy 100 W. O możliwościach ładowania wspomnimy sobie jednak później.
Poza samym smartfonem, podkreślającym kolorystykę marki czerwonym kablem USB do USB-C i ładowarką, dostajemy jeszcze szpilkę do wyjmowania szufladki na karty SIM, instrukcję oraz OnePlusowe naklejki. Zauważam, że do niedawna marka dodawała do zestawu też silikonowe etui. Podstawowe, bo podstawowe, ale jednak było – tym razem go zabrakło. Mimo wszystko nie obrażam się o to.
Wygląd i jakość wykonania
Zacznijmy od tego, że telefon dostępny jest w dwóch wersjach kolorystycznych. Do wyboru mamy testowaną przeze mnie czarną z matowym wykończeniem plecków oraz zieloną, w pełni błyszczącą. Oba warianty zdecydowanie mogą się podobać.
Musicie wiedzieć, że OnePlus 11 to po prostu duży smartfon, co zdradza już sama przekątna ekranu wynosząca 6,7 cala. Jego użytkowanie jedną dłonią może być problematyczne, aczkolwiek wszystko zależy od naszych osobistych preferencji i wielkości dłoni. Jeśli lubicie duże telefony, będziecie czuć się z nim jak ryba w wodzie. Ja na co dzień korzystam z iPhone’a 13 Pro, mierzącego 6,1 cala, ale o dziwo przeskoczenie na jedenastkę nie było uciążliwe – ze smartfonu da się korzystać bardzo komfortowo.
Nie mogę mu odmówić, że jest to smartfon wykonany zdecydowanie tak, jak na flagowca przystało. Mamy tu zatem dwie tafle szkła – z przodu Gorilla Glass Victus, z tyłu Gorilla Glass 5. generacji, które zostały przedzielone aluminiową, połyskującą ramą. Wyświetlacz jest zakrzywiony, szkło z tyłu również zostało zaoblone na krawędziach, a całość sprawia, że nic tutaj nie wbija się w dłonie, a telefon jest opływowy.
Ekran wygląda jak w niemal każdym smartfonie – ramki są symetryczne, natomiast uważam, że te na dole i górze mogłyby być nieco cieńsze. W lewym górym rogu ulokowano relatywnie niewielki otwór, w którym umieszczono kamerę do selfie, a niemal na samej ramce po środku – maskownicę głośnika. Na start nałożono na wyświetlacz całkiem dobrą folię, zatem warto ją sobie zostawić.
Z tyłu nie jest nudno. Moja czarna wersja kolorystyczna jest wykończona matowo, ale pod światło wyraźnie można dostrzec na niej nieco połyskujące drobinki. Efekt jest świetny, a dzięki temu wykończenie wygląda po prostu trochę inaczej niż w każdym innym czarnym smartfonie. Ponadto, plusem jest, że niemal w ogóle nie zbiera odcisków palców.
Nie mogę nie wspomnieć o tej ogromnej wyspie z aparatami. Czy jest brzydka? Kwestia gustu. Faktem jest, że na tle innych smartfonów wygląda oryginalnie. Wysepka jest okrągła, a pod szkłem wykończono ją tak, jak plecki, błyszczącymi drobinkami. Na jej środku umieszczono napis Hasselblad i symetrycznie trzy aparaty oraz podwójną diodę doświetlającą. Całość zwieńcza coś w rodzaju przedłużenia ciągnącego się do krawędzi telefonu – to z kolei zostało wykonane z chromowanej stali szlachetnej.
Ramka telefonu jest grafitowa i wykończona na wysoki połysk. Górna i dolna część zostały zeszlifowane na płasko, co wygląda ciekawie. Zaczynając od góry znalazła się tu maskownica mikrofonu i przeszycia antenowe. Z dołu ulokowano slot na karty SIM, gniazdo do ładowania i jeden z głośników – o nich nieco później. Po lewo umieszczono przycisk regulacji głośności, a po prawo uwielbiany przez użytkowników OnePlusa trzystopniowy suwak do zmiany profili dźwięku i klawisz wybudzania. Wszystkie przyciski są dobrze spasowane, nie latają i wydają wyczuwalny klik.
Na koniec dodam, że smartfon niestety nie oferuje pełnej wodoodporności, a jedynie odporność na zachlapania potwierdzoną certyfikatem IP64. Bardzo szkoda, bo w smartfonie za tą cenę, który aspiruje do flagowej półki, standard IP68 po prostu powinien się znaleźć.
Wyświetlacz
Front urządzenia wypełnia zakrzywiony ekran o przekątnej 6,7 cala. To panel Super Fluid AMOLED o rozdzielczości 3216 x 1440 pikseli, zatem Quad HD+. Ponadto, jest tutaj LTPO 3.0, a więc adaptacyjna częstotliwość odświeżania od 1 do 120 Hz w zależności od tego, co robimy i co dzieje się na ekranie. Ekran wspiera pełną obsługę HDR10+ oraz Dolby Vision i jest w stanie wyświetlać miliard kolorów w 10-bitowej głębi. Maksymalna jasność to 1300 nitów (w piku).
Krótko – wyświetlacz w OnePlusie 11 jest kapitalny. Jasność zarówno minimalna, jak i maksymalna, stoją na bardzo dobrym poziomie i nie mam się tutaj do czego przyczepić. Kolorystyka ekranu domyślnie ustawiona jest na Żywą i taką też zostawiłem, bo to (subiektywnie) najlepsze ze wszystkich ustawień. Kolory są żywe, soczyste, biele nie są przeżółcone, a czernie głębokie. Kąty widzenia także nie dają powodów do narzekań.
Ekran oferuje adaptacyjne odświeżanie od 1 do 120 Hz. Podczas użytkowania absolutnie nie dostrzegamy jakichkolwiek spadków płynności wyświetlania. Ale gdy już wyświetlane jest Always On Display, wówczas ekran zmniejsza odświeżanie do 1 Hz. W innych scenariuszach, jak na przykład czytanie statycznego tekstu, częstotliwość także jest właściwie obniżana.
Wydajność i kultura pracy
Sercem smartfona jest najnowszy procesor Snapdragon 8 Gen 2. To ośmiordzeniowy układ z taktowaniem rozpędzającym się do 3,36 GHz. Współdziała z nim grafika Adreno 740, a sam procesor został wyposażony także w Ray Tracing. Całość kooperuje z 8 lub 16 GB RAM LPDDR5X i 128 albo 256 GB pamięci wewnętrznej.
Przy tym warto wspomnieć, że wersja 128 GB ma pamięć typu UFS 3.1, natomiast wyższa już UFS 4.0. Z tegom co udało mi się ustalić, nie jest to żadne skąpstwo ze strony OnePlusa, a ograniczenia technologiczne – kości UFS 4.0 póki co są produkowane w rozmiarze nie mniejszym niż 256 GB. Przykładem smartfona w identycznej sytuacji jest chociażby Samsung Galaxy S23.
Przechodząc jednak do samej wydajności urządzenia, słowa, które tutaj padną, raczej nie będą zaskoczeniem. OnePlus 11 działa po prostu fenomenalnie. To połączenie najnowszego procesora, szybkiego RAM-u i równie szybkiej pamięci kontrolowanych przez świetnie zoptymalizowaną nakładkę.
Urządzenie piekielnie szybko reaguje na polecenia, aplikacje odpalają się w mgnieniu oka i bardzo długo siedzą w RAM, bez potrzeby ich ponownego przeładowywania. Często nawet aplikacje, które uruchamiałem rano, późnym wieczorem jeszcze potrafią włączyć się dokładnie w tym samym miejscu, w którym je zamknąłem kilkanaście godzin wcześniej. Zauważam, że w najnowszej wersji nakładki OxygenOS 13, producent postawił na nieco dłuższe animacje. Mogą one z jednej strony sprawiać wrażenie dłuższego uruchamiania apek, ale wyglądają przy tym niesamowicie płynnie i przyjemnie dla oka.
Telefon sprawdziłem także w boju, podczas grania. Przetestowałem kilka nieco bardziej wymagających tytułów, z najwyższymi ustawieniami. Jako przykłady, posłużyły tutaj między innymi Infinite Flight Simulator i Need for Speed Monst Wanted. Rozgrywka na OnePlusie 11 to czysta przyjemność, smartfon pozwala na bardzo komfortową rozgrywkę i, co ważne, nie parzy w dłonie. Jeśli już przy tym jesteśmy.
Producent zastosował tutaj system chłodzenia komorą parową z ciekłym grafenem. Muszę przyznać, że efekt jest naprawdę świetny. Urządzenie przez zdecydowaną większość czasu pozostaje kompletnie chłodne, pod większym obciążeniem robi się delikatnie ciepłe, ale wciąż nie są to zbyt wysokie czy niepokojące temperatury, nawet podczas grania.
System, oprogramowanie
Urządzenie po wyjęciu z pudełka działa pod kontrolą systemu Android 13 wraz z autorską nakładką OnePlusa – OxygenOS 13.0. Interfejs ten w ostatnich latach przeszedł spory lifting, upodobniając się mocniej do siostrzanego interfejsu ze smartfonów Oppo, czyli ColorOS. Firma zapewnia, że telefon będzie otrzymywał przez 4 lata aktualizacje do nowych wersji systemu i dodatkowo rok dłużej poprawki zabezpieczeń, zatem łącznie urządzenie ma być wspierane przez 5 lat.
Kluczowym aspektem jest fakt, że nakładka pozwala nam na niezliczoną ilość opcji personalizacji, w zasadzie każdego elementu interfejsu – kształt ikon, rozmiar siatki, kolory przewodnie i wiele innych. Jest możliwość konfiguracji Always On Display wedle swoich upodobań – począwszy od czcionek, ich kolorów, jak grafik oraz animacji, które mogą się na nim pojawiać podczas wyświetlania. Możemy wybrać też, jaka animacja będzie wyświetlała się podczas odblokowywania telefonu odciskiem palca.
Znalazło się tutaj także nieco funkcji żywcem wyjętych z ColorOS, jak chociażby ekranowe gesty – i tak, na przykład, przeciągnięcie trzema palcami po ekranie w dół wykonuje zrzut ekranu, a w górę – włączenie trybu podzielonego ekranu. Jak w zdecydowanej większości smartfonów obecnie, w OnePlusie 11 nie mogło zabraknąć możliwości rozszerzenia RAM o pamięć wbudowaną. Rozszerzenia można dokonać o 4, 8 lub 12 GB.
Żeby nie było zbyt kolorowo – pojawiały mi się sporadycznie pewne problemy, które zdają się być typowymi dla wieku dziecięcego. Czasem powiadomienia na ekranie blokady z niewiadomych przyczyn wchodziły w miejsce, gdzie znajduje się czytnik linii papilarnych. Z kolei okienko odtwarzacza na ekranie blokady często nie pozwalało mi wstrzymać lub przewinąć odtwarzania bezpośrednio z jego poziomu, tylko wymagało odblokowania telefonu.
Głośniki i wibracje
OnePlus 11 został wyposażony w głośniki stereo sygnowane Dolby Atmos. Producent twierdzi, że zastosowano tutaj podobny rodzaj przetworników, jak w laptopach premium. To, co na pewno muszę oddać, to fakt, że głośniki są bardzo donośne i nie charczą na najwyższych poziomach głośności.
Jest tutaj trochę basu, choć to nie poziom iPhone’ów, ani ROG Phone’a 5, dźwięk jest czysty w całym zakresie, separacja stereo stoi na bardzo dobrym poziomie, choć dolny przetwornik gra nieco głośniej. Całokształt brzmienia głośników oceniam na solidną czwórkę.
Na jeszcze lepszym poziomie są natomiast wibracje. Są ukryte w niemal każdej części interfejsu, począwszy od klawiatury, zmiany profili dźwięku suwakiem, przy geście wstecz i wielu innych miejscach. Wibracje, zależnie od konkretnej interakcji, są delikatniejsze lub mocniejsze, dłuższe, bądź krótsze i dają bardzo przyjemne odczucie. To niemalże tak świetna haptyka, jak w iPhone’ach. Dobra robota.
Zabezpieczenia biometryczne
Oczywiście na pokładzie takiego smartfona nie mogło zabraknąć czytnika linii papilarnych zintegrowanego z ekranem. Jak w większości smartfonów jest to sensor optyczny, zatem przykładając palec do pola czytnika widzimy wyraźne białe światło. W ogólnym rozrachunku skaner jest szybki i w większości przypadków bezbłędnie rozpoznaje nasz palec. Czasem jednak prosi o nieco dłuższe przytrzymanie opuszka w polu sensora. Odnoszę wrażenie, że mimo wszystko smartfony z serii Galaxy S23 mają szybsze czytniki.
Alternatywnie możemy też skonfigurować rozpoznawanie twarzy. Jest ono realizowane za pomocą przedniej kamery, bez żadnych dodatkowych czujników głębi ani tym podobnych, zatem może nie należeć do najbezpieczniejszych. Muszę jednak oddać, że ten sposób dostania się do telefonu jest piekielnie szybki – wystarczy jedynie podnieść telefon i delikatnie skierować go na twarz. Ten sam się wybudzi i w zasadzie od razu jest odblokowany.
Zaplecze komunikacyjne
Smartfon został wyposażony w standard WiFi 7, jednakże moduł jest póki co dezaktywowany ze względu na pozwolenia i fakt, że póki co sieć WiFi najnowszej generacji i tak jeszcze nie jest szerzej dostępna. Bez problemu możemy korzystać natomiast z dwuzakresowego WiFi 6. OnePlus 11 ma też funkcję łączenia z dwoma sieciami WiFi jednocześnie, co ma za zadanie jeszcze zwiększyć prędkości.
Jak na smartfon w 2023 roku przystało, nie mogło zabraknąć sieci 5G. Urządzenie ma wsparcie dla pełnego zakresu częstotliwości, także tych działających w Polsce. U mojego operatora 5G działało przez cały okres testów bezproblemowo i ze świetnymi prędkościami. OnePlus 11 obsługuje zarówno VoLTE, VoWiFi, jak i karty eSIM.Ogólny zasięg i jakość połączeń, z racji zastosowania VoLTE, także nie dawały powodów do narzekań, ani mi, ani też moim rozmówcom.
Urządzenie oferuje Bluetooth 5.3 ze wszystkimi popularnymi kodekami audio. W teorii, powinien obsługiwać też najnowszy kodek aptx Lossless, ale niestety nie było dane mi tego sprawdzić. Nawigacja GPS działa bez zarzutów, na pokładzie jest też NFC z pełnym wsparciem płatności Google Pay.
Bateria i ładowanie
W OnePlusie 11 producent postawił na akumulator o pojemności 5000 mAh. Jest to tzw. DualCell, zatem podzielono go na dwa ogniwa po 2500 mAh. Podobne rozwiązanie stosowane jest w smartfonach Oppo czy realme. Ma ono za zadanie spowolnić degradowanie ogniw szybkim ładowaniem, ponieważ wówczas moc ładowania jest równomiernie rozkładana.
Jeśli chodzi zaś o samo to, jak urządzenie się spisuje na baterii – jest po prostu dobrze. Przez zdecydowaną większość czasu korzystałem ze smartfona z ustawioną maksymalną rozdzielczością, czyli 2K+, i oczywiście odświeżaniem 120 Hz. Gdy więcej przebywałem w domu, a co za tym idzie używałem WiFi, spokojnie uzyskiwałem wyniki od 5 do 6 godzin włączonego ekranu. Najwięcej udało mi się wycisnąć 6,5 godziny.
Jak już przebywałem więcej poza domem, zatem w ruch szło LTE bądź 5G, czasy na ekranie oscylowały w okolicach 3-4 godzin. To są przyzwoite wyniki, telefon i tak zwykle wystarczał mi na dobę użytkowania, zwłaszcza, że w moim odczuciu szybkość ładowania to rekompensuje. No a skoro już jesteśmy przy ładowaniu…
OnePlus 11 obsługuje ładowanie SuperVOOC o mocy 100 W. Pełne naładowanie telefonu od 1 do 100% trwa 25 minut, a osiągnięcie 70% możliwe jest po upływie zaledwie 15 minut. Sprawdziłem to i rzeczywiście, podłączenie go do zasilania przy około 5% pozwalało uzupełnić akumulator do pełna w 24 minuty. Przy tym z lekkim politowaniem patrzę na iPhone’y, przyjmujące około 20 W, czy najnowsze Samsungi z mocą ładowania wynoszącą 45 W. Autentycznie, po użytkowaniu OnePlusa 11, ładowanie mojego prywatnego iPhone’a 13 Pro zdawało się dłużyć w nieskończoność.
Warto jednak w tym miejscu wspomnieć, że aby smartfon mógł się ładować z pełną mocą, musi być zastosowany zarówno dedykowany adapter SuperVOOC 100 W, jak i kabel. W przeciwnym wypadku, urządzenie będzie ładować się dużo wolniej.
Czas teraz na łyżkę dziegciu w całej tej beczce miodu – OnePlus 11 nie wspiera indukcyjnego ładowania. Dlaczego? Tu już pojęcia nie mam, zwłaszcza, że parę poprzednich modeli je obsługiwało. Uznaję to za spory brak w smartfonie, który aspiruje do bycia flagowcem.
Aparat
Zacznijmy od przypomnienia samych technikaliów. Aparat OnePlusa 11 składa się z trzech obiektywów. Główny moduł ma rozdzielczość 50 Mpix, przysłonę f/1.8 i i wielkość sensora 1/1.56 cala. Obiektyw ultraszerokokątny to matryca 48 Mpix ze światłem f/2.2 i polem widzenia 115° i autofokusem, z kolei teleobiektyw ma 32 Mpix i pozwala na dwukrotne zbliżenie optyczne.
Aplikacja aparatu nie zmieniła się względem poprzedników. Jest prosta w obsłudze, wszystkie tryby zdjęć i wideo wybieramy na pasku znajdującym się powyżej przycisku spustu migawki. Przełączania między obiektywami możemy z kolei dokonywać przy pomocy dedykowanych przycisków na dole kadru. W tym miejscu, po lewej i prawej stronie, znalazła się też możliwość uruchomienia Obiektywu Google i wyboru filtrów.
Zdjęcia wykonywane w ciągu dnia są naprawdę bardzo dobre. Przede wszystkim cechują się dużą naturalnością kolorów, choć przez to czasem mogą wydawać się nieco wyprane – to już kwestia stricte osobistych preferencji. Fotki z głównego obiektywu są jasne, mają dobry zakres tonalny i dynamikę, zachowują sporo detali.
Zdjęcia nocne w zdecydowanej większości wykonywałem bezpośrednio w podstawowym trybie – telefon i tak sam wykrywa ciemniejszą scenerię i odpowiednio dłużej naświetla kadr, więc w efekcie tryb ultranight zdaje się tutaj zbędny. Aż dziwny jest fakt, że zdjęcia wykonane dedykowanym trybem nocnym wyglądają… tak samo jak zrobione w standardowym trybie foto. Fotki nocne są naprawdę dobre, wyciągają sporo detali i nie prześwietlają zbyt sztucznie kadrów.
Jeśli zaś chodzi o ultraszeroki kąt, ten jest odrobinę ciemniejszy od głównego obiektywu, ale zdjęcia wciąż są bardzo jasne i ostre. Zbieżność kolorystyczna na szczęście nie odstaje już tak znacząco i zdjęcia potrafią się naprawdę dobrze pokrywać pod względem kolorów.
Przez obecność autofokusa, z ultraszerokiego jesteśmy w stanie wykonywać też zdjęcia makro – i te pozytywnie mnie zaskoczyły. Tryb dedykowany makro włącza się automatycznie, gdy zbliżymy się do obiektu. Jeśli tylko jest wystarczająco jasno, aparat odwdzięczy nam się sporą ilością detali, co możecie zauważyć chociażby na przykładzie fotki HomePoda mini z odległości paru centymetrów.
Największe zastrzeżenia mam do teleobiektywu. Po pierwsze, na tle dwóch pozostałych kolegów robi ciemniejsze i najmniej żywe zdjęcia, czasem zbyt blade. Po drugie, ma tylko dwukrotne zbliżenie optyczne, co jest dość przeciętnym wynikiem. Realnie jesteśmy w stanie użyć do pięciokrotnego przybliżenia, aby uzyskać akceptowalną jakość, a nie wszechobecne szumy. OnePlus 11 jest w stanie przybliżać maksymalnie do 20 razy. Za jego pomocą możemy wykonywać także zdjęcia portretowe przy użyciu 1x lub 2x zbliżenia, jest także możliwość ręcznego wyboru poziomu rozmycia, dzięki odpowiedniemu suwakowi w aplikacji.
Selfie również wychodzą bardzo naturalne, odpowiednio jasne i ostre w punkt, OnePlus 11 dość skutecznie unika przepalania nieba, co jest istotnym aspektem w tym wypadku. Zdjęcie przednim obiektywem możemy wykonać zarówno standardowo, jak i w trybie portretowym z rozmyciem tła oraz w trybie Ultranight.
Na koniec zostało wideo. OnePlus 11 jest w stanie nagrywać filmy maksymalnie w rozdzielczości 8K przy 24 klatkach na sekundę. Osobiście absolutnie nie widzę większego sensu używania takowej. Do dyspozycji mamy naturalnie także 4K w 30 i 60 klatkach, więc głównie podczas testów korzystałem z takich parametrów. Wideo jest bardzo stabilne, szczegółowe, a telefon pozwala nam na przełączanie między obiektywami podczas nagrywania.
Podsumowanie
W momencie, gdy czytacie tą recenzję, najpewniej przywracam już ustawienia fabryczne w egzemplarzu testowym i przygotowuję go do odesłania do producenta. Użytkowanie OnePlusa 11 było przyjemnym doświadczeniem, a samo urządzenie pod licznymi względami jest po prostu bardzo kompletne i wielu aspektach trudno się do niego przyczepić.
Zaczynając od początku, mamy tutaj topowy ekran z wysoką rozdzielczością, częstotliwością odświeżania, jasnością i przyjemną dla oka kolorystyką. Głośniki są bardzo dobre, choć wciąż do poziomu iPhone’ów sporo brakuje w tej materii. Wydajność stoi na absolutnie fantastycznym poziomie. Telefon jest szybki, świetnie zoptymalizowany i długo przechowuje aplikacje w RAM. Temperatury podczas użytkowania są zupełnie normalne, nie ma tu nadmiernego nagrzewania.
Kolejną zaletą jest nakładka. Obecność OxygenOS to jeden z tych powodów, za które lubię telefony OnePlusa. Jest funkcjonalne i oferuje sporo możliwości personalizacji, a przy tym czuwa nad kapitalną optymalizacją. Aparat robi naprawdę dobre zdjęcia i coraz bardziej zbliża się do konkurencji. Producent wyraźnie odrabia lekcje i z roku na rok progresuje jakością zdjęć. Fotki są przyjemne dla oka, bardzo dobre plastycznie, choć pewnie nie każdemu może przypaść do gustu naturalna kolorystyka. Szkoda, że zabrakło nieco większego zbliżenia optycznego, a sam teleobiektyw robi mniej spójne zdjęcia od reszty.
Tak na dobrą sprawę ten telefon ma niemal wszystko i prawie wszystko robi dobrze lub bardzo dobrze. No właśnie, „prawie”. Czego więc brakuje? Nie będzie zaskoczeniem, że wymienię tu przede wszystkim dwie rzeczy – ładowanie indukcyjne i pełną wodoodporność. Te elementy pojawiały się już poprzednio w smartfonach OnePlusa, więc tym bardziej nie rozumiem ich braku w tym modelu. Bateria jest dobra, choć spokojnie mogłaby być lepsza. Mimo to wciąż uważam, że szybkość ładowania skutecznie rekompensuje te wyniki.
Smartfon został wyceniony na 4199 złotych za tańszą wersję 8/128 i 4599 złotych za testowaną przeze mnie 16/256. Zauważam, że to ceny odczuwalnie niższe od konkurencyjnych flagowców, które potrafią sięgać już 6 tysięcy. W przedsprzedaży, trwającej do 15 lutego 2023, możemy jeszcze zgarnąć słuchawki Buds Pro 2 za 900 złotych za darmo, co może być łakomym kąskiem.