Pewnego wieczoru siadłam na plaży… dookoła żywej duszy. Godzina… po 22ej, a właściwie 23ej czasu miejscowego. Do głowy przychodzą wtedy różne myśli. I mimo tego, że siedzę na urlopie, patrząc w gwieździste niebo nasuwają się tabletowe rozmyślania. Po co komu tablet internetowy? Czy sprawdza się w każdych warunkach? Co mnie podkusiło, żeby stworzyć blog o tabletach w momencie, kiedy praktycznie nikt (oprócz technologicznych geeków) o nich nie słyszał, a co za tym idzie – nie wiadomo jaka przyszłość je czeka? Jeśli masz chwilę wolnego czasu, zapraszam do przeczytania moich lekkich, tabletowych rozmyślań.
Od założenia Tabletowo.pl minął ponad rok. Aż trudno w to uwierzyć, że od 13 miesięcy piszę o urządzeniach, o istnieniu których znaczna większość społeczeństwa w ogóle nie wie. I tu nasuwa się pytanie czy ludziom naprawdę potrzebne są tablety internetowe (choć wyczerpującą odpowiedź rozwinąć w zupełnie innym felietonie).
Była końcówka stycznia 2010 roku, kiedy firma Apple zaprezentowała iPada pierwszej generacji. Oczy geeków całego świata zwróciły się nagle w stronę koncernu z Cupertino, który – dzięki świetnym parametrom technicznym swojego urządzenia i magicznemu marketingowi, potrafił przekonać nas do faktu, że tablety są nam potrzebne. Dla jednych są to urządzenia dopełniające smartfony i netbooki, dla innych – coś zbędnego. Po co mają kupić tablet, skoro mają netbooka z klawiaturą, na którym można wygodnie pisać (choć tu plusem niektórych tabletów są wygodne klawiatury ekranowe). Po kilku miesiącach od premiery iPada pozostali producenci zaczęli przedstawiać światu kolejne urządzenia. Były targi Computex 2010 (a ja miałam pomaturalne wakacje :D) – wtedy to, po premierze kilku z nich, stwierdziłam: trzeba działać. Jak się okazuje, miałam nosa. Obecnie tabletami zaczyna się interesować coraz więcej ludzi na całym świecie – także w Polsce. Widać to przede wszystkim po rosnącej ilości posiadaczy tabletów w naszym kraju, którzy coraz chętniej udzielają się w komentarzach i na forum. Ale czy faktycznie tego typu sprzęt jest nam do czegoś potrzebny? A może inaczej – czy w każdych warunkach się sprawdza?
Przemierzając wybrzeże Morza Czarnego, robiąc kilka ładnych kilometrów, można dokonać ciekawych obserwacji. Nikt, dosłownie nikt, na obleganym brzegu, nie posiada tabletu internetowego. Znaczna część ludzi najnormalniej w świecie śpi (oby tylko zdążyli się obrócić na drugi bok w odpowiednim momencie ;)), druga – kąpie się w morzu, kolejna – czyta książki (tak, te normalne, papierowe), natomiast jeszcze inna – korzysta z netbooków (jak mniemam, z matowymi ekranami). Gdzie tu tablety?
Jest kilka kwestii, które trzeba wziąć pod uwagę. I wcale nie chodzi mi tu o koszt tabletów, o czym ciągle wspominamy, że jest za wysoki, a o ich funkcjonalność… tym razem czepnę się tej plaży. Bo o ile wszystkie urządzenia oferują to samo – możliwość korzystania z internetu (o ile jest hot-spot,3G w tablecie lub dzięki tetheringowi), oglądania filmów, itp., tak nie jest to w ogóle możliwe w pełnym słońcu. Tanie tablety, obecnie najpopularniejsze wśród klientów, nie oferują zbyt ciekawych doświadczeń. Ekrany są marnej jakości, przez co o widoczności w pełnym słońcu nie ma co nawet marzyć.
Kolejna sprawa, jeśli oczywiście odpowiada Wam wyświetlacz – bateria. Ile czasu zazwyczaj spędzacie na plaży? Cały dzień, pół czy trzy godziny? Tablety są urządzeniami mobilnymi, które powinny trzymać na jednym ładowaniu akumulatora przynajmniej sześć – siedem godzin.
Niestety, tanie tablety, choćby testowane przez nas Ainol Novo 8 czy jakiś inny mniej znanej firmy,pozwalają pracować średnio przez 3-4 godziny. Jeśli ktoś nie lubi byczyć się na plaży, leżeć i nic nie robić, taki tablet mu się na nic nie przyda. Chyba że ma Notion Ink Adam – tu jestem ciekawa wrażeń SyoMasa – jeśli to czytasz, daj znać czy masz już jakieś plażowe doświadczenia związane z tym tabletem.
Kolejna sprawa – co zrobić z tabletem, jeśli nagle uwidzi mi się jednak wejść do wody? To już przemawia za tym, by sprzęt zostawić w hotelowym pokoju lub na campingu, a na plaży się trochę wynudzić grając w karty czy robiąc inne rzeczy (np. zbierając muszelki czy grając w piłkę). Wniosek jest oczywisty i nasuwa się sam – tablet na plaży najnormalniej w świecie się nie sprawdza. Mało kto zdecyduje wziąć swój sprzęt w takie warunki, gdzie w każdym momencie jest narażony na grasujących złodziei czy otaczający piasek bądź wodę.
I teraz, po przeczytaniu tego tekstu, wiecie jakim jestem typem człowieka. Siedząc nad Morzem Czarnym nie rusza mnie otaczająca woda czy pięknie świecące słońce. Wolę się przejść (ale ileż można chodzić?!) lub pograć w piłkę (szkoda, że jestem z leniami…). A ostatecznie pozostaje mi jedno – siąść w cieniu ze swoim sprzętem (dobrze, że jest hot-spot!) i coś napisać. Nie ma to jak być totalnym geekiem… ;)
Dajcie znać czy macie już jakieś doświadczenia z użytkowania swoich tabletów w podróży (zwłaszcza na plaży). Jeśli tak – co Was najbardziej denerwowało? Wspomniana bateria, błyszcząca matryca, obecność złodziei, a może jeszcze coś innego?
Wszystkich Czytelników serdecznie pozdrawiam i życzę Wam tak pięknej pogody, jaką ja mogę się cieszyć podczas urlopu ;)