Ekologią kierują się dzisiaj prawie wszystkie przedsiębiorstwa, te motoryzacyjne również. Wiele państw ma bowiem gotowe plany na zastąpienie samochodami elektrycznymi tych, wyposażonych w silniki spalinowe. Dotyczy to jednak przede wszystkim „osobówek”, a spora część ruchu drogowego generowana jest przecież przez ciężarówki i transport zbiorowy. Czy i te sektory może czekać rewolucja? Jeżeli jeszcze nie czai się za rogiem, to wygląda na to, że coraz śmielej się tam zbliża.
Niewielki zasięg, jaki oferują samochody osobowe, wyposażone w silnik elektryczny, można jeszcze jakoś zaakceptować. Coraz więcej jest przecież odpowiednich stacji, służących do ich ładowania. Poza tym w warunkach miejskich liczba kilometrów, jaką można przejechać bez potrzeby postoju przy gniazdku, powinna być wystarczająca. Dużo trudniej jednak zaakceptować to w przypadku nieco większych pojazdów, które niejednokrotnie pokonują długie, liczące kilkaset kilometrów trasy.
Tak jak chociażby wspomniane już autobusy. Ciężko bowiem o entuzjazm pasażerów, jeżeli w trakcie podróży kierowca będzie musiał zjechać na „tankowanie” prądem, które przecież zajmuje dłuższą „chwilę”. Ci chcieliby mieć raczej gwarancję tego, że przejazd przebiegnie bez tego typu zakłóceń. Jak pokazała marka Proterra, wszystko jest do zrobienia.
Model Catalyst E2 Max przejechał właśnie na jednym ładowaniu aż 1101,2 mil, co w przeliczeniu na kilometry daje ponad 1772. Nieźle, co? Obecnie rekord należał do pojazdu Boozer i był mniejszy o około 140 kilometrów. Na dodatek osiągnięto go jednoosobowym autem, które w użytku codziennym raczej by się nie sprawdziło.
Za to nie można tego powiedzieć o autobusie. Nie jest niczym dziwnym, że ze względu na rozmiary, udało się w nim zastosować dużo większy akumulator niż ma to miejsce w samochodach osobowych. Ten ma bowiem pojemność aż 660 kWh, co w porównaniu z najniższą wersją Tesli S, która dysponuje ogniwem 75 kWh, jest znaczną różnicą. Z drugiej strony, za rozmiarami idzie też wyższa waga, czy zupełnie inne opory powietrza.
Warto jednak zaznaczyć, że testy mocno różniły się od tego, z czym autobus musiałby mierzyć się na co dzień. Przede wszystkim pojazd kilometry pokonywał po równym terenie, bez potrzeby jazdy po wzniesieniach. Na pokładzie nie było żadnego pasażera, nie robiono również żadnych przystanków. Nawet pomimo tych udogodnień, sam wynik i tak robi wrażenie. Katalogowy zasięg, jaki podaje producent wynosi około 560 kilometrów, co pozwala na pokonanie dość długiej trasy. Czas potrzebny do „zatankowania” akumulatorów do pełna to około pięć godzin.
Taki rezultat, osiągnięty przez pojazd użytkowy oznacza, że przyszłość malowana barwami elektrycznych autobusów jest coraz bliższa. W Los Angeles mają się one zresztą pojawić jeszcze w tym roku. Dla wyeliminowania wszechobecnych zanieczyszczeń powietrza, zwłaszcza w dużych miastach, taki ruch byłby nieoceniony.
Źródło: Proterra, Ars Technica dzięki Engadget