Minęły już ponad dwa lata od momentu, kiedy z pieniędzy podatników zakupiono ponad 500 iPadów dla naszych parlamentarzystów – 3500 zł za sztukę. W tamtym czasie sprawa budziła wiele kontrowersji.
W teorii cel był jak najbardziej zasadny. Umożliwić rezygnację z drukowania i przechowywania dokumentów w papierowej formie, na korzyść rozwiązań cyfrowych. W praktyce było jednak dużo gorzej – niektórzy posłowie zupełnie nie radzili sobie z ich obsługą, a inni wykorzystywali je do celów prywatnych czy dawali dostęp do nich członkom swoich rodzin. Mijają dwa lata, a Kancelaria Sejmu planuje wydanie kolejnych 1,5 mln złotych na nową generację. Okazuje się jednak, że cały proces może nie być taki prosty.
Specjaliści od zabezpieczeń twierdzą, że dla tej starszej generacji iPada istnieją narzędzia, które nawet po powrocie do ustawień fabrycznych potrafią przywrócić prawie 99% danych wcześniej zapisanych na urządzeniu. To duże ryzyko, o ile posłowie rzeczywiście trzymali tam newralgiczne dane. W tym przypadku Kancelaria Sejmu wpadła na genialny pomysł… posłowie będą mogli odkupić odkupić tablety i być spokojni o ochronę swoich danych. Za jaką kwotę? Nie wiadomo.
Kwestia bezpieczeństwa wraca nie po raz pierwszy. Jeden z posłów SLD twierdził, że sejmowi informatycy zaproponowali mu zgranie wszystkich informacji z backupu po tym, jak zgubił swój tablet. Wskazywałoby to na to, że dane posłów są zdalnie, na bieżąco archiwizowane. A kto ma do nich dostęp i nimi zarządza? Czy backupowane były również dane z modułu GPS? To i wiele innych pytań jeszcze długo pozostanie bez odpowiedzi. Ważniejszą kwestią jest jednak to, czy naszym posłom rzeczywiście aż tak potrzebne są NOWE tablety – i to te najdroższe na rynku?