Początek września w wykonaniu większości dziennikarzy technologicznych wygląda bardzo podobnie. Czas przekopać się przez tony sprzętu czekającego na przetestowanie, odgarnąć zasypaną prasówkami ścieżkę do drzwi, którą przez większość czasu spaceruje jedynie dostawca pizzy i wyjść na światło dzienne, kierując swoje kroki na najbliższe lotnisko, skąd można polecieć do Berlina. Brace yourselves, IFA is coming.
Oczywiście, taki stan rzeczy przekłada się bezpośrednio na to, co czytają nasi czytelnicy. Tych kilkanaście dni można podzielić na trzy etapy: zapowiedzi przed IFA, IFA oraz wnioski po IFA. I tak do powrotu szarej rzeczywistości, czyli mniej więcej połowy września. Tegoroczne targi były dla mnie pierwszą okazją, by dołączyć się do tego kolorowego tłumu oczekującego na samolot do stolicy Niemiec, toczącego gwarne rozmowy w języku polsko-angielsko-technicznym. Wszystko świeże, wszystko nowe. Niestety, pora lądować, zameldować się w hotelu i wziąć się za robotę. A wrażenia z niej opisać poniżej.
8K w 5G, czyli monotonnie do bólu
Dwa skróty użyte w tytule tego rozdziału podczas tegorocznych targów przewijały się najczęściej. Na każdym większym stoisku dostępne były materiały zawierające coś w tej tematyce. Jak nie 8K to 5G, jak nie 5G to 8K, a najczęściej jedno i drugie. Na pierwszych dwóch stoiskach było to ciekawe, ale na każdym kolejnym, po prostu nudne. Każdy większy producent starał się przekonać odwiedzających o swoim zaawansowaniu w pracach nad łącznością 5G i obrazem w rozdzielczości 8K. Z jednej strony, nie ma się czemu dziwić, wszak to obecnie najgorętsze tematy. Z drugiej odwiedzający czekali na soczyste konkrety, wielkie premiery, elementy zaskoczenia, a tych po prostu zabrakło. Było za to true 8K experience i be ready for 5G. I tak w kółko.
Różowy nowym kolorem gamingu?
Stoiska producentów sprzętu dla graczy, w szczególności Razera, zdominowane zostały przez szereg sprzętu wykorzystującego podświetlenie LED RGB, oczywiście w maksymalnych możliwych specyfikacjach. Jednak moją uwagę przykuło coś innego. Wszyscy znaczący producenci kojarzeni z gamingiem zaprezentowali sprzęty w kolorze… różowym. I było tego naprawdę dużo. Jako że targi służą między innymi temu, by mieć możliwość zapytać u źródła, poprosiłem sympatycznego pana ze stoiska Razera o wyjaśnienie, skąd tu tyle różu. Odpowiedź była prosta i konkretna. W niektórych krajach spośród ogółu grających już ponad 50% to gracze płci żeńskiej, dlatego po wielu latach dominacji ciężkiej estetyki opartej o czerń i agresywne wstawki w jaskrawych kolorach, przyszła pora na zmianę dekoracji.
Czy to oznacza, że za kilka lat to mężczyźni będą musieli pogodzić się z koniecznością grania na sprzęcie w kolorze księżniczkowego różu? Zapewne nie, niemniej większość męskich fanów elektronicznej rozrywki podchodzi do zmian z humorem, czego dowodem była prawdziwa atrakcja targów, czyli słuchawki Razera koloru różowego z pałąkiem uwieńczonym uszkami. Większość zwiedzających stoisko nie oparła się pokusie zrobienia selfie w takim nakryciu głowy. Ja również sobie nie darowałem :).
Biurko przyszłości? Podziękuję!
Swoją wizję biura przyszłości zaprezentował Microsoft. Na pierwszy rzut oka wydaje się być spełnieniem marzeń korporacji, choć niekoniecznie ich pracowników. Wąski blat, przy którym znalazło się miejsce dla czterech stanowisk wyposażonych w laptopy lub komputery all-in-one przywodzi na myśl coraz modniejsze kuchenne wysepki. Krzesła, na których mieliby pracować pracownicy, są wysokie i wykonane w całości z plastiku. Rozumiem, że tej koncepcji przyświecała chęć zadbania o zdrowie pracowników, wszak od dawna wiadomo, że długotrwałe siedzenie negatywnie wpływa na stawy i kręgosłup. Wiadomo też, że długotrwałe stanie w jednym miejscu może przyczyniać się do rozwoju żylaków. Czy zatem rozwiązaniem są wąskie i z definicji niewygodne krzesła? Być może. Z drugiej strony nie chce mi się wierzyć w do końca szczere intencje producenta. Jest bowiem jeszcze czynnik ekonomiczny, czyli ograniczenie wymaganej przestrzeni roboczej. Tej coraz bardziej brakuje i staje się coraz droższa, dlatego im mniej miejsca zabiera dany pracownik, tym taniej. To właśnie z tego powodu klasyczne biura zastąpiono przestrzenią open space. Stanowisko Microsoftu dla czterech pracowników zajmowało mniej więcej tyle powierzchni, ile standardowe biurko dla jednej osoby. Osobiście nie chciałbym pracować w takim biurze. Uważam, że znacznie lepszym narzędziem do ograniczenia przestrzeni biurowej jest praca zdalna na wszystkich stanowiskach, na których jest to możliwe.
Nie samymi suchymi prezentacjami żyje dziennikarz
O tym pamiętało tylko kilku wystawców. Ci, którzy zdecydowali się wyjść poza schemat i zaproponować nieco ciekawsze formy prezentacji swoich towarów, sporo zyskali w moich oczach. Dla przykładu firma Otterbox ustawiła na swoim stoisku znaną z polskich kurortów nadmorskich maszynę do wyciągania pluszowych zabawek, tyle, że zamiast zabawek były w niej etui do iPhone’ów. Każdy chętny miał trzy próby na wyciągnięcie wypatrzonego akcesorium. Jeżeli przyniosły sukces – mógł je sobie zabrać.
O odwiedzających zabrała również Yamaha, rozstawiając pełen asortyment elektronicznych instrumentów muzycznych, gotowych do samodzielnego przetestowania. Było niemalże wszystko, od perkusji, przez słynne keyboardy i pianina cyfrowe po skrzypce (swoją drogą byłem świadkiem, jak ktoś mniej obeznany z muzyką usiłował na nich grać jak na gitarze mimo, że obok leżał przygotowany smyczek). Wchodząc tam lepiej było włączyć budzik w telefonie, można stracić zdecydowanie zbyt dużo czasu próbując perfekcyjnie odegrać swoją ulubioną melodyjkę.
Z kolei znana z produkcji bardzo cenionych głośników kina domowego firma DALI zaprezentowała swoje pierwsze słuchawki Bluetooth z aktywną redukcją szumów w sposób, w który powinien robić to każdy producent. Rozstawiono bardzo wygodne fotele wyposażone w słuchawki i tablet z zainstalowanym Tidalem. Wystarczyło rozsiąść się wygodnie, założyć słuchawki i włączyć ulubiony utwór. Niedrogo, a bardzo skutecznie!
Pewne sprzęty najlepiej przetestować po swojemu
Targi to nie tylko wypełnione po brzegi hale, ale także wszystko to, co wokół nich i między nimi. W jednym z przejść, niczym food trucki, rozstawiło swoje stoiska kilku wystawców. Niektóre okazały się bardzo ciekawe. Przede wszystkim mam tu na myśli stanowisko Adidasa, gdzie każdy chętny mógł przetestować ich najnowsze słuchawki bezprzewodowe wykonując swoją ulubioną aktywność fizyczną, jednak prawdziwą atrakcją była… przyczepa, w której rozstawiła się Sigma.
Ten szanowany, japoński producent obiektywów po prostu przywiózł wszystkie szkła, jakie obecnie ma w ofercie i udostępniał je do przetestowania wszystkim wyposażonym w odpowiedni aparat. Jako, że Sigma ma w ofercie kilka obiektywów pasujących do mojego aparatu, skorzystałem z możliwości przetestowania. Co prawda to tylko kilkadziesiąt minut, jednak na terenie targów miejsc testowych nie brakuje. Wystarczyło podejść, na przykład, na stoisko Sony, gdzie firma przygotowała gotowe scenki, w tym z udziałem modelki.
Byli nasi? Byli!
Podczas obecności na targach jednym z moich celów było sprawdzenie, co ze sobą przywieźli i jak prezentują się polscy producenci. Krótko mówiąc, nie byłem rozczarowany.
Najbardziej dobitnie swój udział zaznaczyła firma Amica, która wykorzystała targi do przekazania decyzji o nabyciu praw do posługiwania się marką Fagor, bardzo popularną w Hiszpanii. Oznacza to dalszą ekspansję polskiego producenta sprzętu AGD na rynki zagraniczne, z czego można się tylko cieszyć. Przy okazji Amica zaprezentowała swoją koncepcję kuchni jutra, w której co prawda zabrakło wielkich ekranów OLED, jest za to łączność WiFi i obsługa intuicyjnymi gestami. Jako przykład podano tutaj płytę indukcyjną i komplementarny z nią okap. Dzięki obsłudze prostymi gestami płyta nie będzie się palcować, a sam użytkownik nie narazi się na oparzenie. To i inne praktyczne rozwiązania Amica szerzej opisał Paweł, dlatego zapraszam do lektury jego artykułu.
Popularne były również stanowiska krajowych producentów akcesoriów do smartfonów. TelForceOne pokazał spory kawałek oferty sprzedawanej pod markami FOREVER, myPhone czy HAMMER. My Screen Protector pokazał obecne i przyszłościowe rozwiązania w dziedzinie ochrony wyświetlacza, udostępnił również wiertarkę i młotek do osobistego sprawdzenia trwałości produktów.
Osobny akapit chciałbym poświęcić firmie 3mk, która do Berlina przyjechała propagować swoje najnowsze rozwiązania, powstałe z myślą przede wszystkim o dystrybutorach akcesoriów. Pierwsze z nich wyglądało znajomo – ploter połączony ze smartfonem, wycinający folie ochronne pod wymiar danego urządzenia. Owszem, takie urządzenia stoją już w większości elektromarketów w Polsce, jednak rozwiązanie 3mk ma mieć dwa kluczowe atuty względem konkurencji: cenę i jakość. Bez wahania pozwoliłem na zabezpieczenie nową folią obu stron mojego smartfona, prowadząc przy okazji bardzo interesującą rozmowę o planach firmy.
Drugim prezentowanym konceptem był bowiem pomysł na urządzenie pozwalające na drukowanie na silikonowych etui w niespotykanej do tej pory jakości. To rozwiązanie stanowi sporą korzyść dla klienta: może zdecydować się na jeden z proponowanych wzorów bądź poprosić o wydrukowanie własnego, ale przede wszystkim dla punktów dystrybucji. Wystarczy bowiem zamówić u producenta przezroczyste etui oraz gotowe nadruki, zamiast kupować osobno produkty dla każdego jednego smartfona we wszystkich wariantach kolorystycznych. W praktyce oznacza to redukcję angażowanych w wyposażenie sklepu kosztów oraz znaczną oszczędność przestrzeni wystawowej i magazynowej.
Przedstawiciele 3mk przyjechali na IFA 2019 w poszukiwaniu inwestora, który umożliwi realizację zakładanych planów. Ze swojej strony, Panowie, mocno trzymam kciuki za powodzenie misji i, jak to mówicie… Trzymka!
I właśnie na przykładzie polskiej firmy widać prawdziwy sens tej imprezy. Prezentację produktową można przecież przeprowadzić w internecie, a dziennikarzom rozesłać sample testowe. Tutaj chodzi o możliwość pozyskania partnerów do ekspansji na kolejne rynki czy poszukiwanie inwestorów strategicznych. To, co w targach najważniejsze, nie dzieje się na częstokroć olbrzymich stanowiskach uznanych marek, tylko w kuluarach, gdzie trwają poważne rozmowy biznesowe.
Warte coś te całe kramy?
Takie pytanie zadał mi jeden z kolegów, z którym rozmawiałem podczas targów. Odpowiedź jest oczywista: to zależy dla kogo. Dla przeciętnego odwiedzającego, niekoniecznie. Większość asortymentu dostępna jest w krajowych sklepach, a zaprezentowanych nowości nie było na tyle, żeby specjalnie kupować bilet wstępu na targi i jechać do Berlina. Z kwestii mediów czy technologicznych geeków wygląda to zupełnie inaczej. Owszem, sporo, jak nie większość ekspozycji jest po prostu nudna, a przechodzenie przez kolejne hale to żmudne zajęcie. Niemniej, jest wiele perełek, które potrafią przyciągnąć oko. To dla nich warto przyjeżdżać do Berlina co roku i przemierzać te same alejki. Zawsze można trafić na coś fajnego, na przykład… holograficzne butelki wódki:
Jednak dla wszystkich wymienionych IFA to tylko dodatek. IFA ma prawdziwe znaczenie dla wystawców i inwestorów, ponieważ rzadko gdzie po halach przechadza się tak wiele osób, tak wielu przedstawicieli zamożniejszych przedsiębiorstw, które mogą pomóc w rozwinięciu biznesu. I tak, dla nich te całe kramy są coś warte.
Ja byłem na tak dużej imprezie pierwszy raz. Od tej pory udział w targach nie będzie już dla mnie spełnieniem jednego z marzeń – to właśnie się ziściło. Będzie obowiązkiem, bardzo przyjemnym obowiązkiem.
Aha… był jeszcze Samsung Galaxy Fold. I godzinna kolejka do potrzymania go przez minutę. W tej sytuacji wrzucę zdjęcie odkurzacza, któremu Samsung poświęcił równie dużo przestrzeni. Też jest fajny :).
Smacznego obiadu!
A na deser… BMW i8.