Test czy może jednak eksperyment… Sama nie do końca wiem, jak powinnam nazwać ten materiał. Wiem jedno: przejechałam z mapami Petal 500 kilometrów i mam tonę wniosków na temat tej nawigacji. Tak, tonę!
Mapy Petal / Petal Maps – co to takiego?
Zanim przejdziemy do sedna należy Wam się kilka słów wprowadzenia. Jeśli dobrze rozumiem, baza map pochodzi z OpenStreetMap (podobnie jest w przypadku MAPS.ME). Jednocześnie Mapy Petal bazują na rozwiązaniach TomToma, a spośród nich trzeba wymienić nawigację, informacje o natężeniu ruchu i wyszukiwarkę. Nie wszystko jednak jeszcze jest dostępne w aplikacji, o czym będziecie mogli przeczytać w dalszej części tekstu.
Mapy Petal (na świecie znane jako Petal Maps) znajdują się aktualnie w fazie beta, a tak przynajmniej można wnioskować z opisu aplikacji w AppGallery. Gdy ją pobierałam, widniała przy niej adnotacja, że została pobrana ponad 7 tysięcy razy. Gdy dwa dni później piszę dla Was ten tekst, liczba ta wzrosła do 33 tysięcy (a teraz, gdy publikuję, do 40 tysięcy).
Wyraźnie widać, że ludzie się zainteresowani tematem godnej alternatywy dla Google Maps na smartfonach Huawei bez GMS i chcą sprawdzić na własnej skórze czy Mapy Petal faktycznie zasługują na to miano.
Ja też chciałam, a że akurat trafiła się świetna ku temu okazja (musiałam w ciągu jednego dnia jechać z Warszawy do Torunia i z powrotem), to stwierdziłam, że w sumie dlaczego nie!
Test przeprowadziłam na Huawei P Smart 2021, którego recenzję na łamach Tabletowo będziecie mogli przeczytać niebawem. Jego GPS działa sprawnie, co zweryfikowałam wcześniej jeżdżąc trochę z Mapami Google. To dość istotne z punktu widzenia tego, o czym przeczytacie w dalszej części tekstu.
Odpaliłam Mapy Petal i Google Maps – te drugie w zminimalizowanej wersji, w okienku z prawej strony ekranu (od razu info: Petal takiej opcji nie ma). To tak, żeby mieć podgląd w celu weryfikacji czy to, co Petal twierdzi, jest zgodne z rzeczywistością. Jak czas pokazał – słusznie uczyniłam. Ale zacznijmy od początku.
Odnajdywanie adresów / miejsc docelowych
Mój pierwszy kontakt z Mapami Petal to spore rozczarowanie. Chcąc wyszukać “Toruń” pokazało mi… Meksyk. W dodatku nie miasto o takiej nazwie, a o dość podobnej – Torunos. Co ciekawe, Warszawę, Kielce, Bydgoszcz czy Gdańsk znalazło od razu bezproblemowo. Starachowice stanowiły dla wyszukiwarki zbyt duże wyzwanie (pokazały powiat, nie miasto), Kutno to Kutnoor w Indiach, a Staszów to, nie wiedzieć czemu, Jasień (znajdujący się, co ciekawe, nieopodal Staszowa).
Chęć wyszukania ul. Bukowej 8 w Kielcach zakończyła się wyrzuceniem pięciu różnych adresów, z czego żaden nie był w podanym mieście. Niezależnie od wpisanego hasła (Bukowa 8, Kielce vs Kielce, Bukowa 8) wyniki przenosiły mnie do mapki Kielc (owszem), ale z zaznaczonymi wyszukanymi, dość przypadkowymi, firmami działającymi w moim rodzinnym mieście.
Sytuację ratuje wpisanie samej ulicy w wybranym mieście – Bukowa w Kielcach wyszukiwana jest bezbłędnie. Szkoda tylko, że znalezienie konkretnego numeru budynku jest zupełnie niemożliwe. Na szczęście na mapie jest zaznaczone przedszkole, które można wskazać jako punkt docelowy – ufff, udało się!
Wyznaczanie trasy
Tylko co z tego, skoro Mapy Petal pokazują mi, że do tegoż przedszkola będę jechać… 4 godziny 10 minut (175 km), podczas gdy Google Maps – 2 godziny i jedną minutę (174 km). Dla porównania TomTom podaje jeszcze inną trasę o dłuższym czasie dojazdu – 2 godziny 38 minut (203 km). Przejechałam tę trasę setki razy i wiem, że 2 godziny to zdecydowanie wystarczający czas.
No i tak to właśnie jest… Z moim przykładem Warszawa – Toruń było dokładnie tak samo.
Mapy Petal wyznaczyły trasę o długości 262 km, trwającą 3 godziny 52 minuty, a Mapy Google – 261 km, rozłożone na 2 godziny 18 minut (w przeciwną stronę, wieczorem tego samego dnia, było, odpowiednio: 4 godziny 19 minut teoretycznie krótszą trasą 219 km oraz 2 godziny 28 minut i 243 km).
Już samo to, że Mapy Petal wyznaczają na pierwszy rzut oka taką samą albo bardzo zbliżoną trasę do tej, którą pokazują Mapy Google, sugeruje, że tym pierwszym brakuje nałożonych na poszczególne odcinki informacji o dopuszczalnej prędkości maksymalnej. I nie miałabym z tym większych problemów, gdyby nie fakt, że zawsze lepiej wiedzieć ile faktycznie zajmie podróż i o której godzinie dojedziemy do celu. To dość istotna wada, która jednak jest dość łatwa do naprawienia.
Gorzej jest jednak z samym działaniem map podczas nawigowania. Trasa z Warszawy do Torunia jest dość prosta – właściwie większość to autostrady, A2/A1.
Powiecie pewnie, że Mapy Petal nie miały pola, by się wykazać. Też tak myślałam. Okazało się jednak, że było zgoła inaczej.
Nawigacja lubi jak auto stoi – albo jej się tylko tak wydaje
Początkowo nic nie zapowiadało problemów. Wyjazd z osiedla poprawny, później odpowiednio zostałam poprowadzona na wyjazdówkę z Warszawy – wszystko szybko, płynnie, z odpowiednio wcześniej pojawiającymi się komunikatami o kolejnym manewrze. Wyjechałam na A2 i się zaczęło…
Kilometry, zamiast zmniejszać się o 0,1 km po przejechaniu takiego odcinka drogi, stały w miejscu. Potrafiły tak stać kilka kilometrów, a – jak się okazało w drodze powrotnej – nawet i pięćdziesiąt kilometrów. Aplikacja nie była zawieszona, o czym świadczyła zmieniająca się prędkość wyświetlana po lewej stronie ekranu. Auto, według nawigacji, stało w miejscu. Ot, tak, po prostu.
Szkoda tylko, że ten błąd był nagminny. Co jakiś czas, raz częściej, raz rzadziej, nawigacja stwierdzała, że auto się nie rusza, więc nie będzie zmieniać liczby pozostałych kilometrów do zjazdu z autostrady czy skrętu w boczną uliczkę – odnajdowała się raz szybciej, raz później.
Jest to do zniesienia, gdy trasa, którą jedziemy, jest nam znana. Ale – umówmy się – takie błędy są niedopuszczalne w nawigacji, która ma nas prowadzić do celu, którego nie znamy. Wyprowadzenie “w pole” murowane.
Co ciekawe, w mieście mapy radzą sobie dużo lepiej, a wspomniany błąd występuje sporadycznie. Miałam nawet teorię mówiącą o tym, że Mapy Petal, po wykryciu, że wjeżdżamy na autostradę, zamrażają się i odmrażają tuż przed kolejnym ważnym manewrem z naszej strony, ale raz – to by było zupełnie bez sensu – a dwa – “odwieszały się” jednak częściej niż raz na odcinek autostradowy.
Same zjazdy z autostrady czy skręty w boczne uliczki aplikacja podpowiada dość dobrze – zgodnie z wytyczoną wcześniej trasą, choć ze trzy razy w ciągu dnia zdarzyły się odstępstwa od normy (dlatego dobrym pomysłem było odpalenie alternatywnej nawigacji).
Co jeszcze istotnego?
Co z aktualnością map? Ku mojemu zaskoczeniu – nie mam zastrzeżeń. Najlepiej pokazał mi to zjazd z A2 na Ursynowie nieopodal ul. Gruchacza (serio jest taka ulica! ;)), który jeszcze do niedawna pozwalał na zjazd w lewo, a od kilku tygodni ma zawrotkę w prawo – co nie jest widoczne w Google Maps, a jest – jak się okazało – w Mapach Petal. Ale skoro całość opiera się w dużym stopniu na OpenStreetMap, to raczej nie ma się co temu dziwić.
Musicie wiedzieć, że Mapy Petal mają zarówno tryb jasny, jak i tryb ciemny – pomiędzy nimi można się przełączać ręcznie w zależności od upodobań lub zostawić to automatyce. Faktycznie, gdy się zaczęło ściemniać, mapy przełączyły się na ciemną stronę mocy – fajnie.
Lektora po polsku nie uświadczymy (mam nadzieję – póki co). Są za to wszelkie komunikaty w języku polskim wyświetlane na ekranie, typu skręć, trzymaj się prawej strony, etc. Lepsze to niż nic, wiadomo.
Z map możemy korzystać w jednych z dwóch widoków – domyślnym oraz z naniesionym natężeniem ruchu. Nie ma jednak informacji o wypadkach ani o fotoradarach. Nie ma też opcji korzystania z map offline, choć wydaje mi się, że to zdecydowanie zbyt wcześnie, by mówić o takiej opcji.
Mapy Petal testowałam w oparciu o nawigację samochodową. Aktualnie nie ma opcji wyboru trasy transportem publicznym ani rowerem. A przynajmniej nie w wersji, która aktualnie znajduje się w AppGallery.
Słowem podsumowania
Cieszę się – naprawdę bardzo się cieszę, że Huawei nie składa broni i walczy jak lew o swoje być albo nie być. Mapy Petal są przykładem tego, że producentowi niezwykle zależy na tym, by być obecnym na rynku smartfonów nie jako “ten producent smartfonów z Huawei Mobile Services”, a jako jeden z poważnych graczy na rynku – nieistotne, że bez usług Google.
Same Mapy Petal mają przed sobą jeszcze długą drogę do bycia idealnymi. Ba, można nawet powiedzieć, że lata świetlne. Ale jeśli Huawei przeczyta ten tekst i przekaże do swojego działu R&D moje uwagi, jest szansa, że aplikacja szybko zostanie udoskonalona i doprowadzona do porządku ;)
Póki co jednak korzystania z Map Petal polecić nie mogę. Z całą pewnością jednak wrócę do nich za jakiś czas, by sprawdzić, jak się rozwijają. A plany są ambitne, jak choćby sterowanie gestami na najnowszych flagowych smartfonach Huawei. Tylko co po nich, jeśli sama nawigacja będzie zawodzić?
Niemniej – trzymam kciuki.