Nakładka systemowa to jeden z wyróżników. To taki trochę watermark producenta, który ma przekonać nas, że to właśnie jego Android jest lepszy od tego, co oferuje konkurencja. Niestety, ale nakładka systemowa, to broń obusieczna. W zamian za garść ciekawych funkcji, jesteśmy niejako skazani na taką politykę aktualizacji, na jaką stać danego producenta. A gdyby tak to zmienić?
Jak zawsze subiektywny wstęp
Do napisania tego tekstu skłoniły mnie wyniki głosowania na idealny smartfon. Nie ukrywam, że bardzo zdziwiło mnie to, że tak wiele osób byłoby w stanie bez mrugnięcia okiem poświęcić nakładkę systemową i przejść na czystego Androida. Zakładałem, że może 30-40% osób postawi na taki wariant, ale wynik przekraczający 50% to dla mnie spore zaskoczenie.
Nakładka systemowa towarzyszy nam od wielu lat. Jednym tchem można wymienić wiele firm, które z sukcesami modyfikują Androida, wnosząc go przy tym na jeszcze wyższy poziom. Ot, choćby Samsung, Huawei czy Xiaomi, które rozbudowało nakładkę MIUI do astronomicznych wręcz rozmiarów. Co ważne, jesteśmy też na tym etapie rozwoju smartfonów, że oprogramowanie producenta w dużej mierze działa płynnie, wydajnie.
Właśnie w ujęciu tej wydajności trudno było mi zrozumieć tak duże zainteresowanie Androidem One. Do czasu. Precyzując, do czasu, kiedy nie załapałem, że smartfony zgodne z tą certyfikacją mają zagwarantowane aż trzyletnie wsparcie i aktualizacje. No i wreszcie, po drugie, do czasu, aż sam nie liznąłem czyściutkiego Androida Pie, czy to na Xiaomi Mi A2 czy na – skądinąd świetnej – Motoroli One.
A gdyby tak zmienić trochę reguły gry?
Mój główny smartfon ma już niemal dwa lata. Od tego wieku dzieli go w zasadzie paręnaście tygodni. Spodziewam się, że po tym czasie producent skieruje swoją uwagę na modele z 2018 oraz 2019 roku i w pewnym sensie nie będę zbytnio zdziwiony takim obrotem spraw. Jasne, pozostaje pewien niedosyt oraz irytacja, ale gra toczy się według pewnych reguł, na które tak samo ja, jak i Wy, wyraziliśmy zgodę dokonując transakcji.
Chciałbym jednak mieć pewien wybór. W idealnym świecie wybór polegałby według mnie na tym, że po tych dwóch latach, żeby firma jednak miała szansę na zarobek, system pyta mnie, czy godzę się na nowy regulamin świadczenia usług, gdzie ktoś wprost i bez żadnych ogródek pisze mi, że nadal mogę się cieszyć nakładką, że to wszystko będzie świetnie działać, ale aktualizacje będą pojawiały się na przykład w systemie kwartalnym.
Mogę na to przystać i nie będę musiał zmieniać swoich nawyków, ale mogę też się postawić. Koniec, zapłaciłem, więc chcę nadal mieć ex-flagowca z polityką aktualizacji. No, ale wracając do kwestii zarobku producenta, muszę jednak ustąpić. Człowiek mało kiedy ma szanse wygrać z rynkowym potentatem. Ustępstwo polega na tym, że dostaję wielką aktualizację, która wdraża na mój telefon czyściutkiego Androida One i od teraz przechodzę pod skrzydła Wujaszka Google.
Oczywiście, tracę nakładkę na czele z uwielbianymi przeze mnie elementami Always on Display, mogę zapomnieć o dedykowanej aplikacji do gier, SMS-ów czy pogodynce oraz narzędziach związanych z optymalizacją baterii. W zamian dostaję jednak certyfikację Android One ze wszystkimi dobrodziejstwami, jakie to oznacza. A coś mi podpowiada, że dla wielu osób byłaby to naprawdę dobra transakcja.
Wilk syty i owca cała
Rynek – w pewnym uproszczeniu – dzieli się na użytkowników, którzy po prostu chcą mieć fajnego smartfona oraz na miłośników gadżetów. Jeśli obecny stan rzeczy Cię zadowala, to nic nie stoi na przeszkodzie ku temu, aby nadal cieszyć się starszym urządzeniem, bowiem to – w ostatecznym rozrachunku – działa, prawda? Jeśli jednak cyferki mają dla Ciebie znaczenie, a chwilowo nie masz środków na zakup nowiutkiego flagowca, to Android One i dodatkowe, roczne wsparcie, byłoby miłym gestem, który choćby w części rozwiązałby Twoje problemy, prawda?
Wchodzi nam tutaj też kwestia rosnącej popularności czystej wersji systemu, co także potwierdza nasza ankieta. Jeśli tego typu rozwiązanie zgarnia ponad 50% opinii, to – cytując klasyka – wiedz, że coś się dzieje. Być może era nakładek systemowych tak czy owak dobiega już końca? Szczerze mówiąc, byłbym daleki od tego typu wniosków. Wystarczy zerknąć na One UI od Samsunga czy kolejne wersje MIUI, aby pojąć, że wielu producentów nie zamierza rezygnować z tak łatwego do wyeksponowania znaku rozpoznawczego.
Mimo wszystko, jestem bardzo ciekaw tego, czy poszlibyście na taki układ. Dodatkowe, roczne wsparcie od Google w zamian za zgodę na wycięcie w pień tych wszystkich funkcji, które czynią wybrane urządzenia wyjątkowymi. Miałbym pewien dylemat, bo bardzo podoba mi się moja obecna nakładka systemowa, jednak patrząc na galopujące ceny rynkowych nowości, coraz częściej myślę nad alternatywą. I wydaje mi się, że takie rozwiązanie byłoby ruchem w dobrą stronę.
A Wy jak byście postąpili? Zgodzilibyście się na wycięcie nakładki systemowej w pień i pracę na czystym Androidzie czy też może nakładka systemowa jest dla Was tym, co wyróżnia urządzenie i balibyście się ją stracić?
Koniecznie dajcie znać w komentarzach :)
zdjęcie główne z: Pixabay