Od dobrych kilku lat, w związku ze zwalczaniem monopolistycznych praktyk, zostały wprowadzone do systemów operacyjnych mechanizmy mające z tym walczyć. Jednym z takich narzędzi jest odejście od wstępnie wybranej, domyślnej usługi wyszukiwania – tę użytkownicy wybierają podczas pierwszej konfiguracji systemu. Nadal jednak są miejsca w systemach, gdzie preferowane pozostają wybory producenta – w tym domyślna przeglądarka. Właśnie w tej kwestii Mozilla wylewa swoje żale twierdząc, że giganci ograniczają swobodny wybór.
Wolność wyboru istnieje, ale Mozilla zgłasza swoje wątpliwości
Mozilla, która stoi za przeglądarką Firefox, opublikowała raport, który skupia się na tym, jak ludzie korzystają z przeglądarek internetowych. Ten dość obszerny dokument zwraca uwagę na to, jak ważnym narzędziem jest dziś przeglądarka internetowa. To w zasadzie centrum codziennych czynności w cyfrowym świecie – zarówno tych prywatnych, jak i zawodowych.
Mozilla zwraca też uwagę na jedną dość istotną rzecz. Według autorów raportu, systemy operacyjne ograniczają wybór najodpowiedniejszej dla użytkownika przeglądarki. Z dokumentu wynika, że giganci technologiczni stosują różne metody, aby utrudnić lub wręcz uniemożliwić zmianę przeglądarek internetowych.
Obecnie najpopularniejszymi programami są Chrome, Safari i Edge – za wszystkimi trzema stoją producenci systemów operacyjnych. Firefox nie jest co prawda daleko w tyle, ale różnica jest dość zauważalna. Mozilla twierdzi, że siłą najpopularniejszych przeglądarek wcale nie jest ich użyteczność, wygoda czy bezpieczeństwo, a po prostu ich firmy macierzyste, a więc Google, Apple i Microsoft.
Czy to źle? Są powody by tak sądzić
To wszystko brzmi jak wylewanie żali na ciągłe spadające zainteresowanie Firefoxem. Tym razem Mozilla pokusiła się jednak o nieco więcej analizy. Według firmy, taki stan rzeczy i sztuczne ograniczanie wyboru nie tylko obniża jakość i doświadczenia, ale może również zwiększać ryzyko związane z bezpieczeństwem.
Aby nie być gołosłownym Mozilla przedstawiła pięć przykładów potencjalnej „szkody konsumenckiej”.
Ograniczony lub frustrujący wybór: dostawca systemu operacyjnego, utrudniający lub uniemożliwiający konsumentowi zmianę przeglądarki, ostatecznie odbiera mu możliwość samodzielnego wyboru. Utrudnia również istnienie konkurentom i zniechęca nowe produkty do wejścia na rynek i zapewnienia większego wyboru.
Niższa jakość: wszędzie tam, gdzie cena dla konsumentów wynosi zero (jak w przypadku przeglądarek), można oczekiwać, że dostawcy będą konkurować jakością. Jednak bez skutecznej konkurencji ze strony niezależnych przeglądarek konsumenci mogą otrzymać produkty o niższej jakości.
Niższa innowacyjność: z jakością łączy się innowacyjność. Konsumenci tracą możliwości rozwoju (na przykład ulepszonych opcji i funkcjonalności). Zmniejszonemu prawdopodobieństwu przełomowych innowacji może towarzyszyć ograniczony wybór dla konsumentów.
Obniżona prywatność: konsumenci mogą zostać z produktem, który poddaje ich obowiązkowemu udostępnianiu danych, niewłaściwemu wykorzystaniu danych lub innym naruszeniom prywatności. Wyniki te mogą świadczyć o niskiej jakości spowodowanej nieefektywną konkurencją.
Nieuczciwe umowy: bez właściwego wyboru konsumenci mogą być zmuszeni do zawierania umów, które mogą mieć charakter wyzysku lub być nieuczciwe.
Zamiast wylewać żale, lepiej by było zająć się swoim produktem
Nie sposób się nie zgodzić z tym, co próbuje przekazać nam Mozilla. Nikt jednak nie powinien mieć wątpliwości, że firma ta niekoniecznie ma na pierwszym miejscu interes użytkowników, a tak naprawdę szuka kolejnego sposobu na zahamowanie ciągle spadającego zainteresowania Firefoxem.
Na przestrzeni ostatnich lat mieliśmy wielokrotnie do czynienia z takimi twierdzeniami i oskarżeniami. Microsoft ze swoim Windowsem, Apple ze swoim iOS i macOS oraz Google ze swoim Androidem i ChromeOS były wcześniej oskarżane o ograniczanie swobód użytkowników, w tym pośrednie ograniczanie ich wyboru przeglądarek internetowych. Firmy te stawały niejednokrotnie w obliczu procesów sądowych o to, co uważa się za sprytne ograniczanie swobód i wpływanie na ich wybór.
Niestety, przekaz Mozilli do mnie kompletnie nie trafia. W tej chwili każdy z systemów pozwala na swobodne instalowanie przeglądarki i o tym, na jaką się zdecydujemy, mamy wpływ wyłącznie my sami. Trudno bowiem oczekiwać, że domyślnym rozwiązaniem nie będzie preinstalowana przeglądarka producenta systemu.
Może zamiast szukać takich punktów zaczepnych, Mozilla powinna się skupić na rozwoju swojego produktu? Gdyby Firefox był na tyle atrakcyjną przeglądarką, to użytkownicy sami by po nią sięgali częściej niż po inne rozwiązania.