Recenzja Motorola Edge 50 Fusion. W tej cenie godna uwagi

Tegoroczna seria Motorola Edge 50 składa się z trzech modeli. Pośredni Edge 50 Pro przeszedł już przez moje ręce. Teraz przyszła kolej na najtańszego przedstawiciela linii. Motorola Edge 50 Fusion to urządzenie wycenione na poniżej 2000 złotych, zatem dla wielu może stanowić jeden z potencjalnych wyborów w tym segmencie. Co oferuje w tej cenie i czy faktycznie warto się na niego skusić?

Specyfikacja techniczna Motorola Edge 50 Fusion:

  • zakrzywiony wyświetlacz pOLED o przekątnej 6,7 cala, rozdzielczości 2400 x 1080 pikseli (Full HD+), z częstotliwością odświeżania 144 Hz, próbkowaniem dotyku 360 Hz i jasnością szczytową do 1600 nitów, Corning Gorilla Glass 5,
  • ośmiordzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon 7s Gen 2 z GPU Adreno 710,
  • 12 GB RAM LPDDR4X,
  • 512 GB pamięci wewnętrznej UFS 2.2,
  • system Android 14,
  • aparat główny 50 Mpix (f/1.9, Ultra Pixel, OIS) + ultraszerokokątny 13 Mpix (f/2.2, 120°, AF + Macro Vision),
  • aparat do selfie 32 Mpix (f/2.45, Quad Pixel),
  • WiFi 5 (802.11a/b/g/n/ac), 2.4 & 5 GHz,
  • 5G (sub-6 GHz), LTE-A, 3G, 2G, VoLTE + VoWiFi,
  • eSIM,
  • dualSIM (nanoSIM + eSIM),
  • Bluetooth 5.2 z kodekami SBC, AAC, LDAC, LHDC, aptX Adaptive,
  • GPS, A-GPS, Glonass, Galileo, Beidou, QZSS,
  • NFC i Google Pay,
  • głośniki stereo z Dolby Atmos,
  • optyczny czytnik linii papilarnych,
  • USB-C 2.0,
  • akumulator o pojemności 5000 mAh, ładowanie przewodowe TurboPower 68 W,
  • wymiary: 161,9 x 73,1 x 7,9 mm,
  • waga: 175 g,
  • IP68.

Cena Motoroli Edge 50 Fusion w momencie publikacji recenzji wynosi 1899 złotych za wariant 12/512 GB, będący jedynym dostępnym na rynku. Do wyboru są trzy wersje kolorystyczne: granatowa (Forest Blue), błękitna (Marshmallow Blue) i różowa (Hot Pink).

Motorola Edge 50 Fusion dostępna jest między innymi w sieciach sklepów RTV Euro AGD, Media Expert, Media Markt, x-kom oraz Komputronik (to linki afiliacyjne, korzystając z nich wspieracie naszą działalność – dziękujemy!).

Motorola Edge 50 Fusion

W pudełku jest wszystko, czego potrzeba

Motorola, w przeciwieństwie do coraz liczniejszej grupy producentów, przyzwyczaiła swoich klientów, że w opakowaniu – poza smartfonem – znajdą nie tylko sam przewód do ładowania, ale też coś więcej.

Wraz z Motorolą Edge 50 Fusion, w pudełku znalazł się przewód obustronnie zakończony złączem USB-C, ładowarka TurboPower o mocy 68 W (w modelu Pro ma ona 125 W), a także etui wykonane ze sztywnego, półprzezroczystego tworzywa sztucznego w kolorze dopasowanym do telefonu.

W efekcie, mamy tu więc wszystko, czego możemy potrzebować na start i tym samym, Motorola zawstydza inne marki, które pozbawiają ładowarek zestawy sprzedażowe znacznie droższych urządzeń.

Łatwo też zauważyć, że zawartość zestawu jest bardzo podobna, jak w przypadku testowanej niedawno Motoroli Edge 50 Pro – różnią się jedynie moce ładowarek.

Wzornictwo i konstrukcja

Motorola Edge 50 Fusion na pierwszy rzut oka wygląda niemal identycznie jak jej rodzeństwo, czyli modele Edge 50 Pro i Edge 50 Ultra, choć oczywiście pewne różnice da się dostrzec.

Punktem wspólnym dla każdego z trzech smartfonów z linii Edge 50 – tak też i dla bohatera tego testu – jest zakrzywiony wyświetlacz, a przy tym też cała konstrukcja ma dość opływowe kształty. Ekran pokrywa szkło Gorilla Glass 5, które przez dwa tygodnie testów nie zebrało widocznych rys, zaś ramki są względnie smukłe i symetryczne. Na górnej krawędzi znalazł otwór z aparatem do selfie.

Jeśli zaś chodzi o plecki, tutaj wszystko zależne jest od tego, który wariant kolorystyczny wybierzemy. Granatowy to poniekąd najnudniejszy, bo wykonany po prostu z tworzywa sztucznego (plastiku), w przypadku różowego mamy wegański zamsz, zaś testowana przeze mnie błękitna odmiana ma tylny panel ze skóry ekologicznej.

I muszę przyznać otwarcie, że ta wegańska skóra w codziennym użytkowaniu spisuje się naprawdę bardzo dobrze. Na tyle dobrze, że Motorola Edge 50 Fusion jest jednym z takich smartfonów, których chyba nie ma po co wkładać w etui. Tworzywo to jest delikatnie miękkie, jego faktura dobrze oddaje w dotyku strukturę skóry i, co równie ważne (a może i najważniejsze), pewnie leży w dłoni i w ogóle się z niej nie wyślizguje.

Nie ma tutaj też przesadnych problemów z brudzeniem się, choć z racji tej faktury, materiał ten potrafi trochę zbierać kurz i paprochy z kieszeni spodni. Trudno mi wyrokować, jak materiał ten będzie spisywał się po dłuższym czasie, ale muszę odnotować, że w moim egzemplarzu złapałem jedno zadrapanie w okolicy wyspy z aparatami.

A skoro już o niej mowa, szybko dodam, że jest ona delikatnie uwypuklona, ale opływowo łączy się z całymi pleckami. Znalazły się na niej dwa obiektywy oraz dioda doświetlająca. Na środku nie mogło zabraknąć oczywiście błyszczącego logo Motorola. W efekcie, całość wygląda naprawdę schludnie i – zwłaszcza w tej niebieskiej wersji – może się podobać.

Rama została wykonana z matowego aluminium w kolorze dopasowanym do plecków, zatem w moim przypadku jest ona srebrno-niebieska, przez co wygląda naprawdę ładnie. Na górnej krawędzi naniesiono logo Dolby Atmos, a na dolnej, klasycznie, znajdziemy slot na kartę nanoSIM, port USB-C oraz jeden z głośników. Lewa jest pusta, natomiast na prawej ulokowano smukłe przyciski regulacji głośności i zasilania.

Motorola Edge 50 Fusion może się pochwalić certyfikatem IP68, co oznacza, że nie boi się pyłów oraz zanurzeń w wodzie na głębokość do 1,5 metra na 30 minut.

Wyświetlacz

Gdy patrzymy na front Motoroli Edge 50 Fusion, widzimy na nim ekran wykonany w technologii pOLED o przekątnej 6,7 cala i rozdzielczości Full HD+, a więc wynoszącej dokładnie 2400 x 1080 pikseli.

Częstotliwość odświeżania to nie 120 Hz jak zazwyczaj, a 144 Hz, z kolei w kwestii jasności możemy liczyć tu na maksymalnie 1600 nitów szczytowo. Motorola chwali się też 360 Hz próbkowaniem dotyku i 10-bitową gamą kolorów z obsługą HDR i Dolby Vision.

Tak jak na papierze, tak i w praktyce mamy do czynienia z bardzo solidnym wyświetlaczem, który może i nie dorównuje droższym smartfonom (chociażby jasnością), ale w swojej półce cenowej zdecydowanie nie ma się czego wstydzić, a wręcz przeciwnie.

Wyświetlana kolorystyka jest dobrze nasycona, a czernie – jak na OLED przystało – głębokie, zaś kąty widzenia nie dają większych powodów do narzekania, choć delikatne przygaszenie pod większymi kątami da się dostrzec.

Jasność minimalna stoi na bardzo dobrym poziomie, a maksymalna z reguły spisuje się bez zarzutów, także w słońcu, ale nie pogniewałbym się, gdyby była jeszcze wyższa.

Do wyboru są trzy tryby wyświetlania barw – naturalne, promienne i żywe. Nie zabrakło także możliwości dostosowania temperatury kolorów przy pomocy standardowego koła z suwakiem i czterech predefiniowanych opcji. Częstotliwość odświeżania możemy ustawić na automatyczną (domyślną) lub ręcznie wybierać między 60 Hz, 120 Hz i 144 Hz.

Podobnie, jak w innych smartfonach Motoroli (poza Razr 50 Ultra!), tak też i tutaj zabrakło pełnoprawnego Always On Display. Zamiast niego, jest autorskie rozwiązanie producenta, które wyświetla datę, czas i powiadomienia tylko przez chwilę po stuknięciu w wyświetlacz lub poruszeniu smartfonem. Szkoda.

Wydajność i kultura pracy Motoroli Edge 50 Fusion

Sercem Motoroli Edge 50 Fusion jest układ Snapdragon 7s Gen 2. I tutaj warto od razu zaznaczyć, że mimo iż pozornie mogłoby się wydawać inaczej, procesory z dopiskiem „s” są niżej pozycjonowane w hierarchii Qualcomma od tych bez niego. Oprócz tego mamy 12 GB RAM LPDDR4X i 512 GB pamięci wewnętrznej UFS 2.2, zatem możemy mówić o pokaźnej ilości miejsca na dane.

I, o ile w przypadku droższego modelu Edge 50 Pro mocno czepiałem się zastosowania takich typów pamięci operacyjnej i dysku (również są to LPDDR4X i UFS 2.2), tak w przypadku o ponad tysiąc złotych tańszej Edge 50 Fusion taki stan rzeczy da się zaakceptować znacznie łatwiej. Choć, mimo wszystko, chętnie zobaczyłbym tu UFS 3.1. No dobrze, ale jak to wszystko się zgrywa?

Naprawdę dobrze, choć oczywiście nieidealnie, ale po smartfonie za mniej niż 2000 złotych raczej nie oczekujemy ideału, a po prostu dobrej płynności działania na co dzień – i właśnie to otrzymujemy.

Całościowo, podczas normalnego użytkowania, Motorola Edge 50 Fusion nie daje większych powodów do narzekania. Aplikacje uruchamiają się w dobrym tempie i nie zacinają się na każdym kroku, a interfejs systemu jest bardzo dobrze zoptymalizowany, pozostaje płynny i responsywny, tylko czasami pojawiają się przycięcia animacji czy spowolnienia.

Miejscem, gdzie najczęściej możemy dostrzec chrupnięcia i pewne lagi, jest aplikacja aparatu. Tu przycinki da się dostrzec podczas przełączania między obiektywami czy samego wychodzenia z aplikacji. Nie jest to coś, co szalenie utrudnia użytkowanie telefonu, ale odnotowuję, że mają miejsce takowe sytuacje.

Dobrze oceniam optymalizację pamięci RAM, bowiem rzeczywiście, raz uruchomiona aplikacja potrafi pozostać w tle przez parę godzin dokładnie w tym miejscu, w którym została pozostawiona.

Jeśli zaś chodzi o temperatury pracy, to raczej bez zaskoczenia, z racji, że nie mamy tu do czynienia z demonem, to i nie ma się tutaj przesadnie co nagrzewać. Dodatkowo, mam wrażenie, że plecki ze skóry ekologicznej lepiej radzą sobie z ciepłem, w efekcie czego podczas użytkowania praktycznie w ogóle nie odczuwa się tutaj większych wzrostów temperatury. Motorola Edge 50 Fusion robi się co najwyżej lekko ciepła.

System i oprogramowanie

Na pokładzie nie mogło zabraknąć Androida 14 z autorskim interfejsem Motoroli. Wielokrotnie wspominałem już, że naprawdę cenię sobie system w smartfonach Motoroli, bowiem łączy on w sobie wygląda niemal czystego Androida, cechuje się z reguły świetną optymalizacją zarządzania energią i wciąż oferuje sporo funkcji dodatkowych.

Poza funkcjami personalizacji wyglądu interfejsu – od zmiany czcionek i kolorów wiodących w systemie, po kształt ikon i wygląd ekranu blokady – znalazło się tu również podświetlenie krawędzi wyświetlacza w momencie pojawienia się powiadomienia.

Mamy także znane z innych smartfonów producenta, lubiane przez użytkowników Gesty Moto, które pozwalają na szybkie uruchomienie np. latarki, aparatu, zrobienie zrzutu ekranu przy pomocy gestów w postaci potrząśnięć telefonem, obrócenia nim, stuknięć w plecki itd.

W tym wszystkim zastanawia mnie tylko jedna kwestia – na ile skrupulatnie producent zamierza podchodzić do tematu aktualizacji systemu w tym modelu. W chwili pisania tej recenzji, Motorola Edge 50 Fusion ma poprawki zabezpieczeń Androida datowane na… 1 marca 2024, zatem bagatela sprzed czterech miesięcy. Trochę średnio to wygląda i tym samym budzi dość uzasadnione obawy.

Głośniki i haptyka

Motorola Edge 50 Fusion została wyposażona w głośniki stereo z sygnowaniem Dolby Atmos, o czym świadczy zresztą oznaczenie na górnej ramce smartfona. Tym, co od razu miło zaskakuje, jest fakt, że zarówno górny, jak i dolny głośnik, grają niemal na identycznym poziomie głośności, co pozwala zachować całkiem dobrą symetrię.

I, generalnie, jak na tę półkę cenową, głośniki Edge 50 Fusion są po prostu bardzo dobre. Oczywiście, to nie jest poziom droższych smartfonów, ani tym bardziej flagowych liderów, ale w swojej klasie – wstydu zdecydowanie nie ma.

Głośniki grają wystarczająco donośnie (ale nie pogniewałbym się o jeszcze wyższą głośność maksymalną), a przy tym zachowują relatywnie dobrą czystość brzmienia, z zaledwie delikatną, mało słyszalną piaszczystością dźwięku na pełnej głośności. Jeśli zaś chodzi o samo brzmienie, przydałoby mu się więcej basu, ale pozostałe składowe, czyli środek i góra, są fajnie wyeksponowane i całkiem rozdzielcze.

Miło zaskakuje też, że głośniki generują naprawdę fajne poczucie przestrzenności dźwięku, co w pewnym stopniu może być zasługą obecności Dolby Atmos, które pozwala nam na wybór jednego z pięciu gotowych ustawień brzmienia, tryb adaptacyjny oraz niestandardowy z wbudowanym equalizerem. Pod tym względem nie brakuje tu absolutnie niczego.

Domykając tą kwestię, dwa słowa o wibracjach. Mam wrażenie, że są na wręcz identycznym poziomie, co w przypadku testowanej wcześniej Motoroli Edge 50 Pro. Prezentują one dobry poziom, sygnały haptyczne są względnie zróżnicowane, zależnie od rodzaju komunikatu i nie sprawiają wrażenia tandetnych. Mój jedyny zarzut to trochę głośna praca silniczka wibracyjnego.

Zabezpieczenia biometryczne

Do blokady ekranu w Motoroli Edge 50 Fusion możemy użyć optycznego czytnika linii papilarnych umiejscowionego w ekranie, a także rozpoznawania twarzy 2D, realizowanego z użyciem kamerki do selfie.

Co do samego skanera odcisków palców, działa on po prostu dobrze, ale mógłby być ulokowany przynajmniej centymetr wyżej. Jeśli już przyzwyczaimy się do umiejscowienia, nie daje on większych powodów do narzekania. Rozpoznawanie odbywa się dość szybko, w około sekundę, choć sporadycznie potrafi zamulić i zdarza się, że musimy przyłożyć palec dłużej lub wybudzić ekran, by telefon wykrył, że chcemy go odblokować w ten sposób.

Rozpoznawanie twarzy to także klasyka gatunku. W związku z tym, że do weryfikacji naszych rys wykorzystywany jest tylko przedni aparat, bez żadnych dodatkowych sensorów, nie jest to nad wyraz bezpieczna forma biometrii. Tym samym, sprawność odblokowania zależy też od natężenia światła w naszym otoczeniu.

Jeśli jest jasno, telefon nie ma cienia problemów z rozpoznaniem twarzy i odblokowaniem, a gdy jeszcze włączymy opcję rozpoczęcia weryfikacji podniesieniem telefonu, cały proces staje się bardzo szybki. Bez zaskoczenia, schody zaczynają się w gorszym oświetleniu – odblokowanie znacznie się wydłuża, a jeśli jest zbyt ciemno, potrafi skończyć się niepowodzeniem, a telefon wymaga podania hasła blokady.

Zaplecze komunikacyjne

W zasadzie, Motorola Edge 50 Fusion została wyposażona w pełne zaplecze komunikacyjne, jednak gdy przyjrzymy się specyfikacji bliżej, możemy dostrzec tu pewną malutką dozę dziegciu.

Znalazło się tutaj 5G (sub-6 GHz), Bluetooth 5.2 z całkiem bogatym wsparciem kodeków audio SBC, AAC, LDAC, LHDC, aptX Adaptive, GPS, NFC z płatnościami Google Pay, a także połączenia głosowe VoLTE oraz VoWiFi oraz wsparcie dla dualSIM w postaci jednej fizycznej nanoSIM + wirtualnej eSIM, bowiem wirtualne karty także są obsługiwane. Jest także dwuzakresowe WiFi w standardzie WiFi 5.

No właśnie, i to jest mój drobny przytyk, bowiem nie ukrywam, że wolałbym zobaczyć na pokładzie nowszą technologię, czyli WiFi 6, pozwalającą uzyskiwać lepsze prędkości i większą stabilność sieci. Szkoda, ale mimo to muszę oddać, że koniec końców nie mam zarzutów co do działania WiFi, czy jakiegokolwiek innego modułu.

Ani razu nie miałem problemów z losowym rozłączaniem z sieciami WiFi i komórkowymi, łapaniem zasięgu, zarówno w mieście, jak i poza nim, czy uzyskiwanymi prędkościami internetu. Nawet mimo zastosowania starszego WiFi 5, transfer osiągał bardzo przyzwoite wyniki.

Akumulator, czas pracy i ładowanie

Wszystkie komponenty smartfona Motorola Edge 50 Fusion pracują zasilane akumulatorem o pojemności 5000 mAh. W recenzjach urządzeń Motoroli wielokrotnie wspominam, że doceniam ich optymalizację zużycia energii.

W przypadku tego modelu jest równie dobrze, choć przyznam szczerze, że ku mojemu zdziwieniu, wcale nie aż tyle lepiej od Motoroli Edge 50 Pro, która miała mniejszą baterię (4500 mAh), odrobinę wydajniejszy procesor i wyższą rozdzielczość ekranu. Ale do rzeczy.

Telefonu używałem na wszelakie sposoby, w domu i poza za nim, a więc korzystając z różnych typów sieci. Bez zaskoczenia, najlepsze wyniki udawało mi się uzyskać z użyciem WiFi – czas na włączonym ekranie, czyli SoT, wynosił wtedy od 6,5 godziny do ponad 7, maksymalnie wykręcając niemal 8 godzin (7:53 h).

W tak zwanym cyklu mieszanym, otrzymywane przeze mnie wyniki wynosiły około 5,5-6,5 h, natomiast jeśli znacznie więcej było użycia poza domem, tj. w obrębie sieci komórkowych, mogłem liczyć na SoT na poziomie od niecałych 5 h do około 5:40 h. Innymi słowy, wciąż można uznać to za dobre wyniki, nierzadko pozwalające używać telefonu nawet przez dwa pełne dni.

Z pierwszych akapitów recenzji wiecie już, że Motorola Edge 50 Fusion obsługuje ładowanie o mocy 68 W, a stosowny adapter TurboPower znalazł się w zestawie sprzedażowym.

W tym miejscu od razu muszę wspomnieć, że podobnie jak w innych smartfonach tego producenta, tak i tutaj, aby korzystać z pełnej szybkości ładowania, musimy zaznaczyć stosowną opcję w ustawieniach baterii.

Motorola chwali się, że 15 minut ładowania ma zapewnić cały dzień użytkowania telefonu. No dobrze, ale jak to przekłada się na realny czas uzupełniania energii? Wedle moich obserwacji, pierwsze 50% uzyskujemy po 16-18 minutach, natomiast pojawienie sę 100% to z reguły kwestia maksymalnie 45 minut.

Na pokładzie zabrakło ładowania bezprzewodowego. Nie obrażam się o to przesadnie, bo mimo wszystko indukcja w smartfonach poniżej 2000 złotych wciąż nie jest nazbyt często spotykana, choć – jak pokazuje przykład Infinix Note 40 Pro – da się to zrobić nawet w jeszcze tańszym urządzeniu.

Aparat, czyli jakie zdjęcia robi Motorola Edge 50 Fusion?

Motorola Edge 50 Fusion została wyposażona w dwa obiektywy – główny o rozdzielczości 50 Mpix z optyczną stabilizacją i wartością przysłony f/1.9 oraz ultraszerokokątny 13 Mpix z polem widzenia wynoszącym 120 stopni. Ten drugi ma też autofocus – umożliwia robienie zdjęć makro. Oznacza to, że względem modelu z dopiskiem Pro zniknął teleobiektyw.

To dobrze, że Motorola nie siliła się tutaj na umieszczenie za wszelką cenę trzeciego aparatu tylko po to, aby upodobnić do siebie wszystkie trzy modele Edge 50. I tak, znając życie, w tym modelu trzecie oczko byłoby co najwyżej miernym obiektywem makro o niskiej rozdzielczości. Dość o technikaliach, czas pomówić o efektach.

Generalnie, Edge 50 Fusion potrafi zrobić ładne zdjęcia, które grupie docelowej tego modelu zdecydowanie mogą się w dużym stopniu podobać. W fotkach widać podobną tendencję, co w modelu Edge 50 Pro, a mianowicie dość mocne podbijanie kolorystyki. Z tym, że tutaj bywa to jeszcze bardziej agresywne. Czasem nawet za bardzo. Parę razy zdarzyły mi się i takie sytuacje, w których fotki miały zbyt przesycone barwy, co powodowało wręcz zlewanie się elementów kadru ze sobą.

Główny obiektyw cechuje się naprawdę dobrą szczegółowością, jest wystarczająco jasny i, co mi się osobiście podoba, generuje bardzo ładne rozmycie tła za pierwszym planem. Sam HDR w w większości przypadków również działa poprawnie. Gdyby nie to przesadne podbijanie nasycenia w niektórych sytuacjach, wręcz nie widziałbym tutaj aspektów, które w tej cenie dawałyby powody do narzekania.

Ultraszeroki kąt jest po pierwsze ciemniejszy, po drugie mniej szczegółowy od głównego obiektywu. W efekcie, niestety czasami nawet zdjęcia zrobione w dobrym oświetleniu potrafią mieć widoczne zaszumienie przy brzegach kadru.

Muszę jednak oddać, że w fotkach dziennych, spójność kolorystyczna między oboma obiektywami wypada naprawdę nieźle.

W tym miejscu dwa słowa należą się również trybowi Macro Vision, realizowanemu za pośrednictwem ultraszerokiego kąta. Zdjęcia wykonane z jego użyciem potrafią wyglądać bardzo akceptowalnie, pod warunkiem sporej ilości światła i utrzymania stabilnej ręki. Niejednokrotnie miałem bowiem sytuację, w której minimalny ruch nadgarstka spowodował rozmazanie fotki makro.

Z racji, że Motorola Edge 50 Fusion nie została wyposażona w dedykowany teleobiektyw, każde zbliżenie wykonujemy jako wycinek z głównego obiektywu. W aplikacji zostało wydzielone zbliżenie 2x dla ułatwienia użytkowania, natomiast maksymalna wartość przybliżenia cyfrowego to 10x.

I, jak to zwykle bywa w przypadku zoomu z matrycy głównej, 2-krotne zbliżenie potrafi wyglądać jeszcze względnie dobrze, choć czasem już i tutaj zaczynają pojawiać się szumy – nawet w dziennym świetle. Maksymalny, 10-krotny zoom, możemy traktować co najwyżej jako ciekawostkę, bowiem jego jakość jest po prostu mierna.

W recenzji oczywiście nie mogło zabraknąć zdjęć nocnych. Motorola Edge 50 Fusion została wyposażona w dedykowany tryb do zdjęć nocnych, ale w teorii, powinna także robić je automatycznie, gdy sama wykryje trudne warunki oświetleniowe. W teorii, bo w praktyce bywa z tym różnie.

Jeśli mowa o samej jakości tychże ujęć, rzekłbym, że jest ona po prostu przeciętna, ale akceptowalna. Nie ma tu żadnych wodotrysków i Motorola Edge 50 Fusion, niestety, nie ma się czym chwalić po zmroku. Odnotowuję, że tryb nocny nie zawsze załącza się samoistnie, nawet wtedy, gdy ewidentnie powinien, co widać po efektach porównania zdjęć z trybu automatycznego i nocnego.

Fotki ustrzelone z osobnego trybu nocnego często sprawiają wrażenie widocznie ciemniejszych od tych zrobionych w automacie. Trudno stwierdzić, czy jest to zamysł producenta, by ujęcia zyskały większą autentyczność nocnej scenerii, czy kwestia babola w oprogramowaniu. Niektóre ze zdjęć potrafią wyglądać naprawdę miło dla oka, ale częściej jednak widać sporo szumów i zbyt mało detali.

Do zdjęć selfie i wideorozmów wykorzystywany jest przedni aparat o rozdzielczości 32 Mpix z technologią Quad Pixel. Fotki nim wykonywane oceniam całkiem dobrze, ale bez szału, po prostu adekwatnie do ceny. Zdarzają się sytuacje, w których odcienie skóry są za bardzo ocieplone, co da się dostrzec niemal od razu.

Pochwalić jednak muszę, że telefon przyzwoicie radzi sobie z wyciąganiem jasnych elementów kadru i zazwyczaj nie są one przesadnie prześwietlone. Dodam przy okazji, że przednia kamera pozwala na nagrywanie filmów w jakości 4K 30 FPS.

A skoro już o nagrywaniu. Wideo nakręcimy w rozdzielczości 4K 2160p w 30 klatkach na sekundę i tyczy się to zarówno obiektywu głównego, jak i ultraszerokokątnego. Co istotne, nie zabrakło przy tym możliwości przełączania między ogniskowymi w trakcie nagrywania, ale niestety, muszę odnotować, że sam przeskok nie jest płynny, następuje wolno i wręcz z lekkim zawieszeniem się.

Jakość nagrywanych filmów oceniam po prostu akceptowalnie. Stabilizacja głównego obiektywu działa całkiem dobrze, ale gubi się trochę przy szybszych ruchach kamery. Autofocus czasami reaguje nieco wolno, acz, co istotne, z reguły jest celny. Dość dobra jest reakcja na zmianę ekspozycji, a sama kolorystyka wygląda naturalnie.

Podsumowanie – jaka jest Motorola Edge 50 Fusion?

Co to dużo mówić, Motorola Edge 50 Fusion to po prostu fajny smartfon w swojej cenie. Za 1899 złotych otrzymujemy urządzenie, które naprawdę potrafi nas do siebie przekonać i, co więcej, jest w stanie zadowolić użytkowników, którzy są grupą docelową tego segmentu cenowego.

Wśród zalet mamy bardzo dobry w tej klasie wyświetlacz OLED 144 Hz, adekwatną i w zupełności wystarczającą wydajność na co dzień, przyjazny interfejs systemu, bardzo dobrą baterię wraz z relatywnie szybkim ładowaniem 68 W, solidną konstrukcję z wodoodpornością IP68 oraz głośniki stereo z dźwiękiem Dolby Atmos.

Zaplecze komunikacyjne jest kompletne, mamy nawet obsługę eSIM (co wcale nie jest oczywiste w tej cenie), choć szkoda, że nie zaimplementowano tu WiFi 6. Przyczepić mogę się także do wolnej pamięci UFS 2.2, choć w pewnym stopniu da się to wybaczyć, a także do aparatu ultraszerokokątnego, zdjęć nocnych i przesycania kolorystyki co poniektórych zdjęć. Zabrakło mi też Always On Display.

O ile Motorola Edge 50 Pro była w moim odczuciu dobrym smartfonem, ale wycenionym nieadekwatnie do tego, co oferuje, tak w przypadku modelu Edge 50 Fusion nie mam już takiego przeświadczenia w kwestii ceny. Zdecydowanie warto się nim zainteresować i rozważyć wybór właśnie jego podczas poszukiwań telefonu za mniej niż 2000 złotych.

Recenzja Motorola Edge 50 Fusion. W tej cenie godna uwagi
Zalety
dobry ekran OLED 144 Hz
wydajność i kultura pracy na co dzień
dobre głośniki stereo z Dolby Atmos
solidna konstrukcja
dobry czas pracy na baterii
IP68
obsługa eSIM
ładowarka i etui w zestawie
Wady
brak Always On Display
ultraszeroki kąt mógłby być lepszy...
...zdjęcia nocne także
brak WiFi 6
pamięć UFS 2.2 (mimo wszystko wybaczalne)
7.5
Ocena