Tekst nie zachęca do dotykania ekranu. Zachęca tylko ładny obrazek. Nie tylko to… On nakazuje. Patrzymy w ekrany, by przesuwać palcami kolejne zdjęcia i ilustracje. Tylko że nie robimy tego tylko na ekranach. Robimy to na czyichś marzeniach. Scrollujemy palcami ludzkie pragnienia.
“Pierwsze wrażenie jest najważniejsze” – to truizm, z którym często lubimy polemizować, ale i tak musimy się zgodzić. “Coś ładnego” ma od razu większe szanse, że popatrzymy na to dłużej. Wiedzą to ładni ludzie albo posiadacze ładnych rzeczy (lub drogich, drogie często jest rozumiane jako ładne). Wrzućcie dla testu na Twittera zdjęcie hipsterskiego przystojniachy z długą brodą. Zaraz pojawią się gwiazdki od rozanielonych kobiet. O popularności zdjęć pań z bogatą klatką piersiową, kotków i psiaków nie wspomnę, bo to kolejny truizm.
“Ładnemu zawsze łatwiej” – to jeszcze jeden truizm, któremu przeczenie jest jak walka na pięści z kangurem. Ładnym wybaczamy łatwiej, ładni mają większy kredyt zaufania. Dla ładnych jesteśmy skłonni zrobić o wiele więcej, niż dla mało ładnych. Nawet podżyrować jakiś kredyt.
Truizmy mają to do siebie, że nawet, jeśli się z nimi nie zgadzamy, to i tak działają. Tym bardziej w internecie, w którym najważniejsze jest to, aby być ładnym. Avatar ma być ładny, tło ładne, ilustracja do tekstu ma być ładna, ładne mają być zdjęcia w galerii. Ładny ma być layout. Tylko wtedy ktoś tam, w mieszkaniu obok albo po drugiej stronie globu podczas przewijania ekranu zatrzyma się na chwilę.
Bo internet to walka o zatrzymanie na chwilę. Mnie, Ciebie, wszystkich. Palec na ekranie ma przestać przesuwać się w dół. Człowiek ma przestać przewijać świat i spojrzeć.
Tylko po co?
Sukkub.jpg i że zdjęcie można mieć bez gry wstępnej
Zdjęcie kupuje się tak samo, jak pączki z wystawy – z powodu ładności i obietnicy słodkiego smaku innych pączków. Zdjęcie syci oczy. Oglądanie obrazów odpręża, jest przyjemne, a przede wszystkim nie wymaga ani wiedzy wstępnej (np. znajomości pojęć), ani specjalnego skupienia. Tak, zdjęcie można mieć bez gry wstępnej. Czytając tekst musimy się w niego wgłębić. By uzyskać pełną satysfakcję, musimy mieć wykształconą wcześniej znajomość logiki, kompozycji tekstu, potrafić przeanalizować tezy, przypomnieć sobie pojęcia, często znać inne teksty, do których odwołuje się ten, który czytamy. Aby czuć przyjemność z czytania, musimy tekst zrozumieć. No i oczywiście umieć czytać. Czytanie wymaga strasznie dużo na samym wstępie!
Aby oglądać obrazki, wystarczy… sam wzrok. I nic więcej.
W zderzeniu ładnego obrazka z dobrym tekstem ZAWSZE wygra obrazek. I nie ma się co zżymać – czytając w metrze świetną książkę i tak oderwiemy od niej wzrok, by popatrzyć na długonogą brunetkę w kusej sukience, czy umięśnionego, kwadratoszczękiego blondyna.
Po prostu obrazek to popularny napój gazowany, a tekst, to zawsze… Pragnienie.
Nie wartościuję tu, broń bogini! Owszem, wychowany w kulturze pisanej uważam, że lepiej jest przeczytać książkę, niż obejrzeć film na jej podstawie, ale obraz jest równie ważny, a nawet częstokroć ważniejszy. Zdjęcia są jak poezja – trudno je jednoznacznie zinterpretować, przekazują bowiem nie tylko informacje, ale też wywołują stany emocjonalne. Zdjęcie potrafi powiedzieć więcej, niż 10 stron rzetelnego opracowania.
Ale potrafi też być pustym kiczem. Częstokroć tylko kusi, niczym sukkub, nie dając nic poza chwilową satysfakcją. Jest jak znaleziona na chodniku pusta kartka z narysowanymi cyckami, czy penisem – nic nie znaczy, ale i tak będziemy chichotać.
Dlaczego tekst w obecnych czasach jest nudny. Problem tl;dr
Na studiach podczas zajęć z edukacji informacyjnej uczono mnie, że mniej więcej od lat 80. dzieci zaczęły spędzać więcej czasu przed telewizorem, niż nad książkami. Przy okazji – w odpowiedzi na zwiększający się rynek, bajki dla dzieci wyewoluowały z powolnych, umoralniających opowieści w stylu Kota Filemona, czy Pszczółki Mai, w szybkie, głośne, agresywnie montowane zdarzenia; krótkie i w dużym tempie podawane przekazy, dające jedynie rozrywkę. Efekt pozostawał ten sam – chwila spokoju dla rodziców, jednak skutek był zgoła inny.
Aby nadążyć za tokiem szybkiej, zróżnicowanej opowieści, człowiek musi się nauczyć ją obserwować. Oko ludzkie działa zupełnie inaczej podczas oglądania obrazka, czy wideo – skanuje krótkimi przeskokami cały jego obszar, nie skupiając się specjalnie na żadnym z fragmentów. Jest to konieczne z uwagi na obszar, oraz – w wideo – na zmienność. Inaczej mogłoby nie nadążyć z uchwyceniem całości. Podczas czytania, oko jest więzione w okowach woli – niejako zmuszane do “spokoju”, utrzymywania skupienia na jednym miejscu.
[quote text_size=”small” author=”Hertha Sturm”]
Szybko zmieniające się obrazy osłabiają werbalizację. Pomiędzy nimi znajdują się niezinterpretowane zmiany w kącie widzenia i nieprzewidywalne przeskoki od obrazu do tekstu i od tekstu do obrazu. Przy konfrontacji z szybko zmieniającymi się pokazami i przyspieszoną akcją, widz jest dosłownie prowadzony od obrazu do obrazu. Wymaga to ciągle nowej i niespodziewanej adaptacji do bodźców percepcyjnych. W rezultacie widz nie jest w stanie nadążyć i przestaje nadawać określenia wewnętrzne. Przekaz taki oddala widza od języka.(1)
[/quote]
Stąd pojawił się już ponad dekadę temu problem konsumpcji treści przez dwa różne pokolenia. Starsi, wychowani w kulturze tekstu, nie potrafią zrozumieć (i męczą się bardzo) podczas oglądania materiałów wideo kręconych w szybkim tempie. Oko nie potrafi nadążyć, mózg gubi kontekst. Młodsi natomiast mają problem z przeczytaniem tekstów dłuższych, niż kilkaset znaków – oko nie potrafi się skupić, mózg przyzwyczajony do dużej dawki informacji pracuje na jałowym biegu.
Jedni i drudzy po prostu się nudzą, bo nie potrafią zrozumieć przekazu.
To swoiste ADHD czytelnicze nowe pokolenia przeniosły oczywiście do internetu, zaś wydawcy prędko, patrząc w statystyki, zauważyli, że teksty przekrojowe, mające po kilka tysięcy znaków, czytają się fatalnie i są porzucane po kilku akapitach. Natomiast teksty złożone z jednego czy max dwóch akapitów są czytane, bo tyle jeszcze współczesny czytelnik da radę ogarnąć – i się nie znudzić.
No i oczywiście czytają się materiały, które mają zdjęcie.
Albo dwa. Albo mnóstwo zdjęć. Im więcej, tym lepiej! Obrazek nie tylko “rozluźnia treść”, urozmaica, pozwala na chwilę odpocząć skupionemu na wyrazie, zdaniu, akapicie oku, ale też pozwala mózgowi na uporządkowanie informacji. Działa jak chwilowe zamknięcie oczu, by przetrawić informację. Tyle, że daje jeszcze dodatkowo relaks, a jeśli jest dobrze dobrane, dopowiada coś do treści.
Zdjęcie też “sprzedaje” tekst – częstokroć nie najciekawszy lub hermetyczny. Cóż zrobić, nie zawsze mamy coś naprawdę dobrego do przekazania innym. Wówczas zdjęcie staje się wabikiem – jak w prasie ilustrowanej. Jeśli informację o tym, że złodziej roweru w Łodzi został złapany zilustrujemy fotką przerażonego gościa w pasiaku i w kajdankach, ludzie to przeczytają – bo ilustracja jest przyciągająca. Jeśli damy zdjęcie roweru – nie spojrzy na to pies z kulawą noga – no, może poza właścicielem roweru.
Umów się z avatarem
To zdjęcie przyciąga uwagę, zdjęcie decyduje o tym, co zrobimy – potwierdziły to niedawno głośne (i kontrowersyjne) eksperymenty serwisu randkowego OKCupid. Eksperymentalne czasowe usunięcie zdjęć użytkowników przyniosło w serwisie znaczny spadek ruchu (choć jednocześnie użytkownicy o 44% chętniej odpowiadali na wiadomości od innych). Przywrócenie zdjęć zaowocowało natychmiastowym zakończeniem 2200 rozmów, podjętych “bez zdjęcia” (2).
Ups, gruba…Ups, spasiony…
Ciekawy był również niedawny eksperyment youtuberów Simple Pickup, wykorzystujący aplikację Tinder (której ideą jest ocenianie zdjęć nieznajomych użytkowników z Facebooka; zdjęcia można oceniać albo na tak, albo na nie; jeśli osoba, którą oceniliśmy na tak, również i nas tak oceni, wówczas możemy się z nią skontaktować i umówić np. na randkę). W eksperymencie przystojna osoba z ładnym avatarem (raz kobieta, raz mężczyzna) umawiali się z nieznajomymi, ale na spotkanie przychodzili ucharakteryzowani na… grubasów.
Efekt? Wszyscy mężczyźni (poza jednym) którzy spotkali się z “grubaską”, która miała w tinderze ładne zdjęcie, dali nogę ze spotkania, natomiast nie uciekła z niego żadna kobieta, która umówiła się ze szczupłym zdjęciem a zobaczyła grubasa (3).
Pomijając rozważania o zachowaniu (czy wychowaniu) mężczyzn i kobiet w obliczu takiej sytuacji, wyraźne staje się to, co udowodnił również eksperyment OkCupid – opisy, treść są przy zdjęciu mało ważne (wpływają na ocenę jedynie w 10%). Zdjęcie dominuje, zdjęcie wyznacza to, co się stanie – cukierek, albo psikus! Albo ktoś się nam podoba, bo ma ładne zdjęcie, albo nie. Koniec, kropka.
Arogancki obraz
Obraz jest bowiem tym, co odziałuje na nas najmocniej. Pamiętacie truizm z początku tego tekstu? Pierwsze wrażenie rządzi – zawsze i wszędzie. Konto z ładnym avatarem zawsze będzie popularniejsze, niż konto bez zdjęcia lub ze zdjęciem zwyczajnym. Nasycony pierdołami profil długonogiej blondynki w staniku vs. bogaty w ciekawe treści profil filozofki w golfie i okularach? Nie ma co porównywać. Na pierwszy rzut oka zawsze kupimy ten pierwszy.
Dzieje się tak dlatego, że obraz nakazuje nam spoglądanie na niego (tak samo ruchomy obraz nakazuje wpatrywanie się – dlatego impreza przy telewizorze to marna impreza). W realu jest to główna i najważniejsza rzecz, jaką robimy – patrzymy. Postrzegamy ludzi i zawsze oceniamy ich pod względem atrakcyjności. Ktoś bardzo atrakcyjny lub okrutnie mało atrakcyjny skupia na sobie wzrok dłużej. Ktoś zwyczajny znika w sekundę z naszego mózgu.
W internecie obraz to oś interakcji. Portale informacyjne grają dużymi zdjęciami – bo to zauważa się jako pierwsze i to pierwsze wrażenie decyduje, czy klikniesz, czy nie. Użytkownicy facebooka czy twittera publikują miliony selfie – każde selfie niejako nakazuje interakcję – podziw, komentarz, lajk, gwiazdkę. Zastanówmy się, gdyby koleżanka napisała – dajcie mi lajki – czy dalibyśmy? A gdy podrzuci zdjęcie w ręczniczku – ręka sama klika w kciuk…
[quote text_size=”small” author=”R. Barthes”]
Obraz jest bardziej rozkazujący, niż pismo. (4)
[/quote]
Tak. Obraz jest agresywny, arogancki wręcz. Nakazuje nam działanie, nie pozostawiając możliwości wyboru. Musimy coś z obrazem na ekranie zrobić, inaczej będzie siedział w naszej głowie i przypominał o tym, że jeszcze nie dopełniliśmy obowiązku.
Jesteśmy zatrzymaniem palca na ekranie dotykowym
Kanadyjski filozof mediów Marschall MacLuhan w połowie XX w. sformułował tezę, że nie jest ważna treść przekazu, a jego środek.
[quote text_size=”small” author=”Marschall MacLuhan”]
… treść /content/ jest niczym „soczysty kawał mięsa przyniesiony przez włamywacza, aby odwrócić uwagę psa podwórzowego” od przekazu (ang. message), czyli prawdziwej wartości medium. (5)
[/quote]
Jesteśmy osadzeni w rzeczywistości dzisiejszego internetu prawie równie mocno, jak w realności – żyjemy i tam, i tu, mamy wpływ na to, co się dzieje i w sieci, i poza nią. Oczywiście tak samo również podlegamy wpływom i realu, i sieci..
Paradoksalnie – idąc tropem MacLuhana – to nie treści, które produkujemy, są dla nas najważniejsze.
My produkujemy prośby o uwagę.
W codzienności, aby ją uzyskać, możemy zaczepić kogoś na ulicy, zadzwonić do znajomego, powydzierać pod oknami o 4 rano, albo np. rozebrać się na placu przed urzędem.
W internecie nie ma doskonalszego, bardziej pewnego środka, niż zdjęcie. Tylko ono daje 100% gwarancję wywołania wpływu na innych. Im ładniejsze – tym pewniejsza pozytywna interakcja, ale tak naprawdę każde zdjęcie interakcję wywoła. Każde zdjęcie spowoduje chwilowe zatrzymanie przewijania ekranu.
Każdym zdjęciem dopraszamy się, by inni przestali sunąć palcem po ekranie, by spojrzeli i zrozumieli przekaz: to ja, taki fajny, wesoły, tu i tam przystojny, warto na mnie zatrzymać palec częściej.
W internecie jesteśmy jedynie bytami chwilowymi, mignięciami obrazków, sekundowymi zatrzymaniami palców na ekranach dotykowych.
Tyle że… Nie czujemy bezpośrednio tych dotyków. I to jest w tym wszystkim najsmutniejsze.
[quote text_size=”small” author=”Marschall MacLuhan”]
Podczas gdy otwieramy się na wszystkie te techniki, nasz stosunek do nich nabiera cech serwomechanizmu. Tak więc, aby w ogóle je wykorzystywać, musimy im służyć, tak jak służymy bogom. Eskimos jest serwomechanizmem swojego kajaka, biznesman – swojego zegarka, a cybernetyk – a niebawem już cały świat – swojego komputera. Innymi słowy, to nie łupy należą do zwycięzców, ale zwycięzcy do łupów (…). Człowiek staje się więc organami płciowymi świata mechanicznego (…). Świat maszyn odwzajemnia oddanie człowieka, nagradzając go hojnie dobrami i usługami. (6)
[/quote]