„Mobility of experience” można dosłownie przetłumaczyć na „mobilność doświadczenia” – po polsku brzmi to idiotycznie i niejednoznacznie. Jednak dla nowego Microsoftu i jego prezesa termin tej jest zarówno ważny jak i zupełnie jasny.
Smartfony czy tablety są najpopularniejszymi urządzeniami przenośnymi i mobilność w ich kontekście kojarzy się głównie ze zmniejszaniem ich wagi, grubości i zapewnieniem łączności internetowej. Jest to mobilność (czy przenośność) urządzenia. Nowym celem Microsoftu jednak nie jest pościg w wytwarzaniu coraz to cieńszych urządzeń. „Przenośność doświadczenia” jest czymś zupełnie innym. Podstawową ideą jest to, żeby użytkownik mógł płynnie przesiadać się z jednego urządzenia na drugie, kontynuując rozpoczętą wcześniej pracę czy rozrywkę. Trzeba zaznaczyć, że nie jest to żadna nowość ani dla Microsoftu, ani dla największych jego konkurentów.
W dobie powszechności chmury obliczeniowej i dyskowej, pomysł synchronizowania zakładek w przeglądarce czy współdzielenia plików przechowywanych na dyskach w chmurze towarzyszy nam od dawna. Apple i Google robi to zupełnie inaczej niż planuje robić to Microsoft. Firmy te mają dwa główne systemy operacyjne o różnych architekturach (iOS/OSX oraz Android/ChromeOS), co narzuca pewne podejście. Z uwagi na to, że aplikacje nie współdzielą kodu, synchronizacja odbywa się za pomocą chmury, gdzie przechowywany jest ostatni stan aplikacji. Dzięki temu możemy zacząć przeglądać Internet w Safari na iPadzie, a dokończyć na MacBooku przy minimalnym nakładzie pracy i bez konieczności ponownego wpisywania adresów stron. Podobnie jest z edytowaniem dokumentów czy stanami wewnętrznymi niektórych aplikacji. Apple nazywa to „Continuity”.
Jeszcze do niedawna Microsoft podążał tą samą drogą. Windows 7 i Windows Phone 7 miały różne jądra systemu (NT i CE). Windows 8 i Windows Phone 8 wykonały krok w kierunku unifikacji – uwspólniono jądro systemu, ale dalej aplikacje miały różne środowiska uruchomieniowe. W8.1 i WP8.1 to kolejna integracja – zastosowano wspólny runtime dla aplikacji mobilnych, czyli WinRT, co pozwoliło tworzyć uniwersalne aplikacje na obie platformy w ramach jednego projektu w Visual Studio. Nadal jednak wymagało to tworzenia osobnych widoków i używania różnych API dla pewnych specyficznych funkcji systemu. Windows 10 przynosi kolejne zjednoczenie – wspólne jest nie tylko środowisko uruchomieniowe, ale też kod aplikacji – w tym XAML-owe widoki i systemowe API. Aplikacje dla Windowsa 10 tak naprawdę nie interesują się czy uruchamiane są na smartfonie, tablecie, Xboksie czy komputerze PC. API nie są specyficzne dla urządzeń, tylko dla funkcji (takich jak GPS, dotyk, sensory, kamera i aparat, etc…).
Opisana powyżej architektura narzuca pewien paradygmat rozumienia mobilności i tego czym w przyszłości ma być Windows. Podejście to nie koncentruje się na urządzeniach (ich grubości, aparatach, mocy obliczeniowej, …), a na… „przenośności doświadczenia”. Microsoft chce, żebyśmy mogli przechodzić z jednego urządzenia na drugie, bez konieczności myślenia o synchronizacji czy konieczności ponownego ładowania efektów dotychczasowej pracy. Wszystko ma dziać się płynnie i bez zastanowienia. Zarówno w obrębie jednego urządzenia i przejścia na inny ekran czy sposób interakcji (przykładem tego jest Continuum dla smartfonów, gdzie do telefonu możemy podłączyć zewnętrzny monitor, klawiaturę i myszkę), jak i przy przechodzeniu z urządzenia na urządzenie.
W tym miejscu musimy sobie powiedzieć otwarcie – Windows 10 w obecnej wersji nie daje „mobility of experience”, a raczej jedynie przedsmak tego co nas czeka w przyszłości. Przedstawiciele Microsoftu do znudzenia podkreślają, że „Windows 10 to usługa” – usługa, która będzie płynnie ewoluować, stopniowo dodając kolejne funkcje, udogodnienia i integrację. Obecnie, najpopularniejszym na świecie „komputerem” jest niewątpliwie smartfon. I na tym też skupione są media technologiczne. Smartfony, tablety, laptopy, a powoli również inteligentne zegarki i inne technologie ubieralne. Microsoft z Nadellą na czele nie chce przespać kolejnej rewolucji mobilnej i proponuje inną strategię. Firma koncentruje się na stworzeniu ogromnej platformy aplikacji i usług, która będzie dostępna na każde z możliwych urządzeń i każdy z możliwych systemów operacyjnych – w tym tych od największej konkurencji.
W wywiadzie udzielonym Mary Jo Foley, Satya Nadella podkreśla, że smartfony dalej stanowią ważną część polityki firmy, ale nie można wokół nich budować całej strategii ani ich popularnością mierzyć skalę sukcesu czy porażki. Wraz z restrukturyzacją linii Lumia, prezes niejako zresetował całą sytuację i odciął się od dotychczasowego wyścigu o udział w rynku. Ta bitwa już od dawna była przegrana. Celem Microsoftu na rynku konsumenckim jest wejście ze swoją platformą (aplikacje, usługi) wszędzie tam, gdzie się da – a w szczególności tam, gdzie są użytkownicy, czyli na urządzenia z iOS i Androidem. Ludzie z Redmond nie skreślają jednak Windowsa ani Windowsa Mobile. Wręcz przeciwnie – aktualizacja do W10 jest darmowa właśnie dlatego, żeby ten OS zdobył jak najwięcej aktywnych użytkowników. Nadella powtórzył znaną wszystkim prawdę: „deweloperzy idą tam, gdzie są użytkownicy”.
Jak to zrobić? Jak przekonać twórców aplikacji do tworzenia dla Windows 10? Jeśli plan Microsoftu się powiedzie i w ciągu dwóch lat system ten zgromadzi 1,5 miliarda użytkowników, potencjalnych odbiorców Universal Apps będzie… no właśnie 1,5 miliarda. A tworząc dla userów desktopowego Windowsa, dzięki uniwersalnym aplikacjom, automatycznie tworzyć się będzie też dla Windows Mobile, Xboksa czy HoloLens. W teorii, plan ten jest genialny w swojej prostocie, ale ma kilka mankamentów. Po pierwsze, otwartym pozostaje pytanie czy liczba 1,5 miliarda jest realna. A to nie jest takie oczywiste – przypomnijmy, że Windows 8 początkowo zbierał bardzo dobre recenzje. Po drugie, wiele aplikacji ma swoje wersje webowe (przeglądarkowe), które w zupełności wystarczają użytkownikom pecetów. Po co zatem tworzyć uniwersalnego Facebooka dla PC, skoro i tak większość ludzi będzie używać go w przeglądarce? Po trzecie, ważna jest również jakość aplikacji. A do tej pory Windows ma z tym duże kłopoty. Jak zachęcić deweloperów, żeby POWAŻNIE zaangażowali się w tworzenie UA, a nie tylko zatrudniali stażystów do napisania prostej i mało funkcjonalnej appki, która nigdy nie zostanie zaktualizowania?
Żeby deweloperzy uwierzyli w potencjał Windowsa 10, użytkownicy tego systemu muszą zacząć dużo intensywniej korzystać ze sklepu Windows i ściągać oraz kupować już istniejące appki. Microsoft właśnie z tego powodu zdecydował się preinstalować Candy Crush Sagę na wszystkich nowych komputerach z W10. „Fenomen” tej gry może sprawić, że userzy zaczną korzystać z mikropłatności wewnątrz niej, co zmusi ich do połączenia karty kredytowej z kontem Microsoftu i Sklepu. A od tego już tylko jeden krok do zainteresowania się innymi grami i appkami. Po raz kolejny można jednak zapytać – a dlaczego mieliby korzystać z tej aplikacji, skoro do tej pory grali przez przeglądarkę? To dobre pytanie, a na efekty „znienawidzonej” decyzji od dołączeniu Candy Crush będziemy musieli jeszcze poczekać.
Otwartym pozostaje jednak przede wszystkim pytanie, czy idea jednego systemu operacyjnego rzeczywiście jest lepsza dla użytkownika? Jest z pewnością bardziej przyjazna deweloperom, ale ci jednak udowodnili, że w przypadku zarówno Apple’a jak i Google’a, osobne sklepy i architektury nie są dla nich przeszkodą nie do przeskoczenia. Nadella zdaje się nie wierzyć, że to smartfon na lata zdominuje rynek mobilny, dlatego tworzy szeroką platformę produktów i usług, które mogą działać ma najróżniejszych urządzeniach – zarówno tych teraźniejszych jak i przyszłych. Czy jednak takie myślenie nie jest zbyt optymistyczne i zbyt dalekosiężne? Technologia zmienia się tak szybko, że nie wiemy co będzie za 5 lat, a strategia związana z Windowsem 10 jest planowana przynajmniej na dekadę. A wielu obserwatorom nie wydaje się, żeby smartfon w najbliższych latach oddał miano „najpopularniejszego komputera na świecie”.