Zirytowany człowiek
(fot.: Akshay Gupta, PixaHive, CC0)

Orange ma dość. Minister Cyfryzacji posługuje się zastrzeżoną nazwą usługi CyberTarcza

Orange Polska ma uzasadniony żal do ministra cyfryzacji. Z upodobaniem posługuje się on terminem „cybertarcza” w odniesieniu do programu, który ma wzmocnić odporność Polski na cyberzagrożenia. Sęk w tym że to określenie jest już chronione prawnie.

Cybertarcza i CyberTarcza

Podczas ostatnich wystąpień Krzysztofa Gawkowskiego, który pełni funkcje wicepremiera oraz ministra cyfryzacji, bardzo często padało słowo „cybertarcza”. Otwarcie podkreślał on, jak ważny jest ten projekt dla cyfrowego bezpieczeństwa Polski. Zapewne stąd też plan wydania na jego realizację ponad 3 miliardów złotych.

Określenie to jest bardzo chwytliwe i nie dziwne, że resort cyfryzacji chętnie wykorzystuje je do określania planów dotyczących najbliższej przyszłości i planów tego ministerstwa. Problem polega na tym, ta nazwa już funkcjonuje i odnosi się do działającego projektu sieci Orange, który dotyczy szeregu bezpiecznych usług ICT.

Minister cyfryzacji dostaje pismo od Orange

Orange nie spodobało się to, że minister Gawkowski może z powodu zbyt swobodnego posługiwania się nazwą zastrzeżonej marki, niechcący zaszkodzić Orange. Dlatego do ministerstwa cyfryzacji wystosowano pismo, w którym Orange Polska tłumaczy, że nazwa usługi, którą posługuje się od lat, jest zastrzeżona prawnie. Z tego powodu firma prosi, by nie wykorzystywać jej w celach nie związanych z aktywnościami przedsiębiorstwa.

Co na to minister Gawkowski? Odniósł się do tej sprawy publicznie, umieszczając zdjęcia dokumentu na portalu X i skomentował sprawę:

Wielkie zagraniczne korporacje nie zawłaszczą języka polskiego i nie będą dyktować rządowi jak mówić o #cyberbezpieczeństwo.

Minister wyraził też chęć prowadzenia rozmów na temat cybertarczy, ale warto zauważyć, że w wypowiedzi posłużył się już określeniem „CybertarczaRP”.

Sprawa nabiera rozpędu

Już teraz kwestia podniesiona przez Orange jest przedmiotem żywych dyskusji. Jedni są zdania, że kto jak kto, ale „minister cyfryzacji powinien rozumieć, co znaczy nazwa zastrzeżona”. Z kolei inni wychodzą z założenia, że wystosowane pismo to chwyt „poniżej pasa”.

Cóż, prawo stoi po stronie Orange. Ciekawe, w jakim kierunku rozwinie się sytuacja.