Mikrotransakcje w wysokobudżetowych grach to praktycznie temat rzeka, który wraca jak bumerang przy okazji premier tytułów któregoś z większych wydawców. Call of Duty: WWII musiało zmierzyć się z potężną krytyką za zastosowanie tychże elementów i choć wydawało się, że świeżo wydane Black Ops 4 tego uniknie, to – jak się okazuje – implementacja dodatkowych płatności była tylko kwestią czasu.
Pierwszy miesiąc czy dwa po premierze gry to dla niej bardzo ważny okres. Konsument jest wtedy najbardziej skłonny nabyć tytuł, głównie przez wzmożone akcje marketingowe oraz wypływ recenzji. Te drugie zwłaszcza mają spory wpływ na decyzje zakupowe, ponieważ odpowiednio wysokie noty wystawione przez wiele portali budują zaufanie względem jakiejś produkcji.
Ostatnimi czasy jednak gry sprzedawane nam są jako „serwis” i są one odpowiednio uzupełniane o dodatkową zawartość czy łatki wraz z upływem czasu. Gra kilka miesięcy po premierze może praktycznie nie mieć wad, które zostały wymienione w pierwotnej recenzji, stąd twórcy mają niespotykaną okoliczność usprawniania swojego działa w trakcie jego „cyklu życia”. Call of Duty: Black Ops 4 idzie jednak w dziwnym kierunku – wydawca widocznie pragnie popsuć nieco wizerunek swojego tytułu wraz z biegiem czasu.
Black Opsa 4 zdążyłem odpowiednio ograć i nawet w oparciu o moje wrażenia z rozgrywki, spisałem odpowiednią recenzję. Grze wystawiłem notę 8,5 i oceny na serwisie Metacritic również oscylują wokół wartości 85% (w zależności od platformy). Wynik, trzeba przyznać, jest zatem bardzo dobry. Podczas testowania nie zauważyłem jednak w Black Ops 4 ani grama mikropłatności, co w odniesieniu do poprzednich odsłon wywołało u mnie pozytywny uśmiech na twarzy. „Posłuchali się wreszcie graczy i wyrzucili zbędne, ekstra płatności” – pomyślałem. Wystarczyło jednak dać twórcom nieco ponad 2 tygodnie od premiery, by ci zdążyli zaimplementować odpowiedni system mikrotransakcji, a następnie wdrożyć go w życie.
Czarny Rynek i Czarna Forsa
Wszystko kręci się wokół nowej funkcji w postaci „Czarnego Rynku”, która jest niczym innym, jak przeniesieniem „przepustki sezonowej” z Fortnite’a na kanwy Call of Duty. W skrócie – wraz ze zdobyciem odpowiedniej liczby punktów doświadczenia, system odblokowuje nam jakiś wizualny dodatek. Niby nie musimy płacić za to, żeby móc zacząć odblokowywać co ciekawsze skórki dla swoich postaci, ale cały problem tkwi właśnie w samym systemie progresji. Maksymalny poziom, który możemy osiągnąć na „Czarnym Rynku”, to 200. Możemy go zdobyć po prostu grając lub zwyczajnie wykupić te same levele za prawdziwe pieniądze w postaci tzw. „Punktów COD”.
I tutaj leży pies pogrzebany. Użytkownicy serwisu Reddit przeanalizowali bowiem, ile potrzeba czasu na osiągnięcie najwyższego stopnia – ich obliczenia są zaskakujące w złym tego słowa znaczeniu. Gracz musi bowiem spędzić ponad 250 godzin w grze (pomijając wszystkie menu oraz wyszukiwanie meczy), albo zapłacić ekwiwalent około 800 złotych. Żeby wywrzeć odpowiednią presję na graczu, dodano również limit czasowy na odblokowanie tychże nagród i tak na chwilę obecną do zakończenia bieżącej operacji pozostało jakieś 39 dni.
Nie, nie ma żadnych dodatkowych wyzwań czy zadań dla gracza, które przyspieszyłyby cały proces, a „Punkty COD” nie są też rozdawane za zdobycie odpowiedniego poziomu. Same nagrody również nie prezentują się jakoś specjalnie powalająco, bo duża część leveli odblokowuje tzw. „zrzut wsparcia”, zawierający tylko 1 przedmiot (włączając duplikaty), gdzie większość z tych dodatków to proste spray’e, naklejki, emotki czy skórki dla postaci. Bardziej interesujące kamuflaże dla broni wymagają spędzenia ogromnej ilości czasu przy konsoli, na co często nie będą mogli pozwolić sobie nawet najwięksi zapaleńcy.
Gdyby jednak 200 poziomów było za małą ilością frajdy, to niektóre skórki zablokowano z kolei za „Rozkazami Specjalnymi”, które można nabyć tylko za „Punkty COD” i są one niczym innym jak dodatkową liczbą poziomów do odblokowania.
Ciężko nie odnieść wrażenia, że cały system „Czarnego Rynku” został zaprojektowany w taki sposób, by gracze z braku cierpliwości sięgnęli w końcu po portfel. Fani Black Ops 4 narzekają na to, że zdobywanie skórek to czysta męka niż dodatkowa atrakcja zachęcająca do dalszej zabawy. Trzeba tu jednocześnie zaznaczyć, że Black Ops 4 nie jest produkcją free-to-play i by w ogóle móc w nią zagrać, należy wydać na egzemplarz ponad 200 złotych.
Warto tu też dodać, że w listopadzie do gry zostanie dodany jeszcze jeden sklep, gdzie będzie można nabyć konkretne zestawy „kosmetyków” za prawdziwe pieniądze. Na ten moment nie wiadomo jednak, jak konkretnie funkcja ta będzie się prezentować i jakie kwoty wydawca zażąda za umieszczone tam przedmioty.
Activision Blizzard może wyjść z oskarżeń obronną ręką mówiąc, że gracze w ten sposób mogą odblokować wyłącznie kosmetyczne przedmioty, nie dające żadnej przewagi na polu walki. Trzeba jednak przyznać, że jest to wymówka niezwykle tania i nic nie stoi na przeszkodzie, by sam system odpowiednio usprawnić, albo całkowicie zmienić. Elementy wizualne powinny być odblokowywane przez wykonanie zaawansowanych wyzwań, a nie przez odpowiednio zasobny portfel czy ilość spędzonego czasu przed konsolą/komputerem. Na chwilę obecną fani są wściekli, choć po cichu pozostaje im wierzyć, że twórcy pójdą po rozum do głowy i nadadzą odpowiedni balans zasadom „Czarnego Rynku”.
źródło: reddit.com | zdjęcia autorstwa własnego