Microsoft opłaca blogerów. No i co z tego?

W Sieci wybuchł skandal tuż po tym, jak Michael Arrington, założyciel TechCrhunch otrzymał od osoby związanej z Microsoftem ofertę, której warunkami było umieszczenie przychylnego tekstu na temat przeglądarki internetowej giganta z Redmond. Zbulwersowany (bądź żądny sensancji) autor opublikował przebieg owej rozmowy, czym wywołał malutką „aferę blogową”, skoro już mamy modę na skandale opierające się na zapisach rozmów.

Źle trafił

Arrington już od dawna znany jest z bardzo negatywnego stosunku do artykułów sponsorowanych. Ten wpis na TechCrunch jest wystarczającym dowodem na to, że agencja SocialChorus powinna nieco lepiej prześwietlać osoby, z którymi chciałaby pracować w ramach kampanii. Patrząc na to, co jest napisane w tekście Arringtona, można całą sytuację skonkludować następująco: to musiało się stać. Nie jest to bowiem jedna strona medalu, czy rzeczywiście agencja współpracująca z Microsoftem przekroczyła jakiekolwiek granice?

Na tekstach sponsorowanych technologie stoją

Śledząc największe strony o technologiach trudno jest nie znaleźć kolorowych bannerów, reklam, czy właśnie tekstów sponsorowanych. To akurat jest powszechna praktyka i nie ma w tym nic dziwnego. Bycie blogerem to także praca – poświęcamy swój czas, swoją wiedzę i zaangażowanie w tworzenie przydatnych i pomocnych treści w Internecie. Stąd też takie przedsięwzięcia należy utrzymywać, bo większość z nas bez pieniędzy tego by nie robiła, tylko zajęła się czymś dochodowym.

Jeśli już na bloga trafia artykuł związany z kampanią reklamową, to musi być on odpowiednio oznaczony – na przykład umieszczeniem go w kategorii: „Sponsorowane”, gdzie lądować będą wszystkie wpisy, za które zapłacono danemu blogowi. Podobna praktyka odbywa się w tradycyjnych gazetach – tam owe teksty są odpowiednio oddzielone i zaznaczone.

Jeżeli blogerzy by tego nie robili, to po pierwsze – zjedlibyście ich w komentarzach (co i tak często się dzieje, kiedy ktokolwiek z nas pisze przychylnie o jakimkolwiek produkcie/firmie, gdzie żądacie oznaczania takich wpisów jako sponsorowane, choć tak nie jest). Po drugie – złamalibyśmy prawo prasowe.

Technikalia kampanii są lekko kontrowersyjne

Artykuły sponsorowane w kampanii miały posiadać linki typu „dofollow” do strony RethinkIE, czyli centralnego miejsca w Internecie, które miały promować przeglądarkę – ale nie tylko. Wśród marek, które zawierały się w tej kampanii znajdują się także m.in Ubisoft, Red Bull oraz ESPN. Na Twitterze zaś miały się one pojawiać pod hastagiem #rethinkIE. Jak na razie jest on siedliskiem kpin i żali w stronę Microsoftu. Ważne jest to jednak, że kupowanie linków pozycjonujących jest jednak zakazane i już zostały podjęte działania, które mają na celu analizę działania kampanii oraz ewentualne ukrócenie tych praktyk, o ile okażą się one godzące w obowiązujące reguły.

Niestety, granica między czarnym SEO, a „regulaminowymi” działaniami SEO jest albo bardzo cienka, albo traktowana uznaniowo. W akcjach sponsorowanych bowiem, zleceniodawcy nierzadko wymagają umieszczenia linku do np. strony producenta traktującej o reklamowanej usłudze. Ponadto, wolę taką reklamę, niż nachalne okienka, lub irytująco umieszczone reklamy.

W każdym razie, wiedzcie, że Microsoft płaci jednak blogerom. To nie jest mrzonka, ani mokry sen zagorzałych przeciwników giganta z Redmond. Niektórym płaci naprawdę ciekawie, a niektórych nagradza jedynie paprykarzem. Dzięki temu, całe szczęście mam co jeść w szpitalu.

Exit mobile version