Gry wideo to wielki biznes, a tam gdzie są duże pieniądze, nie ma za bardzo miejsca na delikatność. Ostatnie ruchy ze strony Epic Games i ich świeżo otwartego sklepu idealnie pokazują, że na tym rynku nie ma miejsca na zdrową, szczerą oraz równą konkurencję – bo niby w jaki inny sposób można zgładzić tak wielkiego molocha, jakim jest Steam?
Gdybyście spali ostatnie kilka miesięcy z dala od cywilizacji gamingowej, to Epic Games Store jest kolejną, cyfrową platformą dystrybucyjną gier wideo, która miała swoją premierę na początku grudnia 2018 roku. Epic Games Store nie chce być jednak grać pobocznej roli w konflikcie jak Origin, GOG czy uPlay – zamiast tego rzuca rękawicę kultowemu Steamowi. Brzmi jak misja niemożliwa? Nie bardzo, ponieważ Epic Games wytacza potężne działa na pole bitwy, już zaledwie dwa miesiące od startu swojej usługi.
Łyżka gniewu
Ostatnio wokół Epic Games Store narosła potężna, mroczna otoczka związana z tymczasowym ograniczeniem dystrybucji Metro Exodus, wyłącznie do tej świeżej platformy dystrybucyjnej. Nie byłby to specjalnie kontrowersyjny temat, gdyby nie fakt, że premiera gry będzie miała miejsce 15 lutego 2019 (wiadomość obiegła świat nieco ponad dwa tygodnie przed premierą). Dużo osób zamówiło ten tytuł w pre-orderze na Steamie i one będą mogły cieszyć się tym tytułem w ekosystemie Valve. Inni, potencjalnie przyszli nabywcy będą za to zmuszeni do uruchamiania tej gry wyłącznie przez pośrednictwo Epic Games Store.
Wiadomość ta nadeszła znikąd i była dla mnie sporym zaskoczeniem, ale jeszcze bardziej nie spodziewałem się reakcji wielu internetowych społeczności. Choć z początku wszyscy cieszyli się ze startu Epic Games Store, to jedna wiadomość wszczęła wręcz krucjatę przeciwko twórcom Fortnite’a. Taką, której nie mogę zrozumieć do teraz.
Gra nie ukaże się bowiem w usłudze monopolisty i wcześniejsi zwolennicy tej idei nagle zamienili się w jej ogromnego przeciwnika. Wypłynęło morze prześmiewczych obrazków, dyskusje na forach rozgorzały w najlepsze. Innymi słowy – rozpoczęła się lawina krytyki, która również niesprawiedliwie spłynęła na twórców samego Metro Exodus. Tak, przypominam, wszystko rozchodzi się o prawdopodobnie jedną dodatkową ikonkę na pulpicie. Ludzie w internecie to naprawdę wredne istoty.
Wdech i wydech
Podejdźmy jednak do całej sprawy na chłodno. Spróbujmy pomyśleć racjonalnie i spójrzmy na sprawę z szerszej perspektywy. Będę brzmieć nieco jak adwokat diabła, ale osobiście uważam, że gracze podchodzą do całej sytuacji lekkomyślnie, ignorując tym samym sporo czynników, które ostatecznie mają spory wpływ na tę aferę. Gdy jednak pozbędziemy się wewnętrznych, idealistycznych pobudek i przypomnimy sobie, że gry wideo to nic innego jak biznes, wówczas idzie nieco lepiej zrozumieć ostatnie wydarzenia.
Odnośnie samej sytuacji z Metro Exodus – nie twórcy są winni całemu zajściu, a wydawca gry (Deep Silver/Koch Media), który przyciągnięty przez potencjalny zysk, zdecydował się na tak radykalne posunięcie. Pamiętajmy, że celem autorów jest przygotowanie możliwie najlepszego produktu, zaś wydawcę naturalnie interesuje zysk, bo w końcu liczy na zarobek i zwrot inwestycji. Może z perspektywy PR nie jest to super posunięcie, ale nikt w siedzibach Deep Silver nie myślał raczej, że tak mała rzecz, jak zmiana aplikacji startującej dany tytuł, spowoduje taką burzę.
Oczywiście to nie jest też tak, że Epic Games jest całkowicie bez winy. Firma musi mieć czym przyciągnąć potencjalnych konsumentów do swojej świeżej usługi. Epic Games Store w porównaniu do Steama nie ma ani dużego katalogu gier, ani jakichś ekstra funkcjonalności, które mogłyby kogoś do siebie przekonać. Pozostaje więc zagrać możliwie jak najbardziej agresywnie przy pomocy ostatnio zgromadzonych funduszy przez Fortnite’a – przekonać twórców i wydawców przy pomocy kasy do wypuszczania gier na dopiero co promowanej platformie.
Epic Games oferuje naprawdę korzystne warunki, jeśli chodzi o uwielbiane przez wszystkie pieniądze. Jeśli ktoś korzysta z silnika Unreal Engine, to twórcy nie muszą opłacać dodatkowych prowizji, jakie normalnie pobiera firma z Północnej Karoliny w USA. Epic Games Store bierze też wyłącznie 12% zysków ze sprzedaży (w porównaniu do 30% Steama). Amerykanie na pewno także dopłacają jakieś sumy, by zatrzymać dany tytuł na wyłączność u siebie przy pomocy stałych kwot określonych w umowach. To naprawdę łatwe pieniądze, dlatego wcale nie dziwi mnie, że Deep Silver/Koch Media mogło pójść na taki, a nie inny układ.
Zresztą nie powiedziano nigdzie, że Metro Exodus nigdy nie pojawi się na Steam. To prawdopodobnie nastanie, ale nie w najbliższych miesiącach po premierze. Trzeba pamiętać, że pierwsze kilkadziesiąt dni po premierze to najważniejszy moment dla sprzedaży gier i też właśnie wtedy dane tytuły schodzą z półek najlepiej. To idealny moment na wykorzystanie obniżonej marży Epic Games Store i szansa na zwiększenie zarobków praktycznie zerowym kosztem. Z kolei gdzieś po może niecałym roku gra ostatecznie trafi również na platformę Valve i z pewnością pojawi się tam już w jakiejś promocji, co tylko dodatkowo powiększy grono odbiorców, długo po zakończeniu globalnego zainteresowania produktem.
Ubicie wieloryba
Bądźmy ze sobą szczerzy – jeśli chodzi o cyfrową dystrybucję, to Steam jest w tej kategorii monopolistą. Praktycznie wszystkie mniej lub bardziej znaczące gry muszą liczyć się z pojawieniem na tej platformie. Valve ma bowiem potężną publikę oraz oferuje wiele udogodnień i przez lata swojego istnienia w branży wszedł ludziom w nawyk. Pudełka z grami na tę platformę powoli przestają nawet zawierać płyty, a zamiast tego gracze spotykają w środku kody. To też dogodny bonus dla wydawców, którzy przez obecność Steama nie muszą się już martwić o rynek wtórny gier na PC.
Electronic Arts próbowało podjąć rękawicę, ale ostatecznie ich usługa w postaci Origin skończyła głównie jako miejsce dla gier wydawanych przez tę firmę (dzięki czemu nie musi się ona bawić w niepotrzebne prowizje oraz umowy z innymi podmiotami). GOG z kolei idzie w zupełnie innym kierunku niż Steam, więc ciężko traktować tę firmę jako bezpośredniego konkurenta.
Pytanie brzmi – jak można zagrozić tak wielkiemu oponentowi? Na cudzych porażkach warto się uczyć, stąd najprostsza odpowiedź brzmi: przyciągnąć klientów do siebie czymś, czego konkurencja nie ma. Nic zatem dziwnego, że Epic Games ściąga do swojego ekosystemu możliwie jak największą ilość twórców i zamyka ich pod własnym dachem. Jeśli konsumenci będą chcieli zagrać w dany tytuł, nie będą mieli większego wyjścia. To bardzo drastyczna metoda, ale sklep twórców Fortnite’a musi się wepchnąć na rynek siłą, bo inaczej jego istnienie przejdzie bez echa.
Jedyna alternatywa
Epic Games Store zdecydowanie nie będzie na siebie zarabiał w ciągu pierwszych lat działania. Jednakże firma stojąca za tą usługą ma potężną poduszkę finansową, którą może odpowiednio uszczuplić po to, by w przyszłości wrócić sobie z nawiązką wszystkie dotychczasowe straty.
Trzeba też dodać, że to bardzo młoda platforma, którą trapią problemy wieku młodzieńczego, dlatego potrzeba jej użytkowników w celu rozwinięcia się. Firmie ciężko będzie przychodziło usprawnianie platformy, jeśli nikt nie będzie z niej korzystał. Twórcy Fortnite’a dzięki swoim agresywnym działaniom zbiorą odpowiednią bazę użytkowników i na podstawie ich opinii odpowiednio usprawnią swoją usługę, a przynajmniej tak nakazywałaby logika. Zapewne wsparcie dla modderów i dodanie kultowych achievmentów to zaledwie kwestia czasu, dlatego o te elementy martwiłbym się najmniej.
Choć z początku nie będziemy tego dostrzegać, to obecność Epic Games i agresywne działania tej firmy mogą ostatecznie wnieść trochę dobrego dla nas. Konkurencja zawsze najlepiej prowokuje do rozwoju, a to może zmusić Steama do usprawnienia swoich usług jeszcze bardziej (bo nie są one doskonałe) i być może do jakiejś żonglerki cenowej, z korzyścią dla konsumenta. Może z początku tego nie dostrzeżemy, ale jeśli Epic Games Store stanie się większym graczem na rynku, to oddech tej usługi na karku Steama w końcu stanie się niewygodny dla Valve.
Jest też oczywiście szansa, że działania Epic Games jeszcze bardziej podzielą rynek PC-towy, bo firma Gabe’a Newella zawsze może odpowiedzieć ogniem na ogień. Valve w końcu również może zacząć szukać tytułów ekskluzywnych na swoją platformę, choć na razie nic na to nie wskazuje.
To be continued
Prawdę mówiąc, to po cichu kibicuję nieco Epic Games Store i liczę, że firma z Północnej Karoliny zagrozi nieco obecnej sytuacji rynkowej. Tak, jej metody są drastyczne, ale ciężko mi sobie wyobrazić jak inaczej ktoś może podejść do rywalizacji z olbrzymem w postaci Steama. Niemniej jednak walka ta będzie ciekawym widowiskiem, które może potencjalnie przynieść nam jakieś korzyści.
Czy płacimy za to wszystko ogromną cenę? Nie bardzo, bo ostatecznie to tylko dodatkowa ikonka na pulpicie… choć dla niektórych osób to i tak za dużo.