Test Mercedesa klasy C. Zelektryfikowany diesel jest po prostu fantastyczny

(fot. GRI CARS)

Tym razem na testy wpadł do mnie Mercedes klasy C. Nie tylko dostałem go w pięknym, niebieskim lakierze, ale również z zelektryfikowanym silnikiem diesla, który zrobił na mnie spore wrażenie. Mogę już Wam zdradzić, że model W206 w tym wydaniu zdecydowanie mi się spodobał, aczkolwiek znalazłem w nim kilka niedociągnięć.

Silnik diesla z niewielką dawką prądu

Nie jest to moje pierwsze spotkanie z nową generacją klasy C, bowiem tym Mercedesem jeździłem już w czerwcu 2021 roku, podczas zorganizowanych w Polsce jazd prasowych. Wówczas jednak miałem dość krótki kontakt z Mercedesem klasy C i przyznam, że nie mogłem się doczekać dłuższego spotkania.

Niedawno otrzymałem go na tygodniowy test, podczas którego zrobiłem około 1000 km, co jak najbardziej pozwoliło mi na poznanie zarówno licznych zalet, jak i również wad, chociaż tych niedociągnięć znalazłem niewiele.

Pod maskę modelu testowego trafił 2-litrowy, 4-cylindrowy diesel o oznaczeniu OM 654 M. Mamy do czynienia z przedstawicielem silników wprowadzonych w 2016 roku, aczkolwiek jest on zmodernizowany względem nieznacznie starszych braci – m.in. pojemność skokowa wzrosła z 1950 cm³ do 1993 cm³, a ciśnienie wtrysku z 2500 do 2700 barów. Warto jeszcze wspomnieć, że pojawia się tutaj polski akcent, bowiem wybrane silniki z rodziny OM 654 montowane są w fabryce w Jaworze.

Silnik OM 654 M to stosunkowo nowa konstrukcja, która trafiła pod maskę odświeżonej klasy E (W213), a także znalazła się w klasie C o oznaczeniu 300d. Niestety, Mercedes C300d, jak mogłaby sugerować nazwa, nie dostał 3-litrowego diesla, nad czym trochę ubolewam. Z drugiej strony, 2-litrowa jednostka oferuje całkiem przyjemne 265 KM i 550 Nm. Tak dużą moc udało się osiągnąć m.in. dzięki dwóm chłodzonym cieczą turbosprężarkom o zmiennej geometrii.

Katalogowo mamy 5,9 sekundy do setki, a także prędkość maksymalną 250 km/h. Napęd trafia na wszystkie cztery koła (4Matic), a automatyczna skrzynia biegów to z kolei 9G-TRONIC (tak, mamy 9 biegów), która – co dość wyraźnie czuć – nastawiona jest przede wszystkim na niskie zużycie paliwa, a nie na bardzo dynamiczną jazdę.

fot. GRI CARS

Jakby to był zwykły diesel, nie poświęcałbym mu tyle uwagi, ale mamy do czynienia z jednostką zelektryfikowaną. Owszem, to tylko miękka hybryda, a więc poziom elektryfikacji nie jest duży, ale jednak odczuwalny dla kierowcy. Motor elektryczny pełni tutaj rolę alternatora połączonego z rozrusznikiem (ISG) i 48-woltową pokładową instalacją elektryczną. Należy podkreślić, że silnik elektryczny został zintegrowany ze skrzynią biegów, co ma dość kluczowe znaczenie – moc przekazywana jest niemal od razu na wał napędowy.

Prawie bym zapomniał o podaniu podstawowych danych, ale już to nadrabiam. Jednostka charakteryzuje się mocą 17 kW (23 KM), co niekoniecznie musi robić duże wrażenie, ale momentu obrotowego dostarcza już aż 200 Nm. Co ciekawe, w wielu miejscach możemy spotkać się z informacją, że jednak mamy 15 kW (20 KM) mocy, ale uznajmy pierwszą wartość za bardziej trafną, skoro to ona jest podawana w polskim i niemieckim konfiguratorze.

Dodatkowa moc, a także spory zastrzyk momentu obrotowego, dostarczane są w trybie EQ Boost. Co ciekawe, możemy to zobaczyć. Otóż na cyfrowych zegarach wyświetlany jest wskaźnik EQ Boost, który informuje użytkownika, czy aktualnie odbywa się „elektryczne doładowanie” czy jednak odzysk energii.

Oczywiście silnik elektryczny to nie tylko dodatkowa moc, ale również szereg innych rozwiązań, które podnoszą komfort podróżowania. System start-stop, który przy bardziej klasycznym rozruszniku potrafi być wyjątkowo irytujący, w Mercedesie klasy C działa znacznie bardziej łagodnie, uruchamiając silnik diesla bez mocnego szarpnięcia.

Dodam, że często zdarza mi się wyłączać ten system w innych autach, zwłaszcza jeśli znacząco wpływa on na sprawność ruszenia auta z miejsca, bowiem jest to po prostu niebezpieczne – wydłużenie czasu potrzebnego do włączenia się do ruchu. Z kolei w Mercedesie jeździłem prawie cały czas z aktywnym systemem start-stop.

Dodatkowo klasa C znacznie częściej decyduje się na wyłączenie silnika spalinowego, robiąc to nawet podczas toczenia się, a nie dopiero w momencie zatrzymania. W założeniach ma to zapewnić mniejsze zużycie paliwa, a także niższą emisję różnych szkodliwych gazów z rury wydechowej.

fot. GRI CARS

Mercedes klasy C z dieslem pod maską oferuje niskie spalanie

Klasa C w testowanej wersji to zdecydowanie świetne auto na dłuższe trasy. Po pierwsze, jest wygodne i dobrze wyciszone. Po drugie, mamy dostęp do bogatych systemów bezpieczeństwa i wsparcia kierowcy. Po trzecie, co dla wielu może być najważniejsze, 2-litrowy diesel, mimo iż ma 265 KM i napędza wszystkie koła, potrafi zadowolić się małą ilością paliwa.

Podczas testów zdecydowałem się na dwie trasy. Pierwsza to wyjazd z Łowicza, dojechanie do centrum Torunia i powrót. Składała się ona więc z jazdy po mieście, jazdy drogami z ograniczeniami do 90 km/h, ale głównie z autostrady. Na pokładzie znajdowały się 3 osoby i jechałem z maksymalną, obowiązującą prędkością, w drodze powrotnej zaliczając całkiem spory korek na autostradzie. Z całej trasy średnie spalanie wyszło 5,9 litrów na 100 km.

Druga trasa to już Łowicz – lotnisko w Radomiu – Łowicz. Tutaj już bez autostrady, ale spora część trasy odbyła się drogą ekspresową i tylko ze mną za kierownicą. Średnie zużycie wyniosło 5 litrów na 100 km. Świetny wynik!

fot. GRI CARS

Jeśli podane trasy niewiele Wam mówią, to dodam kolejne dane. Średnie spalanie przy podanych prędkościach wyniosło:

Owszem, znajdą się auta jeszcze bardziej oszczędne, ale zaznaczę jeszcze raz, że Mercedes klasy C ma 265 KM. Przyznam, że spodziewałem się niskiego spalania, ale nie aż tak przyjemnego widoku, który oczywiście wiąże się chociażby z niższymi kosztami podróżowania czy odpowiednio dużym zasięgiem, często przekraczającym 1000 km.

Obawiam się jednak, że ucierpiała tutaj trochę dynamika, a dokładniej sprawność reagowania całego systemu, a przede wszystkim skrzyni biegów, na mocniejsze wciśnięcie gazu. W trybie podstawowym, nie wspominając już o eko, samochód musi się trochę zastanowić, zanim zmieni bieg na niższy i zacznie przyspieszać.

Pomaga tutaj przełączenie się na tryb sportowy, ale opóźnienie nadal potrafi być odczuwalne. Cóż, najwidoczniej priorytetem podczas pisania oprogramowania do skrzyni biegów była jak najniższa oszczędność czy raczej chęć spełnienia zbyt rygorystycznych norm emisji. Na szczęście, jeśli już Mercedes C300d zacznie przyspieszać, to robi to naprawdę ochoczo.

fot. GRI CARS

Wnętrze, czyli przede wszystkim dwa spore ekrany

Mercedes w ciągu ostatnich lat zaliczył kilka większych wpadek w kwestii jakości wykonania wnętrza. W wybranych modelach, nawet tych drogich, środek potrafi mocno skrzypieć. Nie podczas jazdy, ale wystarczy trochę mocniejsze dotknięcie wybranych elementów na desce rozdzielczej, tunelu środkowym czy na bokach drzwi, aby poczuć, że coś jednak poszło w złym kierunku. Marce Mercedes, która sprzedaje samochody premium, po prostu nie przystoi oferowanie takiej jakości wykonania.

W Mercedesie EQE, drogim elektryku skomputeryzowanym do granic możliwości, narzekałem na spasowanie elementów we wnętrzu. Nie miałem więc wysokich oczekiwań pod tym względem w przypadku sporo tańszej klasy C. Przeczuwałem, że znów nie poczuję jakości, jaka powinna być w Mercedesie, ale byłem w błędzie.

Mercedes klasy C pod względem jakości może nie jest wzorem do naśladowania, ale zdecydowanie zasługuje na bardzo dobrą ocenę. Nie licząc kilku mniejszych wpadek, to jest on zdecydowanie poprawnie poskładany. Nawet szarpnąłem kilka razy za klamki, użyłem więcej siły na elementach tunelu środkowego i przemacałem całą deskę rozdzielczą – czasami coś delikatnie skrzypnęło, ale nic więcej. Jedyne zastrzeżenia mam do ekranu za kierownicą, który delikatnie się rusza, gdy użyjemy tylko trochę siły.

fot. GRI CARS

We wnętrzu uwagę zwracają dwa spore ekrany, których układ jest wyraźnie podobny do tego, co mamy w drożej klasie S. Centralny ekran ma 11,9 cala, jest delikatnie zwrócony w kierunku kierowcy, ma wysoką rozdzielczość, maksymalną jasność zapewniającą komfortowe korzystanie w słoneczny dzień, a także sprawnie reaguje na każdy dotyk użytkownika. Drugi ekran, mający 12,3 cala, został umieszczony tuż za kierownicą i – podobnie jak ten centralny – oferuje naprawdę dobrą jakość obrazu. Oba ekrany zostały wykonane w technologii LCD.

Pamiętam, gdy pierwszy raz w Mercedesie spotkałem się z ekranem, który wyglądał jak doklejony tablet – wówczas z pewnością nie były to wizualnie pozytywne odczucia. Teraz, gdy miałem już styczność z wieloma autami z takim podejściem do montowania cyfrowych zegarów, przestało mi to przeszkadzać. Zaakceptowałem takie rozwiązanie, ale nadal nie uważam go za wizualnie atrakcyjne. Nie licząc jednak „tabletozy” ekranu za kierownicą, całe wnętrze jest całkiem przyjemne i jak najbardziej może się podobać.

Obsługa nastawiona jest przede wszystkim na konieczność sięgania palcem do głównego, umieszczonego na środku deski rozdzielczej ekranu. Pozycja ekranu, a także jego delikatne skierowanie w stronę kierowcy, sprawia, że jest to całkiem wygodne.

Owszem, brakuje trochę do poziomu oferowanego przez dobrze zaprojektowany zestaw fizycznych pokręteł i przycisków, ale efekt, który udało się osiągnąć Mercedesowi, jest co najmniej zadowalający. Pomaga też sam interfejs systemu infotainment, który zazwyczaj jest intuicyjny i prosty w obsłudze.

fot. GRI CARS

MBUX zdecydowanie daje radę

System infotainment w klasie C należy uznać za nowoczesny, ale wypada podkreślić, że nie jest to już najnowsza wersja Mercedes MBUX. Nowsze wcielenie znajdziemy w pokazanej ostatnio 6. generacji klasy E, gdzie wśród zmian pojawiła się obsługa aplikacji znanych ze smartfonów i inne usprawnienia. Mercedes klasy C nie ma jednak powodów do wstydu, bowiem zainstalowane na nim oprogramowanie to jedna z jego zalet.

Wcześniej wspomniałem, że obsługa to przede wszystkim konieczność macania centralnego ekranu. Warto jednak zaznaczyć, że po interfejsie można poruszać się również z wykorzystaniem prostych gładzików umieszczonych na kierownicy, który pozwalają na ruch w czterech kierunkach – góra, dół, lewo i prawo.

Gładzik z prawej strony przeznaczony jest do centralnego ekranu, ale tą wątpliwie wygodne rozwiązanie. Z kolei ten drugi, umieszczony z lewej strony kierownicy, służy do zarządzania treściami wyświetlanymi na cyfrowych zegarach, a także do zmiany ustawień wyświetlacza Head-Up. Tutaj jest to jedyna metoda sterowania, bowiem ekran za kierownicą nie jest dotykowy.

fot. GRI CARS

Dostępna jest jeszcze jedna metoda interakcji z oprogramowaniem Mercedesa klasy C. Otóż mamy asystenta głosowego, który jest prawdopodobnie najlepszym rozwiązaniem na rynku polskim. Niestety, konkurencyjny asystent BMW wciąż nie doczekał się obsługi naszego języka, więc trudno mi się do niego odnieść.

Asystent głosowy w klasie C, podobnie jak w innych Mercedesach, pozwala sterować wybranymi funkcjami – np. zmniejszanie i zwiększanie temperatury klimatyzacji, włącznie/wyłącznie podgrzewania foteli, ustawienie celu w nawigacji, otwarcie okna dachowego (szyberdachu), zmiana stacji radiowej i wiele więcej.

Asystent głosowy nie zawsze poprawnie rozumie wypowiedziane komendy, zdarzają mu się wpadki, ale w większości scenariuszy reaguje zgodnie z zamiarami użytkownika. Co ciekawe, potrafi też opowiedzieć kawał, wypowiedzieć się na temat konkurencyjnych marek, a także odpowiedzieć na szereg innych pytań, niekoniecznie powiązanych z Mercedesem.

Nie jest on jednak równie inteligentny, jak Asystent Google czy nawet Siri, ale często jest przydatny podczas prowadzenia samochodu i radzi sobie z prostymi poleceniami.

Interfejs działa sprawnie, podczas testów nie doświadczyłem żadnych błędów, a nawigacja, oparta o mapy HERE, oferuje całkiem aktualną siatkę dróg i ma niezły algorytm wyznaczania tras. Dostęp do najważniejszych opcji sprowadza się maksymalnie do kilku kliknięć, a odnalezienie interesującego nas ustawienia jest banalnie proste.

Zastrzeżenia mam jednak do funkcji rozszerzonej rzeczywistości, której aktywacja na ekranie głównym powoduje widoczny spadek liczby klatek w nawigacji uruchomionej na drugim planie. Spadek nie jest jednak widoczny w przypadku pozostałych elementów interfejsu.

Skoro już wspomniałem o rozszerzonej rzeczywistości, to wypada pociągnąć dalej ten temat. Wykorzystywana jest ona w nawigacji, aby dodatkowo pomóc kierowcy w wyborze poprawnej drogi. W momencie, gdy zbliżamy się do skrzyżowania, ronda lub zwykłej drogi, w którą musimy skręcić, na centralnym ekranie pojawia się obraz z przedniej kamerki, na który nakładane są wirtualne strzałki. Przyznam, że całkiem efektowne.

W trasie wrażenie robi nie tylko diesel, ale też systemy wsparcia kierowcy

Możliwość przejechania długiej trasy bez konieczności skręcenia na stacje paliwowe to, owszem, duża zaleta. Spore znaczenie mają jednak również systemy wsparcia kierowcy i bezpieczeństwa, które odczuwalnie podnoszą przyjemność z pokonywania kolejnych kilometrów, zwłaszcza na drogach ekspresowych i autostradach.

Mercedes klasy C może pochwalić się rozwiązaniami, które zapewniają 2. poziom jazdy autonomicznej. Chociaż bardziej trafnym określeniem jest 2. poziom+, a to ze względu na działanie systemów, które momentami dają namiastkę samochodu w pełni autonomicznego.

Na autostradach, a także na drogach ekspresowych, miałem wrażenie, że kierownicę muszę trzymać tylko ze względów na przepisy, bowiem klasa C jechała prawie sama. Wyprzedzanie innych pojazdów nie jest jednak dostępne, ale możliwa jest automatyczna zmiana pasa ruchu, gdy użytkownik włączy kierunkowskaz, a systemy stwierdzą, że ten manewr będzie bezpieczny.

Podczas powrotu z Torunia do domu na autostradzie A1 natrafiłem na korek. Mercedes nie tylko sam wyhamował w bezpieczny sposób, ale dodatkowo zjechał do lewej krawędzi (byłem na lewym pasie), tworząc w ten sposób korytarz życia. Przyznam, że zrobiło to nam nie spore wrażenie. Wiem, konkurencja też ma takie rozwiązania, ale co innego przeczytać o nich na stronie producenta, a co innego doświadczyć działania takiej funkcji w rzeczywistości.

Oczywiście z 2. poziomu jazdy autonomicznej możemy również korzystać na innych drogach, a nie tylko na autostradach czy ekspresówkach. System odciąża kierowcę także podczas jazdy w korku w mieście. Z kolei podczas parkowania pomocny okazuje się system kamer 360 stopni – kamery oferują wysoką jakość obrazu, także w nocy. Można też sięgnąć po asystenta parkowania, ale przeciętny kierowca szybciej zaparkuje.

Mercedes klasy C – podsumowanie i jeszcze kilka uwag

Zanim przejdziemy do podsumowania, omówmy jeszcze jeden temat warty poruszenia. Za 6 tys. złotych dopłaty otrzymujemy system audio Burmester 3D surround, który dostarcza czysty, głośny dźwięk z wyraźnie słyszalnymi niższymi tonami. Odnoszę jednak wrażenie, że klasa C pod tym względem wykonała regres względem poprzedniej generacji. Teraz jest naprawdę dobrze, ale porównywalnie do przykładowo BMW serii 3. Natomiast starsza klasa C była wyposażona w zestaw jednych z najlepszych głośników, z którymi konkurował tylko Bowers & Wilkins w Volvo S60.

Pod względem głośników jest gorzej, ale nowy Mercedes klasy C jako całość to krok do przodu. Owszem, nie rewolucja, ale niezwykle przyjemna ewolucja. Producent poprawił jakość wykonania wnętrza, system infotainment jest znacznie bardziej nowoczesny, a brak fizycznego pokrętła nie jest zbytnio odczuwalny.

Ponadto, jeśli zdecydujemy się na wariant C300d, otrzymamy 265 KM, napęd na cztery koła, a to wszystko przy średnim spalaniu 5-6 litrów w trasie. Podczas jazdy doceniamy też wyciszenie wnętrza, bogaty zestaw systemów wsparcia kierowcy oraz – jeśli nie polubimy się z fabryczną nawigacją (serio, jest całkiem niezła) – bezprzewodową obsługę Android Auto i Apple CarPlay, a więc dostęp do np. Map Google.

fot. GRI CARS

Mercedes klasy C to jeden z najlepszych samochodów z długiej listy aut, jakie miałem przyjemność przetestować. Wciąż zastanawiam się, czy wybrałbym jego czy jednak dające więcej radości z dynamicznej jazdy BMW serii 3. Jednego jestem jednak pewien, Mercedes bardziej wpada mi w oko niż BMW, chociaż Bawarka też mi się podoba.

Ile jednak trzeba zapłacić? Ceny startują od 204,6 tys. złotych za najsłabszą wersję benzynową C180. Podstawowy diesel, czyli C200d, to wydatek 215,9 tys. złotych. Za C300d trzeba zapłacić z kolei 255,3 tys. złotych za wariant z napędem tylko na tył lub 266,3 tys. złotych, gdy chcemy mieć 4Matic. Oczywiście jeśli zapragniemy mieć bogate wyposażenie, to należy do tej kwoty doliczyć co najmniej 100 tys. złotych.

Drogo? Tak, ale to niestety rynkowy standard.

Zdjęcia Mercedesa klasy C wykonał GRI CARS. Zapraszam do obserwowania jego profilu na Instagramie.

Exit mobile version