Demo Mato Anomalies skończyło się idealnie w punkcie, w którym dopiero zaczynało się rozkręcać. Ba, ono brutalnie zerwało ze mną jakiekolwiek więzi, kiedy wreszcie zrozumiałem ten zalążek warstwy fabularnej oraz elementy rozgrywki. Cóż zrobić, gdy twórcy nie mieli do pokazania nic więcej?
Międzywymiarowe anomalie
Choć Mato jest na pozór zwykłą japońską mieściną, jej podziemne sekrety mogłyby zdziwić niejednego z jej mieszkańców. Przedziwne stwory, które żywią się ludzkimi duszami, zaczęły nawiedzać tą Bogu ducha winną aglomerację. Gracz wcieli się w detektywa Doe, którego zadaniem jest zbadać tajemnicę tej undergroundowej inwazji.
Tylko właśnie – żadna z tej produkcji anomalia. Chwileczkę, 37-minutowe demo rzeczywiście zostawiło mnie głodnym. Stało się tak tylko dlatego, iż rzeczywiście starałem się skupić na warstwie fabularnej. Gdy w końcu byłem dumny ze swoich kognitywno-poznawczych sukcesów, tytuł wypluł symboliczne Dziękujemy za grę! O co więc narobiłem tyle hałasu?
Czym jest Mato Anomalies?
Przede wszystkim, Mato Anomalies to produkcja tworzona przez zaledwie 50 osób. W dzisiejszej branży gier to mała liczba. To skutkuje pozycją, która po dwóch latach produkcji wygląda jak zaginiona gra z PlayStation Portable – choć w dobrym tego słowa znaczeniu. W ciągu tej krótkiej prezentacji, tytuł zaprezentował aż trzy mechaniki, przypominające mi o dawnych czasach, spędzonych z kieszonkową konsolką Sony.
Bez wielkich zaskoczeń – Mato Anomalies to dość klasyczna gra jRPG. Choć gracz może poruszać się po otwartym mieście, żaden z tego Cyberpunk 2077. Wręcz przeciwnie – to ten segment wywołał we mnie najwięcej wspomnień z PlayStation Portable. Lokacja jest otwarta, lecz jednocześnie podzielona na mnóstwo zamkniętych etapów, między którymi gracz będzie przemieszczać się za pomocą metra. Te wyglądają dość biednie, choć poruszanie się w nich to zaledwie przerywnik między kolejnymi scenkami i walkami. Mato inspiruje się jest futuryzmem i klimatami post-apo, ale te bardziej widać po androidach, które pojawiają się w konwersacjach naszego detektywa.
Prawdziwa walka zaczyna się jednak, gdy schodzimy do podziemi. Nasz bohater zaprzyjaźnia się z wojownikiem Gram, pomagającym mu przetrwać pod powierzchnią. Walka turowa była zaskakująco prosta, a animacje ataków dość ładne. Tylko ponownie: ładne jak na przenośną grę z czasów PSP, aniżeli wydanie zmierzające na konsole nowej i starej generacji w 2023 roku. Mój stareńki laptop to potwierdza – przetwarzanie tej grafiki nie sprawiło mu żadnych problemów w rozdzielczości Full HD oraz 60 kl/s. Cóż – przynajmniej optymalizacja jest wzorowa!
Pod koniec wersji demonstracyjnej spotykamy również osobę, której musimy… włamać się do mózgu. Ten element rozgrywki to – niestety – dość prosta gra karciana. Prosta, ponieważ przypomina ona klasyczną wojnę. Gracz posiada karty ofensywne i defensywne, a także pasek zdrowia w lewym dolnym rogu ekranu. Należy więc zadawać obrażenia duszy w taki sposób, aby wirusy blokujące nasze ataki nie miały szans się odrodzić. Po zakończonym hakowaniu, gracz uzyskuje żądany efekt od postaci.
Co tu dużo mówić – mam nadzieję iż w dalszych fazach rozgrywki, ta mechanika będzie czymś wzbogacona. W sferze gier jRPG mógłby to być ciekawy pomysł, choć wersja demonstracyjna nie sprzedała mi tej wizji, jeśli mam być szczery. Nie w dobie tak intrygujących gier z kartami jak zeszłoroczne Loop Hero czy Inscryption.
Jedno demo, trzy mechaniki
Wersja demonstracyjna Mato Anomalies przypomniała mi o tym, że tworzenie takich pokazówek też jest sztuką. Produkcja od Prime Matter i Arrowiz ma potencjał, aby skraść serca wygłodniałych fanów gier jRPG. Dla mnie zabrakło nieco bardziej rozbudowanego pokazu gry karcianej, abym z całej siły wcisnął złoty guzik. Choć tytuł ma już się ukazać w 2023 roku, każda z zaprezentowanych mechanik wygląda bardzo podstawowo, nawet okiem takiego laika japońszczyzny jak ja.
Cieszę się, że Prime Matter próbuje swoimi wydawnictwami zaspokoić każde gusta. Niemniej jednak, liczę na większą jakość na premierę. Ciągle nie znamy też ceny wywoławczej Mato Anomalies. Po tym co zobaczyłem, obstawiam magiczne 169 złotych. To jest, jeśli porcja karciana zostanie znacznie bardziej rozbudowana, mechaniki jRPG nabiorą głębi, a otwarte miasto stanie się czymś więcej, niż pretekstem do wydłużenia czasu rozgrywki.
Mimo wszystko – po tej dość rozczarowującej wersji demo – czekam na więcej. Mam nadzieję, że twórcy zbiorą wskazówki z tych wyjątkowych testów i uczynią swój produkt lepszym. Animacje wyglądają ładnie, jest zalążek ciekawej fabuły, oprawa niczym z PlayStation Portable ma swój osobliwy czar. Wszystko jest na miejscu, oprócz wciągającej gry.