Użytkownicy LG G6 do tej pory nie byli rozpieszczani. Nie dość, że ich telefony z dnia na dzień traciły na wartości to o sensownej polityce aktualizacji można było zapomnieć. Dość powiedzieć, że najnowsza wersja Androida 8.0 udostępniona została dopiero pod koniec maja tego roku. I od razu wzbudziła kontrowersje. Głównie z uwagi na brak zapowiadanych, większych zmian, dotyczących sztucznej inteligencji. Mówiąc szczerze, powoli spisywałem moją G6-tkę na straty i przymierzałem się do zmiany na w-równie-szybkim-tempie-taniejący model V30.
Na szczęście w ostatnich dniach LG zaskoczyło nas pozytywnie. W zeszłym tygodniu na serwerach firmy pojawiła się aktualizacja lipcowa dla modelu LG G6. Dzisiaj aktualizacja ta udostępniona została również w kanale OTA dla telefonów pochodzących z wolnego rynku. Wystarczy wejść w opcje aktualizacji i wyszukać ją ręcznie. Właściciele urządzeń brandowanych poczekają jeszcze z tydzień… lub dłużej.
Co oferuje update o numerze V20b-EUR-XX? Najmniej widoczna zmiana ma charakter typowo brandowy. LG G6 zmienia oficjalnie nazwę na LG G6 ThinQ. Tak, możecie się już przyzwyczajać do nowej nazwy. Zobaczymy ją m.in. przy restarcie urządzenia czy w materiałach promocyjnych, ale już nie w ustawieniach telefonu.
Po drugie – poprawki czerwcowe. LG znane jest ze swej opieszałości w tym temacie, ale nie tylko ta firma aktualizuje starsze telefony czy nawet aktualne flagowce rzadziej niż częściej. To, że aktualizacje bezpieczeństwa dostajemy raz na kwartał w zasadzie nie jest dla mnie istotne. Ważne, że są, to raz, dwa, aktualizacje te w moim odczuciu i tak przed niczym sensownym nie chronią. Nasze telefony i tak są podatne cały czas na zagrożenia, które zostaną naprawione (lub nie) w dalszej przyszłości. Najlepszą ochroną, zarówno telefonu jak i peceta, jest po prostu korzystanie z danego urządzenia z głową, a nie instalowanie kalkulatora, który prosi o dostęp do smsów.
Dużo ważniejsze jest dla mnie wsparcie w zakresie nowych wersji systemu i nowych rozwiązań. Praktycznie nie spotkałem się z sytuacją, w której dany producent w 2018 roku wypuszcza nowe funkcje i nowe telefony, a po miesiącu wprowadza je do modeli zeszłorocznych i jeszcze je promuje. LG poprawiło soft zarówno dla modelu V30 jak i G6. Samsung w zasadzie wydał jeszcze raz model S8 z nowymi funkcjami i domieszką marketingu.
Funkcje w nowej aplikacji Aparatu
Pod koniec zeszłego roku wydawało się, że LG spisało model G6 na straty. Ceną lecące w dół (dla klientów to zawsze dobra informacja, bo ceny sklepowe mają się w wielu przypadkach nijak do wartości telefonów) i brak jakichkolwiek aktualizacji zabezpieczeń. W tym roku sytuacja wygląda diametralnie inaczej. Oreo podnosi komfort użytkowania, telefon został dodany do grupy telefonów rekomendowanych przez Google, aktualizacja do wersji P majaczy na horyzoncie, a sam o urządzenie dostaje odświeżoną wersję aparatu. Co najważniejsze, podbija ona jakość wykonywanych zdjęć do poziomu słynnej aplikacji Google Camera.
Telefon mógł zostać porzucony, na rzecz aktualnego flagowca, ale zamiast tego dostał garść nowych funkcji i poprawek. Funkcji, które faktycznie coś wnoszą a nie są tylko „usprawnieniem obsługi”.
Nowa aplikacja Aparatu bazuje na tej z modelu G7. Nowy wygląd, nowe tryby pracy i filtry, uporządkowane opcje i… niestety tylko namiastka Sztucznej Inteligencji. Brakuje trybu portretowego oraz „poprawiania” zdjęć przez algorytmy SI. Tak na marginesie, to w zasadzie nie ma czego żałować, bo SI we współczesnych telefonach działa koszmarnie. Podbija drastycznie kontrast, a kota potrafi pomylić z kalafiorem.
Aparat doczekał się więc gruntownego liftingu. Zmieniono na szczęście nie tylko wygląd aplikacji, ale też algorytmy pracy. Wokół samego aparatu G6 narosło do tej pory sporo mitów i dwuznaczności. Dużo osób wypowiadało się o nim jako „tragiczny”, „na poziomie średniaków”, ze słabą matrycą. Powiedzmy sobie szczerze, nie było aż tak źle, a sam aparat robił fotki na poziomie Samsunga S7 i S8, jeśli momentami nie lepsze. Czasami gorsze, to fakt. Użytkownicy G6 ratowali się więc dedykowanym portem aplikacji Google Camera (cstark27), który potrafił czynić cuda i drastycznie podnosił jakość zdjęć.
Przykład „słabej” jakości zdjęć w LG G6 (wycinek)
Jak widać problemem LG G6 nie była słaba matryca, ale słabe oprogramowanie. Dodajmy przy tym, że dobre oprogramowanie wyciśnie dużo więcej ze słabej (teoretycznie) matrycy, niż kiepskie z nowszej. Sztandarowym przykładem jest tutaj Lumia 950, której optyka bazowała na średniej jakości matrycy Toshiby T4KA7, a dzięki specjalnemu oprogramowaniu (algorytmy Pure View) i optyce Zeissa (niemającej wiele wspólnego z dzisiejszymi nawiązaniami do tej marki) telefon ten do dzisiaj potrafi zachwycić jakością zdjęć. A mówimy tu o sprzęcie z 2015 roku, który niestety dość szybko umarł wraz z systemem Windows 10 Mobile. Choć nadal ma swoich cichych fanów, na czele z moją osobą.
Jak sprawdza się nowa aplikacja Aparatu w działaniu?
Algorytmy naprawdę „dają radę” i jestem zaskoczony tym jak bardzo nowa aplikacja podbija jakość zdjęć, które jeszcze przed miesiącem trąciły myszką. Poprawek jest pełno. Co najważniejsze, ogólna jakość zdjęć, zarówno tych dziennych jak i nocnych jest dużo lepsza. Poza tym poprawiono balans bieli. Wcześniej zdjęcia z automatu wychodziły wychłodzone, przesunięte w stronę niższych temperatur barwowych. Zielone liście bywały niebieskawe i jedynym ratunkiem był tryb ręczny. Efekty rozmycia wyglądają tak jak powinny. Wcześniej jakość bokeh bywała tragiczna. Zdjęcia są też znacznie jaśniejsze, nawet bez trybu jasnego.
Makro. Po lewej – zdjęcie w pełnym słońcu, po prawej wieczorem
Najważniejsza nowa funkcja Aparatu to Tryb jasny, w którym aparat łączy w jeden cztery piksele i pobiera z nich dane nt. oświetlenia. Zdjęcie jest mniejsze (czterokrotnie), ale o znacznie lepszej jakości i jasności. Tryb ten możemy włączyć oczywiście tylko wtedy, kiedy światła brakuje. Skąd to znamy? Oczywiście z najnowszych flagowców Huawei, ale też ze starych telefonów HTC, które jako pierwsze w świecie Androida bazowały na superpikselach.
Tryb jasny przydaje się tam gdzie praktycznie nie ma światła
Pojawiła się też jedna opcja AI: QLens, która pozwala na rozpoznawanie przedmiotów i wyszukiwanie ich automatycznie na Amazonie lub Pintereście. Tak jak przypuszczałem, opcja ta praktycznie nie działa i nie wartą się nią przejmować. SI ma problemy z rozpoznaniem prostych rzeczy. Ostatnim nowym trybem w ramach QLens jest możliwość szybkiego otwierania linków QR i to faktycznie ma sens, bo nie musimy doinstalowywać dziwnych apek ze sklepu, gdzie jedną trzecią ekranu zajmują reklamy.
Jak więc widać, SI jest mało a te opcje które są na polskim rynku, nie są przydatne. Asystent Google też nie jest widoczny w aplikacji. Poza tym brakuje trybu portretowego. Podobno miał być, podobno będzie. Podobnie jak korekta zdjęć z pomocą AI. Mówiąc szczerze, za bardzo za tymi trybami nie tęsknię.
Miejmy nadzieję, że to dopiero początek (dobrych) zmian i wraz z kolejnymi aktualizacjami zobaczymy coraz więcej nowych opcji i coraz więcej poprawek. Jak na razie odzyskuję wiarę w firmę LG. Oby tak dalej.