Cenię sobie wygodę czytników linii papilarnych ukrytych pod wyświetlaczami smartfonów. To świetna sprawa, kiedy można odblokować urządzenie, nie podnosząc go lub nie sięgając do ramek. Samsung zamierza ulepszyć skanery wykorzystywane we własnych smartfonach.
Czytniki linii papilarnych w ekranie
Samsung początkowo miał niewielkie problemy z ujarzmieniem czytników linii papilarnych integrowanych z ekranami – widoczne one były zwłaszcza w ubiegłorocznych smartfonach. Sam początkowo byłem niezadowolony z tego, jak ten skaner działał w moim Galaxy Note 10. Wydaje się, że po serii poprawek jest teraz znacznie lepiej, ale wciąż bywają sytuacje, gdzie nie odblokuję ekranu za pierwszym razem (choć zapewne teraz głównie z powodu własnej niedokładności).
W tegorocznych flagowych smartfonach czytniki linii papilarnych znacznie poprawiono, co mogliście zauważyć w recenzjach Galaxy S20, Galaxy S20+ oraz Galaxy S20+ Ultra 5G. To jednak nie koniec, bo Samsung szykuje jeszcze lepsze usprawnienia w nadchodzących smartfonach Galaxy S21.
Jeszcze szybsze odblokowywanie ekranu
Zgodnie z informacjami podanymi przez IceUniverse, obszar odczytu ultradźwiękowego skanera linii papilarnych w smartfonie Samsung Galaxy S21 ma być znacznie większy niż w Galaxy S20 czy Galaxy Note 20. Jego powierzchnia będzie o 1,77 razy większa, dzięki użyciu sensora o wymiarach 8 mm x 8 mm. Powinno to sprawić, że palec znacznie częściej będzie trafiał w odpowiednie miejsce, a co za tym idzie – wpłynąć na statystykę odrzuconych prób odblokowania ekranu.
Oprócz tego, nowy czytnik linii papilarnych będzie dwukrotnie szybszy. Zapowiada się więc na spore usprawnienie obecnej technologii.
Osobiście uważam skanery ultradźwiękowe w Samsungach (a przynajmniej ich ubiegłoroczne wersje) za największy minus konstrukcyjny smartfonów tego producenta, jako że nawet owiane złą sławą Exynosy nigdy nie sprawiały mi tylu problemów, co czytniki odcisków palców w ekranie. Z radością powitam więc każde poprawki i dokładniejsze technologie.
Samsung Galaxy S21 powinien zadebiutować w połowie stycznia przyszłego roku. Wtedy przekonamy się, czy w skanerach linii papilarnych rzeczywiście widać progres.