OnePlus to marka, która na rynku istnieje relatywnie krótko. Jak to się stało, że producentowi, któremu zarzuca się szpiegostwo, oszustwa, problemy i wpadki wciąż ufa tyle osób? Mimo kilku naprawdę poważnych argumentów Chińczycy zdają się przeć do przodu i co krok podbijają serca kolejnych konsumentów. Sztandarowe hasło „Never Settle” sprawdza się w tym przypadku idealnie.
Umówmy się: każdy producent zalicza wpadki. Każdy. Tego nie da się uniknąć – nawet mając niesamowite pieniądze, zespoły R&D i tak dalej, i tak dalej. Przydarza się to Samsungowi, Apple, LG, Sony… praktycznie każdej marce. OnePlus, mimo że istnieje na rynku zaledwie od niecałych 5 lat, zdecydowanie przoduje w dziwnych kampaniach reklamowych czy frustrujących dla użytkowników sytuacjach. Mimo ciągłego podnoszenia cen czy coraz szybszego prezentowania nowych flagowców, chińska marka zdaje się podbijać serca coraz to większej liczby osób. Patrząc na ilość wpadek i problemów w okresie wspomnianych kilku lat jest to nie tylko zaskakujące, ale rzekłbym, że nawet zadziwiające.
Prześledźmy więc postęp OnePlus od samego początku istnienia, ale najpierw pytanie…
Czym tak naprawdę jest OnePlus?
OnePlus to chińska marka, która została założona pod koniec 2013 roku. Producent jest spółką zależną od firmy Oppo, która ma pod sobą także kilka innych brandów. Sprawa wygląda tutaj podobnie, jak w przypadku Honora i Huawei – można więc nazwać OnePlusa „córką” lub, jak kto woli, „synem” Oppo. Od samego początku producent ten został powołany do życia w celu tworzenia flagowców dostępnych w niskiej cenie. Już od modelu OnePlus One w okół Chińczyków utworzyła się konkretna, duża społeczność, która przyswoiła od razu alternatywę dla dużych marek pokroju Samsunga czy Apple.
OnePlus zdaje się podążać za swoją filozofią do dzisiaj, mimo że Chińczycy podnoszą ceny z roku na rok. Nie są to drastyczne podwyżki, ale mimo wszystko istnieją – i będą cały czas rosnąć.
OnePlus został założony pod koniec 2013 roku i niemalże od razu zaliczył wtopę. Była nią pierwsza kampania reklamowa oznaczona jako…
„Rozwal przeszłość”
Pierwszy smartfon od OnePlus został zaprezentowany dokładnie cztery miesiące po utworzeniu firmy – całkiem niezłe tempo, to trzeba przyznać. W tym samym czasie producent stworzył znienawidzony przez wielu system zaproszeń, który opierał się na prostej zasadzie: jeśli masz specjalne zaproszenie, to możesz kupić smartfona. Jak go kupisz, to dostaniesz kilka zaproszeń dla znajomych, rodziny czy kogo tam chcesz. Na papierze brzmi fajnie, w praktyce niekoniecznie. Kupić flagowca od OnePlus było horrendalnie trudno, przynajmniej w tamtym okresie.
Wraz z systemem zaproszeń pojawiła się również akcja marketingowa, oznaczona jako „Smash the Past”, czyli w wolnym tłumaczeniu „rozwal przeszłość”. Polegała ona na tym, iż użytkownicy mogli zakupić flagowca od OnePlus w cenie 1 dolara, jeśli zdecydowali się oni… zniszczyć swojego obecnego smartfona. Na liście kompatybilnych z promocją sprzętów znalazły się takie modele, jak iPhone 5, Samsung Galaxy Note 3, Google Nexus 5 czy Motorola Moto X. Niezbyt tanie sprzęty, prawda?
Ludzie, jak to ludzie, rozpoczęli więc masowe rozwalanie telefonów… jeszcze zanim konkurs wystartował oraz zanim zostali wybrani do uczestnictwa w całej akcji. Owszem, można przypisać to wszystko głupocie, ale jakby nie patrzeć… to OnePlus zaczął całą sprawę przez jedną, mega głupią kampanię.
Owszem, Chińczycy starali się zrekompensować wszystkim zniszczenie smartfonów, jednak echo akcji ciągnie się do dzisiaj – przynajmniej u tych użytkowników, którzy śledzą poczynania OnePlus od początku.
Nawet, jeśli udało się komuś zdobyć OnePlus One, to i tak dalej był on ograniczony do…
Strasznego systemu zaproszeń
Znacie zasady działania – wspominałem o nich wyżej. Po uzyskaniu zaproszenia można było rozdać je znajomym lub rodzinie, tylko że… każde zaproszenie przestawało działać po 24 godzinach. Nieważne ile mieliście kasy, nieważne czy Wam się spieszyło… trzeba było kupić flagowca od Chińczyków w dobę. Inaczej nic z tego.
Trzeba przyznać, że OnePlus od początku miał tupet. Firma, zanim na dobre usadowiła się na rynku, już wyznaczała własne reguły gry. Albo się do nich dopasowaliście, albo koniec – ot tak, po prostu. Moim zdaniem to głupota, przez którą (przynajmniej na początku) firma zraziła do siebie mnóstwo osób.
2014 rok mógłby zakończyć się dobrze dla wszystkich posiadaczy jeszcze ciepłego i pachnącego OnePlus One gdyby nie…
Problemy z gwarancją i wyświetlaczami
Po premierze smartfona okazało się, że niektóre sztuki mają problem z żółtym ekranem oraz niepoprawnym wyświetlaniem obrazu. OnePlus odciął się od tych zarzutów i stwierdził, że gwarancja nie obejmuje tego typu usterki oraz nie jest to problem, który został spowodowany z winy producenta. Lepszego startu nie można było sobie wyobrazić prawda?
Użytkownicy oczywiście wściekli się i obrzucali Chińczyków błotem – nic w tym dziwnego, nikt nie lubi być zbywany w taki sposób.
Po kiepskiej kampanii promocyjnej, problemach z gwarancją oraz wyświetlaczami i nieudolnym systemie zaproszeń przyszedł czas na…
Kolejną, tragiczną akcję marketingową
Tym razem została ona oznaczona jako „Ladies First”. Na czym polegała – druga z rzędu – słaba akcja marketingowa OnePlus?
Pomysł z pozoru był prosty: kobieta musiała narysować na swoim ciele logo OnePlus lub położyć je blisko siebie – po namalowaniu znaku na kartce papieru. Zdjęcia miały zostać ocenione przez mężczyzn na forum – 50 najlepszych zdjęć miało prawo do otrzymania koszulki od producenta i zaproszenia do kupienia smartfona.
Serio…?
„Ladies First” przynajmniej w moich oczach wypadło jeszcze gorzej od „Smash the Past”. Owszem, uciecha męskiej części publiczności była zapewne świetna, no ale całościowo nie wygląda to za fajnie.
Wspomniana wyżej kampania odbyła się w maju, a już w listopadzie 2014 roku pojawiły się kolejne problemy. Tym razem był to…
Spór z Cyanogenem
Jeśli zakupiliście smartfona od OnePlus niedawno lub śledzicie poczynania marki dopiero od jakiegoś czasu, to musicie wiedzieć, że urządzenia Chińczyków działały od początku w oparciu o CyanogenMOD – jedną z najpopularniejszych modyfikacji Androida, przynajmniej w tamtym czasie.
W pewnym momencie okazało się, że OnePlus musi zrezygnować z Cyanogena – firma twierdziła, iż chiński producent chce żerować na popularności tego oprogramowania.
Cała sprawa była dość dziwna i skomplikowana, jednak znów zostawiła użytkowników na lodzie. Chińczycy wypuścili OxygenOS, czyli podwaliny dzisiejszego systemu. Wtedy można było zapomnieć o tak dużych możliwościach personalizacji oraz szybkości działania, jak dzisiaj. OxygenOS działał kiepsko, jednak zachował sporo cech, do których przyzwyczaili się klienci OnePlusa.
Kolejny rok miał obfitować w premierę OnePlus 2, jednak znów…
Coś było nie tak
OnePlus 2 był naprawdę udanym urządzeniem. Problem jest tylko taki, że nie miał NFC, który stał się standardem, zwłaszcza we flagowcach, a chińska firma znów wykorzystała system zaproszeń.
Owszem, tym razem Chińczycy postarali się i zwiększyli około 50-krotnie dostępność smartfona oraz samych zaproszeń, otwierających drogę do jego zakupu. To wszystko jednak nie za bardzo wyszło. Opóźnienia z dostawą po premierze sięgały niejednokrotnie miesiąca, co rodziło kolejną frustrację konsumentów. Doszło nawet do tego, że szef OnePlus, Carl Pei musiał wystosować oficjalne przeprosiny na forum.
Oprócz sprzedaży smartfonów, chińska firma postanowiła pójść o krok dalej. Tym razem OnePlus zaczął dystrybuować…
Wadliwe kable USB typu C
Naprawdę, nie ma nic złego w sprzedawaniu akcesoriów do swoich własnych urządzeń – nikt nie poszedł za to jeszcze do więzienia. Problem jest tylko taki, że w 2015 roku kable USB typu C sprzedawane przez OnePlus nie spełniały żadnych norm oraz przyjętych standardów w kontekście jakości. Użycie przejściówki czy samego kabla od Chińczyków mogło więc uszkodzić urządzenie lub spowodować inną, tragiczną w skutkach awarię.
Jak wybrnął z tego OnePlus? Firma stwierdziła, że ich kable działają okej z modelem OnePlus 2, ale nie nadają się do innych urządzeń. No i w porządku, wszystko wytłumaczone.
Od tamtego momentu wszystko wydawało się iść zgodnie z planem, dopóki nie okazało się, że firma…
Zbiera dane na temat użytkowników
I tu pomińmy chronologię i zatrzymajmy się na chwilę. Po raz pierwszy szpiegowanie OnePlus zostało odkryte w połowie 2016 roku, kiedy to okazało się, że dane dotyczące numeru IMEI są przesyłane bezpośrednio na serwery OnePlus za pomocą nieszyfrowanego połączenia. To raz.
Dwa, w październiku ubiegłego roku ponownie okazało się, że Chińczycy zbierają dane bez uprawnień. System OxygenOS pobierał informacje dotyczące użytkowania smartfona przy okazji przesyłając dane na temat numeru seryjnego. Co to oznacza w praktyce? Tylko tyle, że sprzęt mógł zostać połączony z klientem, który go kupił. I co z tego? To, że wraz z numerem seryjnym na serwery szły również dane związane z użytkowaniem urządzenia. Mnożąc to razy ilość możliwych przypadków okazuje się, że ciekawa baza danych rośnie bez niczyjej wiedzy. Tego typu pliki można wykorzystać na wiele sposobów, wierzcie mi.
OnePlus na szczęście się zreflektował i ograniczył kolekcjonowanie danych dotyczących pracy smartfona.
Można też wspomnieć o następnej wpadce związanej z bezpieczeństwem, czyli metodzie, która pozwalała atakującym na uzyskanie kontroli nad urządzeniem przez tak zwany „Engineer Mode” – podatność pozwalającą na łatwe osiągnięcie uprawnień administratora oraz wstrzyknięcie złośliwego kodu czy skryptu. Całość została szybko załatana, ale nie wiadomo czy kiedykolwiek ktoś ją wykorzystał.
Więcej? Proszę bardzo. Kolejną wpadką OnePlus był podejrzany „schowek” w smartfonie. Każdy z nas czasem coś pisze i zachowuje na później czy wykorzystuje schowek do dzielenia się linkiem lub inną informacją. Okazało się, że dane ze schowka były przesyłane na serwery firmy Teddy Mobile – producenta zajmującego się tworzeniem aplikacji mobilnej, pozwalającej na identyfikację połączeń zgodnie z analizą uzyskanych danych. Cała sprawa była ograniczona głównie do rynku chińskiego, także można o niej zapomnieć – albo i nie.
Na koniec kwestii związanych z bezpieczeństwem zostawię sobie moją ulubioną perełkę: wyciek danych z kart kredytowych użytkowników – wszystko to za sprawą oficjalnego sklepu OnePlus. Po śledztwie okazało się, że pieniądze i swoje dane mogło stracić około 40 tysięcy osób. Widziałem zgłoszenia na Reddicie oraz forum OnePlus, które wskazywały na to, iż karta krdytowa została użyta przez złodziei lub w inny, nieautoryzowany sposób. Kiepska sytuacja, szczególnie wtedy, kiedy w grę wchodzi Wasze konto bankowe i wszystkie związane z nim dane. Pieniądze da się jeszcze przeżyć, bo te są jako tako chronione. OnePlus momentalnie zawiesił płatność kartą i w uniemożliwił dokonywanie zakupów w ten sposób w swojej witrynie. Śledztwo zostało zakończone, łatka wypuszczona (jak zwykle), a poszkodowani użytkownicy otrzymali zadośćuczynienie. Sprawa zamknięta. Szkoda tylko, że chińska firma nie zabezpieczyła się przed tego typu sytuacją w lepszy sposób.
Skoro już przy oszustwach jesteśmy, to nie można zapomnieć także o kolejnym strzale w stopę od OnePlus. Na jaw wyszło bowiem, iż marka…
Oszukiwała w wynikach testów i benchmarków
Benchmarki i inne testy syntetyczne to gorący temat – szczególnie w przypadku wszystkich fanów cyferek. Ja uważam tego typu testy za mało znaczące, szczególnie w kontekście codziennego użytkowania urządzenia. Zanim jeszcze sprzęt trafi na półki sklepowe oraz zostanie zaprezentowany, często przed premierą wyniki benchmarków pojawiają się w sieci dając obraz tego, czego dokładnie możemy się spodziewać. Okazało się, iż OnePlus postanowił trochę się z nami zabawić poprzez manipulację.
W pewnym momencie odkryto, że wyniki uzyskiwane przez smartfona OnePlus 3T zostały zmanipulowane, aby były wyższe niż w rzeczywistości. Ta sama sprawa dotyczyła także w 2013 roku Samsunga, HTC, Sony czy LG, jednak teraz skupiamy się na Chińczykach. Sprawa ucichła, ale… powróciła w 2017 roku. Ponownie okazało się, że Chińczycy oszukują – tym razem w przypadku modelu OnePlus 5. Wyniki miały być zwiększone nawet o 5% i więcej.
Mniejsze występki
Oczywiście to wszystko, co opisałem, to nie koniec problemów, wpadek i dziwnych sytuacji ze strony OnePlus. Warto wspomnieć także o resetowaniu się smartfonów podczas wybierania numeru alarmowego, o problemach z ekranem oraz efektem „żelka”, który skutecznie uniemożliwiał komfortową pracę z flagowcem. Innym z tematów niech będzie chociażby przedwczesne zakończenie wsparcia dla niektórych urządzeń – ta akcja również wywołała gniew u klientów chińskiego producenta. Firma obiecywała, a co innego można było zobaczyć w rzeczywistości.
Nie ma sensu rozpisywać się o wyżej wspomnianych sytuacjach, bowiem dotyczyły one stosunkowo niedużej grupy użytkowników i nie były tak bardzo uciążliwe. No może poza zakończeniem wsparcia, bo z tym nie dało się już nic zrobić.
Dlaczego więc OnePlus jest tak popularny?
Odpowiedzi jest kilka i ja przedstawię swoją. Użytkownicy nie zwracają uwagi na wpadki i kierują się kryterium jakości do ceny – to jak najbardziej naturalne. Muszę przyznać, że OnePlus przeszedł naprawdę horrendalnie długą drogę i teraz po premierze modelu OnePlus 6 śmiało przyznam: ten smartfon mi się podoba. Urządzenia Chińczyków działają szybko, są napakowane możliwościami takimi, jak u konkurencji i przede wszystkim dalej mają alternatywną, niższą i przystępną cenę. Do tego wszystkiego możemy dorzucić skupioną w okół marki społeczność, która zawsze będzie sobie pomagać oraz udostępni rozwiązania stricte od strony software’owej – wystarczy rzucić okiem na forum XDA, żeby się przekonać.
Trzeba jednak obiektywnie popatrzeć na sytuację: trochę dużo tych wpadek oraz problemów, jak na niemalże 5 lat działalności, prawda? Jak dla mnie o wiele, wiele za dużo. Nie oznacza to, że nie warto kupować urządzeń od OnePlus – każdy decyduje, co wybiera oraz co robi ze swoją gotówką.
Ja będę jeszcze przez jakiś czas sceptycznie podchodził do tej marki i trzymał się z boku. Bardzo możliwe, że za jakiś czas Pan Carl Pei i spółka sprawią, że zmienię zdanie. Tego oczywiście nie wykluczam.
Gdzie więc leży tak duży sukces OnePlus na rynku smartfonów z Androidem? Odpowiedzi jest wiele, ale tylko jedna trafia w sedno. To oczywiście sztandarowe hasło marki… „Never Settle”.