Sądowy spór pomiędzy Epic Games i Apple trwa w najlepsze, dzięki czemu do sieci trafia mnóstwo zakulisowych informacji prosto z branży gier. Wczoraj chyba najgłośniejszą z nich było to, jak wiceprezes Microsoftu przyznała, że firma od lat dopłaca do każdej sprzedanej konsoli Xbox. Choć, jeśli mam być szczery, to nie powinno to nikogo dziwić.
Konsole Xbox nigdy nie były rentowne…
Podczas wspomnianej rozprawy Epic Games vs. Apple, głos zabiera wiele wpływowych ludzi z branży. Głośnym echem odbiły się głównie słowa Lori Wright, wiceprezes Microsoftu do spraw rozwoju biznesu. Podczas rozprawy zadano jej pytanie: „Jak dużą marżę zarabia Microsoft na sprzedaży konsoli Xbox?”, na które wiceprezes odpowiedziała bardzo prosto: „Nie zarabiamy. Sprzedajemy konsole ze stratą”.
I trudno w to nie uwierzyć, spoglądając chociażby na takiego Xboxa Series S, który w Polsce kosztuje zaledwie 1349 złotych. Jak za urządzenie tej klasy, z takimi parametrami, jest to rzeczywiście aż podejrzanie niska cena. To samo tyczy się również mocniejszego Xbox Series X, który kosztuje nieco więcej, bo 2299 złotych. To jednak też śmiesznie mało, patrząc na potężną specyfikację i osiągi tego sprzętu.
Czy to oznacza, że Microsoft dopłaca do tego interesu? Otóż… nie.
…i pewnie nigdy nie będą
Tajemnicą poliszynela jest to, że w większości przypadków konsole do gier sprzedawane są ze stratą. I to od lat, bo Microsoft wcale nie jest pionierem w tym temacie. Konsole „po kosztach” sprzedawało (i nadal sprzedaje) wiele firm, takich jak chociażby Nintendo, Sega czy największy konkurent Xboxa – PlayStation.
Jakim zatem cudem rynek konsol nadal ma się tak dobrze, jeśli wszyscy producenci dopłacają do każdego urządzenia? Powód jest bajecznie prosty, a jest nim zysk z gier na konsole. Zarówno Sony, Nintendo, jak i Microsoft pobierają odpowiednią marżę od każdej sprzedanej kopii gry na daną konsolę, co sprawia, że początkowe „dokładanie” do interesu staje się po czasie bardzo lukratywne. W dzisiejszych czasach jest to o tyle łatwiejsze, że dużą popularnością cieszą się takie usługi, jak PlayStation Plus czy Xbox Game Pass, które są ogromnie opłacalne dla producentów konsol.
Jeśli cała ta sytuacja i model biznesowy Was zainteresował, to zapraszam do lektury świetnej książki Wojny Konsolowe, Blake’a J. Harrisa, który w formie thrilleru korporacyjnego opisał tytułową wojnę pomiędzy Segą a Nintendo. To właśnie w tej książce poczytać możecie o Tomie Kalinske’im, który był prawdopodobnie ojcem pomysłu na „sprzedawania konsol ze stratą”, wzorując się na przemyślę maszynek do golenia.
Naprawdę polecam – jest to dobrze napisana i niezwykle wciągająca pozycja, z której można wiele się dowiedzieć na temat rynku gier i konsol.