Żeby ubiegać się o stały pobyt w Australii, trzeba przejść komputerowy test weryfikujący płynność posługiwania się językiem angielskim. Pewna kobieta, która pochodzi z Irlandii nie mogła przez niego przejść. Nie dlatego, że nie umiała czytać czy mówić po angielsku. Dlatego, że według komputera, znała język zbyt słabo.
Siri ma czasem problemy z rozpoznawaniem różnych zdań, jeśli nie posłużymy się wyraźną angielszczyzną. Podobne problemy zdaje się mieć system sprawdzający umiejętności językowe osób starających się o wizę w Australii.
Louise Kennedy jest żoną pewnego człowieka z Australii. Mieszka tam już dwa lata. Jest też lekarzem weterynarii z dwoma stopniami akademickimi. Mimo to, zdaniem systemu badającego biegłość w posługiwaniu się językiem angielskim, Louise nie idzie wystarczająco dobrze, by zasłużyć na wizę.
Licencjonowane przez rząd oprogramowanie, tworzone przez firmę Pearson ocenia płynność czytania oraz wymowę. Pani Kennedy musiała wcielić się na moment w rolę lektora i przeczytać z ekranu jeden akapit tekstu. Jak powiedziała, „to było bardzo, bardzo proste”. Jej wynik to 74 punkty na 90 możliwych. Żeby zdać test, trzeba zdobyć 79 punktów.
To nie twórcy oprogramowania ustalili taki pułap, tylko australijskie władze. Minimalny akceptowalny wynik to 65 punktów, co najwyraźniej wydało się zbyt niskim progiem dla lokalnych urzędników. „Technologia stosowana w teście Pearson Test of English jest niezawodna” – potwierdził rzecznik firmy. Ciekawe, czy sam rzecznik uzyskałby wynik 90 punktów – w końcu Australijczycy znani są z tego, że ich wymowa nieco różni się od czystej angielszczyzny.
Oprogramowanie bierze pod uwagę różne czynniki, takie jak gramatyka i wymowa. Wydawałoby się, że ludzie z dwoma stopniami akademickimi kojarzą, jak składa się zdania po angielsku. „W trakcie opracowywania testu zebrano ponad 400000 wypowiedzi od ponad 10000 testerów, których pierwszym językiem był jeden ze 120 języków, włączając w to native speakerów z Anglii” – podkreśliła firma. Tym bardziej system powinien „rozumieć”, że nie każdy będzie śmigał po angielsku z nieskazitelnym brytyjskim akcentem.
Firma Pearson zaoferowała Louise Kennedy darmową drugą próbę podejścia do egzaminu. W jej wypadku teraz chyba łatwiej będzie ubiegać się o wizę małżeńską, która kosztuje 3000 dolarów australijskich.
Z jednej strony absolutnie rozumiem Louise – akcenty wymowy angielskich słówek nie powinny w takim stopniu ograniczać możliwości otrzymania wizy. Z drugiej strony jednak, ciekaw jestem ile punktów w tym teście dostałby ten pan z Irlandii. Podobno mówi po angielsku…
źródło: The Independent przez cnet
zdjęcie tytułowe: OgreBot na licencji CC 4.0