Świat komputerów AIO przemawia do mnie coraz bardziej. Nie ukrywam, że swój udział w tej „edukacji” ma Lenovo, bowiem ostatnimi czasy mam przyjemność testować urządzenia właśnie tej firmy. Co jednak ważniejsze, ta edukacja jest miła, przyjemna i – niemal – bezstresowa. Słowem taka, jakiej wypada oczekiwać, gdy na stół kładziemy około trzech tysięcy złotych.
Jak zawsze subiektywny wstęp
W AIO podoba mi się to, że w zasadzie każdy sam może wyjąć komputer z pudełka, podpiąć te dwa-trzy kable, położyć na stolik klawiaturę, myszkę i niech się dzieje. To świetna sprawa, zwłaszcza w erze miniaturyzacji i bezkompromisowości – zarówno w designie, jak i w potencjale tego typu urządzeń. O ile po testach droższego AIO 730s sądziłem, że 520-tka może na tle lepiej uzbrojonego braciszka wypaść nieco gorzej, o tyle po niemal trzech tygodniach stwierdzam, że byłem w błędzie.
Naturalnie to tylko wstęp, gdzie ogólnie zarysuję Wam sytuację, żebyście wiedzieli, czego się spodziewać, a pozostałe wątki rozwinę w kolejnych akapitach. Na mojej twarzy pojawia się jednak uśmiech, gdyż w zasadzie mógłbym tutaj zmieścić skompresowaną wersję materiału. Powiem więcej, to streszczenie zmieściłbym w zaledwie dwóch zdaniach.
W pierwszym bym się z Wami przywitał, a w drugim lakonicznie napisałbym, że warto kupić, że to świetny sprzęt, który ma stosunkowo niewiele ograniczeń, pośród których dominować będą zaawansowane graficznie gry i perspektywa rozbudowy. Streszczenia mają jednak to do siebie, że nie oddają wielu ważnych smaczków, które wpływają na taką, a nie inną notę.
Jeśli interesuje Was jakość emitowanego obrazu, odsłona multimedialna, klawiatura oraz to, gdzie Lenovo tym razem schowało przekaźnik Bluetooth – który ostatnim razem napsuł mi nieco zdrowia ;) – zapraszam dalej.
Zestaw
Pudło. Od pudła zacznie się cała Wasza przygoda. Zwykłe, bez fajerwerków, o wadze wynoszącej mniej więcej pięć-sześć kilogramów. W środku styropian, który świetnie zabezpiecza urządzenie podczas transportu. Zawsze zwracam na ten element zestawu sporą uwagę, bowiem wiadomo, że nie jest trudno uszkodzić wrażliwy sprzęt. Po jakości opakowania jestem niemal pewien, że z Waszym AIO od Lenovo nie powinno się stać nic złego.
Solidnie wygląda też metalowa podstawka, do której przytwierdzicie komputer. Jest to bardzo prosty mechanizm, gdzie rola użytkownika ogranicza się w zasadzie do dokręcenia śruby. Ot, prosto i praktycznie. Obudowa została wykonana ze stylizowanego na metal plastiku. Bardzo podobają mi się wąskie ramki, które obiegają 23,8 calowy ekran. Dodają one sprzętowi sporo nowoczesności. Jako że zwykle pracuję na laptopie, który ma to obramowanie nieco szersze, będę odsyłał AIO 520 z pewnym smutkiem.
Dolna część obudowy – rzecz jasna od przodu – to ciągnący się przez całą długość głośnik. W przeciwieństwie do AIO 730s, do którego zapewne jeszcze nieraz będę się odwoływał – nie ma tutaj żadnego specjalnego tworzywa. Ot, zwykła, plastikowa maskownica. Sam głośnik gra donośnie i czysto. Do oglądania materiałów na YouTube czy usług VOD wystarczy jak znalazł. Powiem więcej – wątpię, żebyście zwykle wyszli poza 30-50% głośności tego modułu. Dla tych, którzy lubią czasem nieco więcej dorzucić do pieca i sprawdzić, czy sąsiad nadąży z wybijaniem rytmu na kaloryferze, to świetna wiadomość ;)
Pewne oszczędności widać w jakości tworzyw, z których Lenovo wykonało klawiaturę i myszkę. Uspokajam, nie jest źle, no ale na pierwszy rzut oka widać, że nie jest to tworzywo najwyższych lotów. Ostatecznie można to zrozumieć chociażby przez wzgląd na to, że w portfolio producenta znajduje się wyższy model. Chcesz mieć subtelności i fajne smaczki – zapłać. W tych czasach to nic złego.
Przekaźnik Bluetooth skrywa w sobie gryzoń. Niby nic nowego, ale tym razem mocowanie nie znajduje się u dołu konstrukcji. Trzeba delikatnie podważyć tę jaśniejszą część z logo Lenovo. Jako że jest ona mocowana na zaledwie dwa ząbki, ustąpi dość łatwo.Właśnie tam odnajdziecie przekaźnik, który należy wpiąć do portu microUSB.
Klawiatura nie doczekała się podświetlenia. Przyciski, jak i sam korpus to dość szorstki plastik. O ile nie jest to kunszt, jeśli chcecie tę klawiaturę tylko i wyłącznie głaskać palcami i rozpływać się nad jej konstruktorem, o tyle polubiłem ten układ za jakość, jakiej dostarcza podczas pisania dłuższych tekstów. Jest to rasowa klawiatura wyspowa wraz z pełnym blokiem numerycznym.
Skok przycisków jest dobrze wyważony, co zresztą u Lenovo nie jest niczym dziwnym. Cieszy obecność diody sygnalizującej aktywny klawisz CapsLock. Tej rzeczy bardzo mocno brakowało mi w AIO 730s. Lenovo jednak nie byłoby sobą, gdyby w jakimś jednym punkcie nie poszło pod prąd. Tym razem padło na kuriozalny, po prostu wielki klawisz Delete. Nie mam pojęcia, czym firma kierowała się tworząc aż tak wielki przycisk, ale nasuwają mi się tutaj dwa wnioski. Po pierwsze, wygląda to dość dziwnie. Po drugie natomiast, wszyscy ci, którzy czasem denerwują się przy komputerze, a do tej pory znęcali się nad Enterem lub spacją, mogą przenieść swoją uwagę na nowy obiekt.
Producent zaimplementował w urządzeniu dość ciekawą kamerę. Znajdziecie ją w górnej części konstrukcji, że tak powiem „nad ekranem”. Wciśnięcie zaznaczonego obszaru spowoduje wysunięcie się tego modułu. No i co oczywiste, w taki sam sposób możemy go później schować i nie czuć się obserwowani przez tajemniczego Wielkiego Brata.
Na prawej ramce odnajdziecie schowaną tackę DVD i przycisk Power, a z tyłu czekają na Was gotowe do pracy porty. Nie jest ich może zbyt wiele, jednak podczas moich testów zazwyczaj nie narzekałem na to, że brakowało łącz i trzeba było szukać kompromisów. To właśnie magia modułu Bluetooth, z którego pełnymi garściami czerpie klawiatura i myszka.
Łączność, moduły i specyfikacja techniczna
- USB 3.0 – 2 porty,
- USB 2.0 – 3 porty
- Gniazdo słuchawek i mikrofonu,
- Czytnik kart SD,
- Łączność WiFi: 802.11 ac,
- Bluetooth 4.0.
Producent daje do wyboru wiele wersji urządzenia. W moje dłonie wpadła wersja z procesorem Intel i5 7400T, 8 GB RAM oraz dyskiem twardym 1 TB. Karta graficzna to AMD Radeon 530 wraz z Intel HD Graphics 630. Naturalnie całość napędza Windows 10 Home Edition, co raczej nie będzie dla Was niespodzianką, prawda?
Warto natomiast zauważyć, że producent dostarczył na rynek naprawdę wiele różnych wersji urządzenia. Zarówno tych, które będą bazować na mocniejszej specyfikacji technicznej, jak i takich, które – przykładowo – powinien rozważyć pracodawca, dla którego ma to być tylko i wyłącznie narzędzie do pracy, nie do gier. Najniższy obsługiwany procesor to Intel Celeron G3930T, a najwyższy to bardzo mocny gracz, mianowicie Intel Core i7-8700T 8. generacji. Naturalnie są też różnice w pojemności dysku twardego, jego technologii, a także w ilości RAM.
Spis treści:
1. Jak zawsze subiektywny wstęp. Zestaw. Łączność, moduły, gabaryty i specyfikacja techniczna
2. Wyświetlacz i jakość dźwięku. Kultura pracy. Podsumowanie