Autorem artykułu jest Robert Drózd z serwisu swiatczytnikow.pl.
Odnoszę wrażenie, że niektóre polskie serwisy i blogi technologiczne dostały jakiegoś amoku na temat Kindle Fire. Co chwilę pojawiają się artykuły wychwalające pod niebiosa sukces tabletu Amazonu i analizujący wpływ tego na rynek.
Sukces niewątpliwie jest. Amazon pochwalił się niedawno, że sprzedają każdego tygodnia ponad milion Kindli – wszystkich rodzajów, ale to Kindle Fire jest obecnie najpopularniejszym urządzeniem z tej serii w Stanach.
Niestety, z tych wszystkich artykułów przeciętny polski czytelnik dostaje mętliku w głowie. Ludzie zastanawiają się: „kupić iPada, czy może jednak Fire?”, a inni – „jakiego Kindle kupić? Z klawiaturą, bez klawiatury, a może Fire?”.
I to jest szkodliwe. Bo przepisywaczy newsów z amerykańskich portali nie bardzo interesuje, jak to wygląda w praktyce. Kindle Fire ma szansę podbić Stany? No to piszmy o tym, jakby to było rzeczywistością także i u nas. A nie jest.
Kindle Fire = tylko USA
Podstawowy fakt: Kindle Fire jest dostępny tylko w USA. Mogą go zamówić tylko mieszkańcy Stanów (- przynajmniej na razie, bowiem najprawdopodobniej w styczniu taką możliwość otrzymają Brytyjczycy, a co za tym idzie – reszta świata, w tym Polska – przyp. Katarzyna Pura)
Już słyszę cwaniaczków, mówiących „ale ja to sobie sprowadzę” – i warianty: allegro czy prywatny import. Jasne, można tak zrobić. Ale to nie zmienia faktu, że Kindle Fire jest mało użyteczny poza USA.
Co trzeba wiedzieć o korzystaniu z Kindle Fire:
- Książki na Kindle działają jak na czytniku – kupimy, możemy przeczytać, można też wrzucać własne – tak samo jak na czytnik: przez kabel USB, albo przez e-mail. Jedyna zaleta w stosunku do czytnika jest taka, że Fire obsługuje format DOC bez potrzeby konwersji. Były jednak sygnały, że własne książki nie zawsze są widoczne na Fire, pomaga tutaj wykorzystanie Calibre do przesyłania.
- Jednak sama aplikacja do czytania jest gorsza! Dobrą analizę wykonał autor bloga Osnova. Androidowy czytnik na Kindle Fire nie obsługuje takich funkcji takich jak zmiana rozdziałów, syntezator mowy, kolekcje, a wyszukiwanie trwa dość długo.
- Każdy kupujący Kindle Fire dostaje miesiąc usługi Amazon Prime, która pozwala m.in. na korzystanie z wypożyczeń książek (jak dotąd niewielu) oraz na streaming setek filmów bezpośrednio na tablecie. To wyjaśnia nam, dlaczego Fire ma tylko 6GB pamięci – filmy nie będą tu składowane, a ściągane z sieci. Usługę Prime można, co ciekawe, kupić też w Polsce – ale większość jej zalet będzie tu bezużyteczna.
- Filmów w Kindle Store nie kupimy i nie obejrzymy bezpośrednio.
- Aplikacji na Kindle Fire poza Stanami nie kupimy. Amazon Appstore jest dostępny tylko dla mieszkańców USA, a oficjalnego dostępu do Android Market nie ma.
- Przeglądarka – działa – i tyle można o niej powiedzieć. Rzekome przyspieszenie, które miał dać mechanizm „Silk” nie robi podobno wrażenia.
Pewne z tych ograniczeń można obejść, są już sposoby rootowania, Android Market da się zainstalować, a domową sieć można podłączyć do amerykańskiego proxy i udawać, że jesteśmy Amerykanami.
Ale czy to ma tak wyglądać? Mamy bawić się w hackerów, aby uzyskać dostęp do usług, których nam Amazon sprzedać nie chce?
Polityka Amazonu i drugi świat (w Europie)
Pamiętajmy, jaka jest podstawa działania Amazonu. Sprzedają swoje urządzenia na granicy opłacalności, czy nawet do nich dopłacając, bo liczą, że ludzie kupią też do ich urządzeń treść. I skupiają się na rynku amerykańskim, bo tam mają wciąż 95% przychodów.
Kraje europejskie i inne (zwróćmy uwagę, że także Kanada!) to dla Amazonu drugi świat. Część usług jest udostępniona, część nie – i jest to zależne od urządzenia.
W przypadku czytników Kindle ta polityka nam nie przeszkadza – lub – prawie nie przeszkadza. Bo nie mamy problemu z wrzucaniem swoich dokumentów, czy to przez maila czy to po kablu, coraz więcej księgarni sprzedaje też format MOBI.
Miliony posiadaczy Kindle są pewną gwarancją, że książek będzie po prostu coraz więcej. Możemy narzekać na ograniczenia licencyjne (nie wszystkie książki z Kindle Store można kupić w Europie), albo na brak aplikacji i gier – ale podstawowa funkcja czytnika Kindle jest zachowana także poza Stanami. Zresztą sam Amazon wypuszczając wersję International, honorując gwarancję w Polsce i dając nam dostęp do tych samych darmowych książek co w Stanach traktuje nas w miarę poważnie.
W przypadku Kindle Fire jest inaczej. Kupujący poza Stanami ma zero wsparcia. Może to się zmieni, są plotki o tym że Fire w styczniu zacznie być sprzedawany także w UK, a więc może i w całej Europie. Ale na razie czekamy.
To tylko tablet
Kindle Fire ma być w Stanach narzędziem dostępu do rozmaitych produktów i usług, które ma Amazon. Poza Stanami Fire staje się po prostu kolejnym tabletem z błyszczącym ekranem 7 cali, procesorem o średniej wydajności i paroma godzinami działania na baterii. Recenzenci narzekają na szybkość, pojemność pamięci (już wyjaśniałem, czemu tak mała) i tak mocne zintegrowanie z Amazon Appstore, przez co niedostępne są choćby… aplikacje Google, takie jak Gmail.
Do książek Fire nie jest lepszy niż czytnik Kindle, a 7″ ekran nadal nie daje komfortu czytania PDF. W przypadku filmów i aplikacji Fire nie daje nam niczego, czego by nie oferowały inne tablety.
Nie ma sensu być fanbojem Amazonu
Powoli zauważam w pewnych miejscach takie traktowanie Amazonu, jak parę lat temu zaczęło się z Apple. Że firma jest kultowa i cokolwiek wypuści, musimy się tym zachwycić i zakładać, że to na pewno się przyda.
Tymczasem trzeba pamiętać o tym, jakie są cele Amazonu i czy one są zbieżne z tym na czym nam zależy :-)
Dlatego rada: nie dajcie się zwieść technologicznym blogom. Kindle Fire w Polsce jest mało przydatny.
Potrzebujesz czytać – kup czytnik Kindle.
Potrzebujesz tabletu – poszukaj innej firmy. W przypadku 7-calowych można już koło 1000 zł dostać markowe produkty o niezłych parametrach. W przypadku 10-calowych, coraz tańsze są używane iPady. A jeśli wierzyć plotkom, na początku roku będzie premiera iPada 3, co oznacza, że wielu „kompulsywnych upgraderów” będzie wyprzedawało swoje tablety i będzie można je dostać jeszcze taniej.
Ale co najważniejsze – nie mylmy tabletów z czytnikami i przywiązania do produktu, z przywiązaniem do firmy :-)
Autorem artykułu jest Robert Drózd z serwisu swiatczytnikow.pl.