Afera z wybuchającymi Galaxy Note 7 będzie się ciągnęła za Samsungiem jeszcze długo, jednak warto wiedzieć, że podobne sytuacje zdarzały się w przeszłości również innym producentom. Prawdziwym problemem nie są bowiem same baterie, a potrzeby użytkowników.
Obecnie największą bolączką posiadaczy smartfonów jest ich zdecydowanie zbyt krótki czas pracy na pojedynczym ładowaniu. Owszem, są osoby, które potrafią wycisnąć dwa lub nawet trzy dni, ale w większości przypadków maksymalnym wynikiem jest dzień-półtora. Sięgamy bowiem po swój telefon coraz częściej (z różnych powodów), więc bateria „znika” dosłownie na naszych oczach. Potwierdzają to badania, według których w Chinach użytkownicy korzystają ze swoich urządzeń dwa razy dłużej niż jeszcze cztery lata temu.
Producenci, chcąc wyjść naprzeciw naszym potrzebom, starają się montować w produkowanych przez siebie smartfonach akumulatory o coraz większych pojemnościach (co nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem, ale to już inny temat). Ogniwa takie zajmują jednak sporo miejsca, dlatego każdy próbuje „zmieścić” jak najwięcej mAh w jak najmniejszej – pod względem rozmiarów – baterii. Niestety, są pewne granice, których po prostu nie da się przekroczyć, wykorzystując dostępną obecnie technologię.
Każdy akumulator powinien mieć też specjalny mechanizm zabezpieczający, który zapobiegnie ewentualnemu wybuchowi. Ceny ogniw jednak sukcesywnie spadają i istnieją podejrzenia, że niektórzy producenci (zwłaszcza ci mniejsi) bagatelizują tę kwestię. Chodzi oczywiście o cięcie kosztów, ponieważ konkurencja jest ogromna.
Samsung, chcąc wyjść naprzeciw potrzebom użytkowników, w którymś miejscu popełnił błąd, ale wciąż nie wiadomo gdzie. Koreańczycy bowiem – jak sami mówią – kontrolują każdy krok podczas konstruowania, produkcji i testów bezpieczeństwa. Czekamy więc na oficjalny komunikat w tej sprawie – a wina może, choć wcale nie musi, leżeć po stronie akumulatora.
Jak wspomniałem na samym początku, wybuchające baterie wcale nie są niczym nowym. W ostatnich latach amerykańska agencja CPSC wycofywała już z rynku m.in. powerbanki, odśnieżarki, elektryczne deskorolki czy latarki, właśnie przez problemy z ogniwami litowo-jonowymi. Podobna do Samsunga historia spotkała też w przeszłości laptopy Sony, HP, Toshiby i Panasonica, a nawet akumulatory, stosowane przez Boeinga w Dreamlinerach.
*Cytat, użyty w tytule, to słowa, wypowiedziane przez Qichao Hu – byłego pracownika naukowego w Massachusetts Institute of Technology i założyciela SolidEnergy Systems.
Źródło: Reuters