Jeśli możecie wydać na telefon niespełna dwa tysiące złotych, to jesteście w bardzo komfortowej sytuacji. Jeszcze rok czy dwa lata temu bylibyście skazani na poszukiwania flagowca sprzed roku. No, może udałoby się wyrwać też jakiegoś średniopółkowca „na sterydach”. Na szczęście rok 2019 przyniósł na tym polu spore zmiany, które działają tylko i wyłącznie na Waszą korzyść.
Xiaomi Mi 9T Pro
Cena od: 1850 złotych
Długo wahałem się, czy rozpocząć od „zwykłej” Mi-Dziewiątki, czy postawić na nowszą, nieco ulepszoną wersję. Po namyśle, zdecydowałem, że ten wpis rozpocznę od Mi 9T Pro. Jest to urządzenie, od którego po prostu musicie rozpocząć poszukiwania. W chwili obecnej niemal żaden z producentów nie gra tak agresywnie na polu wyceny swoich kolejnych telefonów. Co ważne, niska cena (w stosunku do podobnej konkurencji) idzie w parze nie tylko ze świetną specyfikacją techniczną, ale i ze świetną jakością wykonania.
Producent postawił na ekran typu AMOLED, który ma przekątną 6,39 cala i pracuje w rozdzielczości Full HD+. Ogromnym atutem jest to, że niemal cała frontowa tafla została przeznaczona na ekran. Nie ma tu notcha czy żadnych innych dziur w wyświetlaczu. Wszystko za sprawą wysuwanego modułu kamery selfie. Firma zdecydowała się na zaimplementowanie Snapdragona 855. Dostajemy też 6 GB pamięci RAM i 128 GB na nasze pliki. W tej cenie trudno wymagać więcej.
Nieźle wypada też aparat główny. Jest to w pewnym sensie rozwinięcie matrycy, jaką mieliśmy w Xiaomi Mi 9. I tak, za fotki odpowiada matryca od Sony, precyzując IMX586. Prym wiedzie 48 Mpix (f/1.75), któremu towarzyszą układy 20 Mpix + 8 Mpix. Dostajemy więc całkiem niezłe trio. Przywołana wcześniej kamerka selfie ma 20 Mpix i światło f/2.2. Doceniam też akumulator o pojemności 4000 mAh, który wspiera technologię Quick Charge 4.0.
Xiaomi Mi 9T Pro w Media Expert (w cenie wynoszącej 1999 złotych)
Huawei P20 Pro
Cena od: 1850 złotych
Czasem mam wrażenie, że jest to jeden z najbardziej niedocenianych flagowców ostatnich lat. Huawei wykonał kawał dobrej roboty, efektem czego P20 Pro to wciąż bardzo ciekawa opcja zakupowa, która może zaoferować zaskakująco wiele. Był to też jeden z pierwszych telefonów, który stawiał na ekran wykonany w technologii OLED. Zresztą, wyświetlacze w P20 Pro zbierały raczej dobre opinie. Warto odnotować też, że teraz można kupić ten telefon niemal za połowę jego ceny w chwili debiutu.
Sporo wad, spośród których wiele można wybaczyć – recenzja Huawei P20 Pro po miesiącu użytkowania
Przywołany w poprzednim akapicie wyświetlacz OLED ma przekątną 6,1 cala, będąc wykonanym w formacie 18,7:9. Firma zdecydowała się na rozdzielczość Full HD+. Sercem telefonu jest Kirin 970 z grafiką Mali G72 MP12. Wypada docenić obecność 6 GB pamięci RAM. Nie powinniście też narzekać na 128 GB pamięci wewnętrznej. Na pewno wystarczy na sporo wideo, zdjęć oraz aplikacji czy gier, z którymi to urządzenie powinno poradzić sobie bez żadnego zająknięcia.
Ciekawie wypada też aparat. W świecie Huawei to pewnego rodzaju połączenie „starego z nowym”. Mamy tu 40 Mpix matrycę RGB (f/1.8), 20 Mpix układ monochromatyczny (f/1.6) oraz 8 Mpix teleobiektyw. Nie jest to może i ten poziom, jaki oferuje Huawei P30 Pro, jednak zapewniam Was, że fotki z P20 Pro wciąż cechują się ponadprzeciętną jakością. Miłym akcentem jest też obecny na pokładzie port podczerwieni. Akumulator ma pojemność 4000 mAh i – zgodnie z tym, do czego przyzwyczaił nas Huawei – wspiera technologię szybkiego ładowania.
Honor View 20
Cena od: 1850 złotych
Honor to firma-córka Huawei, która już od pewnego czasu działa w niewielkiej niszy, którą umownie możemy nazwać sobie tutaj flagowcami z niekoniecznie idealnym rodowodem. Jasne, każdy, kto choć raz dłużej pracował na telefonie tej firmy wie, że firma jest świetna w tym, co robi, jednak nie da się nie zauważyć tego, że jest to producent, który wciąż stoi trochę w cieniu tych wielkich, globalnych graczy.
Recenzja Honora View 20 – co oferuje poza świetnym designem?
View 20 oferuje ekran IPS o przekątnej 6,4 cala, który pracuje w rozdzielczości Full HD+. Telefon napędza Kirin 980 z grafiką Mali G76 MP10, ma też 8 GB pamięci RAM. Bajecznie wygląda wsparcie dla 256 GB miejsca na pliki, choć należy pamiętać o tym, że telefon nie oferuje slotu na kartę microSD. Mamy też wsparcie dla obsługi dwóch kart SIM, LTE oraz Androida 9 Pie z nakładką MagicUI, która bardzo mocno nawiązuje do EMUI.
Producent zagrał bardzo nieszablonowo w kwestii aparatu głównego. Mamy tutaj „tylko” 48 Mpix moduł ze światłem f/1.8, któremu towarzyszy czujnik 3D ToF. W świecie, gdzie potrójny aparat główny jest w zasadzie standardem, jest to pewnego rodzaju szok. Należy jednak odnotować, że firma obroniła swoją koncepcję, bowiem zdjęcia, jakie można wykręcić tym telefonem, są naprawdę niezłe. Świetnie wypada też wydajny akumulator o pojemności 4000 mAh, który spokojnie powinien zapewnić Wam nawet i 7 godzin czasu na ekranie.
Honor View 20 w Media Expert (w cenie wynoszącej 1999 złotych)
Motorola One Zoom
Cena od: 1600 złotych
Jest to najpewniej najwyżej lokowany telefon od Motoroli, który ujrzał światło dzienne w tym roku. Wydaje mi się, że to taka trochę próba powrotu do świata flagowców. Nie jest wielką tajemnicą, że Motka świetnie radzi sobie w półce niższej i średniej, jednak od pewnego czasu producent nieco zaniedbał segment premium. Coś mi podpowiada, że jeśli eksperyment z One Zoom się uda, to być może w 2020 roku zobaczymy jakiegoś ciekawego flagowca z linii Z.
Motorola One Zoom i Moto E6 Plus oficjalnie. To może być hit
Świetnie prezentuje się 6,4-calowy ekran MaxVision OLED, który wykonano w formacie 19,5:9 przy zachowaniu rozdzielczości Full HD+. Na froncie znajduje się szkło ochronne Panda King 2.5D, a tylną ścianę pokrywa szkło od Gorilla Glass. Za płynne działanie odpowiada Snapdragon 675 z grafiką Adreno 612. Mamy tu 4 GB pamięci RAM i 128 GB pamięci wbudowanej. Motorola zachowała slot na kartę microSD, więc w razie czego, pamięć możemy szybko rozbudować.
No i wreszcie, aparat. Pierwszy w historii firmy poczwórny moduł foto. Mamy tu kwartet 48 Mpix (f/1.7, OIS, PDAF) + 16 Mpix (moduł szerokokątny) + 8 Mpix teleobiektyw z potrójnym zoomem optycznym i 5 Mpix kamerkę do głębi. Trzeba oddać, że na papierze wygląda to naprawdę świetnie – a jak jest w rzeczywistości sprawdza Kacper i niebawem przedstawi Wam wnioski w swojej recenzji. Frontowa kamerka ma 25 Mpix z opcją łączenia czterech pikseli w jeden większy. Akumulator ma 4000 mAh i wspiera szybkie, 18W ładowanie. Producent zaimplementował czystego Androida 9 Pie.
Samsung Galaxy A70
Cena od: 1650 złotych
Jeśli mowa o oficjalnej dystrybucji sklepowej, to dorwanie flagowca od Samsunga w kwocie 1900 złotych jest niemożliwe lub niemal niemożliwe. Co, jeśli koniecznie chcemy mieć na obudowie logo tego producenta? Polecam Wam skierować się ku Samsungowi Galaxy A70, który reprezentuje grupę średniaków na sterydach. Mamy tu naprawdę ciekawy design oraz kilka pozytywnych rozwiązań, pośród których na pewno warto docenić szybkie, 25W ładowanie. Przypomnę, że nawet Samsung Galaxy S10+ nie ma takiej ładowarki.
Samsung Galaxy A70 oficjalnie zaprezentowany, ale i tak wszyscy czekają na Galaxy A90
Samsung zdecydował się na 6,7-calowy ekran Super AMOLED, który pracuje w rozdzielczości Full HD+. Format to 20:9. Zwraca uwagę „łezka” w kształcie litery U, gdzie producent schował kamerkę selfie. Trudno też przejść obojętnie obok optycznego, zintegrowanego z ekranem, czytnika linii papilarnych. Telefon napędza Snapdragon 675, któremu towarzyszy 6 GB pamięci RAM i 128 GB miejsca na dane.
Jak na średniaka, świetne wrażenie zostawia też po sobie potrójny aparat główny: 32 Mpix (f/1.7) + 8 Mpix (szeroki kąt 123 stopnie) + 5 Mpix czujnik głębi. Smartfon debiutował z Androidem 9 Pie, który został zmodyfikowany o autorską nakładkę Samsunga, OneUI w wersji 1.1. Kończąc, pozwolę sobie docenić akumulator o imponującej pojemności 4500 mAh. Tak pojemne ogniwo powinno być w stanie utrzymać Was z dala od ładowarek sieciowych całkiem długo.
Samsung Galaxy A70 w Media Expert (w cenie wynoszącej 1655 złotych)
Ławka rezerwowych (zamiast zakończenia)
Wydaje mi się, że wszystkie z zaproponowanych dziś urządzeń mają w sobie „to coś”, co może Was do nich przekonać. Mamy Xiaomi z wysuwanym aparatem selfie i w każdym calu flagową specyfikacją, jest kilka fotograficznych perełek, a także urządzeń, które prezentują się dość innowacyjnie pod kątem designu. Wreszcie, mamy też piękną potyczkę między urządzeniami z nakładką producenta a tymi, które napędza czysty lub niemal czysty Android.
Gdybyście jednak odczuwali pewien niedosyt, to przygotowałem dla Was jeszcze dwa telefony, które warto wziąć pod uwagę. Jest to Nokia 9 (która rzekomo wygrzebała się już z problemów ze skanerem linii papilarnych) oraz Oppo Reno. Od siebie doradziłbym też poszukiwania Samsunga Galaxy Note 9. Oczywiście w tym przypadku nie mówimy już o sprzedaży z oficjalnych sklepów. Zapewniam Was jednak o tym, że za niecałe dwa tysiące złotych można kupić nowego Notatnika sprzed roku.
Możecie też rozważyć zakup Huawei Mate 20 Pro. Przyznam szczerze, że sam już niemal go kupiłem, jednak – jako że przykładam bardzo dużą wagę do dźwięku stereo (nie ze słuchawek) – wycofałem się, bo głośnik ulokowany w porcie ładowarki jakoś niespecjalnie do mnie przemawiał. Tak czy owak, jeśli macie zaufanego kontrahenta, to jestem pewien, że w tej cenie spokojnie uda się Wam zapolować na to urządzenie.
A Wy jakie urządzenie wybralibyście? I dlaczego właśnie te? Dajcie znać w komentarzach :)