Ostatnimi czasy na rynku zaczęły pojawiać się smartfony, które promowane są jako urządzenia dla graczy. Oprócz agresywnej stylistyki i odpowiednio wysokiej specyfikacji, nie wyglądają one na sprzęt, który może zaoferować wiele więcej od „normalnych” modeli. Czy ich istnienie ma zatem jakikolwiek sens?
Niewielkie wymagania mobilnego grania
Z początku tekst ten miał być obszernym zbiorowiskiem informacji na temat tego, jak smartfony z konkretnych półek cenowych radzą sobie w grach. Chciałem wziąć smartfony za 600 złotych, te za 1500 złotych, aż w końcu po flagowce warte ponad 3000 złotych i następnie porównać je pod kątem chociażby liczby osiąganych klatek na sekundę. Po przeprowadzeniu kilku testów szybko jednak zrozumiałem, że tworzenie takiego artykułu po prostu mija się z celem i to nie przez moje średnio pozytywne nastawienie do gier mobilnych.
Po pierwsze rynek ten zupełnie różni się od tego, co widzimy przy okazji konsol czy przede wszystkim – komputerów osobistych. Tam w końcu sprawdza się każdy najmniejszy moduł pod kątem jego mocy obliczeniowej, która ostatecznie przekłada się na liczbę klatek na sekundę. Liczba modeli procesorów czy kart graficznych jest przytłaczająca, a ich właściwości w postaci taktowania, ilości pamięci czy przepustowości magistrali ma znaczenie. Jeśli jednak nasza maszyna nie domaga w jakichś aspektach, to potężna ilość ustawień graficznych pomoże nam znaleźć balans pomiędzy malowniczą grafiką, a komfortem z rozgrywki.
Tego samego nie można powiedzieć o smartfonach, które oferują niewielkie możliwości konfiguracyjne. Mam tu na myśli po części warstwę sprzętową, ale przede wszystkim opcje w samych grach. Ilość dostępnych ustawień w wielu tytułach kończy się często na trzech możliwościach. Dodatkowo duża liczba mobilnych produkcji 3D jest często z góry zablokowana na maks. 30 klatek na sekundę, co eliminuje jakikolwiek sens, chociażby podjęcia próby stworzenia serii testów. Muszę też przyznać, że nie spotkałem się z żadnym narzędziem, które pomogłoby mi w przeprowadzeniu benchmarków. Android bez przeprowadzenia roota nie pozwala nawet zmierzyć liczby klatek na sekundę w danej grze, co rzuciło mi lekkie kłody pod nogi.
Po drugie chciałem wskazać wyraźne różnice w wydajności pomiędzy danymi półkami cenowymi i zastosowanymi tam chipsetami. Spodziewałem się, że telefony z takim Snapdragonem 845 wręcz przygniotą do ziemi swoje słabsze odpowiedniki przy pomocy swojej mocy obliczeniowej, zwłaszcza w tych bardziej wymagających grach. Uruchomiłem zatem swoje dwie pierwsze platformy testowe w postaci Moto G6 oraz Moto G6 Plus i… okazało się, że ten drugi smartfon w zupełności radził sobie z najbardziej „zasobożernymi” produkcjami na najwyższych ustawieniach, w rzadko zachwianych 30 klatkach na sekundę.
Był dla mnie stosunkowo spory szok, ale im więcej gier uruchomiłem, tym bardziej utwierdzałem się, że nie trzeba wydawać fortuny, żeby móc godnie pograć na swoim smartfonie. Moto G6, ze swoim Snapdragonem 450 w parze z jednostką graficzną Adreno 506, zdarzyło się napotkać jakieś zwolnienia animacji. Z kolei Moto G6 Plus ze Snapdragonem 630 i Adreno 508 nie miał już takich problemów. Jedyne, co ograniczało samo urządzenie, to niektóre gry, a zasadniczo ich ustawienia, które nie pozwalały mi uruchomić mi danego zestawu opcji, bo miałem taki a nie inny model telefonu (vide mobilne PUBG).
Gdzie w takim razie mają się zmieścić smartfony gamingowe?
Skoro nie tak drogie urządzenia w zupełności pozwalają cieszyć się mobilnymi grami, to po co w ogóle sięgać po flagowe układy? Pójdźmy nawet dalej, czym zatem smartfony skierowane dla graczy mogą się wyróżnić względem innych modeli? Czy dają one jakąkolwiek przewagę? Nie bardzo, a nawet jeśli, to nie ma ku temu większej potrzeby, bo na platformach mobilnych nie istnieje żadna sensowna produkcja z potencjałem e-sportowym. Czy mają one większą wydajność? Też nie, bo co najwyżej takie telefony mogą pochwalić się delikatnie wyżej taktowanym procesorem. Nie ma zatem elementu, który po zakupie takiego sprzętu stawiałby jego posiadacza wyżej względem użytkowników „zwykłych smartfonów”.
Co zatem oferuje gamingowe urządzenie mobilne? Większą baterię, nieco lepszy system chłodzenia, głośniki stereo i ewentualnie mogą też dorzucić wyświetlacz z wyższą wartością odświeżania. Dla miłośników zbierania rzepy na telefonie będzie to spory pakiet zalet, ale czy jest to wystarczająca rekompensata za bardzo agresywny, pseudo-sportowy design i luźne podejście do innych elementów (np. aparatu)? Taki Galaxy Note 9 udowadnia, że można mieć te wszystkie plusy w smartfonie, który choć lubi się z grami, to nie komunikuje tego w bardzo nachalny sposób… a i pamięta o byciu dobrym urządzeniem pod praktycznie każdym aspektem. Można to zatem załatwić w lepszy sposób.
Telefony tworzone z myślą o graczach będę krytykował tak długo, jak ich istnienie nie będzie niosło ze realnych i jakichś wyróżniających korzyści. Mam jednak wrażenie, że smartfony tego typu odniosą spory sukces, ale nie na naszym rynku. To raczej urządzenia tworzone z myślą o Azji, gdzie gry mobilne cieszą się ogromną popularnością. Produkcje tego typu przynoszą tam miliardowe zyski i Razer, Xiaomi czy ASUS są w pełni świadome tego zjawiska, z którego to zyski również chcą pozyskać.
Ton całego wpisu mówi sam za siebie. Podchodzę do wszystkich tych urządzeń bardzo sceptycznie i prawdę mówiąc nie widzę miejsca dla gamingowych smartfonów na rynku. Jestem jednak ciekawy co Wy myślicie na ten temat. Zbędna nowinka? Czy może uważacie, że sprzęt ma ukryty potencjał?