iPad 9. generacji – wzorowy uczeń (recenzja)

W pierwszych wrażeniach z użytkowania iPada 9. generacji wspomniałem o jego niesamowitym potencjale jako narzędzie pomocne w nauce – zarówno pod kątem wydajności, jak i ceny. Czy, mimo oklepanej bryły i braku kilku funkcji względem droższych modeli, nowy iPad “edukacyjny” jest warty uwagi?

Wygląd i wyświetlacz

Design starego… znaczy się nowego iPada może wprawić wiele osób w zakłopotanie. Spoglądając na najnowszy tablet firmy Apple można pomyśleć “mój iPad Air to praktycznie to samo!”. I fakt, z wyglądu nie znajdziemy większych różnic względem kilku poprzednich modeli. To samo rozmieszczenie przycisków, ten sam port Lightning (nawet tego nie chciało im się zmienić!), głośniki stereo umieszczone na dole tabletu oraz… gniazdo słuchawkowe. Niestety, w żadnym innym mobilnym urządzeniu Apple już go nie znajdziemy. 

Na lewym boku znajdują się piny, służące do połączenia akcesorium w postaci klawiatury Smart Keyboard, dostępnej do kupienia osobno. Rysik Apple Pencil nie przyczepia się magnetycznie do boku urządzenia, tak jak jest to rozwiązane w nowych iPadach Pro, Air oraz mini. Jest on ładowany przez podłączenie go do portu Lightning tabletu i trzeba trzymać go w osobnym miejscu. Nowy model – tak, jak poprzednik – ma wsparcie dla Apple Pencil pierwszej generacji i jest to ostatni tablet Apple, wspierający tę wersję rysika. 

Jeśli chodzi o ekran, jest to matryca wielkości 10,2 cala i rozdzielczości 2160 x 1620 pikseli przy 264 pikselach na cal. Maksymalna jasność to 500 nitów, a częstotliwość odświeżania wynosi 60 Hz. Gołym okiem można zauważyć brak laminacji ekranu, czyli widoczną przerwę między matrycą a szkłem. Jest to ten sam wyświetlacz, który był obecny w poprzedniej generacji iPada. Został jedynie dodatkowo wyposażony w technologię True Tone, która dostosowuje wyświetlane kolory do otoczenia tak, aby lepiej nam się patrzyło na ekran. 

Tablet dostępny jest w kilku wersjach. Do wyboru mamy dwa kolory: srebrny oraz gwiezdna szarość. Podstawowy model ma 64 GB pamięci wbudowanej, czyli dwukrotnie więcej w porównaniu do poprzedniej generacji – i całe szczęście, bo 32 GB to moim zdaniem zdecydowanie za mało jak na dzisiejsze standardy. 

Tak jak każdy inny model iPada, 9. generacja jest dostępna w wersji WiFi oraz WiFi+Cellular (LTE, nie 5G). W tej drugiej mamy możliwość włożenia fizycznej karty SIM lub korzystania z eSIM, w pierwszej natomiast jesteśmy zdani tylko na hotspot.

Wydajność i multimedia

Mimo, że z zewnątrz to nadal to samo, w środku znajdziemy dość pokaźne zmiany. iPad 9. generacji został wyposażony w procesor A13 Bionic, znany również z iPhone’a 11. Jest to 6-rdzeniowy procesor, wspomagany 3 GB pamięci RAM. Jeśli chodzi o pracę biurową, nie ma opcji, że ten iPad nas zawiedzie. Wszystkie aplikacje, których używałem na moim prywatnym iPadzie Pro 2018, działają bez zająknięcia na budżetowej 9. generacji. W większości korzystam z Goodnotes, Notability, Apple Books, Docs, Teams i wielu, wielu innych. 

Po przejściu z iPada Pro na pierwszy rzut oka wydawało się, że nowy iPad jest dość wolny. Jest to sprawa ściśle związana z odświeżaniem 60 Hz. Na początku trudno mi było się przyzwyczaić do dwukrotnie niższej częstotliwości ekranu względem mojego Pro. Dokładnie tak, jak przy kupnie mojego iPada dwa lata temu miałem wrażenie, że mój iPhone się zacina przez niższą częstotliwość, to samo poczułem w tym przypadku. Jest to jednak tylko złudzenie i, pomimo wyższego komfortu użytkowania ekranu 120 Hz, moim zdaniem da się z powrotem przestawić na niższą częstotliwość. 

Mało tego, użytkownicy, którzy nie mieli nigdy do czynienia z wyższym odświeżaniem, pewnie nawet nie zauważą tego, na co ja zwróciłem uwagę korzystając z dużo droższego urządzenia przez okres kilku lat. Po jednym dniu użytkowania iPada 9. generacji niższa częstotliwość przestała mi przeszkadzać, a nawet korzystając chwilami z mojego Pro, nie było problemem żonglowanie między 60 Hz a 120 Hz. 

Z graniem w gry również nie było najmniejszych problemów. Przez okres użytkowania tabletu miałem trochę wolnego czasu, przez co mogłem sobie pozwolić na odrobinę rozrywki. Jedyne gry, w które gram na tablecie, to dość wiekowe Bloons TD 5 oraz popularne 8 Ball Pool. Bloons, z pozoru prosta strategiczna gierka, potrafi źle działać na kiepskim sprzęcie. Gra 8 Ball Pool z kolei nie należy do wymagających. W obu tytułach nie napotkałem żadnych zacięć. Nic dziwnego, procesor A13 to dwuletni chip, ale nadal bez problemu radzący sobie nawet z trudniejszymi zadaniami. 

Podczas testów nie mogłem również nie sprawdzić odtwarzania wszelkiego rodzaju multimediów z różnych serwisów streamingowych. Netflix jest w stanie odtwarzać wideo do 1080p, co wygląda już bardzo dobrze na ekranie o tej rozdzielczości. YouTube ma nawet opcję wyboru jakości 4K, ale jeśli zależy nam na oszczędności danych oraz dobrej jakości – najlepsza będzie opcja 1440p, która według mnie na tym tablecie wygląda tak samo wyraźnie, jak ta najwyższa. Z odtwarzaniem filmów z Internetu z różnych popularnych źródeł nowy iPad poradził sobie tak samo dobrze, jak w przypadku wyżej wymienionych przeze mnie aplikacji. 

iPad 9. generacji został wyposażony w głośniki stereo. Jednak nie są one umieszczone na górze i na dole tabletu, a po obu stronach portu ładowania. Mimo bardzo dobrej jakości dźwięku, niestety, brakowało mi przestrzeni, jaką dają głośniki po obu stronach tabletu. Oglądając jakiekolwiek wideo w trybie horyzontalnym słyszymy dźwięk po prawej lub po lewej stronie, w zależności od tego, jak trzymamy urządzenie. Do cichego słuchania muzyki lub podcastów te głośniki sprawdzą się idealnie. Grają bardzo czysto i mają odpowiednią ilość niskich tonów. 

Ciekawym ruchem ze strony firmy Apple jest pozostawienie w podstawowym iPadzie wejścia słuchawkowego. Firma w 2016 roku pozbyła się tego portu ze wszystkich swoich flagowych smartfonów, a w 2018 także z flagowych tabletów. Niemniej jednak taki dodatek to w dzisiejszych czasach rzadkość, obok której nie mogłem przejść obojętnie. Podłączając iPada 9. generacji do mojej wieży, która nie wspiera bezprzewodowych technologii, cieszyłem się możliwością słuchania muzyki z Apple Music w jakości Lossless bez użycia laptopa ani żadnych przejściówek. 

Skąd nazwa iPad „edu”?

iPady w swojej podstawowej postaci są dość popularne wśród studentów. Mogą pełnić naprawdę wiele funkcji, zarówno dla studenta chodzącego na zajęcia stacjonarnie, jak i tego uczącego się zdalnie. Osobiście używam iPada jako głównego notatnika od ponad dwóch lat. Przestałem nosić zeszyty, których często zapominałem zapakować do plecaka. Nie muszę też dźwigać tony książek, obciążających kręgosłup. Wszystko to można z łatwością zastąpić jednym narzędzeniem – iPadem. 

Do robienia notatek używam aplikacji GoodNotes. Podoba mi się w niej zarówno sposób organizacji zeszytów, jak i sam komfort pisania i rysowania. W zeszycie możemy ustawić dowolny, preferowany przez nas typ kartki: w linię, w kratkę czy wreszcie dowolny szablon ściągnięty z internetu lub zrobiony przez nas. Pisząc, łatwo zrobimy proste linie i kształty, program nam w tym pomoże. 

W najnowszej aktualizacji dodano również możliwość przyczepiania czegoś w rodzaju karteczek samoprzylepnych, na których możemy pisać komentarze i uwagi do ręcznie pisanych notatek. Program ten zawiera wszystko, czego potrzebujemy, aby przestać zabierać jakiekolwiek papierowe książki czy zeszyty. Niestety, niektórych może zasmucić cena – 37,99 złotych. Ja dokonałem tego zakupu prawie 4 lata temu i do dzisiaj nie żałuję ani grosza wydanego na to narzędzie. Jest to koszt 3-4 firmowych zeszytów A4 – warto przemyśleć ;)

Dla tych, którzy niekoniecznie potrzebują rozbudowanego programu, a szukają prostej i taniej alternatywy, preinstalowana została aplikacja Notatki. Możemy w niej zarówno wygodnie pisać tekst na klawiaturze, jak i odręcznie. Ja nigdy nie byłem jej fanem. Czasami zdarza się, że wykorzystam systemowe Notatki do napisania jakichś bardzo krótkich tekstów na klawiaturze, natomiast w pisaniu odręcznym zdecydowanie lepiej radzi sobie GoodNotes lub Notability. 

Do przeglądania książek w formacie PDF (i nie tylko) wykorzystuję aplikację Apple Books oraz Google Play Books. W tej pierwszej przechowuję krótkie karty pracy lub pojedyncze kartki. W Play Books trzymam całe książki ze względu na, według mnie, ładniejszą i przyjemniejszą szatę graficzną, przez co dużo łatwiej i szybciej znajduję potrzebny mi tytuł. Obie aplikacje są darmowe i można ich używać naprzemiennie. Jedyną różnicą jest oczywiście ta wizualna – sami musimy zdecydować, która nam się bardziej podoba. 

Do edycji, oznaczania czy podpisywania dokumentów, świetnie sprawdza się aplikacja Notability. Dzięki iPadowi oduczyłem się drukowania umów i “papierów”. Wszystko podpisuję i wypełniam na tablecie. Celowo mam do tego osobną aplikację, żeby dokumenty nie mieszały mi się z notatkami na uczelnię. W Notability każda umowa, każdy papierek jest dodawany jako osobna notatka, którą można dodać do danej kategorii i zmienić jej nazwę. 

Oczywiście wszystkie wyżej wymienione przeze mnie aplikacje synchronizują się przez iCloud. To znaczy, że nawet, jeśli nasz sprzęt zostanie zgubiony czy zniszczony (mam nadzieję, że nigdy się to nie stanie) wszystkie nasze dane są bezpieczne i będziemy mieli do nich dostęp z innych urządzeń firmy Apple. Synchronizacja odbywa się praktycznie momentalnie, więc zapominając iPada, możemy spojrzeć w notatki na iPhonie lub Macu. 

Jeśli chodzi o naukę zdalną, a w moim przypadku zdalne wykłady, wykorzystywałem platformę Microsoft Teams. 10,2-calowy ekran w zupełności wystarcza do komfortowego przyswajania informacji z wyświetlanej przez wykładowcę prezentacji, a przez dwie godziny zajęć spadło mi nie więcej niż 15% baterii – jak na zasobożerne “Teamsy” jest to świetny wynik.

Aparaty i FaceTime

Nowością, która jako pierwsza była zarezerwowana dla droższych iPadów Pro, którą również znajdziemy w najnowszym iPadzie 9. generacji, jest aparat przedni oraz obsługa funkcji Center Stage. Jako osoba mocno wykorzystująca FaceTime i rozmawiająca wiele godzin za pomocą tej aplikacji muszę przyznać, że nowy aparat robi ogromną różnicę przy połączeniach z najbliższymi. 

Główną różnicą w porównaniu do poprzedniego modelu jest zwiększona rozdzielczość aparatu selfie. Jest to ten sam obiektyw, który znajdziemy w iPadzie Pro – aż sam nie mogłem uwierzyć, że Apple wyposażyło swój najtańszy tablet w jedną z funkcji tego flagowego. Kamera selfie ma 12 megapikseli i pole widzenia 122 stopnie. Wspiera nagrywanie wideo do 1080p przy 60 klatkach na sekundę. 

Kąt widzenia przedniego aparatu jest tak ogromny, że rozmawiając przez FaceTime mogę chodzić po całym pokoju, a tablet będzie śledzić moją twarz odpowiednio zbliżając wyrównując kadr. Dla mnie funkcja Center Stage jest po prostu niezastąpiona. Rozmawiając przez mojego iPada Pro 2018, zawsze denerwowało mnie bardzo duże przybliżenie twarzy. Aby było dobrze widać moją twarz musiałem ustawiać tablet dość daleko, a o pokazaniu całego pokoju za pomocą przedniej kamery mogłem tylko pomarzyć. 

Temat tylnej kamery w tablecie zwykle pomijam i tak też będzie w tym przypadku. Uważam po prostu, że prawie nikt nie kupuje tabletu z myślą o robieniu zdjęć – jest to bardzo niewygodne! Tylny obiektyw ma jedynie 8 Megapikseli i do niczego, poza ewentualnym skanowaniem dokumentów, raczej się nie nadaje.

Wideo nagramy w maksymalnej rozdzielczości Full HD przy 30 klatkach na sekundę. To dość rzadki przypadek przewagi przedniej kamery nad tylną. I dobrze, że Apple zdecydowało się na zmiany w tej bardziej użytecznej.

Stare, dobre Touch ID?

iPad 9. generacji, mimo posiadania kamery przedniej z iPada Pro, nie odziedziczył po nim technologii rozpoznawania twarzy Face ID. Zamiast tego, jedynym zabezpieczeniem biometrycznym jest czytnik linii papilarnych, znany z poprzednich modeli tabletów oraz smartfonów Apple – Touch ID. Myślałem że Apple w końcu pozbędzie się starych czytników linii pierwszej generacji znanych z iPhone’a 6 i poprzednich iPadów. 

Niestety, w tym modelu nie znajdziemy nowszego czytnika drugiej generacji stosowanego w pierwszych iPadach Pro czy chociażby iPadzie Air 3. Pierwsza generacja czytnika zastosowana w testowanym przeze mnie modelu iPada jest dość wolna i mimo, że odblokowywanie ekranu nie zajmuje aż tak długo, czasami zdarza się, że nie wychwyci mojego palca za pierwszym razem. 

Gdzie prawdziwie brakuje mi Face ID? Przy autouzupełnianiu haseł i identyfikowaniu się biometrią w różnych aplikacjach. W moim prywatnym iPadzie Pro 2018 wystarczy, że patrzę się na ekran tabletu i hasło automatycznie się uzupełnia. W podstawowej wersji iPada za każdym razem muszę kłaść palec na czytniku – nie jest to wymagający proces, ale trwa zdecydowanie dłużej od Face ID.

Gesty a przycisk „Początek”

Nowy, podstawowy iPad, razem z iPhonem SE 2. generacji, są ostatnimi urządzeniami sprzedawanymi przez firmę Apple, wyposażonymi w przycisk “Początek”. Oprócz pełnienia funkcji zabezpieczenia przez wbudowany w przycisk czytnik linii papilarnych, służy on również do powrotu do ekranu głównego. 

Całe szczęście, będąc przyzwyczajonym do gestów z nowych smartfonów Apple oraz do iPada Pro, który pozbawiony jest przycisku pod ekranem, nie muszę odzwyczajać się od gestów, do których przywykłem przez lata. Od iOS 12 wszystkie iPady wspierają całą gamę gestów. Przesunięcie w górę, aby wyjść z aplikacji to rzecz, która tak mi weszła w krew, że chyba nie byłbym w stanie już zmieniać swoich nawyków.

Bateria

Bardzo pozytywnym zaskoczeniem, a wręcz rzeczą, która przypomniała mi jeden z największych atutów starszych modeli iPadów, jest bateria. Od czasu zakupu przeze mnie iPada Pro 2018, przyzwyczaiłem się, że nowe, flagowe modele tabletów Apple, są dość prądożerne. Z mojej 11-calowej wersji rzadko kiedy jestem w stanie wycisnąć więcej niż 5 godzin użytkowania. Przy grach i bardziej intensywnych zadaniach czas pracy na baterii obniża się do 3-4 godzin. 

iPad 9. generacji w tej kwestii mnie nie zawiódł. Producent deklaruje 10 godzin przeglądania internetu na zasilaniu z baterii. Podczas testów z iPada korzystałem bardzo intensywnie. Często grałem w grę, jednocześnie rozmawiając na FaceTime przez funkcję picture in picture. Przy tak intensywnym i prądożernym korzystaniu z tabletu, użycie baterii na włączonym ekranie wyniosło niemal 9 godzin! 

Były oczywiście dni, w których użycie baterii nie było tak dobre, natomiast zwykle wiązało się to z wyższą jasnością i mocniejszym wykorzystywaniem sprzętu. Nawet w takich przypadkach użycie baterii osiągało 7 godzin. 

FaceTime, którego nazywam mordercą baterii na iPhonie, w ciągu 4 godzin rozmowy zjadał jedynie około 50% baterii na nowym iPadzie. Biorąc pod uwagę włączoną nową funkcję Center Stage to naprawdę dobry wynik. 

Myślę, że o baterię serio nie musimy się martwić. Skoro nawet mi nie udało się jej rozładować w ciągu dnia, na pewno wystarczy na cały dzień – nawet intensywnej pracy. A gdy przyjdzie nam zostawić iPada nieużywanego w standby na kilka dni, mamy pewność, że nie rozładuje się. 

W zestawie znajdziemy ładowarkę o mocy 20 W wraz z kablem USB C – Lightning. Zasilacz również jest w pudełku, co w dzisiejszych czasach nie jest takie oczywiste. Dołączona ładowarka naładuje tablet do pełna w około 3 godziny. Nie jest to świetny wynik, ale jak na ogniwo o pojemności 32,4 Wh i dość słabą ładowarkę – nie jest najgorzej. 

Cena

Podstawowa wersja iPada 9. generacji kosztuje 1699 złotych. Za wersję wyposażoną w 256 GB pamięci należy dopłacić aż 800 złotych, a dodatkowa obsługa sieci komórkowej kosztuje kolejne 650 złotych – niezależnie od wersji pamięciowej. 

Będąc studentem można skorzystać ze strony sklepu Apple dla edukacji, w ten sposób dostaniemy zniżkę w wysokości 6%, dzięki czemu na podstawowym modelu można zaoszczędzić 100 złotych. Niewiele, ale zawsze coś.

https://www.apple.com/pl/ipad-10.2/

Jeśli chodzi o opcjonalne akcesoria dostępne do tego tabletu, za 479 złotych kupimy rysik Apple Pencil pierwszej generacji, natomiast za 749 złotych można dostać klawiaturę Smart Keyboard.

Podsumowanie

Podstawowy iPad 9. generacji to nie jest żadna nowość. Nie zaskoczy designem, nie ma również niektórych funkcji, które oferują jego drożsi “bracia”. Jest to natomiast świetne narzędzie pracy. To jest tego rodzaju urządzenie, które ma spełniać swoje zadanie. Ma być bezawaryjny i bezproblemowy, ma obsługiwać nasze ulubione aplikacje, a także otrzymywać aktualizacje zabezpieczeń i systemu przez następne kilka lat. I taki właśnie jest nowy, podstawowy iPad. 

Zmiany, które zostały w nim dokonane względem poprzedniego modelu, może nie wydają się być duże, natomiast nowszy procesor oraz świetny przedni obiektyw sprawiają, że jeszcze bardziej jest on wart swojej ceny. Po poprzedniej generacji odziedziczył na pewno uniwersalność oraz bardzo dobrą baterię, moim zdaniem nieporównywalną do droższych iPadów Pro podobnego rozmiaru. 

Brak laminacji ekranu oraz niską częstotliwość odświeżania ekranu rekompensuje dobrej jakości ekran, ale również – przede wszystkim – cena. Niski koszt to właśnie ten argument, który przykuwa uwagę wielu osób zastanawiających się nad zakupem iPada. Jest to idealne rozwiązanie, jeśli nie jesteśmy pewni, czy w ogóle tablet nam się przyda i nie chcemy wydawać na niego pieniędzy, za które kupimy dobry komputer. 

Nieważne czy wykorzystamy go na studia, do pracy, do grania w gry, do oglądania seriali i filmów, czy też wszystkiego na raz, ten niepozorny tablet poradzi sobie z każdym zadaniem.

I myślę, że właśnie przez to ma wielu zwolenników. 

iPad 9. generacji – wzorowy uczeń (recenzja)
Zalety
Ulepszony procesor
Nowy przedni aparat
Obsługa Apple Pencil
Bardzo długi czas pracy na baterii
Przystępna cena
Wady
"Oklepany" design
Częstotliwość ekranu 60Hz
Brak laminacji ekranu
Głośniki tylko po jednej stronie
8.5
Ocena
Gdzie kupić?
Exit mobile version