Samsung i Apple to bodaj najgorętsze zestawienie konkurentów na smartfonowym rynku. Czy możliwe zatem, aby jedni – w tym przypadku Koreańczycy – cieszyli się sukcesem drugich? Okazuje się, że tak. I wcale nie ze względu na wyszukaną kurtuazję. Słowem-kluczem są tutaj oczywiście pieniądze.
Już w zeszłym roku stało się jasne, że gigant z Cupertino postawi w swoich tegorocznych propozycjach na ekrany OLED. Jako że najpoważniejszym graczem w tym sektorze jest właśnie Samsung, to do niego swoje kroki skierowała ekipa Tima Cooka, aby złożyć stosowne zamówienie. Okazuje się, że zyski, jakie może przynieść współpraca z takim kontrahentem, nie będą należeć do znikomych. Ba, mogą być nawet większe od tych, jakie przyniosą własne produkty. W jaki sposób?
Według przeprowadzonych przez Counterpoint Technology Market Research prognoz sprzedażowych, do lata 2019 roku Apple powinno sprzedać 130 milionów egzemplarzy swojego jubileuszowego iPhone’a. Każda sztuka oznacza dla Samsunga około 110 dolarów zysku za wykorzystane w nim części. Rzecz jasna najwięcej stanowią same wyświetlacze, ale do tego dochodzą również inne, mniejsze elementy, jak chociażby pamięć. Jeżeli zatem przewidywania specjalistów znajdą odzwierciedlenie w rzeczywistości, na częściach do iPhone’a X Samsung zarobi 14,3 mld dolarów.
A jak ma się to do ostatniej odsłony Galaktyki? Na wykorzystanych w każdym egzemplarzu elementach producent zarobi 202 dolarów. Tyle tylko, że tutaj prognozy analityków są o wiele mniej optymistyczne, przynajmniej względem konkurencji z nadgryzionym jabłkiem. Szacuje się bowiem, że w przeciągu najbliższych dwudziestu miesięcy do nabywców trafi 50 milionów sztuk Galaxy S8. Zysk mógłby więc oscylować w okolicach 10,1 mld dolarów.
Jeżeli przewidywania się sprawdzą, Koreańczycy powinni zainkasować ze sprzedaży smartfona swojego konkurenta o cztery miliardy dolarów więcej niż za własnego flagowca. Samsung zdaje się wyszedł na całej tej współpracy dość korzystnie, prawda? Osobiście jestem tylko ciekaw, jak długo Apple będzie kontynuować taką politykę. Jakby nie patrzeć, wspiera swojego największego rywala. Póki co jednak, niezależnie od tego, czy większy sukces odniesie Galaxy S8, czy iPhone X, całą sytuację z pozycji zwycięzcy obserwować powinni właśnie Koreańczycy.
Na koniec – gwoli ścisłości – dodam, że Samsung też kupuje od Samsunga, ponieważ w rzeczywistości koncern podzielony jest na kilka spółek, które specjalizują się w produkcji różnych podzespołów, na przykład wyświetlaczy, procesorów czy kości pamięci. My jednak zawsze pomijamy dopiski poszczególnych jednostek i używamy ogólnego określenia „Samsung”.
Źródło: The Wall Street Journal dzięki Mashable